Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego/Ideały

<<< Dane tekstu >>>
Autor Piotr Chmielowski
Tytuł Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego
Podtytuł Zarys literacki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1886
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ideały.

Hej, bracia orły, do lotu![1]

Gwar życia ogłusza nas. Różnorodność jego objawów, najczęściéj poważna, czasami śmieszna, niekiedy okropna, szarpie nas na wszystkie strony, nie dając odpoczynku, niezawsze kołysząc pieśnią szczęścia wzburzone i stroskane serce nasze. Miło jest zamknąć okna, przez które wdziera się nieproszona rzeczywistość, zasłonić je grubemi firankami, zapalić bengalskie ognie na kominku, rozwiesić tęczę wyobraźni wzdłuż zacisznego pokoiku, rozmarzyć serce i głowę wyśnionemi obrazami i puścić się w wędrówkę po téj krainie, gdzie się przechadzają aniołowie i duchy, gdzie miłosne zachwyty kończą się niedosłyszanym pocałunkiem a jęk rozpaczy rozlega się jedynie w echu niepochwytném. Miło śnić i dumać, bez bolesnego wołania o chleb powszedni, bez ciężkich rozpraw o pracy organicznéj, bez stawiania zapory swoim ulubionym zachceniom. Pomyślimy wtedy o ideale doskonałości i piękna — o kochanéj kobiecie, o szczęśliwém pożyciu we dwoje, o wesołéj przechadzce po kwiecistych alejach... złudzeń. O wszystkiém zapominamy: o świecie, o ludziach, o prawach logiki, o urządzeniach społecznych i przewrotach politycznych... zanurzamy się całkiem w kąpiel miłą, usypiającą, za którą się wcale nie płaci. Troski, zmartwienia, kłopoty, nieszczęścia przeszłe — znikły jak w sali sztuk magicznych; jaśniejemy radością, kochamy ludzkość, zapalamy się niekiedy do czynów wielkich, chcielibyśmy się poświęcić, dać ukrzyżować i to bez żadnéj nagrody, bez pochwały nawet — zastrzegamy sobie tylko, żeby nas wspominano... Ach! bo nadzieja wspomnienia stanowi ogień ożywczy naszego zapału!
Chodziliśmy po takiéj krainie wraz z naszymi poetami. Zasiana ona była już to kwiatami naszéj prostéj przyrody, już téż egzotycznemi roślinami krajów, w których gorące słońce do ruchliwszego i bujniejszego życia pobudza. W takiém otoczeniu na rozkaz naszych przewodników zjawiały się przed nami wypieszczone ich ideały. Przypatrywaliśmy się ich twarzom, staraliśmy się zajrzeć w głąb ich duszy, śledząc w poruszeniach, giestach i mowie znaków wewnętrznego nastroju i usposobienia.
Po większéj części dostrzegaliśmy w nich smutek głęboki rozpacz krwawą, poświęcenie bezsilne. Niekiedy wprawdzie przedstawiła się nam młodziutka twarzyczka uśmiechnięta radośnie, bezwiednie, jak kwiatek, do którego przyrównać ją było można; niekiedy energią słowa i czynu dała nam poznać duszę głęboką i silną, dobrze uposażoną na życie. To była chwila tylko — jakby dla podtrzymania w nas nadziei, słabnącéj na widok postaci omroczonych smutkiem, chodzących w żałobie. Boleść, rozczarowanie, nieszczęścia, ofiary, od których wyprosić się niepodobna — oto są najgłówniejsze rysy duchowéj istoty tych kobiet, które poeci przed oczy nasze przyprowadzili. Wśród pięknéj, zawsze jednakowéj przyrody usposobienia ponure, mroczne, łzami zalane zdziwiły nas. Pytaliśmy się naszych poetów, czy-to tak zawsze ziemi; czy tak być musi, czy tak być powinno?... A jeden z nich podnosząc wzrok ku niebu, odpowiedział: „Nieszczęście jest wielkością człowieka na ziemi“. Drugi zaś w rozżaleniu uśmiechnął się szyderczo, choć mu łzy paliły powiekę, i odrzekł:

Tak... to los mój na grobowcach siadać
I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych;
To los mój — senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych
Albo umarłych...

Jeden tylko w milczeniu wskazał na dziewczynę w sukience zielonéj „jak ruta pozioma,“ opartą na ramieniu hożego ułana, która, uśmiechając się, mówiła szczebiotliwie: „Pracy téż nie lękam się, bom młoda i zdrowa...“ Spojrzeliśmy: dziewczyna wyglądała na lat piętnaście: uśmiechnęliśmy się jak i ona... ale nie nabraliśmy jeszcze przekonania, że owe płacze i smutki i zawody różanemi swemi usty zażegna...
Smutno nam było; ale smutek ten, dopókiśmy się znajdowali w raju poezyi, podobny był do zamyślenia rozkochanéj dziewicy, śniącéj o kochanku; przyszedł kochanek, powiedział słówko: dziewica w różę się zmieniła. Rolę kochanka względem nas odgrywali poeci. Jak czarnoksiężnicy kazali nam przypatrywać się swoim obrazom i nie oglądać się poza siebie. Obrazy były tak cudowne: tyle sympatycznego ciepła rozlanego było w kolorycie, tyle wybornych rysów w postaciach, tyle czarodziejstwa w otoczeniu, żeśmy zapominali o rzeczywistości i oddawali się całkiem rozkoszy artystycznéj.
Teraz się budzimy. Przypominamy sobie wszystko, cośmy widzieli, i spostrzegamy, żeśmy mieli przed sobą prawie same patologiczne objawy życia kobiecego. Ilekroć pojawiły się strony dodatnie, pełne szczęścia, ruchu, energii i samodzielności — przedstawiały się one albo ułamkowo, albo w pierwszym, bezświadomym niemal okresie wędrówki życiowéj. Jakaż tego przyczyna?
Łatwo możemy przypuścić, że kobiet samodzielnie występujących, ufnych we własny rozum i czynów dzielność, nie było jeszcze za czasów, kiedy poeci nasi nad społeczeństwem spostrzeżenia swe robili; przypuszczamy tak mianowicie dlatego, że kwestya usamowolnienia kobiety wtedy była dopiero w samych początkach w Europie nawet — nie mówiąc już o naszym kraju. Zwolennikami więc i przedstawicielami tego kierunku poeci nasi być nie mogli. Krasiński go przeczuwał, ale bliżéj nie określił; Mickiewicz luźne tylko myśli, i to w okresie towiańszczyzny, w listach prywatnych, o samoistności kobiety pozostawił; Juliusz Słowacki zaś był przeciwnikiem ruchu kobiecego. Wnosimy to z szyderczych wzmianek o pani Staël i Tańskiéj. Do pierwszéj, jak wiemy, przyrównał Idalią; o drugiéj w listach jego spotykamy takie wyrażenie (list z Paryża 9 listop. 1832): „Jest tu panna Tańska. Zdaje się, jakoby się tu cała literatura przeniosła, to jest literatura młoda — literatura kobieca, garbata trochę — literatura kłótliwa trochę, paszkwilowa!...“ A po jéj śmierci te słowa napisał do matki (15 października 1845): „Umarła tu nam autorka nasza dla dzieci niegdyś pisząca. Odpoczynek jéj, ale nie pokój, bo jeszcze wiele czynić pozostaje, nawet ona sama wiele z tego, co uczyniła, sama wywrócić musi... tamy przeciwko egzaltacyi kładzione... serca przez nią na kluczyk od śpiżarni zamknięte, a które klucz nieszczęścia będzie musiał otworzyć nanowo. Bo nie na samych tylko prawidłach moralności stoi anioł żywota, ale i skrzydła ma, które go częściéj na powietrzu utrzymują niż na nogach... Nie wiedząc, a sprotestantyzowała kobiety. Nie miéj mi za złe; bo prawdę mówić muszę nawet o umarłych, abym w prawdziwych umarłych rozkochał żywych“.
Nic więc dziwnego, że kobiety samoistnéj, dodatnio a świadomie na społeczeństwo wpływającéj nie znajdujemy w utworach naszych wieszczów.
Ale niepodobna przypuścić, ażeby spółcześnie nie było zacnych kobiet-obywatelek, pojmujących swoje obowiązki nietylko w rodzinie ale i w społeczeństwie.
Ażeby brak ich w poezyi naszéj wytłómaczyć, trzeba zważyć dwie ważne okoliczności. Pierwsza, że najwięksi nasi poeci bawili w kraju przez czas bardzo krótki t. j. dziecinny i młodzieńczy. Mając lat 20 lub dwadzieścia kilka wyjeżdżali za granicę, gdzie większą część życia swego spędzali. To, co zaobserwować mogli przez czas swego pobytu w kraju, odnosiło się przeważnie do strony uczuciowéj, do dziejów serca — zwykle zawiedzionego. Na inne kwestye nie zwracali wówczas uwagi. Najdłużéj stosunkowo bawił w kraju Mickiewicz; to przyczyniło się, obok usposobienia naturalnego, do wyrobienia jaśniejszego na sprawy poglądu, do stworzenia charakterów wesołych, zadowolnionych, obiecujących coś na przyszłość. Jednakże i on nie zdołał wystawić kobiety-obywatelki w całéj pełni rozwoju.
Drugą okolicznością jest fakt nieszczęść, doświadczanych w życiu jednostkowym i ogólném. Żyli bez nadziei. Żadnéj gwiazdy na niebie przyszłości. Dużo zawodów, dużo rozczarowań, dużo kłótni i swarów. Nieszczęśliwi są po większéj części niesprawiedliwymi. Patrząc przez pryzmat rozpaczy, nigdzie nie zobaczy się krainy wesołéj, napełnionéj zgodnym gwarem samodzielnych i spójnie występujących jednostek. Marzenia, wyszydzone ostro przez rzeczywistość, mściły się na niéj, odbierając jéj wszelkie zalety i zasługi. W takim stanie rzeczy jedni zapatrzą się w dawno minioną przeszłość i w jéj wspomnieniu ukojenia szukać będą; drudzy ukażą nam poświęcenie milczące jako jedyny ideał, ku któremu zdążać mamy; inni przeklną wszystko, na co patrzyli, wołając głosem rozpaczy:

...Wiem, jak trudno ruch obudzić w bryłach
I kazać w niebo iść ściętemu drzewu
I z tęczami się połączyć na niebie...
Ja — co nie mogłem wskrzesić — nawet siebie! —

Jakże wtedy myśleć o harmonii, o równowadze wszystkich duchowych czynników, które są potrzebne na stworzenie ideałów wogóle, a dodatniego ideału kobiety wszczególności... Potrzeba szczęścia, potrzeba spokoju, ażeby lubować się w rzeczywistości — a jeżeli już szczęścia niema, potrzeba mieć siłę wytrwania i możność szczegółowéj obserwacyi. A przecież uwydatnienie moralnego rozstroju było rzeczą konieczną — stanowi to niejako pomnik rzeźbiarski nieszczęścia. Poeci nasi pomnik taki z swych dzieł nieśmiertelnych wystawili.
Lecz kwilenie dziecka i skargi nadgrobne długo trwać nie mogą. Otrząsnęliśmy się już po części z nieruchomości zwątpienia, z bezwładności rozpaczy. Z wdzięcznością i czcią wspominając imiona wielkich poetów, idziemy daléj!
Czas zmienia nasze ideały, to jest coś z dawniejszych cech ujmuje i coś do nich nowego dodaje. Wybuchać namiętnemi słowy wyrzutu i potępienia — jest to zapewne zdobywać sobie laury krasomówcze; bo człowiek wtedy jest najwymowniejszy, kiedy swe nieszczęścia przed innemi w żywych barwach wystawia. Postępowanie takie atoli prowadzi jedynie do coraz większéj draźliwości, która rozumnym czynom bynajmniéj nie sprzyja. Potrzeba nam teraz wszystkiemi siłami starać się o wystawienie dodatnich ideałów. W ich rzędzie ideał kobiety zająć musi jedno z miejsc najpierwszych. Poezya musi wejść w najściślejszy sojusz z dążnościami lepszych usposobień ogółu, musi być wyrazem jego pragnień i popularną wskazówką drogi, po któréj on ma postępować. Nienawistnego rozbratu pomiędzy poezyą a rzeczywistością nie przyjmujemy. Poezya, jeżeli chce zachować nadal wpływ swój dawniejszy, musi śledzić bacznie wszystkie zmiany kierunków w umysłach, do których ma przemawiać, musi je zaznaczać, wyjaśniać lub prostować w sposób najodpowiedniejszy wymaganiom estetycznym. Jakie są te kierunki i jakie zaszły w nich zmiany — nie tu miejsce opowiadać. Szerokie pole zadań społecznych rozwija się z rokiem każdym, coraz większe obejmując widnokręgi; publicystyka na tém polu ma pracę olbrzymią.
Ja chciałbym tu tylko zaznaczyć stanowisko kobiety w stosunku do poezyi. Na początku tego studyum nakreśliłem je tak, jak je dotychczasowa poezya wogóle uwzględniała. W dalszym ciągu rozwinąłem szereg obrazów, szereg postaci kobiecych, przedstawionych nam przez poetów dawniejszych, i postawiłem pytanie: czy dla nas spółczesnych nic już do zrobienia nie pozostaje? Przychodzę do wniosku (przypuszczam, że i czytelnik wraz ze mną), iż poezya nasza, zgodnie z naturą rzeczy, malowała nam kobiety złamane nieszczęściem, łudzące się pozorami życia w sferze chorobliwego marzycielstwa — zostawiając na drugim planie istoty zdrowe, silne, mogące działać z powodzeniem na arenie rzeczywistości. Czas przyniósł nam zagadnienia poważne — wskazał siły ukryte, niespożytkowane, powołał do działania kobiety.
Dotychczas, śmiało to można twierdzić, istniało u kobiet tylko poczucie pewnych obowiązków względem społeczeństwa. Poczucie to, jak wogóle każde uczucie, łatwo może przechodzić w krańcowość, wyradzać się w wadę. Kobiety są skłonne do krańcowości. Jeżeli są pobożne, to bez trudu popadną w dewocyą; jeżeli nie są pobożne, to wszystkie rzeczy święte i nieświęte biorą powierzchownie, ceniąc je z formy, z pozoru, z takiego lub owakiego zwyczaju, który ma szczęście cieszyć się popularnością, który jest modny. Jeżeli są przejęte ważnością jakiegoś przedsięwzięcia, to nie rozumiejąc go należycie, mogą zarówno do dobrych jak do najfatalniejszych w skutku pobudzić czynów.
Poczucie może dać niewątpliwie pochop do spełnienia rzeczy wielce chwalebnych, znakomitych nawet, ale stałego charakteru, działającego podług pewnych niewzruszonych zasad nie wyrobi wcale. Wielkie czyny w życiu kobiet są zazwyczaj wynikiem chwilowych wzruszeń i potężnéj namiętności, ale nie wypływają z raz powziętego planu... Jest-to rzeczą bardzo naturalną z tego mianowicie powodu, że kobiety rzadko kiedy wyrabiają sobie stałe przekonania. Mają one pospolicie uprzedzenia tylko dobre lub złe, ale nie zdają z nich sobie rachunku. Wszelkie ich twierdzenia i zapewnienia opierają się zazwyczaj na sympatyi lub antypatyi, jaką czują względem pewnego człowieka lub przedmiotu; nie zaś na rozumnéj ocenie dowodów za i przeciw. Dowcip zastępuje u nich rozwagę; dobre serce starczy za postępowanie wedle zasad. Można znaleść dosyć mężczyzn, którzy postanowili nigdy nie skłamać, choćby im to przynieść miało szkodę materyalną lub narazić na śmieszność; a prawie napewno można powiedzieć, że żadna kobieta takiego postanowienia nie zrobiła, a tém mniéj, że je wykonała.
Poczucie samo może wskazać piękny cel, ku któremu dążyć należy, ale nie bada środków, za pomocą których cel ten najłatwiéj, najszybciéj i najzgodniéj z wielkiemi zasadami moralności da się urzeczywistnić. Dlatego téż poczucie może zaprowadzić i prowadzi nieraz na manowce; chociaż niekiedy istotnie bardzo szybko do celu zawiedzie: jest-to zatém przypadkowość, na którą nigdy z niezachwianą pewnością liczyć nie można; jest-to los na loteryi, mogący zarówno smutek jak radość do serc naszych sprowadzić. A czyż przypadkowości, ślepemu losowi należy się powierzać? Nikt zapewne nie odpowie na to pytanie twierdząco; w praktyce jednakże losowi takiemu powierzamy się nieraz wbrew własnemu zdaniu i przekonaniu. Losowi temu najczęściéj ufają kobiety. One tak mało mają do czynienia z cyframi, że wszelkie rozważne obliczanie środków mających urzeczywistnić plan pewien, wydaje się im wyrachowaniem, brakiem dobrego i poświęcającego się serca; człowiek, który wszystko na raz rezykuje bez względu na okoliczności uboczne, bez rozwagi i zastanowienia, z brawurą i ostentacyą, częstokroć staje się ich ideałem...
Z drugiéj strony bardzo długo panowało w społeczeństwie to przekonanie, że kobieta nie potrzebuje znać spraw społecznych tak dobrze jak mężczyzna, gdyż nie ma po temu ani dostatecznéj siły umysłu, ażeby je zrozumiała dokładnie, ani dostatecznéj siły charakteru, ażeby w nich udział brać mogła. Według tego przekonania, za kobietę myśleć i działać w tym zakresie powinien mężczyzna.
Byłoby-to może arcy-szlachetnie ze strony mężczyzn przyjmować wszelkie ciężary i obowiązki życia na siebie; aleby to upośledzało kobiety. Wszystko, co stanowi podstawę bytu ludzkiego wśród społeczeństwa, miałożby być obce całéj połowie ludności, toż spółeczeństwo składającéj? Czyż kobiety nie powinny mieć głosu tam, gdzie idzie o ich dolę, o ich przyszłość? Przecież w ręku kobiet spoczywa pierwsze, najważniejsze zdaniem wszystkich pedagogów, wychowanie dzieci. Matka, choćby najserdeczniejsza, najtkliwsza, najtroskliwsza, bez odpowiednich wiadomości i bez hartu woli nie zdoła wpłynąć dobrze na dziecko, nie może w umysł jego przelać tego, czego sama nie posiada. A tyleż innych wypadków, w których kobieta sama radzić musi nietylko sobie ale i dzieciom osierociałym, czyż nie wskazuje dobitnie potrzeby zaznajomienia jéj ze wszystkiemi interesami, ze wszystkiemi zadaniami spółeczeństwa, wśród którego walczyć musi o utrzymanie siebie i swoich najdroższych? Wiemy, że w wielu podobnych wypadkach kobiety nasze godnie odpowiedziały obowiązkom, które dobrowolnie na się przyjęły, ale komuż nie wiadomo także, iż wiele a wiele upadło na duchu pod naciskiem zbyt trudnych okoliczności... Fakta tego rodzaju są znane; każdy łatwo przywiedzie sobie na pamięć przykłady blizkich i dalekich znajomych, łamiących się z biedą, ubóstwem, a nawet nędzą lub spodleniem... Przykłady te niejednemu zapewne podszepnęły myśl, że gdyby kobiety wcześnie do prowadzenia interesów wprawiano; gdyby im praktycznie dano poznać ważność tychże i wskazano drogi i sposoby zaradzenia biedzie: nie byłyby one nieraz narażone na tysiące bolesnych zawodów i kosztowne wyręczycielstwo przez mężczyzn.
Ale nie o praktyczną tylko biegłość w interesach jednostkowych nam idzie; jeszcze większy nacisk położyć musimy na znajomość spraw ogólnych. Wiadomo, że zazwyczaj kiedy mężczyźni zaczynają rozprawiać „o rzeczach poważnych,“ kobiety milkną albo zawiązują pomiędzy sobą rozmowę całkiem odmiennéj treści... Czyż to, co zajmuje ojców i synów, nie powinno w równym stopniu zajmować matki i córki? Czyż one nie powinny interesować się objawami wszelkiego ruchu na polu naukowém i spółeczném? Dziwném byłoby zaiste, gdyby jedna połowa obywateli kraju przestawała w zupełnie innych dziedzinach myśli aniżeli druga...
Błyszczeć dowcipem i powieściowém oczytaniem nie znaczy to jeszcze mieć gruntowne zasady: a zasady jedynie mogą przemienić poczucie w przekonanie, wraźliwość — w charakter, bystrość umysłu — w rozwagę. Te przymioty są konieczne dla każdego człowieka, a więc i dla kobiety; te przymioty są podstawą rozumnego działania wśród spółeczeństwa, a takie działanie jest obowiązkiem każdego obywatela kraju a więc i kobiety.
O tém, że się jest obywatelem kraju, zapomina się bardzo często. Brzmi to jak paradoks, a jednak jest prawdą. Człowiek pamięta przedewszystkiém o swoich własnych potrzebach, o swoich własnych interesach, o swojéj własnéj doli i niedoli. O tém zaś, co jest ponad nim, o ogóle, do którego jako cząstka należy, przypomina sobie rzadko, w chwilach naprężonego uczucia i naprężonych stosunków... Gdy chwile te miną, wraca spokojnie do swego egoizmu. Kobiety tutaj oczywiście wyjątku nie stanowią, témbardziéj gdy ku innemu sposobowi myślenia i działania nie były wdrożone od dzieciństwa. Wszakże prawda, że w młodości bardzo mało o obowiązkach swoich obywatelskich słyszały? Gdyby rodziny nasze więcéj o tych sprawach ogólnych pamiętały; gdyby dzieciom swoim o ich obowiązkach w przyszłości mówiły; gdyby nauki swe przykładem własnym wspierały: mielibyśmy więcéj obywateli i obywatelek z przekonaniem i charakterem.
Ujmuję wywód swój w najkrótsze zdania.
Kobieta musi być samodzielną, ażeby zostać towarzyszką istotną nie zaś cieniem ukochanego młodzieńca; kobieta musi być samodzielną, ażeby zdobyć sobie niezależne stanowisko ekonomiczne; kobieta musi być samodzielną, ażeby nie paść ofiarą egoizmu mężczyzny ni téż stawać się dla niego ciężarem. Przy wyrobieniu takiego charakteru obok wielu innych czynników, niezmiernie ważną gra rolę nietylko poczucie, ale świadomość obywatelstwa. Kobieta powinna znać dobrze, interesować się i przejmować wszystkiemi sprawami dotyczącemi ogółu, naprzód, jeżeli chce w nim stanowić rzeczywistą jednostkę ważącą coś na szali; powtóre, jeżeli chce być matką prawdziwą.
W streszczeniu, taki jest szkic ideału kobiety. Rozprawy społeczne rozświetlają ten ideał w sposób naukowy, ściśle rozumowany: poezya powinna go przyoblec w szaty piękna.

Miejmy odwagę!... nie tę jednodniową,
Co w rozpaczliwém przedsięwzięciu pryska,
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową
Nie da się zepchnąć z swego stanowiska.

Miejmy pogardę dla rzekoméj sławy
I dla bezprawia potęgi zwodniczéj;

Lecz się nie strójmy w płaszcz męczeństwa krwawy
I nie brząkajmy w łańcuch niewolniczy...

Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić....
Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje
I przechowywać ideałów czystość.
Do nas należy dać im moc i zbroję,
By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość, —

śpiewa jeden z poetów naszych młodszego pokolenia. W słowach tych jest cząstka naszych pragnień. Ale to dopiero program. Wykonania jeszcze nie mamy; bo nie ustaliły się pojęcia i, co ważniejsza, przekonania nie przeszły jeszcze w dziedzinę czynu, nie wytworzyły odpowiednich charakterów... Tenże sam poeta może sto razy sprzeniewierzył się programowi, który własnemi wypowiedział usty.
Wieszczowie nasi! wielcy poprzednicy zostawili wam szerokie miejsce do działania; powinno to być dla was pociechą i wskazówką. Jeszcze kopalnia poezyi nie wyeksploatowana: stoi dla was otworem. Nie zamykajcie się w ciasném kółku czczego naśladownictwa boleści cudzych, których sami już może nie odczuwacie, bo staniecie się bezmyślnemi papugami... Nie bujajcie po sferach nadobłocznych, bo na ziemi wielka czeka was praca. Niech postaci wasze nie świecą pożyczanym, księżycowym blaskiem; nie zawieszajcie sobie nad skroniami kręgów fosforycznego światełka; lecz ciepłem słoneczném, zwykłém ale ożywczém, ogrzejcie swe piersi i stwórzcie ideał — spółczesnéj kobiety. Gieniusze żyć będą w panteonie naszych wspomnień najdroższych; wy żyć będziecie w spółczesnéj rzeczywistości...

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Piotr Chmielowski.
  1. Przypis własny Wikiźródeł incipit Hymnu orłów Edmunda Wasilewskiego, pierwodruk w pierwszym zbiorze Poezyj z 1840, s. 111