Kopciuszek (Oppman)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kopciuszek |
Pochodzenie | Ulubione baśnie |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1931 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Była sobie raz sierotka,
Złą macochę miała;
Pracowała jak służąca
I w kuchence spała.
Na cmentarzu pod mogiłą
Spoczęła jej mama,
I sierotka na tym świecie
Pozostała sama.
Smutno było niebożątku
Na szerokim świecie,
Boć pieszczoty macierzyńskiej
Potrzebuje dziecię.
Nikt biedactwa nie uściska,
Ani nie przytuli,
Jak mamusia, co swą córkę
Kochała najczulej.
Dwie macocha miała córki,
Brzydkie i złośliwe;
Obie one za nic miały
Dziewczę nieszczęśliwe.
Nigdy jej nie całowały,
Nie wzięły w objęcia,
I Kopciuszkiem ją nazwały,
I drwiły z dziewczęcia.
Gdy macocha ją wybiła
Lub nadokuczała,
Do mogiły swojej matki
Dziewczynka biegała.
Tam modliła się do Boga
I z płaczem prosiła,
By ją zabrał do niebiosów,
Gdzie jej mama miła.
Tamby sobie z aniołkami
Po niebie latała
I szczęśliwie dni pędziła
Sieroteńka mała.
Wtedy srebrny gołąbeczek
Przelatywał z góry
I trzepotał nad Kopciuszkiem
Śnieżystemi pióry.
Na pobliskiem siadał drzewku,
Skarg dziewczęcia słuchał;
A gdy ujrzał łzy sieroty,
To żałośnie gruchał.
Ten gołąbek był duszyczką
Jej matki rodzonej,
Co leciała na głos dziecka
Do tej ziemskiej strony.
Opuszczała jasne niebo
I aniołów roje,
By zobaczyć i pocieszyć
Drogie dziecko swoje.
Raz na ucztę król zaprosił
Macochę z córkami.
Wszystkie zaraz się zajęły
Pięknemi strojami.
Ubrały się, jak królewne,
W suknie atłasowe,
A na szyi zawiesiły
Sznury brylantowe.
Do karety pysznej wsiadły,
Na bal pojechały.
A sierotce samej jednej
Zostać się kazały.
— Siedź, kopciuchu, — tak mówiły —
Tutaj przy kominie
I zielony groch ten łuskaj,
Zanim noc przeminie.
Gdy roboty tej nie zrobisz,
Nim z balu wrócimy,
To się z tobą, ty niecnoto,
Pięknie rozprawimy!
Gdy z macochą pojazd zniknął,
Smutek zdjął ją srogi.
Poszło dziewczę zapłakane
Na grób matki drogiej.
I tak mówi: — Mamo miła,
Jak mi źle na świecie!
Czemuż zwiędnąć tak nie mogę
Jak to polne kwiecie?
Albo zgasnąć jak gwiazdeczka
Na błękitnem niebie?
Wtedy smutna moja dusza
Poszłaby do ciebie!
A wtem leci gołąbeczek,
Na drzewinie siada,
Do płaczącej sieroteńki
Ludzkim głosem gada:
— Nie płacz, dziecię, dola twoja
Wkrótce się odmieni,
Bo syn pana tego kraju
Z tobą się ożeni.
Zaraz wybierz się na zamek,
Na złote pokoje;
Ja dostarczę ci wszystkiego,
Dam wspaniałe stroje.
Będziesz jaśniej promieniała
Od słonka jasnego,
Będziesz, Zosiu, królowała,
Boś ty warta tego.
I na ziemię spada z drzewa
Sznur diamentów wielki,
Cudna suknia promienista,
Śliczne pantofelki.
Kapelusik z białem piórem
I welon powiewny,
Słowem, wszystko, czego trzeba
Do stroju królewny.
A gdy tylko się dzieweczka
W owy strój ubrała,
Już kareta w cztery konie
Na Zosię czekała.
Dzielne siwki parskające
Biły kopytami,
A na koźle krakus siedział
W magierce z piórkami.
Szybko konie popędziły,
Ot, już zamek pana.
A na zamku przy kapeli
Drużyna zebrana.
Tańczą wszyscy, bankietują,
Grajki tną mazura;
Lecą, lecą dziarskie pary,
Jak tęczowa chmura.
Wszedł Kopciuszek do komnaty,
Jasność od niej bije.
Obie siostry i macocha
Wyciągają szyje,
Patrzą na nią z podziwieniem
I dwór patrzy cały.
Lecz Kopciuszka przebranego
Wcale nie poznały.
A wtem patrzą... młodzian dziarski
Zbliża się i kłania.
Suknia na nim lśni od złota,
Zboku miecz podzwania.
Do mazura ją zaprasza,
Ochoczo wywija;
A Kopciuszek się uśmiecha,
Śliczny jak lilija.
Ten młodzieniec to był właśnie
Tej ziemi królewicz,
Który sobie narzeczonej
Szukał pośród dziewic.
Kiedy spojrzał na Kopciuszka,
To poznał w tej chwili,
Że z nią całe swoje życie
Przeżyłby najmilej.
Już dwunasta na zegarze
Oddawna wybiła.
Już do domu wracać
Musi sieroteńka miła.
Lecz po schodach szybko biegnąc,
Potknęła się trochę,
Gdyż pragnęła rozgniewaną
Wyprzedzić macochę.
Wtedy spadł z jej drobnej nóżki
Pantofelek mały,
Złotą nicią i perłami
Haftowany cały.
Sam królewicz wnet go podniósł.
A nazajutrz rano
W cztery strony tego kraju
Dworzan rozesłano.
I królewicz sam pojechał,
By szukać dziewuszki,
Co ma liczko tak czarowne
I tak małe nóżki!
Jedzie dzionek, jedzie drugi,
Do drzwi wszystkich puka,
Ale ślicznej swej tancerki
Nadaremno szuka.
Już przejechał pół królestwa,
Przejrzał dwory, chaty,
Lecz nie znalazł tej dziewicy,
Piękniejszej nad kwiaty.
Wreszcie trafił na ów dworek,
Gdzie żyła sierota.
Swego konia arabskiego
Uwiązał u płota.
Do pokoju wchodzi dumnie,
Boć to on królewicz!
O trzewiczka przymierzenie
Prosi pięknych dziewic.
Mierzy jedna, mierzy druga,
Na nic się nie zdało.
Żadna z nich się nie pochlubi
Taką nóżką małą.
A wtem wchodzi nasz Kopciuszek,
Na krzesełku siada
I bez trudu pantofelek
Na swą nogę wkłada.
Zadziwiły się złe siostry,
Macocha zazdrości,
I tak krew się w nich wzburzyła,
Że pękły ze złości.
Lecz królewicz się ucieszył,
Prosi o jej rączkę.
Na paluszek wsuwa zaraz
Złocistą obrączkę.
Na konika bierze swego
I do zamku jedzie.
A dwa białe gołąbeczki
Fruwają na przedzie.
Te gołąbki to duszyczki
Rodziców sieroty,
Co zawiodły swą córeczkę
Na dwór króla złoty.
Wnet na dworze wyprawiono
Takie sute gody,
Że strugami ciekły wina,
A rzekami miody.
I ja byłem na weselu,
Miód i wino piłem,
Potem całą tę historję
Wierszem nakreśliłem.