Maciusiowa nocka/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Maciusiowa nocka
Podtytuł Obrazek w trzech aktach
Pochodzenie Przyjaciel Dzieci, 1904, nr 17-31
Redaktor Jan Skiwski
Wydawca Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1904
Druk Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MACIUSIOWA NOCKA.
OBRAZEK W TRZECH AKTACH.
PRZEZ
Karolinę Szaniawską.

OSOBY:
WALENTY.
MACIUŚ synowie Walentego.
KAJTUŚ
PROMYK, duch nieba.
PŁOMYK, duch ziemi.
KRÓL LASU.
KRÓLOWA.
JAGÓDKA.
MUCHOMORY.
BARBARA GRZĄDKÓWNA, gospodyni.
FRANKA, jej córka.
AGATKA dziewuchy wiejskie.
MAGDA
ZOŚKA
ULINA
BAŚKA
TEOŚKA
MARCYCHA, stara wróżka.
JACEK parobczaki.
WACEK
KOBIETY, MĘŻCZYŹNI, CHŁOPAKI, DZIECI.
JASKÓŁKA, LIS, KOS, GIL.
ZAJĄCE, ŻABY, MOTYL.
(Las, dalej woda, krzyż u drogi).

SCENA I.
MACIUŚ i KAJTUŚ (wchodzą powoli, rozglądając się).
MACIUŚ.

Tatulu! tatulu! Gdzieżeście wy? hop! hop!

KAJTUŚ.

Hop! hop!... Oj, tatulu serdeczny, toć się odezwijcie!

MACIUŚ (nasłuchując).

Woła z tamtej strony — ode drogi...

KAJTUŚ.

Mnie się widzi, że chyba z tej, od pola!

MACIUŚ.

Z tej, braciszku! Najwyraźniej słyszę.

KAJTUŚ.

Z tej, powiadam... Nadstaw dobrze ucha.

MACIUŚ (po chwili).

Nie — już wiem teraz. Nie woła znikąd — jeno dzięcioł kuje.

KAJTUŚ.

Jeno kukułka gada — nie tatulo!

MACIUŚ (płacząc).

Nie tatulo — nie... Uuu!... nie tatulo!

KAJTUŚ.

A mówili: trzymajcie się blizko, chłopcy! Albo uzbieracie parę grzybów, albo i żadnego nie znajdziecie, zabłądzić zaś w obcym lesie łatwo i nocka się zbliża.

MACIUŚ.

Oj, oj, przyjdzie nocka!...

KAJTUŚ.

E, toć jeszcze nie zaraz przyjdzie.

(Upływa czas pewien, chłopcy rozglądają się na wszystkie strony).
MACIUŚ.

Patrzaj-że!... Księżyc wyszedł, słonko się schowało.

KAJTUŚ.

Ale widno jest.

MACIUŚ.

To co, że widno! Księżyc tak się wykrzywia... Oj, braciszku!... (chowa się za Kajtusia).

KAJTUŚ.

Teraz się boisz, a czemu nie słuchałeś, kiedy tatulo przykazywał?

MACIUŚ.

A czemuś ty nie usłuchał, mądrala!

KAJTUŚ.

Boś ty starszy! Ja z tobą choćby w ogień... Gdzieś ty szedł, ja szedłem.

MACIUŚ.

No, no, nie bój się! Już ja ci krzywdy zrobić nie dam, obronię, gdyby co wypadło! (po chwili). Pierwsze widzę, żeby księżyc tak patrzał... (ze strachem). Wyraźnie chichocze i urąga...

KAJTUŚ (przerażony).

I śmieje się w głos! (żaba skacze pomiędzy drzewami). Słyszysz, Maciusiu, słyszysz?..

MACIUŚ.

Śmieje się! oj, rety! rety!... Uciekajmy, braciszku, uciekajmy! (biegnie).

KAJTUŚ (biegnie za Maciusiem).

Toć lecę ile sił... (przystaje). Czekaj, czekaj, bo tam ciemno... Drzew gęstwina, czarno od krzaków, a tu choć ten pyzaty świeci trochę!...

MACIUŚ.

Tak, ale wciąż się śmieje niecnota!... (patrzy w górę). Dam ja tobie, dam! niech jeno do dom wrócę!...

KAJTUŚ.

Nie wygrażaj pyzatemu. Wysoko usiadł i nic mu nie zrobisz, choćbyś chciał. Jeszcze na złość skryje się i będziemy po omacku szli.

MACIUŚ.

Może to zrobić, może! (z krzykiem). Jezusiczku złoty!...

KAJTUŚ.

Cichaj!... Tu ostaniemy, po co iść i iść? wszak nie wiemy w którą stronę i próżne błąkanie. Aby mchu odrobinę, spać do rana można.

MACIUŚ.

Oj, oj! braciszku, nie usnąłbym!... Głód mi doskwiera, cygany śnić się będą.

KAJTUŚ.

Bajki!... Cyganów tu niema; a że się przyśnią, wszystko ci jedno, byleś spał.

MACIUŚ (z płaczem).

Nie usnę, nie usnę! Kajtusiu serdeczny!

KAJTUŚ.

Ano rób se co chcesz. Ja usnę niezadługo. Już mi się oczy kleją (kładzie się). Wieczerzy i tak nie dostanę... ani chleba, ani żuru, ani szperki... (zasypia mrucząc) ani zacierek z mlekiem...

MACIUŚ (kładzie się także).

Ani zacierek z mlekiem... uuu!... ani szperki... uuu!... Jadłbym i jadł... nie usnę za nic w świecie!... Kajtusiu, gadaj do mnie! co chcesz gadaj, tylo nie śpij!... (budzi Kajtusia). Kajtuś... Nie gadasz?... takiś brat? Uuu!... jeszcze mnie kto porwie... uuu!... (zasypia).

KAJTUŚ (obudzony siada, potem wstaje).

Może lepiej będzie tatula poszukać... Znajdę, to do dom wrócimy, nie znajdę, to przy Maćku się położę... Czy aby trafię tu?... (ogląda się). Z tej strony droga, z tej woda, tam znowu Boża męka... Trafię z pewnością... (po chwili). A nuż Maćka tymczasem wilki zjedzą?... Bajki! ogień rozpalę, to uciekną, ogień ich odstraszy! (podpala kupkę chróstu). Tak, teraz Maćkowi nie stanie się nic złego, a ja zaśpiewam, żeby tatulo mnie usłyszał. Matusia tam w chałupie sama jedna, przepłakałaby całą nockę bez nas. Ostać tu nie można dla matusi (odchodzi nucąc).

Oj, idzie blada nocka —
Ustaje cep i młocka.
Oj, idzie nocka blada,
Drzewina liściem gada..

Oj, idzie blada nocka
Z wieczora do północka.
Oj, idzie nocka blada,
Tam cupnie, tu przysiada...

(Głos Kajtusia cichnie w oddaleniu, ogień przygasa, scenę zalewa światło błękitne, następnie różowe).

SCENA II.
PROMYK i PŁOMYK (obaj skrzydlaci, z małemi lampkami u ramion, spływają z góry).
PROMYK (wesoło).

Pozapalałem światełka już w górze.

PŁOMYK.

Ja roznieciłem ogniska po chatach.

PROMYK.

Praca skończona... Patrz, jak na lazurze
Migają srebrne...

PŁOMYK.

Złotem ogień strzela,
Gosposia strawą czeladkę obdziela,
Żur, kluski, kasza na miskach zadymią;
Starzy i dzieci za łyżki się imią.

MACIUŚ (przez sen).

Żur, kluski... (wzdycha).

PROMYK.

Co to?

PŁOMYK.

Co to?

PROMYK.

Czyj głos słyszę?

PŁOMYK.

I ja, lecz nie wiem gdzie.

PROMYK (spostrzega Maciusia).

Dość!...
W królestwie naszem obcy gość!!

PŁOMYK.

Żyw jest?... dysze?...

PROMYK.

Żyw!

PŁOMYK.

Skąd wziął się tutaj?

PROMYK.

Z rąbka księżyca spadł?..

PŁOMYK.

Ja nie wiem nic!

PROMYK.

Czy po gwiazdeczce się skradł?...

PŁOMYK.

Skąd wziął się tu?... Wszak ja go znam!... To zbrodzień!

PROMYK.

Co mówisz, bracie?

PŁOMYK.

On po lasach codzień
Przebiega wszystkie doliny i wzgórki,
Niszczy maślaki, gołąbki i kurki...

PROMYK (przygląda się Maciusiowi).

Patrz, to jest dziecię...

PŁOMYK.

A zgubił już tyle!

PROMYK.

Mylisz się chyba!

PŁOMYK.

Nie — ja się nie mylę,
Mówię na pewno.

PROMYK.

Zmęczony, usnął i leży jak drewno.

PŁOMYK.

A niech tam leży!... Kiedy idzie drogą,
Jagódki, kwiaty, zioła depcze nogą;
Grzybom zdaleka kijem główki ścina.

PROMYK (z żalem).

Nie mów nic, bracie!... ostatnia godzina
Pewno dlań bije, jeśli to król lasu...
Ratuj go, ratuj!... Używa wywczasu,
Nie wie, że zginie...

PŁOMYK.

A jagódki wiedzą?...
Między listkami cicho, skromnie siedzą...
Za cóż je karze?

PROMYK.

Ratować go muszę,
Usuńmy stąd biedaka!

(Krząta się około Maciusia).
PŁOMYK.

Ani ruszę,
To jest zły chłopak.

PROMYK.

Dziecko...

PŁOMYK.

Niegodziwe,
Litości nie zna, bezmyślne, złośliwe...

PROMYK.

Lecz ja cię proszę!

PŁOMYK.

Późno już, to oni...



SCENA III.
(Wchodzą: Król lasu, królowa lasu, zające-paziowie, wilczki, lisy, kwiatki, jagody, grzyby, fruwają motyle, bąki i t. p., skaczą żaby).
SARENKA (wpada).

Ratunku! och! och!... Psów zgraja mnie goni.

KRÓL LASU.

Jesteś bezpieczna, tu królestwo moje.

SARENKA.

I psy nie wpadną?... (ucieszona).
O, już się nie boję!

(Biegnie w głąb lasu).
KRÓL LASU.

Odpocząć trzeba, chodziłem dziś dużo,
A stary jestem, nogi mi nie służą! (siada).

KRÓLOWA (siadając obok króla).

Albo to małą masz tu codzień pracę!

KRÓL.

Ile sił robię, więc czasu nie tracę,
Ale robota moja nie zna końca...

MOTYL.

Pewno!... bo zimą nie dajesz nam słońca
I mrozisz wszystkie...

ZAJĄC.

Śniegu walisz snopy,
Że ledwie skoczę, powyciskam tropy.

ZAJĄC DRUGI.

Jednak żyjemy oba, drogi bracie,
Jedzenia nie brak i dla mnie i dla cię,
Bóg nas przeżywił, gdy zebrano z pola;
Toć znowu jeszcze nie najgorsza dola!

ZAJĄC TRZECI.

Patrzcie, jak skaczę!

ZAJĄC DRUGI.

Jak nóżkami skrobię!

ZAJĄC TRZECI.

Nie, jam zgrabniejszy!

ŻABA PIERWSZA (skacząc).

Ja!

ŻABA DRUGA (skacząc).

Ja!

CHÓR ŻAB.

Obie! obie!

ZAJĄC PIERWSZY.

Kto mnie dorówna? (skacze).

ZAJĄC DRUGI.

Widzieliście zucha!

PŁOMYK (wybiega z krzaków).

Huź go!

ZAJĄC PIERWSZY (uciekając).

Zginąłem!

ZAJĄC DRUGI (chowa się).

Oj! nie czuję ducha!

KRÓL LASU (śmieje się).

No, dość już żartów!... Ale wstyd wam chyba?

ZAJĄC PIERWSZY.

Cały się trzęsie, niby w sieci ryba!

ZAJĄC DRUGI.

Kto? ja!... nieprawda!

PŁOMYK.

Ej! bo znów nastraszę.

ZAJĄC PIERWSZY.

Zabroń mu, królu!...

KRÓL LASU.

Nie dręcz-że ich, wasze!
...Szmer jak gdyby w ulu —
Kto płacze? dzieci, mówcie co się stało?...

KRÓLOWA.

Powiedzcie panu szczerze prawdę całą.

KRÓL (żywo).

Jagódek żale, grzybów słychać skargi...
Mówcie wyraźnie, jakie to zatargi?

PROMYK.

Wszystko przepatrzę, las cały poruszę,
Ale Maciusia uratować muszę!

(Wzbija się w górę i znika).
KRÓL LASU.

Drogie jagódki, czegoż wam potrzeba?
Macie dość słońca, macie rosę z nieba,
Grzyby obfite raz wraz mają deszcze,
Czegoż żądacie? o co idzie jeszcze?

KRÓLOWA.

Krzywdę poniosły.

KRÓL LASU.

Szczęścia kwiat
Zasiałem gęsto, więc-bym rad
Obdzielić wszystkich. Krzywd nie znoszę,
Kto was ukrzywdził?

KRÓLOWA.

Mówcie, proszę!

JAGÓDKA.

Wśród siostrzyczek-jagódek stroiłam się u matki,
W śnieżysto-białe prześliczne płatki.
Wiaterek mnie kołysał, deszczyk poił obficie,
Rozkoszne wiodłam życie.
Od ranka do wieczora grywała mi muzyka
Pszczółek, komarów, nocą śpiew słowika.

ŻABA (z gniewem).

A o moim śpiewie ni wzmianki?...

JAGÓDKA.

Niby we śnie przecudnym rumieniłam się zwolna,
Aż mi pozazdrościła korali róża polna,
Gdy mnie rosą oblały poranki.

MUCHOMÓR PIERWSZY.

Oj, chwali się, a chwali! Będziemy tu czekali
Dużo czasu, nim swoje wygada!

MUCHOMÓR DRUGI.

Zważ-że, jejmość jagodo, po co swoją urodą
Błyskać grzybom i rydzom byś rada!

JAGÓDKA.

Wszak przyszłam z prośbą, królu,
I mówię o mym bólu!

ŻABA.

Tere-fere!... o bólu nie słychać!

ŻABA DRUGA.

Kogo boli, ten potrafi wzdychać.

ZAJĄC PIERWSZY.

Pan ma świętą cierpliwość, że na twą gadatliwość
Nie założył dotychczas kagańca.

ZAJĄC DRUGI.

A co nam tam! Chodź, bracie, do tańca!

(Skaczą, śpiewając):

Oj, idzie blada nocka
Z wieczora do północka —
I kładzie długie cienie
Na przyzby, na podsienie...
Oj, dobra blada nocka,
Bo jest w niej Boża mocka:
Ukrzepi i posili,
Stworzeniu pracę mili.

CHÓR ŻAB.

Rade, rade, więc w gromadę
Chodźmy żywo na naradę!...
Rade, rade, rade, rade!

(Skacząc, oddalają się).
KRÓL LASU.

Ciszej-że, dzieci... Mów, biedna jagódko!

JAGÓDKA.

O, królu panie, dopowiem już krótko:
Gdy żyłam w szczęściu z mamą, siostrzyczkami,
Człowiek mnie zerwał i rzucił na drogę...
Teraz do swoich trafić ja nie mogę
I do gałązki tęsknię — mej matusi.

KRÓL LASU.

Kto to popełnił, ukaran być musi.

JAGÓDKA.

Kary nie żądam... Wiatr buja po lesie,
Niech mnie na skrzydłach do mamy zaniesie!

KRÓL LASU.

Dobrze, lecz pierwej krzywdę skarcić muszę.

JAGÓDKA.

Daruj mu, królu! Niech cię prośbą wzruszę!

MUCHOMÓR.

Patrz, jak wyglądam — ja, król muchomorów,
Z dziada pradziada żyjący wśród borów,
Gdzie upływały szczęśliwie dni moje...
Głowę mi zdeptał, zgniótł...

KRÓL LASU.

Wnet ją zagoję!

(Głowa muchomora prostuje się).

A krzywdę skarzę.

MUCHOMÓR.

Nie karz, królu! nie karz!

KRÓL LASU.

Czeladki mojej opiekun i lekarz,
Sędzią też jestem! (do zajęcy).
Szukajcie zbrodniarza!

PŁOMYK (spuszczając się na ziemię).

Jest między wami! (szmer). Niech was nie przeraża,
Śpi, więc nikomu nie zrobi nic złego.

KRÓL LASU.

Gdzie on jest?

RÓŻNE GŁOSY.

Gdzie on?

KRÓL LASU.

Prowadź nas do niego!

(Płomyk idzie naprzód, za nim król, królowa, dalej zwierzęta, ptaki i t. d.)
PŁOMYK (odchylając paprocie).

Oto ten, królu!

KRÓL (przygląda się Maciusiowi).

Małe jakieś chłopię.

PŁOMYK.

Niszczy jagódki, grzyby gniecie, kopie.

KRÓLOWA.

Dziecko niemądre!

PŁOMYK.

Lecz popełnia zbrodnie.

KRÓL LASU.

Bo pewno nie wie, że to jest niegodnie.

JAGÓDKA.

Nie wie, zaręczam... Matkę ma i siostry,
Przebacz mu dla nich!

PŁOMYK.

Wyrok wydaj ostry!

MUCHOMÓR.

Ja proszę, królu, żebyś mu darował.

KRÓL LASU.

Nie masz urazy?

MUCHOMÓR.

Po cóżbym ją chował,
Gdy twe spojrzenie zagoiło ranę!

JAGÓDKA.

Niechaj więc krzywdy będą zapomniane,
Tak mi go szkoda!

KOS.

Szkoda, czy nie szkoda,
Musi być kara, gdy bywa nagroda.
A dzieci ludzkie — to nieprzyjaciele...
Zwierzętom, ptakom czynią złego wiele.

KRÓL LASU.

Co ty wiesz o tem?

KOS.

Jakżeby nie wiedział,
Kto u nich w klatce rok z górą przesiedział!...

KRÓL LASU.

Czyli podobna, by więziono ptaki?

KOS.

O, niejednego już spotkał los taki!
Kanarków, szczygłów, czyżów Bóg wie ilu!...

GIL.

Okropne rzeczy mówią o motylu,
Kwiatach, owadach...

KOS.

Za wszystkich odpowie
Przynajmniej jeden!

KRÓL LASU.

To byłaby mściwość!

RÓŻNE GŁOSY.

Daruj mu!... ukarz!

KOS.

Wymierz sprawiedliwość!

KRÓL LASU.

A więc ukarzę. Niechaj tu zostanie!

JAGÓDKA (żałośnie).

Zdala od swoich!

MUCHOMÓR.

Przebacz, królu!

JAGÓDKA.

Łaski!

KOS.

Już wyrok zapadł.

PŁOMYK.

Niech umilkną wrzaski!

JAGÓDKA.

Litości, panie!

MUCHOMÓR.

Wyrok zbyt surowy!

KRÓL LASU.

A więc złagodzić go jestem gotowy
Na prośby wasze. Gdy w ciągu dni pięciu
I tyluż godzin — da temu chłopięciu
Ptak, zwierzę, robak świadectwo dobroci...

KOS (do jagódki).

Na co ta ulga? co ci po niej? co ci?

KRÓL LASU.

Jeśli tu przyjdzie i powie, że kiedy
Z dziatek mych, które ochronił od biedy,
Że dał ratunek, dopomógł w niedoli,
Jednem go słowem od kary wyzwoli,
Tymczasem chłopiec zostanie tu z nami
I będzie grzybem. Między maślaczami
Sam go obsadzę.

(Król schyla się nad Maciusiem,
wszyscy go otaczają
).
KOS (ucieszony).

Ha! prośba jagódki
Mało pomogła.

MUCHOMÓR (z żalem).

Bo przez czas tak krótki
Kto go uwolni? o karze się dowie?

PROMYK (spuszcza się z góry).

Bądźcie spokojni! To już na mej głowie...

(ZASŁONA SPADA).


AKT DRUGI.
(Odmienny trochę krajobraz leśny).
BARBARA GRZĄDKÓWNA, WACEK, JACEK.
JACEK (śmieje się).

Ha! ha! (przysiada ze śmiechu).

BARBARA.

Cóż ci tak śmieszne, dudku?

WACEK.

Ha, ha!
Franka księżniczką!... Prawdziwego stracha
Książę obok siebie posadzi.

BARBARA.

Zrobi jak zechce. Was się nie poradzi,
Książę ma swój rozum, pracowita dziewka!
Nie zna co taniec, zabawa ni śpiewka.

JACEK.

Bo jej do tańca żaden chłopak nie chce.

BARBARA.

Zaraz cię tutaj po grzbiecie połechcę!

(Chce uderzyć go, Jacek ucieka, śmiejąc się).
WACEK.

Ale na prawdę, pani gospodyni,
Kto wam powiedział, że książę to uczyni?

BARBARA.

Kto? Albo nie wiesz, że z wieśniaczej chaty
Chce se wziąć żonę! Sam przecie bogaty,
Nie żąda wiana, byle pracowita
I dobra była wybrana kobieta.
— „Która — powiada — w borowickim lesie
Grzybów uzbiera i tyle przyniesie,
Że na wieczerzę cały dwór obdzielę,
Żoną mi będzie wraz za trzy niedziele.

WACEK.

Ba!... mówiliście, że na pewno Franka.

BARBARA.

Bo najgodniejsza książęcego wianka.

JACEK.

Może i godna — ale nie urodna.

BARBARA.

Co brzydkie chłopu, piękne jest dla księcia.
Spytaj Marcychy, ona ci rozpowie.

JACEK.

Ta czarownica?

(Ukazuje się Marcycha).
BARBARA.

Cyt!... wszystko wyrozumie
I wytłómaczy i radę dać umie.

MARCYCHA (staruszka, siada na kamieniu, postękując).

Oj, kości moje biedne!

BARBARA.

Wyrzekacie!

MARCYCHA.

Jak nie wyrzekać!... Gnije dach na chacie;
Zimą chłód mrozi, latem upał praży.

BARBARA.

Jednym się darzy, innemu nie darzy.

JACEK.

Ale wam chyba wszystko idzie z płatka.

BARBARA (do Jacka).

Nie kpij se z baby, radzę ci jak matka.

(Do Marcychy).

Ostańcie z Bogiem; do dom wracać pora.

MARCYCHA.

Wszakci nie tędy...

BARBARA.

Ale od jawora
Zawrócić mogę.

MARCYCHA.

I grzybów przyzbierać.

BARBARA (z gniewem).

Za cóż będziecie mnie tu poniewierać!
Grzybów, nie grzybów!... Wolno mi, bom matka.

JACEK.

A raz się może trafia taka gratka.

BARBARA.

Ty gęby pilnuj, by ci nie zamknięto!

WACEK.

Nie rychło znowu przyjdzie takie święto.

MARCYCHA.

Dziewuchy poszły?

BARBARA.

Zaraz od świtania.

JACEK.

Szłyby i nocą, choć nikt nie nagania.

BARBARA.

Mojej ta nigdy naganiać nie trzeba!

(Odchodząc).

Ostańcie z Bogiem. Macie glonek chleba...
Aby dla Franki... wiecie już...

(Idzie na prawo).
MARCYCHA.

Wiadomo!

JACEK.

Dużo poradzi!... Naciesz się oskomą.

(Jacek i Wacek idą na lewo. Z prawej strony wchodzą: Franka, Magda, Ulina, Baśka, Agatka, Zośka i Teośka).
BAŚKA (do dziewcząt).

Może nam powie.

AGATKA.

Boję się!

ZOŚKA.

Nie, starej
Zaczepiać nie trza!

TEOŚKA.

I nie trza przez czary
Miast po Bożemu dojść-by do ołtarza.

FRANKA.

Mnie wszystko jedno, kiedy się nadarza.
O strachy nie dbam!

(Do Marcychy).

Powiedzcie mi, babko...

MARCYCHA.

Hę? nic nie słyszę... Ja araku kapką
Nagrzać się krzynę i pokrzepić rada.

FRANKA.

Araku?... owszem. Dobrze wam się składa:
Lubię też wódkę, a chłodny był ranek,
Więc butelczynę wsunęłam we dzbanek.

(Daje wódkę).

Tylko odrazu powiedzcie mi szczerze,
Która najwięcej grzybów dzisiaj zbierze?

MARCYCHA.

Ta, co mi dała araku...

FRANKA (ucieszona).

Ja najwięcej?!
O, królewiczu!... Moje sto tysięcy!...

MARCYCHA.

Ale...

ULINA.

Szczęśliwa!

TEOŚKA.

Dolo-ż moja, dolo!

MARCYCHA.

Tu brzytwy nie chcą, tam znów szydła golą!
Tak-ci jest zawsze... A teraz, dziewczęta,
W las idźcie i niech każda zapamięta,
Pomyśleć nad tem, co siadłszy na tronie,
Czynić-by rada, a znowu czego nie...

FRANKA.

Wiem bez myślunku.

MAGDA.

Wszyściusieńkie wiemy!

ULINA.

Jeść dużo, tłusto...

BAŚKA.

Pracować nie chcemy.

FRANKA.

E!... i bez tronu chleba mam po uszy.
Ta żądna jadła, co dziś z biedy suszy.

AGATKA.

Jam też nie głodna!

ZOŚKA.

Byle ręce zdrowe.

ULINA.

U ojców kur sześcioro, mają krowę...

MAGDA.

U nas w ogrodzie rzepa jak ambona,
Większej nie jada i królewska żona.

TEOŚKA.

Mnie dużo nie trza... Ale jabym chciała,
By nasza wioska w szczęściu opływała —
Stary i młody nie miał czego płakać.

FRANKA (śmieje się).

Każ grać muzyce, a ludziskom skakać!...

TEOŚKA.

Mówię niemądrze, ale sercem czuję.

ULINA.

Ty pięknie mówisz!

FRANKA.

Głupstwa wygaduje!

(Do Marcychy).

Nie słuchaj...

MARCYCHA.

Owszem... Niech każda z was powie,
Co na wypadek ułożyła w głowie.

MAGDA.

Kupię wór wstążek, korale jak baty.

ZOŚKA.

Ja cekolady, kawy i herbaty.

AGATKA.

Jabym mieć chciała łóżko aksamitne,
Suknie czerwone, żółte i błękitne.

MARCYCHA (do Franki).

Ty, panno, chyba masz inne żądanie,
Co stać się musi, pewnikiem się stanie.

FRANKA.

Skoro na króla osiądę stolicy,
Każę chłopaków spędzić z okolicy
I co trzeciemu skórę obić setnie,
Że się z Grządkówny naśmiewali szpetnie.
Że nieraz na nią wyszczerzali zęby:
Ten szydził z nosa, a inny drwił z gęby,
Że zaś jej z chęcią nie brali do tańca,
Jeszcze każdemu dołożę szturchańca.

(Wacek i Jacek wchodzą).
WACEK.

Słyszałeś, bracie, co nam się gotuje?...

JACEK.

Bredzi jak we śnie, albo też żartuje.

FRANKA.

Patrzajcie, teraz gonią za mną oba,
Kiedym już prawie królewska osoba,
Kiedym już blizka królowego wianka.

WACEK.

Może nie blizka!

JACEK.

I niemrawa Franka.

FRANKA.

Precz stąd! precz, mówię, bo każę ochłostać!

ULINA.

Nie drzej się!

MAGDA.

Cicho!

AGATKA.

Chcesz sama co dostać?

MARCYCHA.

No, no, chłopaki, nie bądźcie przeszkodą!
Niechaj królewskie swaty się powiodą.
Dziewuchy, idźta na prawo i lewo,
I tam gdzie krzaki, gdzie przy drzewie drzewo;
I gdzie mchów dużo, grzyby też się ścielą,
Niby w łóżeczkach, niby pod pościelą.
Mchy odgarniajta i szukajta żwawo,
Jedne na lewo idźta, drugie w prawo!

(Do Franki).

A ty, Grządkówna, zauważ se pilnie:
Takiego grzyba znajdziesz nieomylnie,
Że dwa sagany nakrajesz po brzegi.
Jeno idź tędy, gdzie pniaków szeregi
Rzędami stoją i łysiną świecą.
A za poradę daj-że mi co nie co!

FRANKA (daje pieniądze).

Macie, dam więcej, gdy dostanę króla,
Dziś sama nie mam, bo skąpi matula
I każdy grosik chowa zaraz w skrzynkę.

MARCYCHA (trzęsąc głową).

Za mało, lubko!... o, za mało krzynkę!

(Dziewczęta rozchodzą się).
JACEK.

Coś tam szeptały...

WACEK.

Ot!... źle mają w głowie.

JACEK.

Czy to z chłopkami żenią się królowie?

WACEK.

Skoro ich wola...

JACEK.

Było tak już kiedy?

MARCYCHA.

Było, nie było... Zawdy koniec biedy
Nadszedł dla wioski, gdy ludom da panią.

WACEK.

Nie wierzę temu.

JACEK.

Co tam zważasz na nią!
Chodź!

MARCYCHA.

Zobaczyła!... Jeno że wybranka
Musi być godna.

WACEK.

Mówiłaś, że Franka...

JACEK.

Mówiłaś przecie...

MARCYCHA.

Bo dostałam grosze.

JACEK.

A ty szachrajko!

WACEK.

Zaraz cię przepłoszę!

JACEK.

Wypędzę z lasu za dziesiątą wodę!

MARCYCHA.

Nic nie wskórała!... Głupie wy, bo młode!
Umrzeć w tym lesie nikt mi nie zabroni.

WACEK (do Jacka).

Byle nam tylko król nie wziął Teoni!

(Słychać śpiew i gwar za sceną. Wchodzą kobiety starsze, chłopaki, dzieci, później dziewczęta).
CHÓR.

Hej! hu! ha! grzybobranie!
Król wieś zaprosił na nie.
Zaprosił dziew gromadę,
Więc wszystkie poszły rade.
Rozbiegły się po lesie:
Co z nich każda przyniesie?
Najwięcej zbierze która?...
Grzybów się sypnie góra.
Hej! hu! ha! grzybobranie,
Królewskie nakazanie.
Poleją się tu miody,
Bo po niem zaraz gody.

KOBIETA.

Kto może wiedzieć!

CHŁOPAK.

Idą już z koszami...

(Wchodzą Agatka i Magda).
KOBIETA.

O, idą! idą!... Która-ż między wami
Będzie wybrana?

(Zagląda do koszyków).

Dlaczego tak mało?

MAGDA.

Jakby kto wymiótł!...

AGATKA.

Niewiele ostało.

KOBIETA DRUGA.

A gdzie Ulina, Baśka, moja Zośka?
Nie widać Franki, nie wraca Teośka...

MAGDA.

Wszystkie już idą!

(Franka i Barbara niosą koszyk, w którym siedzi grzyb-Maciuś).

Och, och, ledwie zipię!
Trzymajcie, matlu, bo nam się wysypie.

BARBARA.

Ale! trzymajcie!... dech w piersi zapiera!
No, chyba żadna więcej nie uzbiera.
Chyba królowi nie będzie zamało?
Dość mu!... O, rety!...

(Przewraca się, a z nią koszyk).
FRANKA.

Co matli się stało?!

(Maciuś wyskakuje z kosza, gdy Franka chce kosz podnieść).

Czary!...

BARBARA.

Co tobie?... Pobladłaś jak chusty...

FRANKA.

Kosz pusty... i przetak też pusty.
Gdzie grzyby? matlu, mówta! Ratuj, Chryste!
Nic jeno czary!... czary oczywiste!...

KOBIETA TRZECIA.

Grzyb, jak chłop wielki, porwał się i biega!
Toć go chwytajta, kto bliżej! kto z brzega!

(Biegają. Maciuś chce uciec i kręci się po scenie).
MACIUŚ (nie mogąc mówić ze strachu).

Bum! bum! bum! bim! bam!...

KOBIETA PIERWSZA.

Cóż to za bimbanie?

KOBIETA DRUGA.

Jakieś niemieckie, czy insze gadanie.

KOBIETA TRZECIA.

Grzyb gadający...

CHŁOPAK.

Chyba z ciepłych krajów?

KOBIETA PIERWSZA.

Pewno...

KOBIETA DRUGA.

Nie z naszych lasów, ani gajów
Taki pokraka!...

(Do Maciusia).

Słuchaj, ty bimbasie...

KOBIETA TRZECIA.

Co z nim zrobimy?

(Do chłopaka).

Bierz go!

MACIUŚ (opędzając się przed chłopakiem).

A sie! a sie!

KOBIETA PIERWSZA.

Czy widzieliście kiedy takie dziwy,
Żeby grzyb chodził i gadał jak żywy?...

(Kobiety kręcą głowami zdziwione, ogromna wrzawa, wprowadzają Teośkę).
GŁOS Z GROMADY.

Niesie moc grzybów, więc zostanie panią.

INNY GŁOS.

Tej nam dziewuchy narody nie zganią.

KILKA GŁOSÓW.

Hura, Teośka, królowa!... niech żyje!

DZIEWCZĘTA.

Hura, Teośka nasza!

BARBARA.

Czyje? czyje
To czary?...

FRANKA (płacząc).

Matlu, matlu!... płachta pusta!
A była pełna!... Drżą mi ręce, usta...
Ledwie nie padnę...

(Słychać głos trąb).
KTOŚ Z GROMADY.

Królewicza świta
Naszą Teośkę już muzyką wita.

(Słychać radosne krzyki, muzyka coraz głośniejsza).


(ZASŁONA SPADA).

AKT TRZECI.
(Grota — siedziba króla lasu. Dużo zieleni — w głębi tron, zasłonięty kotarą pajęczyny. Trzy zające siedzą, czwarty pośrodku).
ZAJĄC PIERWSZY.

Bajki!

ZAJĄC DRUGI.

Nie zmyślasz?...

ZAJĄC TRZECI.

Co? Tak ślicznie będzie!

ZAJĄC CZWARTY.

Sam się przekonasz... Król na tronie siędzie,
My zaraz wszyscy, ustawieni w rzędy,
W dwie strony pójdziem: ci tędy, ci tędy...
Zagrzmi muzyka... Usłyszysz kapelę,
Jakiej z pewnością nie znajdzie się wiele:
Skrzypki — komary, pyszne bąki — basy,
Wilg, kosów, flety słodkie... poprzez lasy
Echo nieść będzie granie... het, przez wodę...

ZAJĄC PIERWSZY.

Kto mówił?

ZAJĄC CZWARTY.

Wszyscy tutaj. Żabki młode
Uczą się chórów. Szkoda, że słowiki
Głos utraciły.

ZAJĄC DRUGI.

Zawsze dość muzyki...
A tańce będą?

(Wchodzi Lis i przysiada, słuchając).
ZAJĄC CZWARTY.

O, muszą być!

LIS.

Przecie
Po tom ja wezwan, pierwszy tancerz w świecie.
Mam je prowadzić. Tylko nie wiem wcale
Na co ta wrzawa i po co te bale!

ZAJĄC PIERWSZY.

Ha! ha! nic nie wie!

ZAJĄC DRUGI.

Ot! zwyczajny sługa:
Skakać ma — skacze, mrugać każą — mruga.
Nie wie dlaczego!

ZAJĄC CZWARTY.

I myśmy też sługi.

ZAJĄC TRZECI.

No, tak, my również!

ZAJĄC CZWARTY.

Posłuchaj: Czas długi
Broił tu chłopak, wreszcie go schwytano.

ZAJĄC PIERWSZY.

Niewielka sztuka... Usnął, myśmy rano
Przyszli z panem stwierdzić pszczół robotę,
Skosztować miodu...

ZAJĄC DRUGI.

Płomień wykrył psotę

ZAJĄC CZWARTY.

I w ręce króla dostawił niecnotę.

LIS.

Porządnie zrobił!

ZAJĄC CZWARTY.

Od zachodu słońca
Dzisiaj (chyba, że trafi się obrońca,
Który mu wróci dawną ludzką postać),
Ten chłopak grzybem na zawsze ma zostać.

LIS.

Z takiej to racyi muzyka i tany?...

ZAJĄC PIERWSZY.

Nam brat przybywa...

ZAJĄC DRUGI.

Królowi poddany.

(Słychać śpiew i muzykę).
ZAJĄC TRZECI.

Oho, już idą!...

(Wchodzą zwierzęta, wlatują ptaki).
CHÓR.

W lecie, nad ranem,
Gdy gaśnie nocka... blizko świtania,
Przed naszym panem,
Przed leśnym królem bór się pokłania,
Jawor, dębina, biała brzezina,
Wszyscy dokoła
Przed naszym panem,
Codzień nad ranem
Schylają czoła.
Jesienią, ranem,
Gdy gaśnie nocka, a dzień nastaje,
Przed naszym panem,
Przed leśnym królem chylą się gaje,
Muszki się gonią... Król hojną dłonią
Rozdaje datki
Z owoców, miodu... Nie będzie głodu!
Będą dostatki!...

(Król odsłania kotarę i siada na tronie, obok królowa, na stopniach zwierzęta, co chwila widać ognie kolorowe).
KRÓL.

Orszak gotowy?

ZAJĄC PIERWSZY (przybiega żywo).

Wszystko jest w porządku.

KRÓL.

Do niezwykłego idziemy obrządku.
Taki, raz chyba trafia się w stulecie:
Ludzkie za leśne przyjąć mamy dziecię.
Ojcowskie serce nasze dlań otwarte;
Czyli miłości warte lub niewarte,
Opiekę będzie miało, a w was braci.

LIS.

Wiele ma z tego! gdy wolność utraci,
Grzybem zatknięty w ziemi...

KRÓL.

Powitać brata... Dalej, w drogę!

JASKÓŁKA (pada na środku sceny).

Ratujcie niebogę!...
Gdzie jest mój Maciuś? gdzie jest dobre dziecko?...
Wyście go z domu porwali zdradziecko!...
Oddajcie zaraz!...

ZAJĄC DRUGI.

To król!... Umilknij jak trusia!

JASKÓŁKA (krzykliwie).

Co mi tam!... Oddajcie Maciusia!

KRÓL (dobrotliwie).

Czego zawodzisz, ptaszę?

ZAJĄC TRZECI.

Szuka kota!

KRÓL.

A cóż jej po nim?

ZAJĄC CZWARTY.

Szczególna ochota!
Maćki nie gardzą przecież ptasim kęsem.

LIS.

I mnie aż pachnie!... Tęskno mi za mięsem.
Tę rozpłakaną schrupałbym do szczętu.

JASKÓŁKA (płaczliwie).

Maciuś mój drogi!

ZAJĄC PIERWSZY (do jaskółki).

Nie róbże zamętu.
Przerwałaś sprawę pilną...

JASKÓŁKA.

Moja sprawa
Musi być pierwsza. Wam w myśli zabawa,
A tam łzy płyną!

KRÓL.

Gdzie?

(Płomyk i Promyk na liściach wnoszą Maciusia i składają przed tronem).
PROMYK.

Leżał na drodze
W paproci liściach.

PŁOMYK.

Blady, ledwie dyszy,
Skóra obwisła nań, bo wychudł srodze.
Już go ogryzać chciały polne myszy...

KRÓL.

Kto to jest?

(Rozmaite zwierzęta patrzą ciekawie).

Co to?

ZAJĄC PIERWSZY.

Panie królu, wiecie...
Wszak-ci to nasz brat przyszły... ludzkie dziecię!

KRÓL (przerażony).

Nie! niepodobna, by tak zmarniał w chwilę...
Wydarty z ziemi... Czemże go posilę!
Deszcz, słońce, rosa...

LIS.

Nie idą na zdrowie.
Gdyby mógł mówić, sam ci, królu, powie.

KRÓL.

Więc czem posilę?... Dajcie ziarna, trawy!

LIS.

To wszystko na nic, panie nasz łaskawy!

JASKÓŁKA (pochyla się nad Maciusiem).

Ach, ach, co widzę?

(Kwili żałośnie).
Lis (do króla).

Zdusić tę płaksiwą
I upiec... Chłopak pokrzepi się żywo.

KRÓL.

Okrutna rada!

LIS.

Więc zemrze.

JASKÓŁKA.

Ach, biada!
Ach, biada ptakom, gdy giną obrońce!
Wieczny strach będzie, zgaśnie dla nich słońce,
Tyś mi ocalił gniazdo!... Trzy pisklątka
Były w niem drobne, trzy moje dzieciątka...
Same je w gnieździe zostawiłam zrana,
O obiad dla nich jak zawsze stroskana.
Wracam z obiadem... na drabinie stoi
Chłopak i skrada się do chatki mojej.
Wrzasnęłam co sił... Tyś wybiegł w tej chwili;
O, mój wybawco!... cóż z tobą zrobili?...
Przemów-że do mnie! głos twój niech usłyszę,
Poczuję tchnienie... później ukołyszę,
Na skrzydła porwę i uniosę w górę,
Gdzie nie dogonią, wysoko, pod chmurę.

KRÓLOWA.

Co za nieszczęście, cóż za błąd z twej strony!

KRÓL.

Nie przewidziałem...

KRÓLOWA.

Chłopak jest stracony!

KRÓL.

Ginie od głodu obrońca jaskółki!

KRÓLOWA.

Nie mam dlań jadła.

PŁOMYK.

Królu, wszak masz pszczółki —
Znajdzie się przecież miodu odrobina.

KRÓLOWA.

Jest!... jest dość miodu!

(Daje znak zającowi, ten wybiega. Płomyk i Promyk krzątają się około Maciusia. Królowa sama go pożywia przyniesionym miodem. Przez cały czas różne figle zwierząt).
PŁOMYK.

Oddychać zaczyna...

KRÓL.

Wróci do swoich, gdy odzyska siły.

JASKÓŁKA.

Ach, królu, dzięki tobie, królu miły!

KRÓL.

Ucieszon jestem!...

(Do zwierząt i ptaków).

Zabawcie się, dziatki,
Niech grzmi kapela, woń roznoszą kwiatki,
A niech nie płyną tu nigdy łzy czyje.

ZWIERZĘTA i PTAKI.

Król nasz niech żyje!

JASKÓŁKA.

Pan dobry niech żyje!

(Król siada na tronie, królowa obok, lis zaprasza wiewiórkę do tańca, zające ujmują się za łapki, muzyka przygrywa).
ZAJĄC PIERWSZY
(przystaje w tańcu).

Poszedł zając do zająca na kapustę młodą
I napotkał koziołeczka z długą, siwą brodą,
Z siwą brodą, kopytkami, co tupały srodze.
Zając nie wie, czy iść dalej, czy cofnąć się w drodze.

(Tańczy dalej).
ZAJĄC DRUGI.

Stuku, puku! kopytkami kozieł kuje w ziemię,
A zajączek nogi za pas. On nie bity w ciemię!

(Taniec ogólny, wrzawa, wesołość. Wszystko znika, ogień kolorowy gaśnie. Zostaje scena jak w pierwszym akcie. Maciuś śpi pod paprociami, chróst tli się zwolna. Księżyc świeci. Walenty i Kajtuś wchodzą powoli).
WALENTY.

I tu i nie tu, na prawo, na lewo, w tę stronę, znowu w inną!... Wodzisz mnie po całym lesie, a wszystko napróżno.

KAJTUŚ.

Com ja winien?

WALENTY.

Któż winien? Ostawiłeś Maćka samego... strachliwy jest, pewno gdzie w jamę się schował i siedzi, a dygocze. Dopóki słonko nie wejdzie, w dużym boru pomiarkować się trudno, cóż dopiero znaleźć chłopaka, co się schował.

KAJTUŚ (chodzi od krzaka do krzaka i rozgląda się).

Jednak, tatusiu, wiem na pewno, żeśmy w tem miejscu spali. Tu woda, trzy drzewa razem, tam droga, na lewo zaś Boża męka.

WALENTY.

Wszak-by chłopak usłyszał, że idziemy a rozmawiamy i odezwał się, jeszcze Maciek!... On-by z radości gotów ze skóry wyskoczyć. Że zaś się nie odzywa...

KAJTUŚ.

Zasnął mocno i nie słyszy. Kapotę mu ostawiłem, owinął się, ciepło mu, to i śpi, jak pod pierzyną. Tatulu, chyba zaśpiewam, obudzę Maćka.

WALENTY.

Śpiewaj se, kiedy chcesz, jeno że zamiast Maćka, pobudzisz ptaki w lesie. Tyle ich wypoczynku, ile nocy, a każde stworzenie snu pragnie.

KAJTUŚ.

Pozwólcie, tatusiu, zaśpiewam. Drzeć się nie będę, jeno aby tak trochę.

WALENTY.

Rób, jak uważasz, bo sprzykrzyło mi się chodzić od godziny do godziny. Nóg nie czuję, a rano do roboty trzeba iść.

KAJTUŚ.

Jutro niedziela, mój tatusiu, dobrze pamiętam.

WALENTY.

Niedziela?... prawda. No, to obleczemy się czysto i pójdziemy do kościoła. Także kawał drogi.

KAJTUŚ (śpiewa).

Wciąż idzie blada nocka
Z wieczora do północka.
Oj, idzie nocka blada
Tu cupnie, tam znów siada,
A za nią, jak za panią...

MACIUŚ (odchyla paprocie, siada i patrzy dokoła).

Gdzieżem ja?... pusto, ani króla ani tronu... (zrywa się ucieszony) Kajtuś! tatulo!

WALENTY.

Raku zatracony!... szukamy cię a szukamy. Niedługo księżyc się schowa i dnieć zacznie, noc przeszła na łażeniu.

KAJTUŚ.

Co tobie, Maćku? patrzysz, jak gdybyś nie wiedział, co się z tobą dzieje?

MACIUŚ.

Bo i nie wiem. Jaskółka mnie wyratowała, powinna tu być blizko.

WALENTY.

Co za jaskółka? Przeżegnaj się, i rozważ, co za ratunek mógłbyś mieć od jaskółki?...

MACIUŚ (rzuca się ojcu na szyję).

Miałem, oj, miałem, tatusiu serdeczny! Nigdy też, póki życia, jaskółki nie ukrzywdzę.

WALENTY.

Dałbym ja ci! Ptaków nie wolno dręczyć, cóż dopiero jaskółki! Niedoczekanie twoje!

MACIUŚ.

To też podobało się królowi, gdy jaskółka zaświadczyła...

WALENTY.

Co ten chłopak wygaduje!... spałeś i śniły ci się różne rzeczy, a teraz myślisz, że to prawda.

MACIUŚ.

Oj, tatulu, oj, braciszku!... szkoda, że was tam nie było! siła mam do opowiadania, com widział i com przeszedł.

WALENTY.

Czy aby chłopakowi ze strachu w głowie się nie poplątało... Chodź-że do domu, kapotę zabieraj i żywo.

MACIUŚ.

Oj, będę opowiadał i wam, i matusi, wiele! bardzo wiele!... (idą na lewo).

(ZASŁONA SPADA).




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.