Motas. Chłop poeta

>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Motas. Chłop poeta
Wydawca Dwutygodnik Illustrowany »Świat«
Data wyd. 1894
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


MOTAS.


CHŁOP POETA.


NAPISAŁ


Dr. KAROL MÁTYÁS.







KRAKÓW.
NAKŁADEM DWUTYGODNIKA ILLUSTROWANEGO »ŚWIAT«.
1894.


OSOBNA ODBITKA Z DWUTYGODNIKA ILLUSTROWANEGO »ŚWIAT«.



Druk Wł. L. Anczyca i Sp., pod zarz. J. Gadowskiego.


WINCENTY MOTAS. — TADEUSZ DUL.



... Bo to proszę nikła, mizerna, blada chłopina w lasowskiej[1] magierze z »kukurydzą« czerwoną, ale jaka pod tą magierką, w tem ubożuchnem ciele dusza!...
Już ten Motas nie zrobił chłopom wstydu, że przyszedł na świat Boży i dożył lat czterdziestu czterech, bo pokazał, że chłop polski ma duszę — i to polską duszę — a włościaństwo polskie jest dobrą i dla dobrego ziarna podatną niwą, bo gdy na niej tak piękne wyrastają kwiaty, jak Motas, serce napełnia się otuchą i nadzieją w lepszą przyszłość... Szczęśliwy jestem, żem spotkał taką włościańską postać i mogę światu przedstawić jej rysy piękne.
Chudzina odziedziczył po ojcach nazwisko Motas, kościół ochrzcił go Wincentym, a wieś Grębów w powiecie tarnobrzeskim ma zaszczyt być miejscem jego urodzenia. Chudzina, choć chudzina, choć chłop urodzony na piaskach wśród moczarów i lasów, ale w żyłach ma krew »sołtyską« i o tem wie, więc dumny jest, ale dumą szlachetną, połączoną z osobliwą, ujmującą skromnością.
Jak sam nikły i mizerny, tak nie inaczej wyglądającą ma chatę, stodołę, śpichlerz... a choć wszystko to stare, odziedziczone po ojcach, więc szanowane. Do swej nędznej postaci dobrał sobie taką samą żonę — a dzieci to już istne portrety ojca i matki. Motas bardzo się cieszy ze swego potomstwa.
Obawiając się niszczącej ręki »drobiazgu«, chowa Motas swą biblioteczkę — złożoną z kilku książek i broszur (między nimi »Pana Tadeusza«), oraz.... własnych utworów poetyckich — w spichlerzu.
A więc jest poetą...
Jak na zewnątrz mizerota, tak na wewnątrz piękna dusza ten Motas: dobry katolik, dobry Polak, rozumny, pracowity człowiek — i poeta.
Czystą wiarę, patryotyzm i rozum odziedziczył po przodkach. Powiadają, że co do rozumu to wdał się w praszczura swego, owego Motasa, który to niegdyś tak dobrze »wyrychtował« praszczura »sołtyskiej« familii Dulów w Grębowie. Miał ów Motas »dobrą głowę«...
Jeszcze wonczas nie śniło się Motasom o sołtysostwie; w Grębowie była tylko jedna sołtyska rodzina Dulów. Motas służył u Dula, a że był wiernym sługą, Dul przyobiecał dać mu swą córkę za żonę. Gdy przyszło do »zeniacki«, Dul wyznaczywszy zięciowi sporą część gruntów ze swego łanu sołtyskiego, po ojcowsku pozwolił mu wybrać sobie dogodniejsze kawałki. Motas przebiegły, znając dobrze grunta swego chlebodawcy, powybierał sobie najlepsze kawałki a Dulowi zostawił poślednie. I tak, gdzie był wyżej położony grunt Dula zły, tam Motas wybrał niższy lepszy, a gdzie był niższy gorszy, tam wybrał wyższy lepszy. Fakt ten przeszedł w wiekową trądycyę spokrewnionych rodzin Dulów i Motasów, jak i wiadomość, że od tego czasu uzyskała familia tych ostatnich prawa sołtyskie.
Patryotyzm zaś odziedziczył po swoim dziadku Stanisławie. Kto miał dziadka, który służył »przy Kościuszce«, musi być patryotą. Motas nawet dumnym jest ze swego dziadka, który był żołnierzem Kościuszkowskim, i z przyjemnością szczerą opowiada o nim, że »był tęgi chłop i dobry gospodarz, że zażywał tabakę, a jak sobie podchmielił, to śpiewał:

Czerwona czapeczka, baranek siwy,
przystań do Kościuszki, a będziesz szczęśliwy.«

Motas powiada, że to była ulubiona śpiewka dziadka Stanisława, który z czcią i namaszczeniem, ze łzami w oczach wspominał wielkiego polskiego wodza.
Religijno-patryotyczny duch wieje z jego utworów poetyckich. Odzwierciedla się w nich jego czysta, pogodna dusza. Chromają one pod względem formy, układu, rytmu i rymu, jak utwory niewykształconego człowieka, ale wyrażają myśl zdrową, rozumną, częstokroć zaś owiane są poezyą miłą, prostą, jak woń kwiatów łąk naszych. Bo też nie są i nie chcą być niczem innem, jak tylko miłemi kwiatkami polskich pól.
Przytoczę tu kilka utworów, charakteryzujących jego poetycką twórczość.

I. BOŻE POLSKĘ ZBAW![2]

Boże zbaw ojczyznę nam!
Zawsze Ciebie my błagamy,
Ty wiesz naszą boleść Sam,
jaką w sercu naszem mamy...
Oczy Swoje na nas zwróć,
a wysłuchaj nas w potrzebie,
nieprzyjaciół naszych strąć! —
zawsze Boże prosim Ciebie.
Usłysz biednych dzieci głos,
bo spotkała nas niedola.
Smutny Polskę spotkał los,
ciężka trapi nas niewola!
Z tej niewoli wybaw nas,
prosimy Cię zawsze, Panie!
Zabłyśnie nam błogi czas,
wróg nas dręczyć zaprzestanie.
Miej litośne serce Swe,
bośmy wielce utrapieni,
bo my biedne dzieci Twe,
niech będziemy wybawieni!


Nieprzyjaciel wywarł złość,
dręczy nas, jak tylko może;
niech już będzie tego dość,
Wszechmogący dobry Boże!
Karę ściągnął na nas grzech,
bośmy słusznie zasłużyli,
lecz, o Boże! roztrąć tych,
którzy nam ojczyznę wzięli!

Wtenczas będzie błogo nam,
gdy wybawisz nas z niewoli,
bo Ty, Boże, widzisz Sam,
co nas tak serdecznie boli.
Upłynęło wiele lat,
gdy ojczyznę nam zabrali,
nieprzyjaciel jakby kat
ogniem złości zawsze pali,
ostro trzyma w ręce swej
tę ojczyznę ukochaną,
trudno się jej wyrwać z niej,
gdyż została rozszarpaną.
Ludu polski Boga proś,
by ojczyzna nam powstała!
Jego Imię zawsze głoś!
Niechaj będzie Jemu chwała!


II. MODLITWA.

Wszechmogący Boże,
Któryś stworzył morze,
góry i doliny
i polskie równiny!
A na tej równinie
stara Wisła płynie,
wpada aż do morza,
gdzie wieczorna zorza,
tam się w morzu żali
na chciwych Moskali,
co ojczyznę wzięli,
nas wielce skrzywdzili.

Krzywda to nielada! —
każdy to powiada,
bo ją rozdzielono,
w niwecz obrócono.

Cóż nam czynić trzeba?...
Błagać Boga z nieba!

On to wszystko sprawi,
Ojczyznę nam zbawi!

Motas wiedząc o ucisku braci pod panowaniem rosyjskiem, patrząc na nich zbliska z prawego brzegu Wisły, mogąc nawet osobiście słyszeć często z ust ich płynące łzawe skargi, Moskali znienawidził całą duszą i o nich przedewszystkiem myśli w swych utworach. »Nam tu dobrze — nieraz powiada — ale modlić się trzeba do Boga, żeby było jeszcze lepiej, żeby się kiedyś jeszcze ojczyzna wróciła. Bo choć nam tu dobrze pod naszym szlachetnym monarchą, większa jednak część Polski w ciężkiej jęczy niewoli.«
Będąc przed paru laty na popisie dzieci w szkole grębowskiej, słyszał śpiewaną przez nie pieśń z »Kościuszki pod Racławicami«, zaczynającą się od słów:

»Dręczy lud biedny Moskal okrutny...«

i taki do pierwszej zwrotki, którą dobrze zapamiętał, ciąg dalszy ułożył:

III.

Polacy w Tobie ufność swą mają,
Twojej opieki zawsze błagają,
pociesz ich w smutku, zagój, co boli,
wybaw z niewoli!

Nieprzyjaciela znieś okrutnego
a na Polaka wejrzyj biednego,
który Cię prosi zawsze, dniem, nocą:
Przyjdź mu z pomocą!

Boś ty Królową polskiej krainy,
Polacy proszą Twojej przyczyny,
byś wybawiła plemie Piastowo[3].
Polska Królowo!

A czy następująca »Odezwa do krajan« nie jest perełką swojskiego rozumu i swojskiej polityki?

IV. ODEZWA DO KRAJAN.

Odzywam się do Was, Wy Bracia Krajanie!
Czy nasza ojczyzna nigdy nie powstanie?...
Ja jestem rolnikiem i w roli pracuję,
wiem, co jest niewola, w sercu boleść czuję;
boleść to serdeczna a nie zagojona,
dopóki nie będzie ojczyzna wrócona.

Niech będzie jedna myśl i duch między nami,
nie będzie nikt obcy rządził Polakami.
Oj dałby to Pan Bóg, by jedna myśl była!
Jużby się raz jeden niewola skończyła,
bo ona z boleścią szepcze nam do ucha,
abyśmy jednego byli wszyscy ducha;
tobyśmy zdobyli ojczyznę kochaną,
jak to niegdyś Żydzi ziemię obiecaną.

Już to dnieć poczyna, wstajmy już Polacy!
Ojczyzna w ugorze, weźmy się do pracy!
Zarosła chwastami, bo jest zaniedbana,
a my sobie śpiemy do samego rana...
Przecież nam potrzeba chwasty wykorzenić,
to się nasza ziemia musi nam odmienić.
Pan Bóg nasze plony zarodzi obficie,
których my pragniemy przez całe swe życie.
Oj żebyśmy tylko leniwi nie byli,
byśmy ziemię naszą dobrze uprawili;
pewnoby stokrotne plony nam wydała,
przecież sobie dosyć już wyspoczywała!
Tylko nam dopomóż, Wszechmogący Boże,
bo bez Twej pomocy nic się stać nie może!

Niżej podany poemacik p. t. »Prawda święta« charakteryzuje może najlepiej bogobojność i roztropność Motasa:

V. PRAWDA ŚWIĘTA.

Już, Panowie, dziesiąta godzina wybiła —
już się o godzinę śmierć do nas zbliżyła!
To życie przeleci, jakby trzasnął z bicza,
śmierć na chłopa nie zważa, bierze i szlachcica,
chociaż we swym stanie za wiele się puszy:
Pójdź Kuba do wójta! — bierze go za uszy.
Nikt jej nie uprosi, bo nieubłagana,
lecz zabiera z sobą wielmożnego pana

i bierze go z sobą przed Sąd Najwyższego,
aby zdał rachunek z włodarstwa swojego.

Niczem na tym świecie to życie człowieka,
jeżeli po śmierci straszny sąd go czeka;
a chociażby człowiek żył i lat tysiące,
to przeciw wieczności nic to nie znaczące,
jednak padoł płaczu opuścić mu trzeba
a stanąć przed Sądem Najwyższego z nieba:
tam jest nasza wieczność nigdy nieskończona,
według swej zasługi będzie zapłacona.

Daj nam Boże na tym świecie żyć cnotliwie,
byśmy dojść mogli do Ciebie szczęśliwie.

Przypominam sobie, że Motas, zaproszony raz przezemnie na szklankę piwa u Enda w Grębowie, wśród weselszego nastroju wypowiedział ten wiersz, upominając tem samem uczestników, żeby pamiętali zawsze i wszędzie na nieubłagane prawo natury. Nawiasem mówiąc, nie była to improwizacya, bo wiersz wcześniejszej był kompozycyi.
Nie przeszkadzało to jednak Motasowi do wypowiedzenia wtedy paru improwizowanych okolicznościowych wierszów tej treści:

W Ameryce każdy pan,
bo to Zjednoczony Stan.

Pan Prezydent Grębowa,
to jest mądra głowa,
siedzi na kanapie
i wino sobie chlapie;
nie chce pić piwa,
bo mu się łeb kiwa.

Dla objaśnienia dodaję, że był wtedy w towarzystwie włościański syn, który powrócił z Ameryki po kilku latach pobytu tamże, jako »pan« elegancko ubrany, ze złotym zegarkiem i łańcuszkiem, — i wójt grębowski (»pan prezydent Grębowa«), bardzo inteligentny gospodarz, który siedział na kanapie i pił wino, sam jeden z towarzystwa pijącego piwo, ponieważ zwyczajowo postanawia sobie każdego roku pić w Wielkim poście jedynie wino[4].
Motas umie być i satyrykiem. Następujący wiersz przekonywa o tem, zaznaczyć jednak trzeba, że mimo tak szlachetnych uczuć, nie pozbył się jeszcze zupełnie włościańskiej nieufności do t. z. panów. Pewna doza tej nieufności jeszcze w nim została, aleć to nie jego może wina...

VI. IMPROWIZACYA.

Trudno mi jest pisać, mój wielmożny Panie,
do pisania muszę mieć przygotowanie!
Przecież Pan uważaj: bez przygotowania
nie mogę rozpocząć żadnego pisania;
przecież nie naprawił[5] Salomon z gołego[6],
chociaż go tak miano wielce za mądrego,
nie można nic wiedzieć o nim ciekawego.
Najdzielniejsi księża bez przygotowania
nie mogą powiedzieć żadnego kazania,
lecz się muszą oni przygotować wiele,
jeźli chcą powiedzieć kazanie w kościele.

Otóż ja nie mogę dokazać tej sztuki,
ponieważ chłop jestem bez żadnej nauki.
Pan ma wielki zaszczyt, bo jest wykształcony,
a ja bez nauki jestem upodlony;
dlatego nie mogę porównać się z panem,
ponieważ każdy chłop nazwany jest chamem.
Chociaż pochodzimy wszyscy od Adama,
chłopu przypisują, że pochodzi z Chama;
nie jeden mu powie: o ty chłopie chamie!
To słowo mówione było nieraz na mnie...
Trudno się wymówić biednemu chłopinie, —
chamem na świat powstał i chamem zaginie.
A historye polskie znów tak opisują,
że Panowie z Lechów w Polsce się znajdują,
przed dawnymi czasy strój Niemców przybrały,
ażeby od chłopów nim się odznaczały
i do tego czasu nim się odznaczają,
a każdego chłopa za nic uważają.

Teraźniejsze czasy to nie tamte lata,
co żadna u chłopów nie była oświata.

Te żydy pejsate — znowu co innego —
trzymają się ściśle zabobonu swego,
tylko między sobą oni powidają,
że ten swój początek to z Jakóba mają,
modlą się do Boga, by po śmierci zgonie
na Abrahamowem mogli spocząć łonie.

Moskale z Lutrami, nie wiem, zkąd się wzięli,
tylko wiem, że ziemię naszą zagarnęli —
żeby jak najprędzej djabli ich porwali,
by w naszej ojczyźnie już nie panowali.

Polski lud nasz, polska wiara,
cudzoziemcom od nas wara!
Zjedlimy my im, czy wypili,
co nas pod się zagarnęli?!
Bodaj w piekle potonęli!

Jednak pochodzimy wszyscy od Adama,
historya hebrajska tak jest napisana,
ponieważ cały świat od Boga stworzony,
a naród jest na nim różnie podzielony.
Na tem się skończyło me podłe pisanie,
jeźlim w czem uchybił, to przebacz mi Panie!

Nazwałem ten poemacik improwizacyą, bo jest nią rzeczywiście. Motas ułożył go na moją intencyę, w mojej obecności, choć w drugiej izbie, w spokoju, sam na sam — pod wpływem natchnienia.
Że ten grębowski poeta ma i opisowy talent, świadczy następujący utwór poetycki. Ułożył go i poświęcił również mojej osobie, dowiedział się bowiem, że zbieram wiadomości o pamiątkach ojczystych, szczególnie zaś dociekam genezy nazw miejscowych. Najsłabszy to może z utworów Motasa, ale również charakterystyczny.

VII. OPIS »GÓRY TATAROWEJ«.

Niedaleko od Grębowa
jest tam »Góra Tatarowa«,
z dawnych czasów tak nazwana,

teraz lasem jest zasiana,
bo ją wiatry zabierały —
ludzkie ręce ją zasiały.
Teraz leży w spokojności,
bo wiatr po niej już nie gości.
Góra nazwę ztąd przybrała,
bo Tatara w sobie miała.
Ludzie starzy powiadali,
kości z niego widywali,
bo ich wiatry tak wywiały,
że po górze się walały.

Między lasem na tej górze,
blizko siebie są dwa krzyże:
jeden nieco drogi bliżej,
drugi znów na górze wyżej.
Ten, co wyżej jest na górze,
stoi na tych, co w cholerze, —
gdy w Grębowie grasowała,
wiele ludzi zabierała, —
którzy nagle umierali,
na tej górze ich schowali
i krzyż na nich postawili —
pod nim wiecznie odpoczęli.

Ten na górze, który niżej,
stał on niegdyś drogi bliżej,
teraz droga się zmieniła,
krzyż od ludzi oddaliła;
gdy tamtędy przechodzili,
nieraz Boga pochwalili.
Później wiatry ją zawiały,
że las na niej już nie mały.
Ten krzyż w lata jest daleki,
może przetrwał ze dwa wieki,
pradziadowie powiadali,
że go nie zapamiętali.

I przebiegł czas za czasem,
teraz stoi między lasem;
kędy niegdyś wiatry wiały,
teraz ptaki zaśpiewały...
Przyjemny śpiew głos swój niesie,
na tej górze po tym lesie,
człowiekowi się nie śniło,
by się ptastwo tu gnieździło.

Przyjdzie ciepło z miłą wiosną,
drzewa na niej bujnie rosną,
ludzie patrząc, podziwiają,
nazwy góry nie zmieniają,
którą dawno otrzymała
i do dziś dnia przechowała...
Gdy u ludzi o niej mowa,
mówią: »Góra Tatarowa«[7].

Żałuję bardzo, że nie mogę podać poematu, który ułożył Motas na wieczorek Mickiewiczowski, urządzony w szkole grębowskiej przed kilku laty. Odczytał go wspomniany wójt, Tadeusz Dul, na owym wieczorku i wywołał burzę oklasków. Motas powtórzyć go już nie umie, a rękopis niewiadomo w czyje dostał się ręce. Miał to być utwór bardzo udatny.
Wspomnieć tu muszę, że Motas nie przykłada wagi do swoich utworów poetyckich, nie chowając zaś światła pod korzec, rozdaje swoje wiersze w oryginale tym, którzy o nie proszą, potem zapomina co napisał, a przynajmniej niewiele z tego pamięta, a nabywca utworu staje się nieograniczonym, wyłącznym jego panem. Są to utwory pisane dla znajomych i znajomym w oryginale ofiarowywane.
Że Motas mimo swego stanu odznacza się delikatnością uczuć, zaświadczy jeden epizod z jego życia, który wyjmuję z jego opowiadania:
»Jakem jeszcze należał do wojska, powołali mnie jako landwerzystę do ćwiczeń i staliśmy wtedy w Kolbuszowy. Stałem kwaterą u jednego »miescana«, szewca razem, z jednym gospodarzem z Krawców[8]. Ten chłop z Krawców strasznie był niekontent z tego, że mu na tej kwaterze nic nie dali jeść, tak kazał sobie do chleba nawarzyć wody gorącej... To przecie i na chłopa niepieknie.
A jak ten szewc opowiadał o powstaniu polskiem — bo ten szewc był w powstaniu — to się zaraz wmieszał do rozmowy i temu szewcowi ciągle się przeciwił. Jak szewc gadał: »Źle było z nami wtedy, bo nas nieprzyjaciel dostał« — to ten Krawcák na to: » Dobrze zrobił!« Tak ten szewc uciął i nic więcej nie gadał.
Mnie się to bardzo nie podobało, bo przecie powinien był wiedzieć, że on jest też Polak. Alem się nic nie odzywał, tylkom sobie pomyślał, że to bardzo nieładnie i zawsze sobie to przypominam.«
Wnuk Kościuszkowskiego żołnierza musiał się oburzyć na takie zachowanie się brata-chłopa — on, który obok biblioteczki swej w spichlerzu, przechowuje oryginalną austryacką latarnię z r. 1831 dlatego tylko, że przypomina mu polskie powstanie.
Gdy austryackie wojsko nad ujściem Sanu do Wisły, wzięło w niewolę oddział powstańców i przyprowadziwszy do Grębowa, poszczególnych żołnierzy rozkwaterowało po domach, straże austryackie chodząc w nocy z latarniami, pilnowały by który z jeńców nie uciekł.
Jedną z tych latarni, pozostałą pod jego strzechą, przechowuje Motas... »na pamiątkę smutną«. — »Miłą« zaś zwie pamięć... o dziadku Stanisławie.







  1. Bronzowa sukienna okrągła czapka z czerwonym kutasem (t. z. kukurydzą) u góry.
  2. Organista grębowski, dowiedziawszy się, że Motas wiersze pisze, zapragnął od niego poematu zwróconego do swej osoby. Motas myśli sobie (jego słowa): »Cóż ja będę pisał do jego osoby?... Dla organisty będzie najlepiej, jak mu napiszę pieśń, bo ten wiersz to jest pieśń«. Wiersz ten napisał w. r. 1892.
  3. U ludu, zamiast Piastowe.
  4. Było to w W. Poście.
  5. W gwarze grębowskiej »naprawić« zn. nalać.
  6. »Goły« zn. próżny.
  7. Wiersz ten napisał Motas d. 20 marca 1894.
  8. Sąsiednia wieś Grębowa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.