<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Nieprawy syn de Mauleon
Data wyd. 1849
Druk J. Tomaszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Karol Adolf de Sestier
Tytuł orygin. Bastard z Mauléon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XLVI.
Zawieszenie broni.

Ale nie tak było jak sobie życzył Mothril.
Spojrzał na równinę, rzucił ostatnie spojrzenie na pole bitwy, i rzekł do Maryi Padilli.
— Sadziłem, iż nasz najmiłościwszy Król, wyznaczył pani miejsce zacisza, czyliżby zmienił postanowienie, a pani nowy wykonywasz rozkaz?
— Rozkaz, odparła dumna Kastyljanka, zapominasz się Saracenie, ze mówisz do téj, która przywykła dawać takowy, a nie wypełniać.
Mothril ukłonił się i rzekł;
— Pani, jeżeli możesz działać podług swego życzenia, nie mniemaj, że wolno ci jest powodować Aissą podług swój woli... Donna Aissa jest moją córką.
Aissa już popędliwie zabierała się aby co na to odpowiedzić, lecz Marya jéj przeszkodziła.
— Mothrilu, rzekła, niech mnie Bóg zachowa, abym miała czynić zamięszki w twojéj familii! lecz ci, co chcą aby miano wzgląd na nich, zachowują go i dla innych; widziałam donnę Aissę samą, zapłakaną, umierającą z trwogi, i dla tego zabrałam ją z sobą.
Aissa, która już dłużéj nie mogła się powściągnąć, zawołała:
— Gdzie jest Agenor, co uczyniłeś z moim rycerzem don Agenorem de Mauléon?
— Ah! rzecze Mothril, z smutnym uśmiéchem który zabłysł na jego mieniącéj się twarzy, czy to o niego tak się niepokoi moja córka?
Marya nic nie mówiła.
— Wszak to do tego rycerza prowadzisz pani łaskawie moją córkę zapłakaną, mówił daléj Maur do Maryi, przyznaj że pani.
— Tak, odparła Aissa, i ja nalegam na to aby go wynaleźć. Oh twój wzrok mnie przestrasza, mój ojcze. Idę wynaleźć don Agenora de Mauléon. Zaprowadź mnie do niego.
— Do niewiernego! zawołał Mothril, którego twarz co raz bardziéj mieniąca się zaczęła sinieć.
— Tak, do niewiernego, gdyż nim jest...
Wtém ozwała się Marya.
— Otóż Król zbliża się do nas.
Maur natychmiast dał znak swoim niewolnikom; Aissa została odłączoną od Maryi Padilli.
— Zabiłeś go, zabiłeś, ach i ja niech nie żyję.
I wydobyła ze swojéj pochewki złotej małe ostrze, zakrzywione jak język żmii, z któréj trysnęła słoneczna błyskawica.
Mothril przybiegł do niéj... cała złość go ominęła, wszelka dzikość ustąpiła miejsca najboleśniejszéj obawie.
— Nie, nie, rzekł, on żyje, żyje.
— Któż mi to zapewni? rzekła młoda dziewica badając Maura, swoim ognistém wejrzeniem.
— Spytajże się Króla, czy uwierzysz Królowi?
— Uwierzę, tylko sam go zapytaj.
Don Pedro nadszedł.
Marya rzuciła się w jego objęcia.
— Najmiłościwszy panie, rzekł pośpiesznie Mothril, któremu głowa zdawała się rozstępować, czy prawda że Mauléon, ten Francuz, umarł?
— Nie, nie do czarta, rzekł Król posępnie, nie mogłem dosięgnąć tego zdrajcę, szatana, ucieka nędznik wysiany przez Księcia Czarnego, ucieka do Francyi wolny, szczęśliwy, i drwiący jak gołąb przed jastrzębiem.
— Ucieka! powtórzyła donna Aissa, ucieka, czy to tylko prawda?
I wzrokiem badała, wszystkich obecnych.
Lecz po chwili, Marya Padilla, która wywiedziała s:ę stanowczo co się dzieje z Mauléonem, i mogła śmiało upewnić młodą dziewicę, iż jéj kochanek zdrów i szczęśliwy, dała znak Aissie aby pozostała.
Nagle cały szał jaki opanował młodą Maurytankę ustąpił; podobnie jak ustępuje burza za ukazaniem się słońca. Pozwoliła prowadzić się Mothrilowi, za którym postępowała z spuszczoną głową, nie zważając że don Pedro wlepił w nią swoje wejrzenie pałające, bo zajęta była myślą, że Agenor żył, i tą jedyną nadzieją, że go jeszcze ujrzéć będzie mogła.
Dostrzegła Marya to wejrzenie Króla, i zrozumiała co ono znaczy; lecz w tym samym czasie wyczytała z twarzy młodéj Maurytanki, wielki wstręt jaki sprawił na niéj don Pedro, wywołaniem okrutnych słów przeciw Agenora.
— Mniejsza o to, rzekła, Aissa nie zostanie na dworze, ona pojedzie, złącze ją z Mauléonem, bo tak mi uczynić należy! Mothril będzie się temu wszystkiemi siłami sprzeciwiać, lecz on, albo ja, zostaniémy zwyciężeni w walce.
I gdy kończyła swój zamysł, usłyszała Króla szepczącego do ucha Maura.
— Ale ona jest piękną, jeszczem jéj nigdy tak ładną, jak dziś, nie widział.
Mothril uśmiéchnął się.
— Tak! mówiła daléj Marya blada od zazdrości, otóż cała przyczyna wojny.
Wejście don Pedry do Burgos odbyło się z całą świetnością, jakiéj dodaje zwycięztwo do prawéj władzy.
Wichrzyciele nic więćéj nie mogli się spodziewać, poddali się więc, a zapał ich był tak wielki, jak napominania Księcia Galii aby zmienić weszłą w zwyczaj okrótność don Pedry.
Dla tego téż, ten Książę kazał powiesić kilkunastu mieszczan, wytępić parę set główniejszych buntowników, i uczynić na rzecz swoją, konfiskatę z najpiękniejszych miast w Hiszpanii.
A gdy już mu się naprzykrzyły te walki zażarte, gdy widział, iż mu się szczęście uśmiecha, gdy pod wesołém słońcem uczuwał potrzebę zabaw, dla siebie i swego serca, zrobił z Burgos stolicę. Bale i turnieje snuły się jedne po drugich, rozdano urzęda i nagrody, zapomniano o wojnie, zapomniano prawie o nienawiści.
Tymczaseni Mothril, w miejsce zajęcia się, jak na rozumnego ministra przystoi, wypadkami wznowić się wątpliwie mającéj wojny, usypiał Króla w zupełnéj spokojności.
Don Pedro odprawił Anglików, malkontentów; Książę Galii podał rachunek swemu sprzymierzonemu: summa była przestraszającą. Don Pedro, czając, iż niebezpiecznym było nakładać podatki w chwili restauracyi, żądał przedłużenia czasu do zapłaty. Lecz Książę angielski znał swego sprzymierzonego, i nie chciał czekać; widocznie zatém, don Pedro nawet przy swojém powodzeniu był dręczony takiémi uciskami, iż najnieszczęśliwszy i najbardziej zrujnowany z zwyciężonych Książąt, nie pomieniałby się na niego.
Była to chwila, na którą oczekiwał Mothril, a może ją i przewidział. Obojętnie uśmiechał się na pretensye Anglików, wmawiając w Księcia hiszpańskiego, że sto tysięcy Saracenów warci są prawie dziesięć tysięcy Anglików, a będą mniéj kosztować, i utorują Hiszpanii przejście do owładnienia Afryki, i że dwie koron będą następstwem tej polityki.
Pczém także i to mu nadmieniał, że jedyny sposób złączenia obydwóch koron na jedną głowę, byłby przez uczynienie przymierza; że córka dawnych Książąt arabskich z szlachetnéj krwi Kalifów, siedząca na tronie Kastylii, przy boku don Pedry, przyłączyłaby w jednym roku całą Afrykę, a nawet cały Wschód do tego tronu.
Rozumie się przecież, że tą córką Kalifów, była Aissa.
Od téj chwili wszystko sprzyjało Maurowi, zaczęły się spełniać jego marzenia; Mauléon nie przeszkadzał mu więcéj, ponieważ już pojechał. Lecz czy tylko on jeden był mu na przeszkodzie? bowiem któż to był ten Mauléon? Rycerz, kochanek, wierny i śmiały! Czyż taki przeciwnik zastraszyłby podstępnego Mothrila?...
Prawdziwa przeszkoda odnosiła się do Aissy i tylko niéj saméj.
Lecz cóż nie pokona wymowa, wypadało tylko przekonać młodą dziewicę, o niewierności Mauléona, a to było łatwo: bo odkąd że to Arabowie nie używali bądź szpiegostwa dla wykrycia prawdy, lub fałszywych świadectw dla ułożenia kłamstwa?
Drugą, większą przeszkodą, która zachmurzała czoło Maurowi, była ta śmiała i piękna kobiéta, która umiała jeszcze owładnąć umysł don Pedra.
Marya Padilla, od chwili w któréj pojęła zamiary Mothrila, pracowała nad ich zgładzeniem, z szczególniejszą i trafną w każdym kroku zręcznością.
Wiedziała o najmniejszym życzeniu don Pedry, baczyła pilnie za każdym jego krokiem, przygaszała do najmniejszéj iskierki ogień jakiego nie roznieciła.
Uległa dla samego don Pedry; dumna dla wszystkich innych, umiała nakazać sobie posłuszeństwo, widując się często z Aissą, z któréj uczyniła sobie przyjaciółkę, i powiernicę.
Mówiąc z nią ciągle o Mauléonie, przeszkadzała myśléć o don Pedrze; a zresztą, wierna młoda dziewica nie potrzebowała aby jéj przypominano o miłości, bowiem ta, tylko z jéj życiem wygasnąć miała.
Mothril nie mógł odgadnąć tych tajemniczych związków; już jego podejrzliwość ustawała, obawiał się tylko intryg Maryi Padilli: Mauléon, nie był mu na przeszkodzie.
Aissa nie okazywała się więcéj na dworze, oczekiwała tylko spełnienia obietnic zapewnionych sobie przez Maryę, to jest wiadomości o kochanku.
Tymczasem Marya wysłała do Francyi posłańca, zaleciwszy mu, wynaleźć Mauléona i wywiedziéć się o stanie interessów, i przynieść od niego jaką oznakę dla biednéj Maurytanki, omdlewającéj w oczekiwaniu przyszłego połączenia.
Posłaniec, był to zręczny góral na którego mogła rachować, syn staréj mamki, którą Mauléon spotkał w ubiorze cygańskim.
Otóż naczém zależało tak Hiszpanii jak i Francyi. Obecnie mieli się na uwadze dwie czynne strony, zażarci nieprzyjaciele, którzy aby się potoczyć na siebie, oczekiwali tylko chwili, w któréj odzyskają w zupełności swoje siły.
Możemy teraz powrócić do nieprawego syna de Mauléon, który zmierzał do swojéj ojczyzny, wesoły i dumny, z swojéj wolności, jak ów gołąb, o którym wspomniał Król Kastylski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Karol Adolf de Sestier.