Lilla Weneda/Akt pierwszy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Lilla Weneda
Rozdział Akt pierwszy
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom III
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały tom III
Indeks stron
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Pole nad Gopłem.
LECH, GWINONA, SYGOŃ, GRYF, wchodzą zbrojni.
LECH.

Zapalić ognie na pobojowisku,
I tu mi wzięte przyprowadzić jeńce.

(Wchodzą DERWID z harfą złotą w ręku, LELUM i POLELUM w łańcuchach).
SYGOŃ.

Z ręki mu złotéj harfy nie wydarto.
Jest to Wenedów król z dwoma synami.

LECH. (do Derwida).

Cóż myślisz starcze o ludach zachodnich?       5
Wczora ty byłeś panem téj krainy,
Dzisiaj do ciebie nie należy głowa,
Która rządziła wczoraj temi ludy.
Szaty na sobie teraz porozdzieraj,
Okup się starcze łzy brylantowemi,       10
Bo ci czekanem łeb roztrzaskam siwy. —

(do Lelum i Polelum).

Cóż to szczekacie jak psy łańcuchami?
Cóż to niedźwiedzie, uczcie się pokory!
Gdzie mój kat? — Ten mi człowiek plunął w oczy.
Że ja maleńki to on mną pogardza,       15
A wiem że mego miecza nie udźwignie.
Gwinono, patrzaj jaki to lud rosły.

Ja komar i krew z niego wycedziłem,
I wycisnąłem w ręku jak cytrynę.
Jak się Czech dowié to nie będzie wierzył.       20
Poszlę mu tego starca w podarunku,
I tych dwu młodych poszlę królewiców,
Niechaj porobi z nich obudwu psiarzy.

GWINONA.

Ja chcę usłyszeć ich głos. Każ niech mówią.

LECH.

Psy — łatwiéj zmusić ich aby jęczeli.       25

GWINONA.

Ta harfa musi być zaczarowana.

LECH.

Na Boga! prawdę mówisz moja lwico,
Ta harfa musi być zaczarowana —
Stary! czy w harfie twojéj siedzi djabeł
Że tak o nią dbasz?... Na Boga! to mruki!       30
My tu przed niemi jak na nitce wróble,
A oni patrzą z góry jak na frygi.
Gryfie odprowadź ich do Rzymskiéj wieży,
Jak się wygłodzą to głos odzyskają.

(DERWID, LELUM, POLELUM wychodzą pod strażą)

To głuchoniemy jakiś lud Gwinono,       35
I głuchoniemy król. — Na koń! hej na koń!
Ufundujemy na trupach królestwo.

(wychodzą wszyscy).

SCENA DRUGA.
Cela pustelnika podobna kształtem do wnętrza czaszki olbrzymiéj. W głębi obraz N. Panny na dnie złotém.
ŚWIĘTY GWALBERT i ŚLAZ.
ŚWIĘTY GWALBERT.

Splamiłeś moje oczy Mości Ślazie,
Wlazłem za twoją poradą na sosnę —

Splamiłeś moje oczy krwi widokiem.
To sprawa djabła, przybyłem nawracać,
A jacyś ludzie przybyli wycinać:       5
Wycięli prędzéj niż ja nawróciłem;
Za to się trzeba aż do krwi biczować
Mnie, jako Panu, tobie, jako słudze,
A obu jako sługom Pana Boga.

ŚLAZ.

Et fit voluntas tua.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Tak, tak Ślazie,       10
Et fit voluntas tego co na niebie.
A jednak szkoda że ten lud wycięto,
Bo lud był dobry choć nie Chrześcijański.

ŚLAZ.

Domine, wszyscy więc poszli do piekła?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Ziemia przed krzyżem krwią czerwoną ściekła,       15
Z tej krwi wybuchnie płomień w kształcie krzyża.
Śmierć kruszy ciała, lecz wieczność przybliża.
Narody będą wkrótce okupione;
Widziałeś Ślazie, komety czerwone
Z długiemi chwosty — co tu wróżą zmianę,       20
Komety, co jak wiedźmy rozczochrane
Goniły za mną aż do Jeruzalem,
Grożąc mi chłostą, krzyżem, albo palem.
Cóż mi zrobiły?! — Kiedy będzie trzeba
Te straszne gwiazdy palcem zetrę z nieba.       25
Bóg swemu słudze, za wiek długi trudów
Przerażających, da godzinę cudów.
Cóż mi ten mocarz co tu krwawi lasy?
Nowy Faraon, wejdę z nim w zapasy,
Złamię i rószczkę ognistą otrupię;       30
A potém jedną łzą gorącą kupię
Żywot dla niego wieczny i zbawienie.

ŚLAZ.

Domine, z czego proszę są promienie,
Które ty nosisz na głowie?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Są ze mnie,
Z mojéj wewnętrznéj wiedzy i z Anioła       35
Co w ciele mojém pali się tajemnie.

ŚLAZ.

Myślałem, że te płomieniste koła
Są z włosów?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Ergo nie byłyby z duszy?

ŚLAZ.

Domine, a kot kiedy się napuszy
To mu tak iskry z włosów wylatują.       40

ŚWIĘTY GWALBERT.

Są ludzie głupi jak ty, co się trują
Porównywaniem dwóch natur w stworzeniu.

ŚLAZ.

Domine, wiara jest w mojém wątpieniu.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Wątpienie z djabła jest.

ŚLAZ.

Więc mię on szuka.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Obacz no Ślazie, ktoś do chaty stuka.       45

(Ślaz otwiera. Wchodzi LILLA WENEDA.)
LILLA WENEDA.

W imie Marji.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Patrzcie to królewna,
To neofitka moja. — Cóż tak rzewna?
Cóż tak spłakana? Córko, czemuś drżąca?

LILLA.

Przyszłam do ciebie mój ojcze płacząca,
Mój ojciec, bracia moi są w niewoli,       50

Chcę ich ratować, lecz mi serce boli
A nie podaje żadnéj mądrej rady.
Świat cały teraz dla mnie smutny, blady,
Za łez strumieniem nie widać mi słońca.
Ty mój poradnik jedyny, obrońca.       55
Nieszczęśliwego ojca mam w niewoli,
Braci w kajdanach.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Cóż ja ci poradzę?

LILLA.

Już w ostatecznéj się widzę niedoli.
Powiedz, o! powiedz czy ten Lech ma władzę
Ojca mojego zabić?

ŚWIĘTY GWALBERT.

To człek srogi.       60

LILLA.

Powiedzże czém są twoje wielkie Bogi,
Jeśli nie mogą mi dopomódz biednéj?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Bluźnisz dzieweczko, Bóg w osobie jednéj.

LILLA.

O! ja wiem! ja wiem! ty mnie uczył długo,
Nie zapomniałam wcale twéj nauki;       65
Lecz teraz naucz jak ocalić ojca.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Gotowaś jest ślub czystości uczynić?

LILLA.

Mój ojcze, jeśli tém ojca wybawię,
Ja będę czystą jak marcowe śniegi,
Jak po moczarach białe konwalije,       70
Albo te kwiatki co ze śniegu wstają
I brudnéj ziemi nie widzą i giną.
Dosyć mi będzie że mi starzec siwy
Pobłogosławi i obleje łzami.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Zrób więc intencją przed obrazem Matki       75
Boga, na krzyżu — ukrzyżowanego.
Zrób jéj ofiarę z dziewiczego serca.

LILLA.

Jakże mam mówić? — O! niebios Królowo!
Oddaj mi ojca a ja Ci dam siebie
Jako białego gołębia bez plamki,       80
I nic nie będę więcéj pożądała,
I nic mię nigdy na świecie nie splami.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Teraz dzieweczko ona będzie z nami. —
Ślaz daj mi kostur. — Gdzież obozem leży
Ten Lech?

LILLA.

On ojcze mieszka w Rzymskiéj wieży.       85

ŚWIĘTY GWALBERT.

Na stare nogi droga niedaleka.

(ŚWIĘTY GWALBERT i LILLA WENEDA wychodzą.)
ŚLAZ (sam.)

Djiabeł mi każe służyć u człowieka
Co mnie suchemi korzonkami głodzi.
Wychudłem jak szczep... Człowiek się raz rodzi —
Pamiętaj o tém dobrze Mości Ślazie       90
Żeś się urodził — I raz więc umiera —
Pamiętaj dobrze na to Mości Ślazie
Że raz umiera i że się raz rodzi.
Ergo — ponieważ się już urodziłeś,
Więcże korzystaj z tego Mości Ślazie.       95
Ergo więc, nogi za pas i w świat jasny! —
A zrób intencją z czystości: — A na co? —
Czy masz w niewoli ojca Panie Ślazie?
A jak się w tobie zakocha królewna
A ty w czystości jak w błocie po uszy! —       100
Chciałbym coś znaleść niepotrzebniejszego

I z tego zrobić votum Panu Bogu,
Aby mi trochę sprzyjał na początek. —
Naprzykład — zróbmy votum z przywiązania
Do mego Pana — ot i lżéj na sercu...       105
A teraz niech tę celę biorą djabli
Już nie potrzebna mi — niechaj się pali!

(Podkłada ogień pod ściany... i z zapalającéj się celi wychodzi.)

SCENA TRZECIA.
Sala w Rzymskiéj wieży.
LECH i GWINONA wchodzą.
LECH.

Cóż robić z temi ludźmi żelaznemi?
Uledz mi nie chcą. — Cóż robić, Gwinono?

GWINONA.

Rada jest moja zbyć się ich na zawsze.

LECH.

Co? — pozabijać?

GWINONA.

Znów się wzdrygasz mężu,
I w czynach boisz się ostateczności.       5
Dwa razy przez tę naturę kobiécą
Straciłeś kraje już podbite prawie;
Rycerzy ledwo ci zostaje garstka:
Ty zawsze ufasz w szczęście i fortunę,
I w tę gorącość krwi co ciebie rzuca       10
W niebespieczeństwa; a nie myślisz o tém,
Że mamy dzieci które pójdą z torbą,
I miecz ojcowski przedadzą za széląg
Jeśli ich w życiu nie postanowiemy
Na dobrze, stale zbudowanym tronie.       15

LECH.

To wszystko prawda.

GWINONA.

Patrz na brata Czecha,
Jemu się także ty oszukać dałeś,
To też postąpił z tobą jak z dzieciną,
Sam zabrał kraje we dwóch pokonane,
A ciebie wysłał aż w północne lody.       20
Cóż, moja frygo z rozpalonéj stali,
Kto cię pokręci choć dłoń sobie sparzy,
Kontent bo ty się kręcisz za to długo.

LECH.

Widzę to czasem że mnie oszukują.

GWINONA.

Kto z boku patrzy, ten to widzi zawsze.       25

LECH.

Cóż ty ze starym zamyślasz Derwidem?

GWINONA.

Co? — Zdaj to na mnie, sam idź do sokołów;
Ty dobry w boju i na polowaniu:
Ale gdy trzeba robić, to co nudzi,
To się ty wzdrygasz. — Ty masz lwią naturę.       30
Albo spać... albo krew pić lubisz ciepłą.

LECH.

Ja to do siebie znam.

GWINONA.

Cóż mój tygrysie!
Dajże na moją już odpowiedzialność
Tych jeńców — jeśli zrobię źle, wyłajesz.

(LECH daje znak że zezwala i wychodzi.)

Gryf... przyprowadzić mi tutaj Derwida.       35

(DERWID wchodzi jako więzień z harfą w ręku. — GRYF.)

Jeszcze mu z ręki harfy nie wydarto,
Wy się boicie wszyscy tego starca.

(Przystępuje do Derwida i chce mu harfę wyrwać — Derwid podnosi harfę jakby ją chciał uderzyć.)
DERWID.

Precz!

GWINONA.

O! widzicie! on mię chciał uderzyć.
Nie zabijajcie go — ja z nim pomówię.
Człowieku! chcesz ty mnie nauczyć czarów?       40
Słyszałam że ty masz w téj harfie ducha
Który zgaduje przyszłość, czy to prawda?

DERWID.

Mam w harfie ducha co zgaduje przyszłość.

GWINONA.

Każ mu wystąpić niechaj go zobaczę.

DERWID.

Póki ja żyję ten duch w harfie będzie.       45

GWINONA.

A jak ty umrzesz?

DERWID.

Do nieba uleci.

GWINONA.

Ja mogę ciebie dziś pozbawić życia.
Ja tego ducha widzieć chcę. Rycerze
Przynieście jemu pić, niech się ożywi.

(do Derwida)

Ty mi wywołasz z harfy tego ducha,       50
Inaczéj — klnę się na Hekate i trzy
Starki, co w piekle krwawemi nożami
Nić przecinają ludzkiego żywota,
Że zginiesz.

DERWID.

Nigdy! o! nigdy piekielna!
Ty nie usłyszysz pieśni niewolnika,       55
Nigdy ta ręka od łańcuchów sina
Strun się nie dotknie! Nigdy moje oczy
Łez nie wyleją, póki te łzy moje
Mogą posłużyć wam na wywołanie

Z ust okrwawionych serdecznego śmiechu.       60
O! nie — nigdy wy z króla niewolnika
Nie uczynicie służalca harfiarza.
Ta pieśń co do krwi pędziła rycerze,
I w miecze kładła dusze nieśmiertelne,
I wścieklizną swą ducha ojczystego       65
Dawała mieczom ząb co gryzł wam kości
I truł wam rany: nie zabrzmi w niewoli.
Możecie wy tę harfę wziąć i rzucić
W ogień i ogrzać przy niej ręce wasze,
I wasze trupie twarze rozczerwienić?       70
Możecie spalić ją ale nie zgwałcić.
O! sprobuj — połóż twe palce na strunach,
Czy wywołają z nich co więcéj niż dźwięk
Śmieszący ludzi? — I ty myślisz że ja,
Gdy na mém sercu położysz twe szpony,       75
Poddam się palcom targającym żyły
I z mego jęku zrobię pieśń? — O! jędzo!
Ty myślisz że ja, gdy dziś jeszcze z góry
Widziałem lud mój — co jak jeden człowiek —
O! nie, jak jeden trup leżał na polu,       80
Myślisz — że takim okropnym widokiem
Rozhartowany będę i pokorny?
Sprobuj czy ze mnie co więcéj wyciśniesz
Nad krew — co będzie przeciw tobie świadczyć,
Przed memi ludy. — Nie, ja nie mam ludu! —       85
Lecz po narodach już wymordowanych
Jeszcze zostaje jakaś moc przed którą
Ty musisz bladnąć, i ciągle twe lica
Strupiałe nową krwią farbować musisz:
Weźże krew moję do twéj gotowalni       90
Czarna kobiéto, i co dnia jagody
Czerwień krwią moją, aby cię mąż kochał,
I nie zobaczył, że masz krew zieloną.

GWINONA.

Skończyłeś, starcze?

DERWID.

Nie jeszcze! nie jeszcze!
Ja czuję w sercu jakąś moc zabójczą       95

Która mym słowom da moc zabijania,
I ciebie mi tu da za niewolnicę,
I z twego trupa mnie pokonanemu
Tron nowy zrobi. Stój tu! ja ci łono
Osuszę, piersi napełnię popiołem,       100
W żywot nasypię gadzin — O! gdybyś ty
Była kobiétą — gorzéj niż to wszystko,
Bo bym ci oczy twe napełnił łzami
Opowiadając ci moje nieszczęście —
Ale ty jesteś nie z tych które płaczą.       105
Ciebie zabijać trzeba przekleństwami;
I piekło całe zakląć przeciw tobie,
Ażeby piekło całe było w tobie.

GWINONA.

Ten starzec śmierci chce. Wydrzeć mu oczy.

DERWID.

Czekaj niech jeszcze raz spójrzę na ciebie       110
Trmi oczyma co będą wydarte.

GWINONA.

Precz z nim.

DERWID.

Przez oczy moje wyłupione
Niechaj na ciebie patrzy Bóg.

(Żołnierze wyprowadzają DERWIDA).
GWINONA.

To dziwne,
Te oczy siwe ze srebrnemi rzęsy
Serce mi do krwi ugryzły. — Mój Gryfie,       115
Zawołaj mi tu Kraka i Arfona,
Niech się z tą złotą harfą przyjdą bawić.
A najmłodszemu Gwinonkowi zanieść
Oczy wydarte, niech z niemi poigra.

(Wchodzi ŚWIĘTY GWALBERT — LILLA WENEDA).
ŚWIĘTY GWALBERT.

Czy tu znajome jest Chrystusa imie?       120

GWINONA.

Cóż to za człowiek? czemu tu wpuszczony?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Straż twoja cudem pokonana, drzymie.

GWINONA.

Ty jak Hekate masz xiężyc czerwony
Na siwych włosach. — Co to jest za człowiek?

ŚWIĘTY GWALBERT.

Ja ciemne chmury zdzieram z ludzkich powiek,       125
I światło niosę dla duszy słoneczne,
Ja ludziom biednym daję życie wieczne.
Ktokolwiek jesteś schyl przedemną głowę.

GWINONA.

Jakiś czarownik.

LILLA (do Św. Gwalberta).

O! panie, mów za mną.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Przyszedłem tutaj w imie Boga mego       130
O pognębionych ludzi się upomnieć.
Oto jest córka króla téj krainy,
Która ma braci i ojca w niewoli
I przyszła prosić za niemi.

LILLA.

O! pani!
Ja przyszłam prosić za ojcem i braćmi.       135
Nie patrz ty na mnie srogo — ja pokorna.
Ja przyszłam twoje nogi rosić łzami,
Ja będę za to twoją sługą; będę
Płótno twe bielić, twoje krowy doić,
Twe szpaki takich nauczę wyrazów       140
Że w dzień i w nocy będą dziękowały
Za moich braci, za mojego ojca.
Ja z moich oczu ci zrobię źwierciadła
W których się będziesz ty widziała piękną,
Wesołą, dobrą i pełną litości;       145

I sama siebie widząc, będziesz kochać;
A ja cię więcéj jeszcze będę kochać,
Niż się ty możesz kochać sama siebie.

GWINONA.

Za późno przyszłaś.

LILLA.

O! nie mów! o! nie mów!
Ja tu leciałam jak gołąb do dzieci.       150
I gdyby nie ten stary człowiek, pani,
Jużbym tu była dawno zawieszona
na szyi mego ojca. — Gdzie mój ojciec?

DERWID wchodzi z wyłupionrmi oczyma i podnosi ręce nad Lillą Wenedą
DERWID.

Puśćcie mnie! krwią chcę ją widzieć i mózgiem.
Ona tu musi być. Tu, tu ją widzę —       155
O bądź przeklęta!

LILLA.

Ojcze! to ja, ojcze.

DERWID.

Co? — to głos mojéj córki, o! niebiosa!
Ja córki mojéj nie widzę!

LILLA WENEDA.

Mój ojcze,
Tobie wydarto oczy! — Czy zupełnie?
Czy ty zupełnie mnie nie widzisz, ojcze?       160
Poczekaj, krew ci obetrę włosami,
I nigdy moich włosów nie obmyję;
Lecz je rozpuszczę do ziemi czerwone
I w téj koszuli okropnéj uklęknę
Skarżyć się Bogu. Ojcze nieszczęśliwy!       165
O! srodzy ludzie! o! ludzie okrutni!
Pani! ty jesteś niewinna? co — prawda?
Tego nie mogła uczynić kobieta?
Ty sama teraz cierpisz! — o! na Boga
Dajże mi teraz pani, tego starca!       170
Wszakże ty widzisz że on niéma oczu,
Tylko te biedne moje dwie źrenice

Które łez pełne. O! dajże mi teraz
Mego ślepego ojca.

DERWID.

Mój słowiku!
Cicho bądź! jędzy téj nie ruszaj.

(do Gwinony)

A ty       175
Wściekła kobieto! jeśli cię ten widok
Ślepego starca i córki co widzi
Czerwone ojca swego oślepienie
Dręczy? jeśli cię dręczy ta męczarnia? —
A musi dręczyć — bo cóż ty zdobyłaś       180
Tém okrucieństwem prócz kilku perełek
Co z oczu mojéj córki upadają,
I kilku tych łez okropnych co ciekną
Z méj próżnéj czaszki? — Więc jeśli cię dreczy
Ta niemoc twoja, ta bezsilność twoja —       185
Sprobuj czy moja cię śmierć nie uleczy,
I tygrysiego serca nie nakarmi.

GWINONA.

Pamięta, że ja mam cię zabić władzę.

LILLA.

Okrutna pani! nie, ty nie masz władzy!
O! nie, ty nie masz w sobie takiéj władzy;       190
Ja ci powiadam z głębi rozdartego
Serca, że nie masz nad nim władzy żadnéj.
Wymyśl trzy razy śmierć najokropniejszą —
I trzy razy wszystko wymyślisz na próżno.

(do Św. Gwalberta.)

Nie prawdaż starcze że matka Chrystusa       195
Będzie mnie bronić razem z aniołami
I da zwycięztwo nad tą dumną, krwawą:
Trzy razy będę ojca zbawicielką,
A ty się spłonisz żeś taka bezsilna,
Przeciw rospaczy mojéj ostatecznéj.       200

GWINONA.

Dziwne wyzwanie! słyszeliście wszyscy
Ta mnie dziewczyna wyzywa. — Już miałam
Oddać ci ojca bo ten łachman stary
Stał mi się wcale niepotrzebny: teraz
O niego będą toczyć się turnieje.       205
Gryfie, weź starca, za włos jego siwy
Uwieś na drzewie, niech słońce go pali
I dziobią kruki: dla większéj męczarni,
Niech końcem stopy, ziemi się dotyka.

LILLA.

Gdzie król? ja pójdę do króla ze skargą.       210

GWINONA.

Idź.

ŚWIĘTY GWALBERT.

Klątwa Boga na tym krwawym domie.

(Wychodzą).
CHÓR.
Dwunastu Harfiarzy.

Oczy wydarto staremu królowi,
Pęka się córki bursztynowe serce,
A w naszą starą kość, strach idzie mrowi,
Lecz nie lejemy łez, bo ci morderce       215
Gotowi ludom rzec: zwycięztwo nasze!
Zwątpił o sobie lud! Harfiarze płaczą!
Niech spojrzy w piersi wróg, niech patrzy w czasze,
Czasze nalane krwią, serca rospaczą,
Z ust się wydziera krzyk o zemstę Boga,       220
Czekamy wszyscy drżąc na piorun z chmur —
A kiedy milczy niebo — śpiewa chór. —
A kiedy śpiewa chór — drży serce wroga!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.