Król Ryszard II (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Król Ryszard II |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom I |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Królowa. Tu król nadejdzie, bo tędy jest droga
Do tej przeklętej cezarowej Wieży,
W której kamiennem łonie ma być więźniem,
Przez Bolingbroka dumnego wyroki.
Tu stańmy, jeśli buntownicza ziemia
Swej prawowitej spocząć da królowej.
Lecz cicho!patrzcie! lub nie patrzcie raczej
Na moją piękną różę więdniejącą.
Patrzcie! Niech litość w rosę was przetopi,
A łzy miłości świeżość jej przywrócą.
O gruzów Troi starej wizerunku!
Honoru karto! Nie królu Ryszardzie,
Ale Ryszarda, króla niegdyś, grobie.
Piękny pałacu, czemu boleść szpetna
Ma w tobie mieszkać, kiedy od niedawna
Tryumf w szynkowni przemienił się gościa?
Król Rysz. Piękna niewiasto, nie łącz się z boleścią,
Aby z nią razem koniec mój przyśpieszyć.
Naucz się, dobra duszo, dziś ode mnie,
Że stan nasz przeszły, to sen był szczęśliwy;
Dziś, rozbudzeni, widzim rzeczywistość.
Ja jestem ślubnym bratam przeznaczenia,
A mój z nim sojusz jedna śmierć rozwiąże.
Śpiesz się do Francyi, zamknij się w klasztorze;
Zaróbmy skruchą na koronę w niebie,
Gdy ją nam grzechy wydarły na ziemi.
Królowa. Jakto? mój Ryszard zmienił się i upadł
Równie na duszy jak ciele? Bolingbroke
Wziął ci i rozum? serce twe opętał?
Lew konający wyciąga pazury
I rani ziemię, gdy wroga nie może,
Wściekły, że upadł pod pogromcy ciosem;
A ty przyjmujesz chłostę jak pacholę?
Całujesz rózgę, łasisz się zwycięzcy
W podłej pokorze, ty lwie, zwierząt królu?
Król Rysz. O, prawda, byłem zwierząt tylko królem;
Bo gdybym zwierząt za poddanych nie miał,
Byłbym szczęśliwym ludzi jeszcze królem.
Droga królowo niegdyś, śpiesz do Francyi.
Myśl, że umarłem; że w tej właśnie chwili
Żegnam się z tobą na śmiertelnem łożu.
Środ długich, smutnych wieczorów zimowych
Siądź przy ognisku, w starych łudzi kole,
Niech ci nieszczęścia zbiegłych wieków prawią,
A na dobranoc odpłać im powieścią
O smutnych dziejach mojego upadku,
I ślij do łoża płaczących słuchaczy.
Boć głownie nawet nieczułe zrozumią
Bolesne dźwięki twojego języka,
Tknięte litością ogień swój wypłaczą,
Odzieją węglem, popiołem posypią
Na znak żałoby po króla upadku.
Northumb. Milordzie, myśli swe Bolingbroke zmienił:
Pomfret nie Tower twem będzie mieszkaniem.
Tobie też, pani, przynoszę rozkazy:
Musisz bez zwłoki do Francyi odpłynąć.
Król Rysz. Northumberlandzie, drabino, po której
Na tron mój chciwy drapał się Bolingbroke,
Ledwo czas kilka postarzeje godzin,
Szpetny grzech wzbierze i zgnilizną pęknie;
Pomyślisz, choćby dał ci pół królestwa,
Że to nie dosyć, boś ty mu dał całe;
On znów pomyśli, że ten, co zna sposób,
Jak się nieprawych na tron sadza królów,
Znajdzie go równie, za lada podnietą,
Przywłaszczyciela z tronu znów obalić.
Przyjaźń występnych jest bojaźni matką,
A bojaźń w krotce zmienia się w nienawiść,
Wiedzie jednego lub obu do czynów,
Do zasłużonej prowadzących śmierci.
Northumb. Mój grzech na moją niechaj spadnie głowę,
I na tem koniec. Żegnajcie się teraz,
Bo się natychmiast musicie rozłączyć.
Król Rysz. Podwójny rozwód. Ludzie bez sumienia,
Wy me podwójne zrywacie małżeństwo
Z moją koroną i moją królową.
(Do Królowej) Pozwól niech śluby nasze odcałuję,
Jak je skojarzył niegdyś pocałunek.
Rozdziel nas teraz; prowadź mnie na północ,
W posępny klimat zimy i choroby;
Królowa moja niech do Francyi śpieszy,
Skąd jak dzień Maja przybyła ponętna,
Gdzie jak Zaduszny Dzień powróci smętna.
Królowa. Jakto? Więc z tobą rozłączyć się muszę?
Król Rysz. Dłoń z dłoni wyrwać i od duszy duszę.
Królowa. Zróbcie go mego spólnikiem wygnania.
Northumb. Tak litość radzi, lecz roztropność wzbrania.
Królowa. To niech z nim jego podzielę więzienie.
Król Rysz. Z dwóch cierpień jedno splecie się cierpienie.
Ty płacz tam po mnie, ja tutaj po tobie;
Lepsze rozstanie na nadziei grobie.
Idźmy więc, mierzmy drogę na westchnienia.
Królowa. Gdzie droga dłuższa, liczniejsze jęczenia.
Król Rysz. To krok mój każdy dwa jęki zaznaczą;
Krótkość mej drogi przedłużę rozpaczą.
Skróćmy zaloty do smutku, gdy wiemy,
Że na tak długo smutek poślubimy!
W niemym całunku z tobą się rozstanę;
Daj mi twe serce, moje weź w zamianę (całuje ją).
Królowa. Oddaj mi moje; w mych piersiach twe serce
W moich boleściach miałoby mordercę (całuje go).
Bądź zdrów! Mam moje, nic mi już nie broni
Zabić je smutkiem w dalekiej ustroni.
Król Rysz. Zwłoką dusz naszych pomnażamy męki;
Bądź zdrowa! resztę niech powiedzą jęki (wychodzą).
Księżna. Przyrzekłeś, książę, dokończyć powieści
Przerwanej płaczem, o naszych kuzynów
Do tej stolicy wjeździe uroczystym.
York. A gdzie stanąłem?
Księżna. Na bolesnej chwili,
Jak z okien ręce miotały okrutne
Śmiecie na głowę królewską Ryszarda.
York. Wtedy Bolingbroke, jak już powiedziałem,
Na ognistego poskoczył rumaka,
Co zdał się swego dumnego znać jeźdźca,
Majestatycznym, wolnym stąpał krokiem,
Gdy ze stron wszystkich tysiące języków
Boże, zachowaj Bolingbroka! grzmiały.
Zda się, że same przemawiały okna,
Tak twarze młodych i starych, spiętrzone,
Ciekawe oczy przez ramy ciskały
Na jego postać, tak dokoła mury
Ludem nabite, wołały bez końca:
Chowaj cię Jezu! witaj Bolingbroku!
On, tocząc koniem to w prawo, to w lewo,
Z odkrytą głową niżej końskiej szyi,
Dzięki, powtarzał, dzięki wam, rodacy!
I tak się zwolna posuwał ulicą.
Księżna. A biedny Ryszard gdzie pod tę był porę?
York. Jak na teatrze wszystkich widzów oczy,
Gdy ulubiony oddali się aktor,
Na wchodzącego obojętnie patrzą,
Pewni, że zacznie nudne paplać słowa,
Z równą, a może i większą pogardą
Tłum na Ryszarda z ukosa spoglądał.
Nikt nie wykrzyknął: zachowaj go Boże!
Nikt go uczciwem nie powitał słowem;
Na świętą głowę rzucano mu śmiecie,
Które on z cichą otrząsał boleścią.
Uśmiech na twarzy jego ze łzą walczył,
Znak cierpliwości jego i strapienia;
I gdyby pan Bóg, w sądach niezgłębionych,
Na twardy kamień ludzkich serc nie zmienił,
Na łzyby wszystkie musiały się stopić,
I barbarzyńca nad nimby zapłakał.
Lecz niepojęte ludziom sądy boże,
I w cichej musim przyjąć je pokorze.
Dzisiaj Bolingbroke królem mym i panem,
Przysiągłem, będę wiernym mu poddanym.
Księżna. To syn mój Aumerle.
York. Był kiedyś Aumerlem,
Ale za wierną dla Ryszarda przyjaźń
Tytuł ten stracił, i od dzisiaj, pani,
Tylko Rutlandem musisz go nazywać.
Jestem rękojmią jego w parlamencie
Za wierną służbę nowemu królowi.
Księżna. Witaj, mój synu! Jakie dziś fijołki
Zielone wiosny nowej stroją łono?
Aumerle. Ani wiem, pani, ani wiedzieć pragnę;
Bóg widzi, wszystko jest mi obojętne.
York. W tej nowej wiośnie roztropność ci radzę,
By Cię przed czasem nie podcięła kosa.
Co słychać w Oxford? Czy ciągle turnieje?
Aumerle. Ile wiem, ciągle.
York. Wiem, że się tam udasz.
Aumerle. To moją myślą, jeśli Bóg pozwoli.
York. Co to za pieczęć z zanadrza ci wisi?
Cóż to? bledniejesz? pokaż mi to pismo.
Aumerle. To nic.
York. Więc mniejsza w czyje wpadnie oczy.
Jestem ciekawy; pokaż mi to pismo.
Aumerle. Przebacz mi, panie, nie mogę pokazać;
I chociaż małej pismo to jest wagi,
Dla pewnych przyczyn pokazać go nie chcę.
York. A ja dla pewnych przyczyn chcę je widzieć.
Lękam się — lękam —
Księżna. I czegóż się lękasz?
To nic, zapewne oblig podpisany
Za piękne szaty na dzień uroczysty.
York. Oblig dla siebie? Dla siebie, na siebie
Wystawił oblig? Kobieto, szalejesz.
Chłopcze, natychmiast pismo mi to pokaż.
Aumerle. Przebacz mi, panie, przebacz, lecz nie mogę.
York. Muszę je widzieć, raz jeszcze powtarzam.
Obrzydła zdrada! Podły niewolniku!
Księżna. Co to jest, książę? przez Boga.
York. Hej! służba!
Siodłaj mi konia. Miłosierny Boże!
Ha, co za zdrada!
Księżna. I cóż to jest, książę?
York. Przynieś mi buty, każ osiodłać konia.
Sam, na mój honor, sam, na moje życie,
Idę zbrodniarza przed królem oskarżyć.
Księżna. Co to jest?
York. Cicho, — szalona niewiasto.
Księżna. Nie będę cicho; cóż to jest, mój synu?
Aumerle. Ukój się matko, to tylko jest sprawa,
Za którą biedne me odpowie życie.
Księżna. Życie? (wchodzi sługa z butami).
York. Daj buty. Muszę króla widzieć.
Księżna. Zabij go, Aumerle. Stoisz odurzony,
Biedny mój synu! (Do sługi) Precz stąd, nikczemniku,
Niech cię me oczy więcej nie zobaczą!
York. Daj buty, mówię.
Księżna. Książe, co chcesz zrobić?
Własnego dziecka błędów nie chcesz taić?
Mamyż, możemyż więcej synów spłodzić?
Czy czas płodności mojej nie wysuszył?
Chcesz mej starości piękne dziecko wydrzeć,
Pragniesz mi wykraść szczęsne matki imię?
Czy to nie syn twój? nie obraz twój żywy?
York. Szalona miłość odjęła ci rozum.
Jakto? ten czarny spisek chcesz utaić?
Tuzin ich straszną związał się przysięgą,
Każdy przysięgę swym podpisem stwierdził,
Że króla w Oxford zabiją.
Księżna. Cóż z tego?
On tam nie będzie, tu go zatrzymamy.
York. Precz obłąkana! Choćby mym był synem
Dwadzieścia razy, pójdę go oskarżyć.
Księżna. Gdybyś dla niego to, co ja wycierpiał,
W twem sercu więcej znalazłbyś litości.
Lecz cię przenikam; myśl twa podejrzywa,
Że ja niewierną byłam twemu łożu,
Że on nie synem twoim, lecz bękartem.
O odpędź, odpędź myśl tę, drogi mężu!
On wizerunkiem twoim jest, nie moim,
Ni mej rodziny, a kochani go przecie.
York. Ustąp mi z drogi, niesforna kobieto (wychodzi).
Księżna. Leć, synu, pierwszy konia jego dosiądź,
Nie szczędź ostrogi, pierwszy stan przed królem,
Nim cię oskarży, proś o przebaczenie.
I ja nie zaśpię, choć złamana wiekiem,
I wiem, że księciu nie dam się wyscignąć;
Póty kolana z ziemi nie podniosę,
Póki Bolingbroke nie da przebaczenia.
O, nie trać czasu, spiesz się, drogi synu! (wychodzą).
Boling. O marnotrawnym kto powie mi synu?
Trzy już miesiące jak go nie widziałem:
On życia mego najcięższą jest plagą.
Daj Boże, byśmy odkryć go zdołali!
Idźcie go szukać po londyńskich szynkach,
Bo tam, jak mówią, codzień bankietuje
W kole przyjaciół zepsutych, rozpustnych,
Co nieraz w nocy, po zaułkach miasta,
Straż biją moją, rabują przechodniów,
A on, jak dzieciuch, pusty, zniewieściały,
Za punkt honoru uważa popierać
Łotrów tych bandę.
Percy. Jakie dwa dni temu
Przypadkiem, panie, spotkałem książęcia,
Przy sposobności zrobiłem mu wzmiankę
O tych turniejach w Oxford.
Boling. Cóż on na to?
Percy. Że do zamtuza idzie, że zabierze
Najrozpustniejszej dziewki rękawiczkę,
Że pod tem godłem zapaśników czeka,
I najdzielniejszych z konia w szrankach zsadzi.
Boling. Śmiały jak pusty; a przecie, dostrzegam
Iskrę nadziei lepszej w jego wadach,
Którą czas może na płomień rozdmuchać.
Lecz kto się zbliża? (wbiega Aumerle)
Aumerle. Gdzie król?
Boling. Mój kuzynie,
Co znaczy spojrzeń twoich obłąkanie?
Aumerle. Boże, strzeż króla! Upraszam cię, panie,
O jednę chwilę rozmowy sam na sam.
Boling. Odejdźcie, proszę, zostawcie nas samych.
Mów teraz, co cię sprowadza, kuzynie?
Aumerle. (klęka). Niech me kolana do ziemi przyrosną,
Do podniebienia język w moich ustach,
Jeżeli wstanę lub wyrzeknę słowo,
Nim przebaczenie królewskie otrzymam.
Boling. Za pomyślany czyn lub dokonany?
Jeśli myśl tylko, jakkolwiek występna,
Aby na przyszłość twą miłość pozyskać,
Przebaczam chętnie.
Aumerle. Więc pozwól mi, królu,
Drzwi na klucz zamknąć, aby nikt wejść nie mógł,
Dopóki mojej nie skończę powieści.
Boling. Zrób jak chcesz. (Aumerle zamyka drzwi.)
York. (za sceną). Królu, miej się na baczności!
Strzeż się! bo zdrajca przy twoim jest boku.
Bolingbroke. (dobywając oręża).
Nędzniku, miecz ten da mi bezpieczeństwo.
Aumerle. Wstrzymaj miecz mściwy, królu, bądź bez trwogi.
York. (za sceną). Otwórz drzwi, królu, do szaleństwa ufny.
Mamże z miłości rzucać ci obelgi?
Otwórz drzwi, królu, albo je wysadzę.
Boling. Wytłomacz, stryju, co się to ma znaczyć?
Lecz wytchnij przody. Powiedz, jak jest blisko
Niebezpieczeństwo, abym się mógł bronić.
York. Czytaj, a z pisma dowiesz się o zdradzie,
Bo pośpiech knebel na me usta włożył.
Aumerle. Czytając, królu, pomnij na twe słowo.
Żałuję! Mego nie czytaj nazwiska;
Serce nie było w spisku z moją ręką.
York. Było, nędzniku, zanim podpisałeś.
Z zanadrza zdrajcy pismo to wydarłem.
Trwoga, nie miłość skruchę wywołała.
Strzeż się litości, królu, litość twoja
Serce ci żądłem przebije zatrutem.
Boling. O czarny, straszny, o spisku ohydny!
O prawy ojcze syna przeniewiercy!
Ty czyste, srebrne, nieskalane źródło,
Z którego strumień ten trysnął, co w biegu
Tylko na mętną zmienił się kałużę!
Zbytek dobroci twej na złe się zmienia.
Nadmiar ten jednak dobroci zamaże
Śmiertelną plamę występnego syna.
York. Ma cnota będzie wad jego rajfurką?
A jego hańba mój honor roztrwoni
Jak złoto ojca skąpego rozrzutnik?
Mój honor hańby jego śmiercią żyje,
Lub hańba jego honor mój zabije.
Kto życie jemu daje, mnie odbiera:
Gdzie zdrada żyje, tam wierność umiera.
Księżna (za sceną). Królu mój, panie, otwórz mi, przez Boga!
Boling. Kto przeraźliwym tak głosem mnie wzywa?
Księżna (za sceną). Kobieta, twoja nieszczęsna stryjenka.
Otwórz, przez litość dla żebraczki, panie,
Co po raz pierwszy wyszła na żebranie.
Boling. Tragedya w farsę zmienia się w tej chwili,
„Król i Żebraczka“ tytuł krotofili.
Otwórz drzwi matce, bo ją tu sprowadza
Grzech syna, który króla swego zdradza.
York. Jeśli przebaczysz łzą matki wzruszony,
Twa litość zbrodni wyda nowych plony.
Zgangrenowany członek utnij, panie,
A reszta ciała przy zdrowiu zostanie.
Księżna. Nie daj się kusić okrutnej potworze:
Sam się nie kocha, jak kochać cię może?
York. Po coś tu przyszła, kobieto szalona?
Zdrajcę starego mlekiem karmić łona?
Księżna. Cierpliwość, mężu! — królu miłościwy — (klęka).
Boling. Wstań, wstań, stryjenko.
Księżna. O nie, jak Bóg żywy,
Póty się czołgać na kolanach będę,
Na dziennem świetle przy szczęsnych nie siędę,
Póki radosnych słów król mi nie powie:
Przebaczam winę twojemu synowi.
Aumerle (klęka). Z matką mą klękam u stóp mego pana.
York (klęka). Ja przeciw obu wierne gnę kolana.
Bądź głuchy, królu, na modły zwodnicze.
Księżna. On tylko szydzi; spójrz w jego oblicze,
Łzy nie ma w oku; prośba cię nie wzruszy,
Co z ust mu spada, a nie płynie z duszy:
On prosi, pragnąc by się tak nie stało;
My prosim całem sercem, duszą całą;
Jego znużone wstać już chce kolano,
Nasze do ziemi przyrosną nim wstaną;
Jego modlitwa obłudą natchnięta,
Modlitwy naszej matką wiara święta;
Niech dziś, jak zawsze, prośba szczerej duszy
Do miłosierdzia serce twe poruszy.
Boling. Wstań przód, stryjenko.
Księżna. Nie mów: wstań stryjenko
Przód przebacz, potem powiedz: wstań stryjenko!
Gdybym twą była mamką, pierwsze brzmienie
Ustby twych było słowo: przebaczenie.
Wyraz nad wszystkie wyrazy to święty;
Powiedz: przebaczam, litością nachnięty.
Krótkie to słowo wieczną radość rodzi,
W królewskich ustach żadne nie brzmi słodziej.
York. Mów po francusku, królu: pardonnez moi.
Księżna. Chcesz przebaczeniem przebaczenie zabić?
Szyderczy mężu a okrutny razem,
Kadzisz mu wyraz zbić samym wyrazem.
Wymów: przebaczam, wyraz tu przyjęty,
Gwar słów francuskich dla nas niepojęty.
Niech język powie, co już mówią oczy.
Lub niech ci litość ucho w serce wtłoczy,
By miłosierdzie, modłów tknięte siłą,
Słowo: przebaczam w usta ci włożyło.
Boling. Lecz wstań, stryjenko.
Księżna. Nie proszę o wstanie,
O przebaczenie błagam tylko, panie.
Boling. Jak mu przebaczam, tak przebacz mi Boże!
Księżna. O czegóż zgięte kolano nie może!
Ale drżę jeszcze; powtórz jeszcze słowo,
Bo powtórzenie nie łaską jest nową,
Lecz jej stwierdzeniem.
Boling. Przebaczam.
Księżna. O dzięki!
Ty jesteś Bogiem nie królem na ziemi.
Boling. Lecz co do mego szwagra[1] i opata,
I co do całej kliki ich spólników,
Zniszczenie w ślady pogoni za nimi.
Dobry mój stryju, wypraw silny oddział
Do Oxford, albo gdziekolwiek ich znajdziesz,
Przysięgam bowiem, że żaden z zbrodniarzy
Drugiego słońca nie zobaczy twarzy.
Bądź zdrów, mój stryju; żegnam cię, kuzynie;
Bądź odtąd wierny, stwierdź matki twej słowo.
Księżna. Chodź, synu, niech ci Bóg duszę da nową! (wychodzą)
Exton. Czyś słyszał, jakie króla były słowa?
„Toż więc jednego nie mam przyjaciela,
Co z tej żyjącej wyrwałby mnie trwogi?“
Czy nie tak mówił?
Sługa. Własne jego słowa.
Exton. „Toż więc jednego nie mam przyjaciela?“
Dwakroć te same powtórzył wyrazy.
Czy prawda?
Sługa. Prawda.
Exton. A kiedy to mówił,
Wzrok we mnie wlepił, jakby chciał powiedzieć:
Jakżebym pragnął, byś tym był człowiekiem,
Który z tą trwogą serce me rozwiedzie!
A miał na myśli króla w zamku Pomfret.
Ja przyjacielem króla, a więc muszę
Do nieba posiać wroga jego duszę (wychodzą).
Król Rysz. Szukałem dotąd, jakby można było
Ze światem moje porównać więzienie;
Lecz próżnom szukał, bo świat ludu pełny,
A ja jedyną żywą tu istotą.
Spróbuję jednak porównanie ukuć;
Więc wyobraźnia będzie ducha żoną,
A duch mój ojcem, i z takich rodziców
Mnogi rój dzieci myśli na świat wyjdzie;
Myśli te mały światek ten zaludnią,
Do świata tego mieszkańców podobne,
Bo wszystkie pełne smutków są i troski.
Najlepsze myśli, jak o rzeczach bożych,
Są wątpliwości pełne i stawiają
Jeden tekst przeciw drugiemu tekstowi.
Jak: chodźcie do mnie małe niemowlęta;
A znów: do nieba tak dostać się trudno,
Jak wielbłądowi przejść przez ucho igły.
Myśli ambitne tworzą cudne plany —
Niewykonalne: jak słaby paznokieć
Zdołałby przebić świata mur kamienny,
Twardego świata — mojego więzienia;
A że nie mogą, w swej konają dumie.
Myśl rezygnacyi w tem pociechy szuka,
Żem nie jest pierwszym losu niewolnikiem
I nie ostatnim; niby durny żebrak,
Co w dybach siedząc, swą hańbę tem cieszy,
Że jak nie jeden przed nim w dybach siedział,
Tak i nie jeden po nim siedzieć będzie,
I jakby znalazł ulgę w takiej myśli,
Własną niedolę przenosi na grzbiety
Tych, którzy przed nim gorycz jej uczuli.
Ja też odgrywam różnych ludzi role,
Zadowolnienia nie znajdując w żadnej.
To królem jestem, a poddanych zdrada
Zostać żebrakiem żądzę we mnie rodzi;
Jestem żebrakiem, lecz nędza mi szepce,
Żem był szczęśliwszy, kiedy byłem królem;
Znów jestem królem a po chwili myślę,
Że mnie Bolingbroke z mego tronu strącił,
Że jestem niczem; lecz czemkolwiek jestem,
Ni ja, ni żaden na ziemi tej człowiek
W niczem nie znajdzie pociechy, dopóki
W nicości ulgi nie znajdzie strapieniom. (Muzyka).
Słyszę muzykę. Ha, trzymajcie miarę!
Jak szorstką słodka muzyka dla ucha,
Gdy łamie akord i z taktu wychodzi!
Tak i w muzyce ludzkiego żywota.
Tu, ucho moje na dźwięk dość jest czułe,
Gdy miarę gwałci nieposłuszna struna;
Ale nie miałem ucha, żeby poznać
Złamany akord mojego królestwa.
Trwoniłem czas mój, czas mnie teraz trwoni,
Bo czas mnie teraz zrobił swym zegarem;
Myśli są moje jego minutami,
Tyk-tak mych westchnień notuje sekundy
Na cyferblacie zegara — mych oczach,
Po których ciągle, jak jaka skazówka,
Palec mój krąży, by go z łez ocierał;
Dźwiękiem głoszącym, która jest godzina,
Są jęki moje bijące w dzwon — serce.
Tak więc westchnienia moje, łzy i jęki
Liczą minuty, sekundy, godziny.
Czas mój na dumną Bolingbroka radość,
Na skrzydłach leci; gdy ja, biedny głupiec,
Jestem na jego zegarze kukułką.
Rozum mi mąci ta muzyka; skończcie!
Bo jeśli czasem obłąkanych leczy,
We mnie, zdrowego obłąkać jest zdolna.
Bóg jednak zapłać kto ją tu sprowadził!
Znak to miłości; miłość dla Ryszarda
Rzadki dziś klejnot na tym twardym świecie.
Masztal. Witaj, królewski książę!
Król Rysz. Dzięki, lordzie!
Kto z nas najtańszy, szeląg jest za drogi.
Powiedz kto jesteś? Co cię tu sprowadza,
Gdzie nigdy żaden nie przychodzi człowiek
Prócz swarliwego psa, który codziennie
Przynosi żywność, by nędzę mą przewlec?
Masztal. W twych stajniach byłem biednym masztalerzem,
Gdy byłeś królem. W drodze do Yorku
Ledwo zdołałem dostać pozwolenie
Ujrzeć oblicze mego niegdyś pana.
Ah, com wycierpiał, gdy w dzień koronacyi
Na barbaryjskim widziałem dereszu
Harcującego w mieście Bolingbroka!
Tak często konia tego dosiadałeś,
Jam go z tak ciężką utresował pracą!
Król Rysz. Jakto? Więc moim toczył on dereszem?
Koń jak wyglądał? Powiedz przyjacielu.
Masztal. W swojej się dumie ziemią zdawał gardzić.
Król Rysz. Pyszny był swoim jeźdzcem, Bolingbrokiem?
Szkapa ten z ręki mej chleb zwykł był jadać,
Pysznił się, gdy go ręką tą klepałem.
I nie potknął się? I czemuż nie upadł,
(Skoro upadek dumy zwykłym losem)
Nie złamał karku dumnego człowieka,
Co się odważył grzbiet jego przywłaszczyć?
Przebacz mi, koniu! Czemuż cię obwiniam?
Byłeś stworzony na człowieka służbę,
Nosić go musisz; ja koniem nie jestem,
A dźwigam ciężar jak osieł, orany
Krwawą ostrogą króla Bolingbroka.
Stróż. Wynoś się, bracie, bawiłeś zbyt długo.
Król Rysz. Jeśli mnie kochasz, czas ci się oddalić.
Masztal. Serce me powie, czego język nie śmie (wychodzi).
Stróż. Czy raczysz, panie, zabrać się do jadła?
Król Rysz. Pokosztuj pierwszy, jak to zwykłeś robić.
Stróż. Nie śmiem, bo właśnie od króla przybywa
Sir Pierce of Exton, który mi zabronił.
Król Rysz. Idź z twym Henrykiem Lancastrem do dyabła!
Mej cierpliwości przebrała się miarka (bije go).
Stróż. Rozbój! ratujcie!
Król Rysz. A to co się znaczy?
Co śmierć zamierza w tem zuchwałem najściu?
Sam mi przyniosłeś śmierci twej narzędzie.
Idź, piekło czeka na ciebie, nędzniku!
Ręka twa w wiecznym gorzeć będzie ogniu.
Exton, okrutna dłoń twa mię obala,
Krwią króla własną jego ziemię kala.
Leć w górę duszo! Siedziba twa w niebie,
Gdy martwe ciało ziemia ta pogrzebie (umiera).
Exton. Król z krwi i męstwa, a ja go zabiłem!
Ale czy dobry uczynek spełniłem?
Dyabeł, co wprzódy kusił mnie pochwałą,
Szepcze, że piekło czyn mój zapisało.
Żywemu niosę monarchę bez duszy;
Tych innych niechaj proch ziemi przypruszy (wychodzą).
Boling. Stryju Yorku, ostatnie nowiny
Mówią, że tłuszcza buntowników ogniem
Zniszczyła miasto Cicester w Gloucestershire;
Lecz czy zabici, czyli ich pojmano
Nie wiemy jeszcze (wchodzi Northumberland).
Lordzie, co przynosisz?
Northumb. Życzenia wszystkich pomyślności, królu,
Potem wiadomość, żem już do Londynu
Wyprawił głowy lorda Salisbury,
Spencera, Blunta; jak wpadli nam w ręce,
Pismo to lepiej w szczegółach opowie (oddaje papier).
Boling. Dzięki ci, Percy, za wszystkie kłopoty;
Praca ci twoja owoc wyda złoty (wchodzi Fitzwater).
Fitzwater. Wysłałem, panie z Oxford do Londynu
Głowy Brocasa i Benneta Seely,
Dwóch zdrajców, którzy w powierników kole
Knowali w Oxford niebezpieczne spiski.
Boling. W niepamięć twoje nie pójdą zasługi,
W regestr wdzięczności mej wciągnę ją długi.
Percy. Wielki buntownik, opat Westminsterski,
Złego sumienia targany zębami,
Do grobu zstąpił. Ale biskup Carlisle
Stoi tu żywy i czeka na karę,
Której jest godzien za złamaną wiarę.
Boling. Biskupie, taki wyrok na cię piszę;
Sam sobie wybierz klasztorne zacisze,
Żyj tam w pokoju; skrucha cię osłoni
Od mściwych ciosów sprawiedliwej dłoni,
Bo choć mym wrogiem w każdej byłeś dobie,
Iskrę honoru widzę jeszcze w tobie.
Exton. Królu, w tej trumnie trwoga twa zamknięta;
Na wiekuiste spoczywa w niej spanie
Najpotężniejszy z wrogów twoich, panie:
W trumnie tej leży Ryszard z Burdygali.
Boling. Nigdy król twego czynu nie pochwali;
Występną dłonią na mnie i tę ziemię
Wiecznej ohydy sprowadziłeś brzemię.
Exton. Twym słowom były posłuszne me dłonie.
Boling. Kto potrzebuje trucizny, Estonie,
Gardzi trucizną; morderstwem się brzydzę;
Pragnąłem mordu, zbójcy nienawidzę.
Weź za twą płacę zgryzoty sumienia,
Lecz na królewskie nie licz dziękczynienia.
Jak drugi Kain błąkaj się bez końca,
Kryj się przed ludźmi i unikaj słońca.
Dusza dziś moja boleje żałośnie,
Że krwią podlana wielkość moja rośnie.
Płaczcie więc ze mną spólnie naszej straty;
Na znak żałoby czarne wdziejmy szaty.
Pójdę do świętej ziemi Palestyny,
Aby tam dłonie me z tej obmyć winy.
Za tą przedwczesną trumną teraz razem
Idźmy, panowie, z boleści wyrazem (wychodzą).