<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Król Piast
Tom II
Podtytuł (Michał książe Wiśniowiecki)
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1888
Druk Bracia Jeżyńscy
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VIII.

W drodze do Lwowa, otrzymał król wiadomość że Pac i Litwa połączyli się z Sobieskim i wojsko spiesznie postępowało przeciw turkom, którzy pod Chocimem leżeli obozem, w nieprzeliczonych, jak mówiono — tłumach, osłonięci rzeką, skałami, przekopami i twierdzą samą panującą nad okolicą.
Było to pociechą dla Michała, iż ci na których liczył, pomimo niechęci i sporów z Sobieskim, stawili się gdzie ich powoływał obowiązek, podróż do Lwowa powolna, nie zbyt nużąca, nie pogorszyła już stanu zdrowia jego. Ks. Olszowski tylko i Kiełpsz nieustannie odpowiadać musieli na pytania, któremi ich król zarzucał, dopraszając się coraz świeżych od wojska wiadomości.
Lwów, nie poruszył się wcale na przyjęcie króla, Sobieski liczył tu więcéj i gorętszych przyjaciół, z obojętnością dowiedziano się o chorobie i powrocie Michała...
Jedna tylko Krajczyna przyjęła go ze wzruszeniem ręce jego całując...
— Widzisz — odezwał się do niéj słabym głosem — nie przyjęto mnie — nawet mi poczciwie umrzeć nie wolno! Skazany jestem na łoże i bezczynność.
Dosyć było spojrzeć na niego Heli, aby sobie ten wyrok wytłumaczyć — tak zastała go, w krótkim tym przeciągu czasu straszliwie zmienionym znowu. Oblicze zdawało się już jakby napiętnowane tym znakiem śmierci, która cechuje ofiary swoje, nim je pochwyci.
Kiełpszyna, choć ją tu widok do łez pobudzał, starała się udawać wesołą, i niemal dziecinnemi nadziejami króla odżywiać...
— Najjaśniejszy Panie — mówiła krzątając się około niego — wkrótce powrócicie tu do zdrowia. Poczciwy stary Braun jest doskonałym lekarzem, ale oczy jego nawykły patrzeć na was, nie dostrzegają wiele... bo się z tem oswoiły. Lwów ma kilku doktorów, przywołamy ich na radę. Nadewszystko spocznijcie nie tylko ciałem ale duchem, zaufajcie wojskom i wodzom — wszystko się pomyślnie ułoży — i Kamieniec odzyskany zostanie.
Wstrząsł się cały słysząc ten wyraz król — brzmiał on mu w ustach bez przestanku..
— Kamieniec! — powtórzył głucho — Kamieniec... a potem — gotów jestem umierać...
Któż następnych dni wrażenia wyliczyć potrafi... Niecierpliwość czyniła je niesłychanie długiemi — wiadomości przychodziły rzadko, nie wszystkie można było podawać królowi — osób około chorego mało się gromadziło.. wiernych garstka i trochę ciekawych.
Pomimo pogorszenia jakiego doznał Michał w Glinianach, tu zdawał się stan zdrowia polepszać cokolwiek. Nie potrzebował leżeć po dniach całych, przechadzał się niekiedy o lasce jednéj, bez pomocy paziów, brał czasem książkę do ręki, a cierpienia regularnem życiem się zmniejszyły.
Sam on teraz wyznawał, że powrót do Lwowa był koniecznym.
Dano znać do Warszawy o zmienionem postanowieniu i stanie zdrowia, ale Michał wyraźnie wskazał aby królowa nie ruszała się ztamtąd i nie przybywała do niego.
Wiadomość o zasłabnięciu króla w Glinianach w istocie wielkie wrażenie uczyniła w Warszawie... — szczególniéj na królowéj. Zdawała się ona przepowiednią zgonu, na który tu z niecierpliwością oczekiwano.
Goniec pobiegł do Wiednia, a Toltini ofiarował się jechać sam do Lwowa, aby się o stanie zdrowia króla naocznie przekonać. Włoch z tego co słyszał, spodziewał się króla Michała zastać na łożu — może dogorywającego.
Tymczasem zawiodły go nadzieje, przybywszy dowiedział się zaraz z ust Brauna samego, że król znacznie się miał lepiéj. Włoch jednak nie dowierzając, postanowił sam dotrzeć do chorego i nareszcie się przekonać o tem mniemanem polepszeniu.
Miał listy i papiery od królowéj, i natychmiast o nim oznajmiwszy, krajczy wpuścił go do sypialni.
Dnia tego król był ubrany, siedział w krześle, i twarz jego mniéj może śladów cierpień przebytych okazywała, po nocnym spoczynku.
Toltini też, choć wcale przeciwnego doznał wrażenia, usiłował okazać nadzwyczajną radość i pociechę z polepszenia stanu zdrowia.
Żywo począł mówić o tem jak królowa Jéj Mość gorąco sobie życzyła przybyć sama, dla czuwania nad zdrowiem męża.
Michał przyjął to oświadczenie dwuznacznym uśmiechem.
— Wcale nie życzę sobie tego, aby królowa JMość, któréj zdrowie wymaga pohamowania, w tą brzydką porę jesienną narażała się po bezdrożach na trud i niewygody. — Ja zaś, jak tylko cokolwiek sił odzyskam, spodziewam się także nie pozostać tu bezczynnym, ale połączyć się z Hetmanami...
Dla lepszego zbadania stanu rzeczy, włoch nie spieszył z powrotem. Polepszenie z którego się tak cieszył na pozór, wistocie mięszało szyki.
Nuż by król Michał, miał przyjść do sił i wyzdrowieć?? dla królowéj byłoby to okropnem, bo jéj nadzieje przez to znowu by gdzieś w mroki przyszłości ustąpić musiały.
Włoch szczególniéj dla zbadania położenia przywiązywał się do doktorów, z których kilku razem ze starym Braunem, używanych było do rady. Jeden z nich Zboiński, uczeń Bolońskiéj akademij, który dobrze mówił po włosku, nieposądzając o złą wolę Toltiniego, służył mu chętnie.
Był to człowiek młody jeszcze i bystrego umysłu, a szczęśliwego oka.
— Zdaniem mojem — rzekł Zboiński naglony aby bez ogródki prawdę wypowiedział — to polepszenie na zdrowiu króla JMci, jest pozornem i przemijającem. Wewnątrz siedzi uparta choroba jakaś, na którąby noża może więcéj niż lekarstwa potrzeba, a tam kędy ona się mieści, żelazo nie sięga...
Będą więc alternatywy polepszenia i upadku, aż póki gwałtowne jakie wzruszenie, które wstrząśnie całym organizmem, smutnego nie sprowadzi końca.
Radzibyśmy — ciągnął daléj Zboiński — przedłużyć drogocenny żywot króla JMci, ale pod te czasy czujności zaprawdę wielkiéj potrzeba, aby mu wzruszeń oszczędzić.
Szczęściem niewie dotąd o tem, oczem ks. Olszowski jest uwiadomiony, a coby go pewnie dobić mogło.
Toltiniemu oczy zaświeciły, pochylił się pożądliwie ku doktorowi, jakby wyssać z niego chciał, tę wiadomość, która zabójczą być mogła.
— O czem! o czem! — zapytał natarczywie.
— Zboiński mało świadom dworskich stosunków, sądził że sekretarz, a jak go grzeczniéj zwano, kanclerz królowéj, musiał być we wszystko wtajemniczony i dodał swobodnie.
— Toć wiecie pewnie, że Sułtan wysłał do króla posła, który się ma zaległego z traktatu Buczackiego haraczu domagać, a wiezie razem sromotną ową suknię poddańczą, ów kaftan niewolników dla króla... którym odziewają hołdowników...
Nie ma wątpliwości iż gdyby król dowiedział się o tym pośle, o tym kaftanie, który mu wiozą — nie przeniósłby téj hańby i sromu...
W stanie jego zdrowia i sił, byłoby to zabójczem. Wszystkie więc starania Hetmana Sobieskiego skierowano potemu aby posła pochwycić i niedopuścić do Lwowa, a nasze na to aby król niedowiedział się nawet o tem.
Toltini po raz pierwszy o tem słyszał, i ledwie mógł radość swą utaić z pochwycenia tak ważnéj wieści... Szatańska myśl natychmiast powstała w głowie jego. Miał w ręku oręż, którym bez narażenia siebie ani królowéj mógł zadać cios śmiertelny...
Król był chciwy nowin, a Toltiniemu nikt nie nakazywał milczenia.
Szło więc tylko oto aby dobrać chwilę i sam na sam z królem — pod pieczęcią tajemnicy podszepnąć mu o tym kaftanie i haraczu...
Krok to był jednak na który aby się ważyć, włoch potrzebował rozmyśleć się dobrze...
— Nużby przepowiednia doktora Zboińskiego nie ziściła się, a Michał przetrwał mężnie ten cios, i podstęp włocha wyszedł na jaw?
Cokolwiek sił nabrał był król... Toltini się wahał.
Co kilka dni tym czasem z pochodu przez Bukowinę dochodziły pocieszające do Lwowa wiadomości, królowi przyjaźni, którzy wiedzieli jak one skutkowały odżywiająco, nie wahali się je zmyślać, a drobne powiększać dla niego.
Nie domyślał się wcale tego pobożnego oszukaństwa.
Głucho mówiono już o tem, co się wistocie sprawdzić miało wkrótce, a co było dziełem potajemnem Sobieskiego, że Mołdawianie na posiłek przez Seraskiera wezwani przeciwko Polsce, mieli zamiar zamiast na nich, — z nią razem na turków się obrócić. Posiłek ten znaczny, niespodziewany, nie tylko zmniejszał potęgę Seraskiera, ale dawał Sobieskiemu siłę nową.
Radość z tego była wielka, choć jeszcze przedwczesna.
Toltini nie dawał temu wiary, a tymczasem wypatrywał chwili, w któréjby mógł obmyślany plan swój szatański przyprowadzić do skutku.
Nikt nad niego teraz pilniéj nie dosiadywał w antykamerze króla, na wszelkie gotów posługi, patrząc tylko jakby się, wkraść do sypialni a króla sobie zjednać.
Mówiono zarazem że wchodząc na Bukowinę Hetman spotkał do króla z kaftanem wyprawionego posła i bez względu na charakter jego poselski, ponieważ wojna była wypowiedzianą, kazał go ująć i pod strażą osadzić.
Toltini i temu wierzyć nie chciał! przecząc aby Sobieski ważył się uwięzić posła...
Ks. Olszowski i troskliwy Kiełpsz stali na straży, aby żadna wiadomość niepotrzebna nie dostała się do uszu chorego. Wistocie Hetman spotkał Agę na Bukowinie i w pierwszéj chwili myślał go wysłać na zamek jakiś aż do końca wojny, lecz ostrożność nakazywała nie budzić przedwcześnie turków, i na tem się ograniczono, że pod pozorem straży dla bezpieczeństwa otoczono Agę, tak aby mu nie dać żadnego uczynić kroku...
Jechał on do Lwowa,... ale tu czuwał Olszowski...
Król miał się lepiéj — cieszyło to wszystkich, on sam obiecywał sobie, że na koń wkrótce siąść będzie mógł..
Jednego wieczora dowiedział się nareszcie na pewno włoch, iż Aga z dodaną mu eskortą, ze szkatułką kaftan od Sułtana przysłany zawierającą, z firmanem jego — przybył do Lwowa... ale go gęstemi tak otoczono czatami — iż ani się mógł ruszyć — ani do niego nikt dostąpić, oprócz przez ks. Olszowskiego wysłanych urzędników, którzy dla choroby króla, przyjęcie posła zwłóczyć mieli polecenie.
Toltini miał postanowienie niewzruszone — zamiar swój doprowadzić do skutku, co tem łatwiéj mu przyjść mogło, że król przed nim utyskiwał ciągle na to iż pod pozorem zdrowia, tajono przed nim wiele, nie mówiono mu prawdy.
Wejście na tę Bukowinę, tylekroć nieszczęśliwą i klęskami polaków pamiętną, szczególniéj go niepokoiło. Toltini w rozmowach swych z królem, głośno potępiał to zachowywanie w sekrecie wiadomości, których brak go bezczynnym być zmuszał.
Na wieczerzę tego dnia ulubione Michałowi dano pieczone cyranki, których zjadł może za wiele z tą żarłocznością chorobliwą, — któréj sam się wstydził.
Wkrótce potém położył się w łóżko, dosyć ożywiony i wesół, a włoch czatujący na to aby go samego pochwycił, wcisnął się do sypialni — gdy w niéj nikogo nie było, bo wszyscy aż do paziów u drzwi wieczerzali.
Zasiadł więc korzystając z tego u wezgłowia Toltini i zabawiać począł Michała — różnemi powiastkami z Warszawy przywiezionemi.
— Mało mnie te wasze plotki obchodzą, — rzekł król dosyć wesoło, wolałbym nad nie coś pewnego się dowiedzieć o Sobieskim i Pacu. Pisał do mnie skarżąc się ostatni, iż przodem ciągnący Hetman koronny kraj mu ogołaca — tak że on idąc za nim w ślad wojska niema czem przekarmić. Od kilku dni brak mi świeżych wiadomości.
— Zbytnia to może troskliwość o zdrowie W. Król. Mości, począł włoch, ale naganić jej trudno, gdy z dobrego serca pochodzi, chociaż, zdaniem mojem, zbyt słabym i wrażliwym sobie W. Królewską Mość wystawiają ks. podkanclerzy i dwór cały. Mnie się zdaje że otwarte zawsze donoszenie o wszystkiem, przygotowujące do wszelkiéj ewentualności byłoby daleko zbawienniejsze.
— Tak jest — odparł żywo Michał, bo ja wiedząc o tych zachowywanych ostrożnościach, o tem oszczędzaniu mnie zbytecznem, niepokoję się więcéj — domyślając gorszych może niż spotkać mnie mogą ewentualności.
Toltini się uśmiechał, znacząco oglądając do koła, jak gdyby się obawiał być podsłuchanym.
Król natychmiast powziął myśl że włoch coś wiedzieć musi — i że od niego mógłby się czegoś więcéj dowiedzieć.
— Bądź-że ty otwartym — jeśli co wiesz, rzekł zwracając się do niego..
— Gdybym nawet wiedział, odparł Toltini, nie ważyłbym się, tak surowo zakazano W. Królewskiéj Mości cokolwiek bądź, bez kontroli ks. biskupa donieść — niech mnie Bóg broni — byłbym zginiony.
— Król się poruszył mocno.
— Na Boga! — zawołał, anim tak chory, ani tak zdziecinniałem abym miał kontroli podobnéj podlegać, mnie to gniewa.
Włoch ramionami poruszył i milczał.
— Ale — mówże — jeśli masz co do powiedzenia nowego, począł król — mam dosyć siły aby posłyszeć prawdę i nie obawiam się jéj.
— Nie mogę — rzekł cichuteńko, schyliwszy się do uszu prawie Toltini. Wasza Królewska Mość mimowoli moglibyście się zdradzić, a że nikt tu nie był oprócz mnie, padło by to na mnie i nigdyby mi tego nie przebaczono.
— Alem ja nikogo nie zdradził w życiu — odezwał się Michał tonem błagającym — proszę cię, maszli co powiedzieć takiego tajonego przedemną, mów — mów, prawdziwie wdzięczen ci będę.
To kończąc król, który znał wielką chciwość włocha — pomyślawszy nieco, zwysiłkiem ściągnął z wychudzonego palca lewéj ręki piękny pierścień ze smaragdem i podał go Toltiniemu, który dla ceremonij nieco się wzdragał, i przyjął go z wielkim pokłonem, całując rękę Michała.
Oczy króla gorzały podbudzoną ciekawością i niepokojem, — naturalnie to co przed nim ukrywano pomyślnem być nie mogło... Drżał cały...
— To z czego oni czynią tajemnicę, począł cicho bardzo włoch, wcale nie zasługuje na taką baczność, ani ma tak wielką wagę, jaką przypisują...
— A! przerwał król, ten poczciwy mój Kiełpsz i kuzynka moja, pani krajczyna — wistocie obchodzą się ze mną jak z dziecięciem. Więcéj mam męztwa i wytrwałości nad nich — całe moje życie tego dowodem.
Zwrócił się do Toltiniego.
— Mów! cóż tam takiego!
Włoch się uśmiechać począł.
— Mojem zdaniem rzecz ta niema żadnego znaczenia. Sułtan wysłał pono do Waszéj Królewskiéj Mości posła z podarkiem, a że on ma się ograniczać do kosztownego kaftana, który hołdowników jest cechą i że razem dopominają się haraczu.
Mówiąc to patrzył na króla Toltini i uląkł się sam widząc wrażenie jakie uczynił na słuchającym chciwie panu. Lice jego zbladło jak chusta — drżeć począł cały, pot kroplisty wystąpił na czoło, zasłabł i rękami wesprzeć się musiał... Milczał... słychać było oddech przyspieszony i trudny, w piersiach mu chrzęszczało...
— To niema żadnego znaczenia — dodał Toltini.
— Przybył! przybył ten poseł? podchwycił król gorączkowo.
Włoch się zawahał i uląkł.
— Niewiem z pewnością — prawdziwie niewiem — dodał — mówią jedni że jest tu — ale go zamkniętym trzymają w gospodzie, drudzy że ma być w drodze — inni że go Hetman ująć kazał...
— Mówią o tém że się upomina o haracz — że mnie jak hołdownikowi posyła kaftan! załamał ręce. Mówią już o tém!! Gdyby nawet fałszem było — co za srom iż na mnie to rzucić można a znajdą się ludzie którzy uwierzą.
Blademi rękami zakrył sobie twarz, pochylił ku ścianie makatą okrytéj i pozostał tak pogrążony w sobie.
W antykamerze słyszeć się dawały kroki — włoch przestraszył się aby go na gorącym nie pochwycono uczynku i począł błagając.
— N. Panie, — zaklinam Waszą Królewską Mość abyście mnie nie gubili — dając poznać iż zdradziłem tajemnicę.
Ale król ani słuchać ani się nie zdawał słyszeć.
Wstał Toltini i pochylił się nad nim, pochwyciwszy szklankę z napojem — który mu zwykle dawano, król nie patrzył i nie mógł dostrzedz tego — aż zimny kubek ręki jego dotknął. Porwał go i wychylił. Oczy miał jakby opłakane.
— Bądź spokojny, rzekł — nie obawiaj się — w potrzebie obronię cię, twierdząc iż zmusiłem.
— Ja się w żadnym razie nieprzyznam! wtrącił włoch.
Domawiał tych słów — gdy Kiełpsz się pokazał w progu i jednym oka rzutem rozpoznawszy stan króla, podbiegł do łóżka.
— Co to jest? zapytał groźno włocha..
— Niewiem — nic niewiem — począł Toltini — przed chwilą N. Pan rozmawiał swobodnie, bardzo był rzeźwy, chwilowa jakaś niedyspozycja..
— O czemże mówiliście? badał krajczy.
— O Warszawie, o rzeczach starych i obojętnych, dodał włoch.
Włoch niechciał odejść bez pożegnania. Siłą prawie pozbyć się go musiał krajczy, gdyż wiedział że przy nim Michał był zwykle ostrożnym i zamkniętym.
Opierając się, strwożony Toltini głośno pożegnawszy Michała — który nic nie odpowiedział, z sypialni się wysunął.
Kiełpsz pochylony, wylękły cichemi słowy łagodnemi usiłował z tego stanu prostracij wyprowadzić króla.
Wiedział on bardzo dobrze, iż ilekroć ona postępowała tak nagle, zawsze przyczyną jéj było jakieś wrażenie na duchu odniesione.
Nie wątpił że i teraz niezręczność włocha — jakieś przypomnienie przeszłości, musiało podziałać na chorego..
— N. Panie, odezwał się — jesteśmy sami. Mam li kazać Brauna przywołać? Cóż się stało! Toltini musiał zmęczyć..
Zwolna zwrócił król wybladłą twarz ku niemu — ujął go za rękę i rzekł cichym głosem.
— Nie obwiniaj włocha — dajcie mu pokój — słabo mi się zrobiło — nic więcéj to przejdzie.
— I zaledwie to wymówiwszy wlepił oczy zaognione w krajczego.
— Macie jakie wiadomości?
Nim Kiełpsz zdołał odpowiedzieć — weszła ostrożnie drzwi uchylając żona jego — wiodło ją jakieś przeczucie. Zbliżyła się do łóżka śpiesznie i nie potrzebowała aby jéj mąż oznajmił — iż coś króla dotknęło — zawołała po cichu.
— Włoch ztąd wyszedł. A! to jego sprawa!
Kiełpsz palec położył na ustach...
— Musicie mieć jakieś wiadomości od wojska, od Hetmanów, może od turków... wszystko taicie przedemną, ta myśl mnie zabija... dorozumiewam się, zgaduję srogie rzeczy. Mówcie mi jeśli co jest!
— Nowego nie ma nic — odparł Kiełpsz. Jak skoro od Hetmana przyjdzie cokolwiek, natychmiast przyniesiemy... Michał niespokojnie na łóżku się obracał. — Nadszedł Braun... przystąpił do łóżka, ujął za rękę... i żachnął się...
— Zkąd to wzruszenie? zapytał...
Nieumiano mu odpowiedzieć, Michał spojrzał na niego...
— Daj mi co uspokajającego — rzekł — w istocie niepojęty jakiś niepokój mnie opanował. Lękam się sam niewiem czego...
Stan króla, który zrana jeszcze się polepszał, tak nagle znowu zdawał się zmieniony na gorsze, iż Braun natychmiast posłał po Zboińskiego i trzeciego lekarza, którego przybierał do rady. Tymczasem napojono go kroplami, zmuszono położyć się — i wszyscy w milczeniu czuwali nad nim...
Gorączka się wzmagała... Braun co raz to badający puls, postęp jéj upatrywał z trwogą. Nadeszli dwaj towarzysze jego — nie byli też z tego stanu kontenci. Szukano przyczyny nie mogąc jéj odgadnąć.
— Ktoś królowi ze służby może — nieostrożnie napomknął o przybyłym Adze...
Kiełpsz wybiegł do sieni brać na spytki dworzan, komorników i służbę. Nikt z nich nie przyznał się do tego aby coś doniósł królowi. Szemrano tylko że Toltini bawił długo, szeptał cóś po cichu, a ciekawy paź Maszkowski widział przez otwór od klucza, jak pochylony nad łóżkiem królowi coś opowiadał zniżonym głosem w sposób tajemniczy.
— A! zawołała Kiełpszyna, ten niegodziwy Włoch, on jest wszystkiego przyczyną — posądzam go tak samo o złe słowo jakbym posądziła o truciznę. Do wszystkiego jest zdolnym, a co czyni — to zawsze z obrachowaniem i przewidywaniem skutku...
Na próżno domagał się król osłabłym głosem, aby się wszyscy rozeszli i samego zostawili ze zwykłą strażą nocną — nikt odchodzić nie chciał — Krajczynę tylko zmusił aby się oddaliła...
Po północy dopiero nastąpiła niespokojna drzemka, przerywana wykrzyknikami i zrywaniem się jakby ze strachu.
Kiełpsz z podziwieniem usłyszał — Haracz... Aga... Sułtan...
Nie było już dla niego wątpliwem iż ktoś musiał zdradzić tajemnicę, a nie mógł to być nikt inny tylko Toltini. Nad rankiem zawiadomiony o tem ks. Olszowski postanowił go bez pożegnania z królem do Warszawy odprawić...
Gdy król po bardzo złéj nocy się przebudził dopominając rannéj polewki, był tak osłabionym te kilkanaście godzin tak okrutnie znowu wycieńczyły go, iż Braun głowę stracił. Ks. biskup tymczasem, w kilku słowach porozumiawszy się z królem, przywołać kazał włocha do siebie.
— Wolą jest N. Pana — rzekł — abyście dziś jeszcze powracali do Warszawy. Listy nadejdą późniéj zwykłemi kresami. Macie królowę pozdrowić, i oznajmić jéj że król ma się lepiéj, choć chwilowo na siłach opadł. Nie powinna się niepokoić, my tu czuwać nie przestaniemy.
Toltini musiał być posłusznym, ale czuł się wyśledzonym i odkrytym — o co mu zresztą niewiele chodziło — byle dopiął tego czego sobie życzył...
W ciągu dnia nie tylko że nie było polepszenia, ale gorączka ciągle się wzmagała i rosła... Razem z tém i trwoga wszystkich otaczających.
Michał nie tracił przytomności, lecz zaledwie mu się do snu przymykały powieki — natychmiast wykrzykiwał i nie pamiętał już co mówił. Jeść nic nie chciał, pragnienie paliło go tylko.
Na chwilę około południa sam na sam pozostawszy z Krajczyną, król się obejrzał i szepnął...
— Aga przybył od Sułtana!
— Jaki Aga? zapytała...
— Z kaftanem, z pętami, z kajdanami, które chce włożyć na mnie!
Krajczyna podniosła ręce.
— Królu mój — zawołała — co za myśli? jakie przewidzenia... ktoś chyba fałszywą was i głupią gadką zaniepokoił. Aga — przybył wistocie turecki posłaniec, ale ani kaftana, ani żadnych nie przyniósł wymagań. Wprost tylko dowiadywać się mu polecono, co znaczy wojsk zbieranie się na granicy. To są nie poczciwe plotki.
Uwierzył temu zapewnieniu, czy nie, zamilkł Michał, — zatopiony w myślach, które gorączka dziwacznie targała i czyniła z nich mięszaninę bezładną. Choremu wszystko się na myśl cisnęło razem, wspomnienia młodości, męczarnie panowania, walki w których wszystkich miał przeciwko sobie, prześladowanie żony, nadzieje ostatniego z orężem w dłoni obmycia się w oczach ludzi... niemoc która go do łoża przykuła... Nie miał ani przywiązania ani ochoty do życia, ale umrzeć w téj godzinie stanowczéj gdy ohydny traktat Buczacki polska szabla rozciąć miała — zamknąć — gdy światło nareszcie przyjść miało — było ciosem straszliwym.
Napróżno go Hela starała się pocieszyć.
— Przeznaczenie jest nieubłagane, mówił oprzytomniając, ani łzy ani modlitwy, ani pokora — nic nie zmoże wyroku żelaznego. Umrę właśnie w tenczas gdy życie by mi mogło się uśmiechnąć jeszcze..
Szczęściem wśród tych boleści — nadeszła znowu wiadomość od Hetmana.
Wielkie, szlachetne serce jego, które litość uczuło dla téj ofiary — skłaniało Sobieskiego do oznajmywania choć z wielkim trudem królowi, o każdym niemal kroku, wlewając w niego nadzieją blizkiego zwycięztwa. I tego dnia nadbiegł także kursor z listem do ks. Olszowskiego, a chociaż Michał marzył chwilami nieprzytomnie, biskup przyszedł niosąc mu wieść pocieszającą.
— N. Panie — rzekł — Hetman oznajmuje że lada chwilę, wraz z Pacem uderzy na Seraskiera Hussejna-Paszę... Turcy w znacznéj liczbie leżeć mają pod samą twierdzą Chocimem na tem samem obozowisku skałami i wałem osypanem, na którem ojciec Sobieskiego odniósł pamiętne nad niemi zwycięstwo...
Most rzucony przez rzekę łączy ich z drugim jéj brzegiem, ale ten zburzonym będzie lub opanowanym, a Hetman pewien jest iż nieprzyjaciela pokona. Mołdawianie, na których Seraskier rachuje, z pewnością przejść przyrzekli na naszą stronę, Hetman potajemnie widział się z ich wodzem i umówił...
Tem odstępstwem ustraszy się nieprzyjaciela, bo się go najmniéj nie spodziewa...
— Michał słuchał gorączkowo dysząc.
— O Boże! — zawołał — a mnie, mnie tam niema — ja tu konam zwyciężony i sromotą okryty... kaftanem, kajdanami.
Biskup począł zbijać ową powieść o pośle i kaftanie, lecz król zadumany go nie słuchał.
— Potrzeba dziękować Bogu — dodał biskup... cieszyć się i radować.
Hetman jutro obiecuje drugiego posła, który przyniesie potwierdzenie pierwszych wiadomości.
Niemogąc niczem wpłynąć na ukołysanie tego niepokoju Olszowski, jako kapłan wreście, radził i zalecał modlitwę.
Michał posłuszny złożył ręce, usta jego coś szeptać poczęły, lecz niedługo trwała modlitwa, myśli ją smutne przerwały i zatopiony w nich król wpadł w stan gorączkowy.
Tymczasem odprawiony z rozkazem wyjazdu pilnego Włoch, zatrzymał się potajemnie we Lwowie. Z tego co mu przekupiona czeladź przynosiła, wnosił że król długo pożyć nie może — chciał być pierwszym, który szczęśliwą ową nowinę żałoby przyniesie Eleonorze...
Ukryty na przedmieściu.. czekał.
W mieście już wieść się rozchodzi ta, że król dogorywa. Kupki ciekawych, chłodne — stały w ulicy i pod oknami, szepcząc, dowiadując się ale nikt nie okazywał najmniejszéj oznaki współczucia. Umysły wszystkich i serca były z Sobieskim na kresach...
Król ten, który nigdy miłości nie miał, bólem swym nawet litości nie mógł obudzić. Druga taka próżniaków gromada otaczała gospodę turecką, w któréj pilno strzeżony Aga siedział, dumnie się dopominając aby go do króla prowadzono.
Napróżno składano się tem iż leżał chory obezwładniony... — Aga słuchać nie chciał. Nim go uwięzić było można, co bez rozkazu króla lub Hetmana stać się nie mogło — trzeba było zabawiać i wypraszać się u niego. Dwór tymczasem posła, jak zwykle, rozkładał przyniesione bez cła towary i niemi frymarczył.
Agę tłumacz trzymał na pół prośbami, w pół nadziejami obfitszych podarków, jeżeli choremu da czas przyjść do siebie.
Nie domyślał się wcale ten dawny posłaniec Sułtański, że liczne wojsko w téj saméj chwili zabierało się Seraskiera otoczyć i złamać..
Noc upływała na czuwaniu — wszyscy znużeni rozeszli się wreszcie; jedna tylko krajczyna z mężem pozostała modląc się i płacząc.
Żywiła ona jeszcze jakąś nadzieją, że Michał po tem przesileniu, wywołanem niepoczciwą zdradą — powróci do siebie, odzyska siły — żyć będzie. Z myślą tą osierocenia zupełnego oswoić się nie mogła. Dla niéj biedny towarzysz młodości, którego ona jedna znała tylko — był całym światem. Dla niego ona poświęciła wszystko, i aby mu nieść pomoc, a nie oddalić się od niego oddała rękę obojętnemu człowiekowi..
Po północy wszedł Braun rozespany, chcąc się przekonać o stanie króla.
Na palcach podszedł do łoża, przyłożył głowę do piersi aby się oddechowi przysłuchać, wziął leżącą na kołdrze rękę... i odstąpił po chwili.
Hela poszła za nim.
— Panie mój — pociesz mnie! — szepnęła. — Stan króla się polepszył? Uratujemy go?
Lekarz milczący patrzał na nią.
— Bóg czyni czasem cuda — odezwał się głosem słabym — ale tu jużby cudu potrzeba — na przywrócenie mu życia wyczerpanego... Chcecież aby dłużéj się męczył??
Gwałtownie zachodzić się cichym płaczem zaczęła kobieta... Braun z tą zimną krwią nawykłego do patrzenia na śmierć człowieka, spoglądał na nią.
— Ja nie wyrokuję nic — rzekł — ale i obiecywać nic nie mogę.... Niestety! dobito jakąś wiadomością przyniesioną niewcześnie, jakąś zatrutą strzałą... od któréj myśmy go zasłonić nie zdołali!!
Wśród tego milczenia i płaczu, Michał się przebudził wołając..
— Na mury! do szturmu!! tędy! zamną. Jeremi idzie przed nami.. turcy uchodzą... Kamieniec otwiera bramy...
Syknął boleśnie...
— Ojcze mój — rozpoczął zmienionym głosem — jam niewinny!! jam życie dać był i jestem gotów... wyrwano mi oręż z ręki — zamknięto... żona stanęła w progu... Prymas mi nałożył kajdany... ale wszystko to minęło — jestem wolny.. Sobieski ze mną.. Pacowie przy mnie — na turka... Zdeptałem ten kaftan... poszarpany ten traktat... wszystko minęło — nad Wiśniowcem znowu słońce wschodzi Ojcze! — ojcze...
Głos się zniżył, słuchając płakała Hela: Szmer już tylko wychodził z ust jego i jakby łkanie... modlił się urywkami psalmów pokutnych..



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.