Męczennicy w imię nauki/Rozdział X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Tissandier
Tytuł Męczennicy w imię nauki
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les martyrs de la science
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Vésale wydzierał psom zdobycz wpółzgniłą...
ROZDZIAŁ X.
Lekarze.

Gdybyśmy weszli w dziedziniec przytułku dzieci w Paryżu, wzrok nasz spotkałby się ze skromnym grobowcem, na którym wypisane są nazwiska jednej siostry miłosierdzia i czterech młodych lekarzy. Jeden z nich miał zaledwie lat dwadzieścia. Nieco niżej pod ich nazwiskami odczytujemy — te słowa:

Ofiary poświęcenia, zgasłe przy ratowaniu chorych dzieci[1].

Niepodobna czytać tego lakonicznego napisu bez wzruszenia, unieśmiertelnia on pamięć serc szlachetnych, które, według reguły Hippokratesa, nie zapomniały, że zamiłowanie nauki winno jednoczyć się z miłością ludzkości.
Krup (ślinogorz, błonica — diphtheritis), porywający tyle ofiar wśród dzieci, często podaje sposobność uwydatnienia czynów bohaterskich. Choroba ta cechuje się dążnością do wytworzenia fałszywej błony w przewodzie oddechowym. Dziecię doznaje dolegliwego bólu w krtani (larynx), zdaje się jakby usiłowało oderwać ręką zaporę, powstrzymującą jego oddech. Rozcięcie tchawicy (tracheotomia) jest ostatecznym środkiem ratunku. Ta operacya chirurgiczna zasadza się na przywróceniu komunikacyi pomiędzy tchawicą a powietrzem zewnętrznem ponad krtanią. Są lekarze, którzy z bohaterską odwagą, narażając życie własne, pokonywują w sobie wstręt i walcząc mężnie ze śmiercią, wciągają ustami fałszywe błony kołyszące się w rozwartej tchawicy.
Henryk Blache, asystent szpitali paryskich, starszy syn słynnego lekarza tegoż nazwiska, zgasł 1 sierpnia 1853 roku, licząc 27 lat wieku, wskutek zgangrenowanej błonicy, jakiej nabawił się, lecząc dziecko dotknięte tą chorobą.
Gillette, urodzony w Paryżu w 1800 roku, lekarz w szpitalu dziecinnym, utracił życie 13 października 1866 r. wskutek podobnego poświęcenia.
Podajemy urywek z mowy, wypowiedzianej nad grobem tego męczennika przez zacnego jego kolegę, doktora Roger’a.
»Był on — powiada Roger — pełen miłosierdzia dla innych, a bez litości dla siebie; w dzień i w nocy, bez wytchnienia i spoczynku, Gillette biegł wszędzie, gdzie powoływało cierpienie. Zabiło go poświęcenie. Gillette wezwany został na wieś do dziecka, dotkniętego błonicą. Zapominając o sobie, zabiera dziecię do Paryża, narażając się na niebezpieczeństwo, którego straszliwa potęga znana mu jest doskonale; przez kilka dni oddycha powietrzem, przesiąkniętem zabójczymi miazmatami, i od tej chwili zostaje dotknięty chorobą, utraca siły — krup zwycięża krzepką jego organizacyę«.
Wkrótce potem Gillette, stoik wobec śmierci, oddał ostatnie tchnienie w objęciach doglądającego go przyjaciela. Pożegnał żonę i syna, oddalił ich od siebie, ukrywając przed nimi swe cierpienia. »Teraz — pisał, gdyż już utracił mowę — jestem spokojny, mogę umrzeć.« Życie jego było czyste, bez skazy, śmierć — wzniosła.
Jan Chrzciciel Girard, młody doktor medycyny, był od kilku dni cierpiący, gdy 28 marca 1875 roku, wezwany do dziecka, dotkniętego błonicą, przystąpił do rozcięcia tchawicy. Girard’owi podczas operacyi trysnęło do oczu kilka kropel krwi, a przytem zranił się w lewą rękę. Gdy wrócił do domu, rzekł żonie, że jest zgubiony, gdyż zaraził się krupem. W kilka dni potem Girard zakończył życie. Umarł z rezygnacyą, licząc lat dwadzieścia siedm. Na kilka godzin przed śmiercią śledził postęp choroby i ze spokojem duszy pisał ostatnią swą wolę. Girard rodził się w Volvie w Owernii, w ojczyźnie wielkiego Pascal’a.
W tymże roku Vallérian, liczący lat dwadzieścia trzy, długoletni asystent medycyny, zgasł wskutek ospy, nabytej podczas pełnienia służby w szpitalu.
Moglibyśmy przytoczyć niezliczone przykłady poświęceń.
W tej arenie współzawodniczą z sobą lekarze u łoża dotkniętych chorobami zaraźliwemi i chirurgowie, opatrujący rannych na polu bitwy, narażeni na śmierć, porywającą ofiary.
Podamy jeszcze kilka przykładów.
Jenin de Montègre, urodzony 6 maja 1779 roku w Belley, doktor praktykujący w Paryżu, odznaczył się, jako biegły lekarz i wyborny fizyolog. W 1818 roku udał się na wyspę św. Dominika dla zbadania cech febry żółtej, pustoszącej tę ziemię straszliwie. Przyjęty uprzejmie przez prezydenta rzeczypospolitej Haiti, wyruszył do Port-au-Prince. Przeprawiając się przez rzekę, dostrzegł nagle kobietę tonącą i bez namysłu rzucił się do wody, aby ją ocalić. Wskutek tej kąpieli lekarz zapadł na febrę zabójczą, którą zamierzał tępić, i umarł w cztery dni potem, w trzydziestym dziewiątym roku życia.
Andrzej Mazet, urodzony w Grenobli w grudniu 1793 r., był jednym z pięciu lekarzy, powołanych przez rząd francuski do zbadania febry żółtej, niszczącej Katalonię. Przybywszy do Barcelony 8 października 1821 roku, dotknięty tą chorobą, po upływie kilku dni zakończył życie.
Jan Chrzciciel Laval, urodzony w Tuluzie 25 grudnia 1824 roku, syn ubogiego szewca, został żołnierzem i, pomimo obowiązków służby, znalazł czas studyować literaturę i nauki. Wysiłkiem inteligencyi i woli zdołał zdać egzamin w szkole Val-de-Grâce, poczem pozyskał stopień uniwersytecki i został lekarzem wojskowym. Po odbyciu wyprawy krymskiej Laval dowiaduje się, że zaraza wybuchła na Wschodzie; wyrusza tam zbadać tę plagę i przez lat dziesięć poświęca się leczeniu dotkniętych epidemią, której cechy śledzi. Laval wraca do Francyi. W 1874 roku, powziąwszy wiadomość, że zaraza grasuje w Tripolis, porzuca wszystko i spieszy na spotkanie straszliwego przeciwnika; w rzeczywistości jednak gdzieindziej go lekarz napotkał; epidemia pustoszyła Merdj, w okolicach Benghazy. Laval spieszy tam i niesie pomoc przerażonej ludności. Śmiały chirurg stał się wkrótce ofiarą swego poświęcenia, dotknięty epidemią, umarł z budującą rezygnacyą.
Z pośród chirurgów, którzy zasłynęli z zaszczytnych trudów na polu bitwy, w pierwszym rzędzie pomieścimy Desgenettes’a.
Człowiek ten w rzeczy samej odznaczył się czynami bohaterskimi, przynoszącymi chlubę medycynie. Urodzony w Alençon (Orne) 23 maja 1762 roku, pełnił obowiązki chirurga w armii włoskiej w 1793 roku, następnie Bonaparte powołał go na naczelnego lekarza armii wschodniej. Wylądowawszy w Egipcie, wojsko uległo skutkom palącego klimatu — symptomaty zarazy objawiły się. Należało za jakąbądź cenę uspokoić popłoch, rozsiewający trwogę. Desgenettes złożył dowód poświęcenia, jakiego niewiele przykładów może podać historya. Wobec żołnierzy, zgromadzonych naokoło niego, po dwakroć ukłuł się w pachwinę i pod pachą, szczepiąc sobie w tych miejscach ropę, zebraną z zaraźliwego bąbla. Ten czyn wzniosłego zuchwalstwa uspokoił chorych, z których wielu wyzdrowiało. »Pewnego dnia Berthollet — powiada doktór Pariset — przedstawiał Desgenettes’owi swe hypotezy, dotyczące dróg, jakiemi miazmat zaraźliwy dostaje się do wnętrza organizmu. Według Berthollet’a ślina była pierwszym jego przewodnikiem. Tegoż samego dnia żołnierz, dotknięty epidemią, któremu śmierć zagrażała, leczony przez Desgenettes’a, prosił go, aby z nim podzielił się resztką przepisanego mu lekarstwa. Nie wahając się ani chwili, Desgenettes bierze szklankę z rąk chorego, napełnia ją i płyn wypija. Promień nadziei pokrzepia chorego, lecz obecni pobledli, przejęci trwogą. Desgenettes powtórnie zaszczepił sobie zarazę w większej jeszcze dozie z taką obojętnością, jak gdyby chodziło o rzecz najprostszą«.
W 1805 roku znakomity ten lekarz wysłany został do Hiszpanii w celu obserwowania epidemii, pustoszącej Kadyks, Malagę i Alikante. W późniejszym czasie towarzyszył on armiom francuskim w pochodzie do Prus, Polski, Hiszpanii i brał udział w nieszczęśliwej kampanii 1812 roku. W czasie odwrotu z Rosyi wzięty do niewoli przez nieprzyjaciela, upraszał o wolność cesarza Aleksandra, wspominając, że nigdy nie odmawiał pomocy żołnierzom rosyjskim. Wydany ukaz przywrócił mu wolność, i honorowa eskorta odstawiła go aż do forpoczt francuskich.
Po rewolucyi 1830 roku baron Desgenettes mianowany został lekarzem naczelnym w domu Inwalidów; umarł, licząc sześćdziesiąt pięć lat wieku.
Podczas wojny w Hiszpanii w 1875 roku młody, dwudziestopięcioletni chirurg wojskowy, Leon Roces utracił życie w warunkach godnych zaiste podziwu, podczas krwawej bitwy pod Campones. Wśród najgorętszego boju niósł on pomoc ranionym, nie bacząc, że sam pozostawał w najtęższym ogniu. Kula porywa jego pacyentów. Kapelan pułkowy wraz ze swym pomocnikiem ustępują, wzywając go napróżno, aby się cofnął. Roces, sam jeden niezachwiany, zbliża się ku nieprzyjacielowi, powiewając nad głową chustką białą. »Szanujcie rannych! — woła — upominam się o ich życie w imię cywilizacyi i honoru Hiszpanii!«
W tejże chwili Leon Roces, uderzony kilku kulami, pada bez życia.
Bichat, będący chlubą medycyny francuskiej, zgasł w trzydziestym roku życia, jako ofiara innego rodzaju poświęcenia dla wiedzy. Ósmego lipca 1802 roku pracował on w Hôtel-Dieu, śledząc postęp rozkładu skóry ludzkiej. Naczynie, w którem ją macerował, roznosiło woń tak wstrętną, odrażającą, że wszyscy uczniowie z sali ustąpili, Bichat jednak pozostał, badając fakt, który poczytywał za wielce ważny w poszukiwaniu; notując swe spostrzeżenia, nie opuścił zepsutej, otaczającej go atmosfery. Schodząc ze schodów, zemdlał i padł bez zmysłów na ziemię, a w kilka dni potem już nie żył.
»Bichat znalazł śmierć — pisał wówczas Corvisart — na polu bitwy, liczącem więcej jednę ofiarę; nikt w tak krótkim upływie czasu nie dokonał tylu, co on, rzeczy i z takiem powodzeniem«.
Niebezpieczeństwa, na jakie narażają się adepci, rzeczywiście poświęcający się swej sztuce, łączą się nierozerwanym węzłem z postępem wiedzy. Fizyologia i terapeutyka im zawdzięcza zasadnicze swe podstawy.
Vésale, urodzony w Brukseli 31 grudnia 1541 roku, którego moglibyśmy nazwać twórcą anatomii, badał ciało ludzkie kosztem poświęceń, przed któremi cofnęliby się dziś najodważniejsi uczniowie Eskulapa. Za jego czasów prawa ulegały wpływowi przesądów religijnych, wzbraniających dysekcyi. Vésale, licząc dopiero ośmnaście lat życia, przejęty gorącym zapałem do nauki, nie cofał się przed żadną przeszkodą w pozyskaniu trupów, potrzebnych mu do studyów. W czasie ciemnej nocy szedł na cmentarz Innocents lub Montfaucon i wydzierał psom zdobycz już wpółzgniłą.
Vésale został pierwszorzędnym lekarzem w tej epoce; przez długi czas pełnił obowiązki pierwszego chirurga w armii Karola V-go. Po złożeniu korony przez cesarza w 1555 r., pozostawał na dworze Filipa II-go w Hiszpanii i według opinii niektórych pisarzy skazany został na śmierć przez trybunał Inkwizycyi. Król zmienił ten wyrok na podróż pokutniczą do Ziemi Świętej. Dokładnych dokumentów w tej ciemnej sprawie nie posiadamy, wiadomo tylko, że Vésale udał się do Cypru i Jerozolimy. Gdy słynny ten chirurg wracał do Europy, okręt, na którym płynął, uległ rozbiciu na brzegach wyspy Zante, gdzie też skończył życie, złamany nędzą i chorobą.
Wilhelm Harvey, urodzony w Folkstone, w Anglii, 1-go kwietnia 1578 r., słynny Harvey, któremu nauka zawdzięcza odkrycie krążenia krwi, nie uniknął pomimo swego geniuszu ani szyderstw, ani prześladowań współczesnych. Gdy ogłosił zasady wielkiego obiegu krwi, nowe idee, jakie w tej pracy rozwinął, jakkolwiek oparte na licznych dowodach, na rezultatach ścisłej obserwacyi natury i faktów, napotkały przecież opór powszechny. Obalały one wszystkie zasady, w ówczesnej nauce przyjęte, a słynny Guy-Patin, następca Rianata, dziekana fakultetu medycznego w Paryżu, gnębił go ironią często gryzącą.
Wielki Molier pomścił słynnego fizyologa angielskiego w komedyi »Malade imaginaire«, w której przedstawił Guy-Patin’a i jego szkołę. »Co w nim mnie się podoba — mówi Diafoirus o swym synie Tomaszu — to głównie to, że ślepo podziela poglądy naszych praojców i nigdy nie chce pojąć, ani słuchać rozumu i doświadczeń mniemanych odkryć naszego wieku, dotyczących krążenia krwi i innych opinii tejże wartości«.
Współzawodnictwo, zrodzone wskutek doktryn medycznych sobie przeciwnych, wywoływało często ohydne zbrodnie. Anatom niemiecki, Jerzy Virsung wykrył w Padwie w 1642 roku kanał zewnętrzny trzustki (Pancreas) i w ten sposób przyczynił się do rozwoju idei, dotyczących naszego ustroju anatomicznego.
Virsung, pozyskawszy wielką sławę, pozostawił tem samem w cieniu lekarza dalmackiego, nazwiskiem Cambier’a, praktykującego w temże mieście. Cambier wystąpił przeciw odkryciu fizyologa niemieckiego, zaprzeczając energicznie istnienia kanału trzustkowego. Virsung zawstydził publicznie swego przeciwnika i zniewolił go do milczenia niepokonaną wymową faktów. Lekarz dalmacki, nie mogąc znieść upokorzenia, postanowił zemścić się straszliwie. Jednego dnia uzbrojony karabinem oczekiwał chwili, gdy Virsung wychodzić będzie z domu, i strzelił do nieszczęśliwego, przykładając mu prawie lufę do piersi. Virsung skonał wpośród swych uczniów, przybywających na jego spotkanie.
Chirurg Delpech zginął prawie w tenże sposób, jak anatom Virsung. Dwudziestego dziewiątego października 1832 r. zastrzelony został przez jednego ze swych klientów.
Chociaż Józef Dombey nie był zamordowany, jak dwaj poprzedni lekarze, śmierć jego, niemniej tragiczna i życie, zapełnione wypadkami, obowiązują nas do poświęcenia kilku wierszy jego pamięci.
Słynny ten lekarz i botanik urodził się w Mâcon 20 lutego 1742 roku. Ubodzy jego rodzice nie mogli dać mu wykształcenia, znosić też musiał wszelkiego rodzaju przykrości od obcych. Młody Dombey umknął do Montpelier, gdzie przyjął go jeden z jego blizkich krewnych, słynny Commerson. Tu Dombey zaczął garnąć się do botaniki, uczył się też medycyny i został doktorem w 1768 roku. W kilka lat potem Dombey uczęszcza na wykłady Jussieu’go i Lemonnier’a, odznaczając się pracami samodzielnemi, wskutek których pozyskuje protekcyę Turgot’a. Znakomity minister mianuje lekarza botanikiem Ogrodu królewskiego i wysyła go do Ameryki hiszpańskiej z misyą zbadania roślin użytecznych, mogących być zaklimatyzowanemi we Francyi.
Dombey wsiadł na okręt w Kadyksie 20 października 1777 roku; towarzyszyło mu w podróży dwóch botaników hiszpańskich, Ruiz i Pavon. Przybywszy do Callao, lekarz królewski zajął się zbieraniem roślin w Peru i poczynił wiele nowych spostrzeżeń nad drzewem chinowem. Dombey przesłał do Francyi rezultaty tych pierwszych prac, lecz okręt, wiozący te skarby naukowe, ujęty został przez Anglików 1780 roku i z całym ładunkiem skonfiskowany. W tymże czasie nieszczęśliwego uczonego ogołocono w Callao ze wszystkich rysunków; zabrał je rząd hiszpański pod pozorem, że były dziełem artystów hiszpańskich.
Dombey przebiegł Chili, przybył do wyspy Conception w chwili, gdy zaraźliwa choroba pustoszyła miasto, i zamiast porzucić te miejsca nieszczęsne, tu osiadł, nie szczędząc starań i majątku na leczenie mieszkańców; poczem zajął się swemi badaniami.
Gdy później Dombey wrócił do Kadyksu, skrzynie jego skonfiskowano na korzyść króla hiszpańskiego.
W Paryżu powitał słynnego lekarza Buffon, lecz nieszczęścia i prześladowania, jakich doznał Dombey, skłoniły go do wyrzeczenia się zaszczytów. Nie przyjął ofiarowanego mu krzesła w Akademii nauk, opróżnionego przez Guettard’a i wydalił się do Delfinatu, a następnie osiadł w Lyonie.
W październiku 1793 roku powierzono mu misyę do Stanów Zjednoczonych. Dombey wyruszył w drogę, lecz, pochwycony przez korsarzy, wrzucony został do więzienia w Mont-Serrat, gdzie zakończył życie z cierpień i nędzy. Po jego śmierci pozostałe dzieła wydano staraniem firmy Héritier de Brutelles.
Z pośród ludzi, którym ludzkość zawdzięcza odkrycie czynników znieczulających, wywołujących sen sztuczny, nie dający uczuć bólu, winniśmy uczcić wspomnieniem męża równie nieszczęśliwego, jak nieznanego. Chcemy tu mówić o Horacym Wels’ie, który odbył pierwsze doświadczenia, dotyczące eteryzacyi, po nieoszacowanych rezultatach, pozyskanych przez Davy’ego z tlenku azotu.
W epoce, której całkiem nie były znane osobliwsze skutki, wywierane na organizm przez te czynniki, doświadczenia Davy’ego wywołały podziw ogólny.
Tlenek azotu zaprzątał wszystkie umysły, mówiono wszędzie o tym dziwnym gazie.
Było to w 1799 roku. Lekarz Beddoes założył w Clifton w blizkości Bristol’u, w Anglii, Instytut pneumatyczny, w celu badania gazów, produkowanych przez Cavendich’a i Priestley’a, na które Lavoisier miał rzucić nowe światło. Devy zajął się rozpoznaniem własności chemicznych gazów doówczas znanych i zbadaniem wpływu, jaki one mogły wywierać na organizm jestestw żyjących.
Wskutek osobliwszego trafu pierwszym gazem, jakim oddychał słynny ten uczony, był tlenek azotu.
Sława Instytutu pneumatycznego rozniosła się po całej Europie. W Anglii, Francyi, wszędzie ubiegano się o to, aby oddychać tlenkiem azotu.
Każdego uderzała osobliwsza własność tego gazu, wywołującego śmiech i wesołość, a niektórzy z odbywających z nim doświadczenia zaobserwowali, że gaz ten mógł znieczulać ból fizyczny. Ważny ten fakt nie uszedł bystrości umysłu Davy’ego. »Tlenek azotu, powiada wielki ten chemik, zdaje się posiadać własność niszczenia bólu; możnaby prawdopodobnie z powodzeniem zastosować ten gaz w operacyach chirurgicznych, nie wywołujących zbyt obfitego krwotoku«.
W 1844 roku Horacy Wels, zajmujący się dentystyką w Hartford w Conecticut, w Stanach Zjednoczonych, zapragnął sprawdzić twierdzenia Davy’ego. Oddychał tlenkiem azotu i kazał sobie wyrwać ząb, nie doznawszy żadnego bólu. Następnie ponawiał to znakomite doświadczenie na wielu swych klientach, zdziwionych wielce pozyskanymi rezultatami. Horacy Wels próbował niemniej eteru siarkowego, jako środka znieczulającego, lecz w tej mierze uznawał wyższość gazu rozweselającego, którego wpływ na organizm zdawał mu się nierównie skuteczniejszym.
Wels udał się do Bostonu w celu udzielenia tych nowych faktów fakultetowi lekarskiemu. Tu spotkał dawnego swego towarzysza Mostona, tudzież doktora Jacksona, którym opowiedział całą historyę swych doświadczeń.
Wezwano Welsa do odbycia publicznego doświadczenia wobec uczniów szpitala bostońskiego. W sali operacyjnej rozłożył swe przyrządy i polecił oddychać gazem jednemu z pacyentów, cierpiących na ząb, i ząb wyrwał. Lecz w tejże chwili chory, nie będąc jeszcze uśpionym, zaczął przeraźliwie krzyczeć. Prawdopodobnie Wels użył gazu źle wyrobionego; bądźcobądź, głośny śmiech uczniów zwiększył pomieszanie niefortunnego operatora. Był on tak zgryziony tym wypadkiem, że porzucił dentystykę na zawsze.
Wszelako Morton i Jackson odbywali pomyślnie doświadczenia z tlenkiem azotu i eterem.
Wrotce powodzenie, pozyskane przez nich w operacyach, stało się głośnem wszędzie; odkrycie eteryzacyi powitała cała Europa oklaskiem.
Horacy Wels pozostał w cieniu, zapomniano o nim, udał się więc do Anglii dla udowodnienia swych praw; lecz wszędzie w Londynie znalazł przed sobą drzwi zamknięte.
W 1857 roku przybył do Paryża, lecz i tu jego starania nie były szczęśliwsze. Przywiedziony do nędzy, wrócił do Stanów Zjednoczonych, głęboko zniechęcony.
Wels postanowił pozbawić się życia — i otworzył sobie żyły w kąpieli. Gdy rozpoznawano jego zwłoki, dostrzeżono, że pod ręką miał flaszkę z eterem.
Nieszczęśliwy wynalazca, nie mogąc korzystać z odkrycia, które powinno mu było zapewnić sławę i dostatki, potargał swe życie.
Śmierć Wels’a przeszła niespostrzeżenie — nikt nie uronił łzy na jego grobie.
Prawie w tymże samym czasie Jackson otrzymał nagrodę Montyon’a od Instytutu francuskiego, a Morton ciągnął zyski ze sprzedaży swych praw!
Potomność mniej będzie niewdzięczna i zachowa wspomnienie zasług i współczucie dla tego nieszczęśliwego i nieuznanego młodzieńca, który, przyłożywszy się do uposażenia ludzkości wielkiem dobrodziejstwem, umarł zrozpaczony w zakątku Nowego świata.
Do tych wszystkich nieznanych pracowników, którym cywilizacya niejedno wielkie dzieło zawdzięcza, chociaż o nazwiskach swych dobroczyńców nie wspomina, bo ich nie zna, można zastosować piękne słowa poety Augusta Barbier’a:

Jak tylko gwiazda, co wam przyświecała,
Wypuści ostatni swój promień,
Wnet imię wasze ginie w niepamięci,
Co wszelki ślad życia zaciera.
Nie dla was dzielni, wspaniałe pomniki,
Waszego imienia nikt nie zna;
Naród dobrze pamięta tylko tego,
Co tępi armatą i mieczem!






HORACY WELS.
Pod ręką miał flaszkę z eterem...




  1. Nazwiska ich są: Henryk Giboulou, lat 20 — Leopold Poirier, lat 25 — Ernest Prével, lat 26 — Jakób Abbaddie-Tourne, lat 28 — i Emilia Périer, lat 48.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Tissandier i tłumacza: anonimowy.