Kalifornia (Dumas)/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kalifornia |
Wydawca | Drukarnia Gazety Codziennej |
Data wyd. | 1854 |
Druk | Drukarnia Gazety Codziennej |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Wojciech Szymanowski |
Tytuł orygin. | Un Gil Blas en Californie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nadmieniłem, że przybyliśmy d. 8, o ósmej zrana. Ten dzień zeszedł nam na pracy i stawianiu namiotów. 4 z pomiędzy nas udało się po drągi i po kołki; jedni kopali, drudzy wznosili namioty. Należałem do ostatnich. Co do kobiet, 13 z 15 odjechało niezwłocznie do San-Francisco, gdzie jakkolwiek niecierpliwie stanąć pragnęły, jeszcze niecierpliwiej były oczekiwane. Bo w istocie, w tej chwili w San-Francisco było tylko podobno 20 kobiet, a 80,000 do 100,000 mężczyzn. Z tego też powodu kilkanaście statków odpłynęło do Chili po emigrantki.
Zawsze tego żałowałem, że nie byłem świadkiem wrażenia, jakie sprawiły nasze 13 pasażerek w chwili przybycia do San-Francisco. Pięć lub sześć z nich nie doszły nawet do domu zajezdnego.
Około południa spotkałem Tillera, który przybył dwa tygodnie wprzódy i osiadł w obozie francuzkim. Powitanie nasze było serdeczne i mieszkałem z nim razem, dopóki nie ukończyłem swego szałasu. Tiller był komisantem w porcie.
Jeden z naszych stowarzyszonych miał żonę; podjęła się zająć kuchnią, a jednego z nas wysłano po zapasy żywności, zawiadamiając go o cenie bieżącej. Nasz posłaniec kupił wołowiny na rosół. Rosół był przedmiotem naszych życzeń; w ciągu przeprawy najbardziej byt pożądanym. Szczęściem mięso wołowe spadło o połowę ceny: z pięciu franków na 50 su funt. Mieliśmy jeszcze z sobą cukier i kawę.
To co nam oznajmił nasz posłaniec o cenach bieżących było przerażającem. I tak: funt chleba kosztował od 25 do 30 su funt, lecz dawniej kosztował dollara. Pokój szerokości 6 do 8 stóp wynajmowano za 500 franków miesięcznie; opłata rozumie się z góry. Domek na kilka stóp w kwadrat wynajmowano za 3000 franków miesięcznie. Na ulicy Portsmuth budowanie domu zwanego Eldorado kosztowało 5 i pół milionów. Dochód zaś z pomieszkań wynajętych wynosił 625,000 fr. miesięcznie. Łatwo zaś to sobie wyobrazić, skoro robotnik grabarski pobierał dziennie 40 do 60 franków, a cieśla 80 do 100.
Grunt ustępowany przez rząd prawie darmo na 6 lub 8 miesięcy przed naszem przybyciem, podniósł się do tej wartości, że na początku 1850 r. płacono 100,000 do 150,000 franków za 100 stóp kwadratowych. Jeden z naszych ziomków zakupił przez licytacyę grunt 45 do 50 stóp długości za 60,000 franków, wypłacalnych w pięciu latach; w trzy dni potem wynajął go za 75,000 franków na 18 miesięcy, z warunkiem, że wszelkie budowle na nim wystawione będą do niego należeć po upływie tego czasu.
Zresztą stosunek był zachowany od wielkich, do małych rzeczy. Żartowano z biednego handlarza jajami, który słysząc, że pewien sprzedający kasztany zrobił majątek głosząc, że ma kasztany Lyońskie, obwoływał, że ma: »świeże jajka Lyońskie.« Ten handlarz zrobiłby majątek w San-Francisco, gdzie świeże jajka przybyłe z Franeyi sprzedawano po 5 franków sztukę.
Krąży wieść w San Francisco o dwóch serach z Grayres. Ponieważ te sery były jedynemi tego gatunku, przeto płacono za funt po 15 franków. Czółno z dwoma przewoźnikami wynajmowano za 200 franków na sześć godzin. Para butów rybackich zachodzących za kolana, które są niezbędnemi w porze deszczowej w niższem mieście, kosztowała 200 do 250 fr. w zimie, a 100 do 150 franków w lecie.
Było mnóstwo lekarzy, lecz gdy większa część była szarlatanów, przeto obrali inny zawód. Trzech lub czterech miało tylko wziętość; ci zaś kazali sobie płacić po 80 lub 100 franków za wizytę.
Z tego też powodu przytaczano przykłady ogromnych majątków; niektórzy z naszych ziomków, posiadający jeden lub dwa tysiące franków, za naszego pobytu mieli 25 tysięcy miesięcznego dochodu, oprócz zysków z ich handlu. W ogólności te ogromne majątki powstawały z wynajmu pomieszkań i ze spekulacyj gruntowych.
Zapomniałem nadmienić jeszcze, że nabyłem mały piecyk oszczędny. Zapłaciłem za niego 800 franków. Nie byłem podówczas dość oszczędnym ażeby przedsiębrać podobne oszczędności. Podobne wieści zbliżające się do baśni, wznieciły nadzieje i przestrach w sercach biednych nowo przybyłych.
Było nas 25 z naszego towarzystwa: z tych czterech udało się niezwłocznie do kopalni. Byli to zaś ci, którzy mieli pieniądze. Przekonaliśmy się wtedy dla czego w Valparaiso udzielono nam tak sprzecznych wiadomości. W samem mieście San Francisco nie wiedziano czego się trzymać. — Najbliższe placery, to jest San Joaquin były w odległości 10 do 12 dni drogi.
Jakkolwiek sprzeczne były wieści, jednakże obiegały najpospoliciej o poszukiwaczach złota. Ale wszystkie odnosiły się do tego podobieństwa żebraków w kościołach paryzkich Ś-go Eustachego lub Najświętszej Panny Loretańskiej, to jest, że potrzeba — było być bogatym, chcąc zostać poszukiwaczem złota. Zresztą w chwili naszego wyjazdu do kopalni należało się zastanowić nad szczegółami, gdyż przekonamy się, jakich potrzeba funduszów, chcąc się dostać do Sacramento lub Saint Joaquin, ażeby tam zostać grabarzem.
Dla tego też wspomniałem, że najzamożniejsi mogli się tylko udać do placerów. Szło zatem o to, ażeby pozyskać potrzebny fundusz. Szczęściem, że Tillier, który przedemną przybył na dwa tygodnie, udzielił mi dostatecznych wiadomości w tym względzie. Bawiliśmy przez dni cztery w obozie francuzkim, zajmując się wyłącznie osiedleniem. Następnie, to jest piątego dnia, każdy pracował według możności lub też dla ogółu; lecz ta praca dla ogółu trwała tylko drugie dni cztery. — Piątego towarzystwo się rozwiązało. Pierwszem naszem zajęciem przemysłowem było wycinanie drzewa w lesie, położonym na drodze zwanej Missyi. Znaleźliśmy kupca, nabywającego po 90 piastrów sążeń, to jest prawie 470 franków. Drzewo to było dębowe, służące do paliwa. Przewoziliśmy je na taczkach, ściąwszy je i popiłowawszy. Dzisiaj ten las, oprócz kilku kęp pozostałych jak na próbkę, już nie istnieje.
Nadmieniłem, że to towarzystwa trwało tylko dni cztery, po upływie tego czasu zarobiliśmy po 100 franków i żywiliśmy się przez czas niejaki. Po zerwaniu tego stowarzyszenia pierwszego, każdy z nas oddzielnie się osiedlił i szukał sposobu zarobkowania według upodobania. Zawierzyłem doświadczeniu Tilliera. Radził mi zostać tragarzem, równie jak on, a będąc silnym i wytrwałym, udałem się z taczką i tragami do portu.
Przyznać należy, że to było korzystne rzemiosło, albowiem z powodu ciągłego przybywania okrętów, nie brakło zatrudnienia. Tillier i ja nosiliśmy mniejsze ciężary na taczkach, a większe na tragach, i były dnie, w których to rzemiosło, przynoszące w Paryżu 3 lub 4 franki zysku dziennie, w mieście San Francisco przynosiło 18 do 20 piastrów. Słowem, w Kalifornii zastosować się daje najwłaściwiej przysłowie: Nie masz głupiego rzemiosła. Widziałem lekarzy stróżami, a adwokatów-pomywaczami naczyń.
Tutaj poznawaliśmy się, ściskaliśmy się za ręce i śmieliśmy się. Każdy udający się do San Francisco powinien się zaopatrzyć w zapas filozofii, będącej udziałem Lacarilla z Tomes lub Gil-Blasa. Zresztą, zrobiłem się tam tak oszczędnym, jak niegdyś byłem rozrzutnym we Francyi. Wydawałem tam 5 lub 6 plastrów dziennie, co uchodziło za sknerstwo. Ale miałem cel: to jest zebrać summę potrzebną do wyjazdu. Pewny byłem bowiem, że rzeczywiste Eldorado było w placerach. W przeciągu dwóch miesięcy zebrałem blisko 400 piastrów, to jest przeszło 2000 fr. Tillier, który przybył dwa tygodnie wprzódy, miał więcej 200 piastrów odemnie.
Przez te dwa miesiące miałem sposobność poznać miasto. Nadmieniłem o powstaniu miasta San Francisco. Pozostaje teraz opisać, w jakim było stanie w epoce naszego przybycia, to jest w 18 miesięcy od jego założenia. Gdyśmy przybyli do Kalifornii, w San-Francisco i w kopalniach liczono prawie 120,000 ludności. Liczba kobiet pomnożyła się o piętnaście.
A przy tem, gdy w tym nowym świecie, równie jak w dawnym nadmiar miał stanowić przednią straż pożytecznej ludności, zbudowano kilka sal scenicznych, a pomiędzy temi, jedna była położona przy ulicy Washingtona, do której Hennicart się zaciągnął. Ażeby przedstawiać widowiska sceniczne w tej sali, brakowało tylko w epoce przybycia naszego jednej rzeczy, — to jest aktorów. Szczęściem, okręt, na którym się znajdował p. Jakób Arago, pozostały w Valparaiso w skutku rozruchu, przywiózł takiego aktora p. Delamarc. P. Delamarc przybywszy do San Francisco był tylko jedynym: nie było zatem współzawodnictwa. P. Delamarc rozpoczął swój zawód ugodziwszy dwie kobiety, jedną przybyłę na okręcie Suffren, drugą na okręcie Ccholocl. Jedna z tych dam nazywała się Hortensyą druga Julią. Poczem gdy się ten pierwszy zaród utworzył, dyrektor zbierał artystów zkąd mógł i w miesiąc po naszem przybyciu trupa się zorganizowała. Dotąd bowiem teatr służył tylko do balów opery, z różnicą, że z powodu braku kobiet mężczyzni intrygowali się pomiędzy sobą. Ale były zakłady, które pospiesznie otworzyły podwoje dla publiczności, a okna dla powietrza, wyprzedziły koncerta, bale maskowe, przedstawienia sceniczne, — a temi zakładami były domy gier.
Zaledwie wynaleziono złoto, okazała się potrzeba tracenia go. Gra jak wiadomo najlepszy środek do tego podaje. Napierwszym, najbardziej uczęszczanym i najobfitszym w metal był dom gry zwany Eldorado. Nadmieniliśmy o metalu, ponieważ rzadko kiedy grano o złotą lub srebrną monetę. Tam rzeczywiście grają o góry złota.
W dwóch rogach stołu są szale do ważenia sztab; gdy komu braknie sztab, grają o łańcuchy, klejnoty, zegarki. Wszystko się przyjmuje w stawce. Dodać należy, idzie się jak do walki, z strzelbą na ramieniu, z pistoletami za pasem.
Wszystkie kobiety bawiące w San-Francisco uczęszczały tam wieczorem, ryzykując to co zarobiły we dnie, i odznaczały się zapalczywością w grze i łatwością przegrywania. Tam panowała nieograniczona równość, bankier i tragarz grali przy jednym stole. Tam były barsy, to jest wielkie kontoary, gdzie sprzedawano napoje. Kieliszek wódki, półfiliżanki kawy, wiśnia lub śliwka marynowana kosztowała dwa reale chilijskie, to jest jeden frank i 25 centymów.
Muzykanci grali w sali od rana do 10 w wieczór. O 10 odprawiano ich. Zacięci gracze pozostawali i ogrywali się wśród ciszy. Wspomnieliśmy, że kobiety odznaczały się szczególnie zapalczywością w grze i łatwością w przegrywaniu. Bo też ludność żeńska pomnażała się codziennie i bardzo szybko. Nadmieniliśmy, że wyprawiono okręty w celu sprowadzenia kobiet. Taka zaś była spekulacya tego handlu niewolniczego nowego rodzaju, niepodlegająca prawu rewizyi okrętowej: Okręty te zarzucały kotwice w miejscach najludniejszych pobrzeży zachodniej Ameryki od przylądka Białego do Valdivia, i tam wydawano odezwy do wszystkich pięknych kobiet, których umysł awanturniczy podniecał do szukania losu w Kalifornii. W tym punkcie globu, piękne kobiety szczebioczące po hiszpańsku nie są rzadkością. Kapitan okrętu układał się z niemi, to jest podejmując się przewieźć każdą za 60 piastrów, licząc w to koszta wyżywienia i przewozu; poczem dostawiwszy je do San-Francisco każda wchodziła w obowiązek pod różnemi pozorami. Wogóle zasługi kobiet różniły się od 300 do 400 piastrów, tak że po zwróceniu kapitanowi 60 piastrów, pozostawał znaczny zysk dla kobiety, która będąc naprzód przedmiotem spekulacji, stawała się członkiem stowarzyszenia.
Na czele rzeczywistej przemysłowości należy zamieścić piekarstwo. Piekarzami byli prawie wyłącznie Amerykanie i Francuzi, którzy piekli chleb wyborny. Początkowo funt chleba kosztował dollar albo piastr, a następnie spadł na jeden frank i 25 centymów.
Po nich szli kupcy korzenni, byli zaś wszyscy Amerykanami, co było wielką niedogodnością dla nowo przybywających, nie umiejących po angielsku; bo trzeba wiedzie, że kupiec amerykański nie rozumiejący tego czego się żąda od niego, to ma wspólnego z tureckim, że nic zadaje sobie trudu ażeby zrozumiał kupującego, jeśli od razu go nie zrozumiał; musi zatem kupujący szukać w beczkach, w skrzyniach, w szufladach tego czego żąda, i przynieść na stół przed kupca, który wtedy dopiero raczy mu sprzedać.
Dalej liczyć należy kawiarnie, w których byli śpiewacy; były to wielkie kawiarnie i przynęcały wiele gości: najznakomitsza z nich była mająca trzy nazwy: kawiarnia Paryzka, kawiarnia ślepych i Dzikiego. Śpiewano tam piosnki podobnie jak w kawiarniach na polach Elizejskich. W kawiarni Niepodległości śpiewano nawet opery. Płacono zaś tylko za trunki i jedzenie. Kieliszek wódki kosztował 2 reale chilijskie, za butelkę mleka płacono piastra, za butelkę wina bordo 23 piastry, za butelkę szampana pięć piastrów.
Restauratorami w ogólności byli Chińczykowie, przyprawiający potrawy podług gustu krajowego; była to nieznośna kuchnia. Oberżyści zaś byli Francuzi; można ich było poznać po tytułach ich hotelów. Były to hotele La Fayet’te, Lafitte, Dwóch Światów.
Stopniowo także przybywali rolnicy z nasionami. Zwidzali miejscowość, nabywali grunta i rozpoczynali ich karczowanie. Te ziemie należały do rządu Amerykańskiego albo do wychodźców meksykańskich. Wogóle nabywcy spłacali zbiorami cenę umówioną gruntów. Don Antonio i Don Castro brat jego, którzy się trudnili tą spekulacyą, są dziś milionowemi panami. Posiadają całą okolicę zachodnią zatoki San Francisko i mają liczne trzody.
Pozostaje teraz mówić o powołaniu poszukiwacza złota, którego świetny zawód podniecił nas do wytrwałości w zaoszczędzeniu gotówki.