[320]
MAHĀ-BHĀRATA
NAL I DAMAJANTI.
Uwaga: Nal i Damajanti, zaślubieni w sposób cudowny, długie lata żyli szczęśliwie. Naraz jednak Nal, opętany, zaczął grać w kości z bratem swoim Puszkarą — i przegrał całe królestwo i wszystko do ostatniej szaty. Wygnany z kraju przez brata, Nal wraz z żonażoną błądzi po puszczy; w końcu dla pewnych celów — porzuca ją i samą jedną pozostawia w lesie. Pieśń XII i XIII, które tu dajemy — opowiada nam żale i skargi opuszczonej.
PIEŚŃ XII.
A kiedy odszedł radża Nal,
Waidarbia [1] rzuci swoje łoże,
Z długiego przebudzona snu,
trwogą przejęta w pustym borze.
Nie widząc zasię, gdzie jest mąż,
wielce się w duchu swym rozżala —
I w przerażeniu wyda krzyk.
— O królu! tak przyzywa Nala.
O mój obrońco! królu mój!
O panie, gdzieś-ty, gdzie, o drogi?
Zabitam ja, zniszczonam ja,
w tym pustym lesie pełnam trwogi!
Nie jest-żeś, królu, jakoś był,
wyznawca prawdy, sługa praw?
Jak tedy rzekłszy do mnie: Tak!
tyś mnie opuścił? Zjaw się, zjaw!
O powiedz, jakeś mógł iść w dal,
prawą małżonkę porzuciwszy,
Która zaiste jest bez win?
ktoś tu winniejszy, niepoczciwszy.
[321]
Czy mógłbyś zmienić słowa swe
i rzecz mi insze słowa, panie,
Niż to coś do mnie wtedy rzekł,
gdy stali wobec nas niebianie?
Nie poza czasem jest nam śmierć
postanowiona, ludzki lwie!
Bo, gdyś kochankę rzucił swą,
ona bez ciebie schnie i mrze!
Lecz dosyć żartu, radżo, dość!
Ty, byku ludzki, sługo praw,
Patrz, duszę moją więzi strach!
słuchaj, o panie, zjaw się, zjaw!
O królu dobry — patrz — o patrz!
ja widzę cię — o! — tam! Naiszada[2] —
Ukryty stoi w cieniu drzew,
o czemuż mi nie odpowiada?
O, biada, radżo! o, to grzech —
że mnie, com przyszła w te gęstwiny —
Mnie zrozpaczoną, mnie bez sił —
ty nie pocieszysz, o jedyny.
Ja nie nad sobą płaczę już,
ach! nie boleję już nad niczem —
Lecz ty co zrobisz, będąc sam?
ja płaczę nad swym królewiczem.
Jakże spragniony, królu mój,
jakże zgłodniały i znużony —
Wieczorem u korzeni drzew
uśniesz, nie widząc swojej żony? —
Wreszcie od strasznych blada mąk
i niepokojem gorejąca,
Jęła wylewać gorzkie łzy,
biegając tam i sam bez końca.
Już to więc biegnie tam i sam,
już to upada od goryczy,
Już ją przejmuje sztywny strach,
już to niemieje, już-ci krzyczy.
I przepalona smutku łzą —
powoli dysze skołatana —
[322]
I woła, woła znów a znów,
drżąc, Damajanti swego pana.
— Ha, ten przez czyją złość i gniew
w nieszczęście popadł wielki król,
Temu, co naszym bólem żyw,
niech stokroć większy przyjdzie ból!
Kto złego ducha tchnął weń, zły,
że w klęski popadł wielki król,
Niech bez radości żywot ma,
niechaj ma stokroć większy ból! —
Tak płacze pani ta i klnie,
małżonka szlachetnego króla
I myśli, dokąd ruszył mąż
w bór, gdzie tysiące bestyj hula.
I jakby ją opętał szał,
tak płacze gorzko wciąż a wciąż
Bhaimia![3] Biegnie, woła znów:
Gdzie Nal, gdzie król mój, gdzie mój mąż?
A gdy tak cała tonie w łzach,
jak gdy samotna huka mewa,
Nagle ją, pełną dusznych trosk
i wycieńczoną — z wierzchu drzewa,
Gdy oto stanie mu u stóp,
idąc w pobliżu jego drogi:
W gwałtowny uścisk chwyci wąż —
głodny, olbrzymi potwór srogi.
Ta, gdy ją w uścisk chwyci wąż,
zgorzkniała, pełna troski bladej:
Nie swej zagłady płacze już,
jako żałuje więc Naiszady!
O biada — patrz — obrońco mój,
jak mnie bezsilną straszny zwierz
Porwał w żarłocznych objęć zwój!
Spiesz na ratunek, spiesz, o spiesz!
Jakże na świecie będziesz żył,
skoro przypomnisz mą zagładę?
Kiedy opuści cię zły duch,
odzyskasz rozum i Niszadę?
[323]
A gdy cię znęka trud i głód,
gdy staniesz tęskny, bezucieszny,
Kto twe znużenie, ludzki lwie,
osłodzi, królu mój bezgrzeszny! —
Nareszcie łowiec jakiś w gąszcz —
wszedł, zabłąkany w wielkim lesie,
I gdy królewny słyszy płacz,
nadbiega szybko, pomoc niesie.
Gdy ujrzy łowiec, jako wąż
tę cudokształtną — w ścisłe skręty
Żarłocznie ujął — spieszy wnet,
zwinnie podnosząc łuk napięty.
I w ocemgnieniu krwawy grot
wyrzuci w żmiję, co się wije —
Aż znieruchomił ją ów człek,
który zabójstwem zwierząt żyje.
Tak ją wybawił łowczy mąż —
i czystą wodą obmył rany
I czystą wodą rzeźwił mdłość —
i pytał ją o losu zmiany:
— Ktoś ty, co masz gazeli wzrok?
Jak do tych leśnych doszłaś ćmów:
Jak do tych strasznych doszłach klęsk?
O czarokształtna, prawdę mów! —
Więc Damajanti królu mój,
gdy tak ją pyta się myśliwy.
Jak było wszystko, prawi mu —
i cały los swój żałośliwy.
Ów: gdy półnagą widzi ją —
jej kształtną pierś — jej czary łona —
I delikatne linje ud —
twarz księżycową i ramiona —
I oczy w cieniu skośnych rzęs —
i słysząc mowę jako miód,
Gdy łowiec ujrzał owy cud,
zapłonął żądzą na ten cud.
Więc miękko — chytrze mieniąc głos —
myśliwiec słodko ją tumani —
Niby pociesza — pełny żądz:
to zrozumiała piękna pani.
[324]
Gdy niegodziwca pojmie głos,
Nalowa czysta, wierna żona,
Wraz ją zapali straszny gniew,
aż się podniesie oburzona.
Zaś niegodziwy łowiec ten,
nieokiełzanym ogniem tchnąc,
Widzi, że trudno będzie mu
uciszyć tutaj żar swych żądz.
A Damajanti, córa klęsk —
wygnanka, jak samotna łań
Gdy słów właściwy nadszedł czas,
przekleństwo takie rzuca nań:
— Jak poza Nalem nigdy nikt
nie marzył mi się i przez sen,
Tak niechaj martwy u mych nóg
padnie bezczelny łowiec ten!
Zaledwie rzecze słowa te,
natychmiast łowiec u jej nóg
Na czarną ziemię martwy padł,
jak przepalony ogniem buk!
PIEŚŃ XIII.
Kiedy myśliwiec trupem padł,
ruszyła ta cudoźreniczna
W puszczy okropnej ciemną głąb,
gdzie dzwoni świerszczów ciżba liczna,
Gdzie wyją rysie, ząbry[4], Iwy,
ryczą niedźwiedzie oraz byki,
Gdzie krąży ptactwo różnych barw,
gdzie błądzi zbój i człowiek dziki;
Gdzie gaje aswat, wen i dhaw,
ingud a tyngud, kinśuk, szal,
Ardżun i kardżun, ariszt jar
almak i salmak oraz tal;
Cigęzie lodrów, amrów, dżamb,
zapachy fig i soki gum,
[325]
Padmaków, amalaków, plaksz,
kadambów, udumbarów tłum,
Wadary, wilwy kwitły tam
i bananowych nyagrod krzaki,
Priyale, tale — cedr i wetr —
i haritaki — wibhitaki[5].
Kryjące metal w łonie swem,
wysokie tam wy działeś góry,
Na których szczycie śpiewny lasy
w dole jaskinie — dziw natury;
Błękity jezior, głębie rzek,
zwierza i ptactwa wszędy tłoki —
I niezliczone groźnych form
potwory — węże — Raksze — Smoki;
Bagniska — rybowiska tam
były — i śnieżne szczyty gór —
Strumieni — wodospadów szum —
wszystko zdobiło wielki bór.
A dalej znowu ujrzy tam
Widarby córa w strasznej biedzie
Bawoły, rysi, dzików tłum
i węże leśne i niedźwiedzie.
Ta której dotąd chwała, blask,
fortuna — czystą skroń okala,
Dziś Damajanti oto szła —
samotna — we łzach szuka Nala.
Szlachetna córa z radżów krwi
nie czując w sercu żadnej trwogi,
Szła coraz głębiej w ciemny bór,
szukając, gdzie jest mąż jej drogi?
Tak Damajanti, panie mój,
szła, a z jej oczu łza wytryska —
I drżąc na myśl, co robi Nal,
wchodzi na groźny szczyt urwiska.
— O wielkoręki panie mój,
królu Niszadzkich plemion tłuszczy,
Czemużeś odszedł, panie mój,
i mnie zostawił samą w puszczy?
[326]
Ty, któryś aswamedy[6] bił,
śląc bogom ofiar woń przyjemną,
Po tylu zniczach, czemuś lwie,
postąpił dziś tak krzywo ze mną?
O dobry, pomnisz-li, coś rzekł
w obliczu mem, o promienisty?
Przypomnieć, wielkoduszny, racz
swe klątwy, książę mój przeczysty!
I co ci złota rzekła gęś
w ogrodzie twym, o radżo drogi —
I coś w obliczu mojem rzekł —
przypomnij! świadkiem były bogi.
Bo z jednej strony czworgo Wed —
Angi — Upangi pełne łask[7]
Któreś przeczytał, panie, wskroś;
z drugiej — jedyny Prawdy blask!
Tedy, zabójco wrogów, racz
wypełnić prawdę swoją szczerze,
Jak w obliczności niegdyś mej
przysiągłeś, wielki bohaterze.
Witeziu, czy nie jestem już —
o czysty, pożądaną tobie?
W tej przeraźliwej lasu ćmie
dlaczego milczysz mi jak w grobie?
Patrz — oto pożreć idzie mnie
ten z krwawo ziejącemi kły,
Głodem popchnięty władca puszcz —
ratunku! przybądź — przybądź ty!
Prócz mnie — nie miłać żadna z dziew,
tak mi się kląłeś — raczej śmierć!
O boski, prawdę spełń swych słów —
przysięgę, królu, czynem stwierdź!
Mnie obłąkanej, mnie we łzach,
mnie — twej małżonce ukochanej —
Czemu nie odpowiadasz nic —
Pożądającej — pożądany?...
[327]
Jam wynędzniała, blada — patrz —
jam łez wylała dla cię rzeki —
Sama, odziana w szaty pół —
rozpaczam — jak ta bez opieki,
Która odbiegła od swych sióstr —
samotna łania wielkooka!
O Aryo[8], czyś zabaczył mnie
i łez mych, mężny Punyasloka?[9]
Patrz, oto błądzę sam na sam,
o wielki radżo w wielkim lesie.
Ach, Damajanti woła cię,
o przemów, gdy mi serce rwie się!
Synu szlachetnej radżów krwi,
ty, najpiękniejszy śród natury —
Nie ciebie-ż teraz widzę tam —
na szczycie tej nadludzkiej góry?
Nie ty-ż w tej strasznej głębi puszcz,
pełnej niedźwiedzi, węży, lwów,
Nie ty-ż to siedzisz — leżysz tam
czy stoisz — władco swoich słów?
Nie tyż, najlepszy, kroczysz tam,
ty moich smutków rodzicielu?
Kogoż zapytam, pełna drżeń,
stroskana dla twojego celu:
Czyliś przypadkiem w lesie tym
nie widział radży pól Niszady?
Kto mi to powie, wskaże kto
zabłąkanego Nala ślady?
Gdzie, piękny, wielkoduszny ten
niszczyciel wrogów rzeszy licznej,
Którego szukam? Wielki król,
mój Nal, mój lotosoźreniczny:
„Ten ci jest, patrz!“ Od kogoż dziś
usłyszę owe słodkie dźwięki! —
Błogosławiony król tych puszcz,
ów czterokływy, groźnoszczęki!
[328]
Tygrys o wielkich strasznych kłach
idzie tu: zbliżam się bez trwogi.
Ty coś jest zwierząt wszystkich pan,
ty, coś jest puszcz tych władca srogi —
Jam-ci Widarbów córa, znaj,
jam Damajanti opuszczona
Nala — zdobywcy wrażych miast,
wielkiego radży Niszad żona!
Samotna, męża szukam ja,
nieszęsnanieszczęsna troska mię przenika.
O królu bestyj, pociesz mnie,
czyś widział Nala wojownika?
Albo też, wielki władco puszcz,
gdy mi nie możesz wskazać Nala,
Najlepsza bestyo, chciej mię zjeść,
bo śmierć od wszystkich trosk wyzwala.
A gdy usłyszał ten mój płacz
tygrys, co królem tu jest w borze:
Odchodzi milcząc — tam — do fal
rzeki, co srebrem płynie w morze.
Tę górę świętą, strojną w śnieg,
o wystrzelonych szczytach licznych,
Jasną a pełną świetnych barw —
górę o szczytach niebotycznych;
Pełną metalu różnych żył —
w drogie kamienie uwieńczoną,
Zdobną w ogromny głuchy las,
niby w chorągiew wojsk zieloną;
Las pełny rysi, słoni, lwów,
niedźwiedzi, kozic, gazel, dzików,
Las pełny ptactwa różnych barw —
i rozdźwięczony chórem krzyków;
Las pełny kinśuk — asok — palm,
gajami punnag przewzorzysty,
Zdobny w karnikar, dhaw i plaksz
wieniec barwisty i kwiecisty,
Gdzie gęga ptaków rój śród fal —
w rzekach na łonie urwisk, hal:
Tego więc spytam króla gór,
gdzie jest ów ludów król, gdzie Nal?
[329]
O święta, o najlepsza z gór,
ty której widok oczy pieści,
Kryjówek pełna — szczytów — hal,
błogosławiona — pełna części —
Przybywszy tu, pozdrawiam cię!
jam jest królewskiej córa krwie:
Król moim świekrem, mężem — król,
zaś Damajanti imię me.
Radża Widarbów, mocarz pan,
wielki bohater — ojcem mym;
Czworga narodów władca pan,
pan ziemi; imię jego Bhim.
Nieraz on koni licznych krew —
w ofierze dewom zbożnie toczy —
I dary składa, wielki król,
który ma piękne, wielkie oczy.
Pobożny, pełny wszystkich cnót,
łagodny, mocarz silnych rąk,
Prawdy miłośnik, czysty, cny,
nie klnący, świadom bożych ksiąg,
Najwyższy pasterz złotych pól
Widarby, wrogów licznych grób:
Tego mnie króla córą wiedz,
góro, com przyszła do twych stóp!
O góro, śród Niszadzkich pól
najlepszy z ludzi — teść jest mój.
Ten w rzeczy sprawdził imię swe —
Wirasen zwie się — Włady-bój[10].
Bohater — radży tego syn,
błogosławmy, silnych rąk —
Dostał po ojcu ziemi dział,
nad którą władał szczęsny w krąg,
Nal — ów zabójca wrogów ćmy,
czarny, Punyaslok, praw świadomy,
Rąk czystych, prawy, znawca Wed,
mowny, gorliwy pijca somy[11],
[330]
Rycerz, ofiarnik, znicza stróż,
nad rzesze ludów pan wysoki:
Tegoć ja żoną, królu gór,
ja com tu przyszła pod twe stoki.
Lecz prysło szczęście, znikł mój pan,
znikł mój opiekun... Przyszedł ból —
I szukam Nala wciąż a wciąż:
gdzie mój najlepszy mąż i król?
Ty. co szczytami w niebo mkniesz,
którego czoło w chmury pnie się,
Czyś ty nie widział, królu gór,
Nala w tym wielkim, strasznym lesie?
Ów mędrzec, siłacz, ludzki słoń,
wielkoramienny, prawdomówny,
Przejasny, bohaterski pan,
zabójca wrogów, pan gwałtowny,
Małżonek mój, Niszady pan
czy nie przechodził tu przez bór?
Czemu samotnej mnie, we łzach —
mnie zatroskanej, królu gór,
Pocieszyć nie chce mnie twój głos,
jak gdybym była twem dziecięciem?
Ty, bohaterze, znawco praw,
ty, coś jest wiernym słowu księciem,
Jeżeli jesteś w boru tym,
tedy się ukaż sam przez siebie!
Kiedyż bez granic luby głos,
podobny szmerom chmur na niebie,
Kiedyż usłyszę Nala głos,
głos, jakim we śnie szepczą bogi:
Waidarbio! Tak mi tu się zjaw,
wielkiego króla głosie drogi,
Łagodny, tchnący duszą Wed,
żałości me rozwiewający!
Trwożnego ducha mego ciesz,
Nalu, bezgrzechem jaśniejący! —
[331]
Tak do najlepszej owej z gór
wołał głos pani bezpomocnej —
I Damajanti poszła znów,
w dal — do krainy podpółnocnej.
Trzy dni, trzy noce dalej 8zła,
aż ujrzy cudna białogłowa
W jej oczach pustelników gaj,
świetlana jawi się dąbrowa;
Jako Wasiszta, Brigu, Watr[12]
w spólności żyje tutaj prostej
Anachoretów święty gmin.
Ich żywot: cisza, modły, posty.
Ich pokarm woda — wiatr a liść —
a zmysły każdy zmienił w sług
Błogosławieni! treść ich żądz —
widzenie jasnych nieba dróg
W walfaale[13] z łyka, w skóry kóz
odziani — żyją pany żądz:
Ten pustelników święty gaj
ujrzała Damajanti, drżąc.
Błądzi tu zwierząt liczny rój —
śpiewają ptaki — małpy krzyczą —
Odetchnie pani, gdy jej wzrok
zoczy siedzibę pustelniczą.
Więc pięknobrewa pani ta,
więc pięknołona, pięknoloka,
Ta pani pięknych bioder, ud,
ta piękno-czarno-długo-oka —
Weszła w ten cichy, święty gaj,
ta Władyboja snocha można,
Błogosławiona perła żon,
ta Damajanti przepobożna.
Złożywszy mnichom winną cześć,
schylona stoi. Krasolicej:
Bądź pozdrowiona! rzekną jej,
zebrani w koło pustelnicy!
[332]
I obyczajem złożą cześć
królewnie — wszyscy ci asceci —
Usiądź — powiedzą jej — i mów,
co mamy zrobić ci, o dziecię?
Więc pięknobiodra rzecze tak:
— Błogosławieni, w tej zależni
Żyjący w modłach, w znicza skrach,
pośród żywiołów, nadcieleśni!
Błogosławieni, chwała wam
na waszych modłów cnych wyniki!
— Chwała ci dobra! ze-wszech-stron-
świetlana! rzekną pustelniki,
Ze-wszech-stron-piękna pani, mów —
ktoś jest i jakie dasz nam łaski?
Twój przecudowny bowiem kształt
i niezrównane twoje blaski
Są naszym duszom jako dziw:
więc się nie lękaj — śmiało praw —
Czyliś boginią tych tu puszcz,
czy góry tej wyniosłych raf?
Czyli rusałką rzecznych wód?
Przeczysta, prawdę nam tu łuszcz!
Więc ona riszim rzecze tak:
— Jam nie boginią tych tu puszcz,
Ani boginią szczytu gór,
ani rusałką rzecznych wód.
O pustelnicy, znajcie rzecz:
człowieczy iście jest mój ród.
Jasno wyłożę wam swą rzecz,
słuchajcie mego wypomnienia:
Jest na Widarbach wielki król,
potężny radża Bhim z imienia!
Rodzicem moim jest ten król:
Tą prawdę znajcie, o bramini!
Niszady żyznej mądry pan,
Nal, który sławne dzieła czyni —
Prawy bohater — to mój mąż,
w którym wszechmocny żyje duch;
Oddany wiernie bogów czci,
braminów świętych stały druh.
[333]
Niszadzkiej ziemi czujny stróż;
zwycięski, promienisty, słowny,
Obrzędów znawca, sługa praw,
niszczyciel wrażych miast gwałtowny,
Pobożny, prawdomówny, cny,
waleczny, godny bożych łask:
Imieniem Nal, najlepszy król,
świetlany, jako Indry blask;
Lotosooki pan — mój mąż,
z twarzą jak promień lśniącą złoty,
Co bogom w ogniu składa cześć,
który zna Wed i Wedang[14] roty,
Zabójca wrogów w szale bitw,
ten brat księżyca blasków świetnych:
Od jakichś niższych bytem dusz,
od jakichś stworów nieszlachetnych —
Na grę był wyzwań — ludów pan,
miłośnik prawdy, witeź on —
Od duchów złych — świadomych gry —
i padł — i stracił skarb i tron.
Tego więc żoną — ważcie rzecz —
jam króla królów, męże święcił
Zaś Damajanti imię me —
widzieć go żądam bez pamięci.
Dąbrowy leśne, regle gór,
i brzegi jezior — rzek głębiny,
I trzęsawiska te tu w krąg
zbiegłam — i czarne te gęstwiny.
Małżonka szukam wciąż a wciąż —
mężnego w bitwach mego Nala,
Wielkodusznego, znawcę praw:
przed wami duch się mój użalał
Czy w ten ascezy święty gaj,
co w rozkosz zmienia każdy ból —
Czy nie zachodził tu mój król,
mój Nal, Niszady wielki król.
Za którym ja w tę drogę złą,
w ten las okropny wlokłam stopy,
[334]
W ten czarny, gęsty, groźny bór,
gdzie błądzą lwy i antylopy?
A jeśli w nocy te i dnie —
nie ujrzę króla mego Nala —
Ducha pogrążę w wieczny sen,
który od ciała nas wyzwala.
Bo cóż mi życie, cóż mi świat,
gdy Punyasioka, lew mój zdala —
Bo jakże ninie będę żyć,
tak wycieńczona skroś — bez Nala?
Taką braminom prawi rzecz
Bhimowa córa śród pustelni.
Więc Damajancie rzekną wraz
asceci, prawdą nieśmiertelni.
— O pięknouda, przyszłość twa
będzie tak jasną, jako fala.
Jutro nam odkrył długi post —
słuchaj! ty wrychle ujrzysz Nala!
Niszady pana ujrzysz znów:
niepokonany przyjdzie, męski!
Bhaimi, ujawni ci się Nal,
najprawszy z ludzi, próżen klęski,
Oczyszczon od swych grzechów ćmy,
wszystkiemi perły ozdobiony,
Wrócony znów na ojców tron,
pogromca wrogów niezwalczony;
Ten, który wrogom niesie strach,
a druhów swoich niszczy troski,
O piękna, zjawi się twój mąż,
z wielkiego rodu król półboski! —
A gdy wyrzekli słowa te
do Damajanti — nagle wszystko
Zniknęło — niby senna mgła —
gaj, święci, ołtarz, dom, ognisko.
Gdy ten ogromny widzi cud —
zdumioną była w duchu swym
Piękna Waidarbi, pełna cnót,
której rodzicem radża Bhim.
— Czyli widziałam próżny sen
czy objawienie tajemnicy?
[335]
Gdzie chata święta? gdzie jest znicz?
i gdzie pobożni pustelnicy?
Gdzie kryształowa rzeki toń
i na jej falach rój skrzydlaty?
Gdzie ptaków śpiew? gdzie zieleń drzew,
gdzie są owoce i ich kwiaty? —
Więc długo ważąc tak a tak
Waidarbia słodko uśmiechnięta,
Zmorzona wielce, pełna łez,
blada, ciężarem trosk ugięta —
Pójdzie natenczas w inny kres
i, załzawione wznosząc oko, —
Przemówi smutnym głosem swym,
gdy stanie naraz pod asoką[15] —
Pod tem z najlepszem z leśnych drzew,
asoką, królem leśnych drzew,
Któremu perły zdobią pień,
a w liściach dzwoni ptaków śpiew:
— Hej, hej! najlepsze z leśnych drzew,
ty drzewo święte tej-tu niwy,
Które zielenią gęstą lśnisz,
niby król góry tej szczęśliwy,
Beztroską naraz ty mnie zrób,
beztrosko! ty, radości oka!
Beztrosko! czyś go widział mów,
mów, gdzie mój tygrys Punyasloka?
Zabójca wrogów, czysty Nal,
ach, Damajanti drogi mąż —
Znikniony mój, Niszady pan?
czyś go nie widział? pytam wciąż.
Odziany w szaty jednej pół,
Nal mój bohater pięknej twarzy —
Czy tu nie wchodził — smętny mąż —
do tego lasu wirydarzy?
Abym beztroska poszła stąd,
beztroskie drzewo, rzecz swą spraw,
[336]
Czynem więc imię uświęć swe,
jako niszczyciel trosk się zjaw! —
Tak ona z drzewem mówi tem,
poczem odchodzi krasolica —
I dalej poszła w lasu głąb,
gdzie wciąż straszniejsza okolica!
Jeziora mnogie były tam
i gąszcz zielona traw i kierz,
Pagórki leśne, dolin mech,
i liczne ptastwo, liczny zwierz;
I pieczar ciemność, zieleń wzgórz,
miłe dla oka fale wód:
Ogląda pani dziwy te,
szukając męża jako wprzód.
Niemały ujdzie drogi kęs
królewna ta o złotej dłoni,
Aż wielki tabor ujrzy: — tłum
ludzi i wozów, koni, słoni;
Tabor przechodził rzeki toń,
toń przeźroczystą, potoczystą,
Spokojną — wielką wzdłuż i wszerz —
u brzegów strojną w darń kwiecistą.
Wkrąg dzwonił śpiew kukułek, mew —
i wrzask flamingów i cyranek —
W głębi czerń węży — żółwi — ryb —
na wodzie setki wysp, polanek.
Ujrzawszy ludu wielki huf,
Nalowa pani jaśniejąca —
Przystąpi naraz — krasy dziw!
w pośrodek ludzi tych tysiąca.
Obłędną postać, bladą twarz,
obdartą szatę, smutne oczy —
Miała znękana pani ta
i pył bezdroży wśród warkoczy
Gdy ją zobaczy ludu huf,
ci w przerażeniu uciekali,
Ci się zamyślą na ten dziw,
a inni krzykiem ją witali.
Innych porywa pusty śmiech,
ci rzucą klątwy słowo złe,
[337]
W niektórych zasię litość drga
i zapytują, czego chce?
— Ktoś jest, wyniosła? czyjaś jest?
czego tu chcesz śród lasów cienia?
Na widok twój się mięsza duch:
czyś ty z ludzkiego pokolenia?
Czyś tego lasu, prawdę mów,
tej góry czy tej okolicy
Boginią? Wspomóż tedy nas,
błagają ciebie wędrownicy!
Czyś jakszi[16] czy rakszasi[17] mów,
czyś nimfa czyli twór człowieczy,
Na każdy sposób dobro czyń,
czuwaj nad nami w każdej rzeczy,
Aby ten cały tabor nasz
bezpiecznie — rychło ruszył stąd.
O niepojęta — niechaj nam
fortuna spłynie przez twój rząd!
Tak, gdy taboru rzeknie lud,
królewna Damajanti na to,
Odpowie, pani pełna trosk,
cnotliwa pani, o Bharato!
Do ludu ćmy i wodza ćmy
i wszystkich ludzi tam: młodzików,
Do starców, kobiet, dzieci mdłych
i karawany przewodników
Mówi: Człowieczą jestem ja —
rodzicem moim ludów król —
Królem mój świekier, królem mąż —
straciłam męża: ten mój ból!
Widarby radża — ojcem mym,
małżonkiem — Niszad wojewoda,
Błogosławiony — wielki Nal.
Gdzie on? kto wieść mi o nim poda?
Toż skoro wiecie, kto mój pan,
kochanka mego mi ukażcie:
[338]
Gdzie on, gdzie tygrys mój, gdzie Nal,
co strąca wrogów swych w przepaście? —
Więc Damajancie rzecze tak,
ów co taboru wiedzie huf,
Imieniem Suczi, kupców wódz: —
Posłuchaj, piękna, moich słów.
Jam karawany tej jest wódz,
kupców przodownik, jasnoczoła!
Człowieka, co się zowie Nal,
nigdziem nie widział tu dokoła.
Stada lampartów — słoni — lwów —
niedźwiedzi — gazel — byków, gadów —
Widziałem w gąszczy borów tych,
gdzie próżno szukać ludzkich śladów.
Prócz ciebie jednej z ludzkich dusz
nikogom tu nie widział w borze:
Tak niech nam dzisiaj Jakszów król,
niech Manibhadra[18] nam pomoże! —
Więc ona kupcom rzecze tak
oraz wodzowi ich gromady:
— Dokądże dąży tabor wasz,
racz rzec, a pójdę w wsze ślady
— Król Czed jest hufu tego pan —
Subahu — znawca bożych praw.
Szybko do ziemi spieszym swej,
niewiasto, dla targowych spraw.
(A. Lange}.
|