Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt I/Scena V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Panna Maliczewska |
Podtytuł | Sztuka w 3 aktach |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Akt I Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
SCENA V.
ŻELAZNA — EDEK, DAUMOWA, HISZOWSKA.
(pukanie.)
ŻELAZNA.
Co za dyabeł? DAUMOWA (wsuwa głowę przez drzwi).
Niech będzie pochwalony! ŻELAZNA.
Na wieki wieków! (Obie panie wchodzą powoli wsuwając z trudem swe olbrzymie kapelusze przez wązkie drzwi. Są bardzo strojne, szeleszczące, czarno ubrane, podśmiechują się trochę z cicha i spoglądają na siebie. Żelazna która na widok dam trochę się zdumiała, zaczyna szybko odsuwać z podłogi papiery i ścierki.)
DAUMOWA.
Czy tu mieszka praczka? ŻELAZNA.
To ja, do usług wielmożnej pani.DAUMOWA.
Dobrze, dobrze... cóż tu tak ciemno? HISZOWSKA.
I duszno. ŻELAZNA.
Wiadomo... w pralni... wiadomo... zaraz zapalę. DAUMOWA.
Tak. Bo to my chcemy się porozumieć co do koronek... nie wiem, czy pani też umie prać koronki? ŻELAZNA.
W lot... w lot... HISZOWSKA.
A gipiury? ŻELAZNA.
W lot... w lot... (zapala lampę, panie rozglądają się dookoła, spostrzegają baletowe spódnice i mówią do siebie:)
C’est ici, oui, oui... DAUMOWA (spostrzega nogi Edka wiszące u okna).
O! O! a to czyje? ŻELAZNA.
To... zaraz. (ściąga Edka.)
proszę na dwór — ja tu mam interesa. (Edek złazi z okna i ciągle się ucząc i patrząc w książkę owija się w pelerynę i wychodzi z izby ponosząc Demostenesa.) HISZOWSKA.
Czy to synek pani? ŻELAZNA.
Gdzie zaś... to sierota... przygarnęłam... przytuliłam za swego... DAUMOWA.
To pięknie, to bardzo pięknie... ŻELAZNA.
To obowiązek chrześcijański, proszę wielmożnej pani. Ta matką jestem mu rodzoną. Co robić! Może wielmożne panie siądą... (podaje stołki.)
DAUMOWA.
Dziękujemy! Trochę tu ciasno u pani! HISZOWSKA (cicho do Daumowej).
Niech pani mecenasowa wprost... DAUMOWA (do Hiszowskiej).
Pst... nie zdradzić... Tu jeszcze ktoś sypia... ŻELAZNA.
A! to już lokatorka... panna Maliczewska. DAUMOWA.
Zdaje mi się, ona z teatru? ŻELAZNA.
Tak, ale to takie dopiero coś nie coś, bo to młode jeszcze. DAUMOWA.
A ona co? sierota?ŻELAZNA.
Ta... zdaje się... nie wiem... HISZOWSKA.
Dużo wam płaci? ŻELAZNA (podejrzliwie).
Ta... różnie... DAUMOWA.
Ale... przecie... ŻELAZNA.
Dwadzieścia guldeny... z wiktem... a jakże... DAUMOWA.
A... więc ma mieszkanie i wikt? (do Hiszowskiej:)
No... więc tu wszystko w porządku... HISZOWSKA.
Zapiszę do sprawozdania... DAUMOWA (dyktując).
„U Stefanii Maliczewskiej statystki teatralnej znaleziono mieszkanie odpowiednie, wikt i... a!.. (do Żelaznej.)
Moja pani, bo my tu właściwie w najlepszym celu... My jesteśmy delegatki towarzystwa podnoszenia kobiet... ŻELAZNA (trochę zaniepokojona).
Wielmożne panie mają pozwolenie z policyi?DAUMOWA (z uśmiechem).
Nie, ale sumienie nam wydaje pozwolenie! My spisujemy i dowiadujemy się z czego jaka dziewczyna żyje... no... Zresztą chodzi o to... Czy panna Maliczewska dobrze się prowadzi? ŻELAZNA (po chwili).
Ta ja się nią opiekuję. DAUMOWA.
Właśnie, właśnie i to bardzo, bardzo dobrze... Ale zawsze... HISZOWSKA.
Tak, czy nie... ŻELAZNA.
Nie! (po chwili:)
Ja, proszę wielmożnych pań, jestem gdowa, chrześcijańska gdowa i nigdy bym czegoś takiego pod dachem nie trzymała. DAUMOWA.
To bardzo piękne... HISZOWSKA.
Więc pani ręczy za prowadzenie się panny Maliczewskiej. ŻELAZNA.
A, na co to? Ja ręczyć nie ręczę. Tylo mówię, że niby teraz... DAUMOWA.
No mniejsza..(do Hiszowskiej:)
Niech pani napisze: „Panna Maliczewska zastaje pod opieką zacnej kobiety... (do Żelaznej:)
Nazwisko... bo zapomniałam... ŻELAZNA.
Anna Żelazna. DAUMOWA (patrzą się na siebie i śmieją.)
Anny Żelaznej! Tak! Możemy dodać, że panna Maliczewska nie okazuje skłonności do upadku... ŻELAZNA.
Do czego, proszę wielmożnej pani? DAUMOWA (z uśmiechem.)
Do upadku... To... taka przenośnia. To potrzebne do aktów towarzystwa. HISZOWSKA.
Co tu tak pachnie? DAUMOWA.
Gdzie? HISZOWSKA.
A! to ten chleb! to czarny chleb... J’en rafolle... już dawno nie jadłam. ŻELAZNA.
Może wielmożne panie pozwolą? HISZOWSKA.
Ależ...DAUMOWA (pobłażliwie.)
Nie trzeba odmawiać. (Żelazna kraje kromeczki i podaje na spodku.)
HISZOWSKA.
Doskonały! DAUMOWA.
Jakie z pani dziecko! (śmieją się)
reasumując, panna Maliczewska jest uczciwa, porządna dziewczynka i ma byt zabezpieczony! HISZOWSKA.
No, to my nie mamy tu co robić. DAUMOWA.
Naturalnie. Skoro jeszcze nie... (śmieją się.)
HISZOWSKA.
Tak, skoro jeszcze nie... (patrzy w książeczkę)
mamy teraz być gdzie? zaraz... u tej co ma kamienicę na rogu Piasecznej. DAUMOWA.
To będzie cięższy orzech do zgryzienia. Nie chwyta... nie chwyta... Mówię jej, tłomaczę, cóż? ona odpowiada iż jej tak dobrze... z tą kamienicą... i... że jej tak dobrze z kamienicą. HISZOWSKA.
Straszne! straszne! o! (patrzy na zegarek) Już późno, chodźmy! nasi mężowie się niecierpliwią! DAUMOWA.
A mój się domyśli, to byłoby najgorsze. HISZOWSKA.
Zawsze przeciwny? DAUMOWA.
Strasznie. HISZOWSKA (nakładając rękawiczki.)
Trzeba mu wytłomaczyć, że to jest obowiązek poprostu. DAUMOWA.
Ale on ma swoje zasady. On poprostu nie może pojąć czegoś takiego i lęka się, ażebym ja nie przeszła mimo takich kobiet. On mówi, że to ściera puch... HISZOWSKA.
E! to przesada! Więc... z panną Maliczewską skończyłyśmy... DAUMOWA.
Chyba że... HISZOWSKA.
Ah! broń Boże! Zresztą po co? ma wszystko... chyba przez moral insanity. DAUMOWA (wzdycha).
To też to... właśnie... to.. HISZOWSKA (podchodzi do łóżka Stefki).
Jedno tylko... tak to wszystko w jednym pokoju. Moja pani Żelazna, tu jest jedna izba?ŻELAZNA.
Jedna... I tak co to kosztuje... to... HISZOWSKA.
Więc i ten młody człowiek także tutaj? ŻELAZNA.
Jaki młody człowiek? HISZOWSKA.
No... sierotka... ŻELAZNA.
A, Kulesza! A no tak! HISZOWSKA.
To jakoś... DAUMOWA (bierze parawan, rozkłada).
Zaraz to zaaranżerujemy. Tu jest parawanik. Trochę podarty... To my tu przyślemy wollatlasu parę metrów... HISZOWSKA.
Tak, wollatlas! nieprzezroczysty... DAUMOWA.
I pani Żelazna będzie łaskawa kazać obić parawanik i pilnować... żeby zawsze... tego... (rozsuwa ręce nad łóżkiem Maliczewskiej, jak anioł stróż).
ŻELAZNA.
Dobrze, dobrze.DAUMOWA.
No, zostańcie z Bogiem pani Żelazna — dziękujemy za chlebuś. HISZOWSKA.
A pannę Maliczewską opiece polecamy. ŻELAZNA.
Jak matka... jak matka... (kłania się).
Całuję rączki... niech Pan Bóg prowadzi. (odprowadza w ukłonach obie panie i gdy wyjdą, mruczy do siebie przez zęby:)
Bodajście karki skręciły! (idzie do okna, uchyla i woła:)
Można przyjść! |