Pastorałka Góralska (1904)
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Pastorałka Góralska |
Pochodzenie | Kantyczki. Kolędy i pastorałki w czasie Świąt Bożego Narodzenia po domach śpiewane z dodatkiem pieśni przygodnych w ciągu roku używanych |
Redaktor | Karol Miarka |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wyd. | 1904 |
Miejsce wyd. | Mikołów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały dział I |
Indeks stron |
Jeden z kolędników występuje i tak przemawia:
Wszystkim wobec kolędy najprzód winszujemy, * Zanim wielką nowinę Państwu opowiemy; * Naszem będzie staraniem, by niedługo bawić, * Raczcie tylko łaskawie ucha nam nadstawić. * Przez lat cztery tysiące od grzechu Adama, * Wszystkim ludziom zamknięta była niebios brama. * Pod ciężarem przestępstwa jęczał naród cały, * Śmierć, grzech, mocy piekielne nad nim panowały. * A co większa, że ludzie i wszystkie stworzenia, * Nie byli w stanie zgładzić tego przewinienia. * Lecz się
Ojciec Niebieski zlitował nad światem, * Zesłał Syna Swojego, by się nam stał bratem. * Otóż ten się dziś dla nas z czystej Panny rodzi, * Pokój światu przynosi, ciężar życia słodzi. * Ten nas z Ojcem pojedna, ten z piekła wybawi, * Ten nam niebo otworzy, i wiecznie nas zbawi. * Wystawimy tu państwu, w jakim przyszedł stanie, * Kogo wezwał na pierwsze siebie powitanie, * Co pasterze robili, zanim ich wezwano, * Jako się sposobili, gdy im iść kazano, * Na jakie się ofiary dla Pana zdobyli, * Zgoła wszystko ujrzycie,
jakbyście tam byli.
Kuba pierwszy pastucha zaczyna wyganiać bydło w pole i wywijając pałką woła: „a che! a che!“ a na owce: „byr! byr! byr!“ a drudzy stojąc za drzwiami ryczą i beczą udając bydło i owce, — potem śpiewa, jak następuje:
Hej! bydełecko w pole, hej owiecki moje, * Paścież mi się paście, a w kupie oboje. * Hej! paścież mi się paście, a ja se usiędę, * Wezmę swe skzypecki, grać wom pięknie będę. * Wej, nie tam owce, nie tam, wej kędy się mają, * Do boru tak
skacą, chociaż im nie grają. * Oj zagram ja wam zagram bydełko piescone,
Lec nie chcą grać skzypki, bo nie nastrojone.
Stroi skrzypce, a potem gra i śpiewa, co następuje:
Paścież się owiecki około górecki: * Z onej strony pola, zieleni się rola.
A kto tu gra?
Toć Kuba siedzący gra sobie.
Tak ci mi dał Pan Bóg próżnowanie z nieba.
A wies-ze ty, gdzie teraz tzoda się twa pasie? * Ujzys wkrótce, ze będzies we wielkim hałasie. * Ty nigdy nie pilnujes jak należy tzody.
Bodajże ci tę pascę zawaliły wzody. * Myślis, ze ja, choc stary, bydła nie pilnuję, * A któż lepsy nade mnie? wsak ja tu pzodkuję.
Znom ja ciebie, znom dobze, nie chwal ty sam siebie, * Pzecieć ja tez musę być coś lepsy od ciebie. * Ojciec z dziada ja z ojca jest zawse pastucha, * Matka kozy pasała i z nią siostra głucha. * Bywałem tez u ludzi, nie w domum się chował, * I z kuchtami dworskimi za pan brat obcował.
Oj, jak widzę, toś ty to wysokiego łoza! * Kiej twój ojciec pasł świnie, a matka kiernoza. * Jakże się zwał twój ojciec?
Dyć Sowula Kwietko, * Co mnie kijem chędozył, często a nie letko. * A kiedy mnie do dworu paść owce wyprawił, * To mi kożuch dał nowy, jesce pobłogosławił. * Dobze mi się tam działo, bom i w kuchni bywoł. * Kuchazowi językiem rądelkim pomywoł. * Dworscy mnie tez lubili, zem grywoł na lize, * To mi cęsto dawali oblizać talize, * Pijołek tez i wino, konfitury zjodał, * Co mi hajduk Kozera dawa, jak naskrodał.
Niedarmoć się, jak widzę, gęba wykzywiła, * Pewnie temu, ześ dworskich kąsków jodał siła. * A gdy zgniłe flacyska kuchaze płukali, * Tyś rozumiał, zeć wina małmazyi dali. * Konfitury, co hajduk z pokoju wynosił, * Wsyscy nos zatykali,
tyś się o nie prosił. * A cóz dopiero mowie jak cię sanowano, * Gdy Pan kazał rozciągnąć, nizkoć się kłaniano.
Ej, Panci to był dobry, zdrajca Podstarości, * Ten mi nieraz, ba cęsto porachował kości. * Gdym raz do mościwego posed skarżyć Pana, * Cęstowałci mnie za to jak złego hamana. * I jak mnie zacął łechtać po bokach a sceze, * Tom obiema końcami grał jakby na lize. * Dosłużyłem się wreście nienajgozej potem, * Aze skóra dr-zy na mnie, gdy se wspomnę o tem: * Bom wziąn był na sukmanę bitych bardzo wiele, * Iz mam dotąd filoresy po mem gzesnem ciele.
Takać to jest zapłata służyć u Wielmożnych Panów, * Lepiej, lepiej mój bracie służyć u Plebanów. * Kto służy u dobrego, mościwego księdza, * To pedają, ze temu nie
dokucy nędza.
Prawdę mówis mój bracie, ją ci pzyznam tego, * Bom tez służył pół roku u księdza jednego: * To się cłowiek wylezał nigdy nie nagłodził, * Nadewsystko, zem cęsto w nocy smykać chodził.
Tak to u dobrych ludzi, to wsystko uchodzi. * A w tych dworach niescęsnych wsystko się nie godzi. * Raz mię, zem był skrad skóry jakoś posądzili, * I za to postronkami dyable plecy zbili. * Co prawda, to i nie grzech, zem raz kuchazowi * Smyknął kawał pieceni i chleb safazowi. * Ba... zastalic mnie tez raz, kiedym był w piwnicy, * Drugi raz, kejm otwierał do skrzynki woźnicy. * Sadzawkim tez nawiedzał pańskie za górami, * Wtencos bracie kejm chodził do miasta z rybami.
Oj jakiż z ciebie błozen! ja to znamienity * Pastucha, bo swą tzodę zawse w las obfity * Pozenę i nikomu nie ucynię skody, * Bezpiecnie podziękuję, kiedy pzyjdą gody.
Jazto błoznem od ciebie mam być mianowany! * Wsak me służby są zawse bez wselkiej nagany. * Prawda, ze tu lepsego nad cię nie znajdziewa, * Pzeto zdrowia twojego wsyscy sanujewa. * Jednak ześ mnie tak grubo teraz pocęstował, * Błoznem niejakim nazwał, będzies ty żałował. * Pójdźwa Furgoł od niego, niechaj tu sam lezy.
Pójdźwa, pójdźwa cemprędzej, prosić on się będzie, * Skoro mu wilk barana lub owcę nasiędzie.
KUBA.
Hej, hej, słysycie! wróćcie się, moi bracia mili, * Hano wilcy i do mych owiec się zblizyli. * Juz was prosę, pzeprosom, wróccie się do zgody, * A pomóżcie mi wilków odegnac od trzody.
MAŚCIBRZUCH.
A wej widzis, jak się ty teraz pięknie prosił, * Coś się to nade wsystkich najbardziej wynosił, * Myślis, ześ juz najlepsy, ze na skzypkach grajes, * A nam wsystkim podściwym błazeństwo zadajes.
Zapomnij ze juz o tem Maścibzuch kochany, * Wsakem ci jednem słowem nie ucynił rany. * Pzybliz się, podaj rękę, byśmy się zgodzili, * A na potem w pzyjaźni niepzerwanej żyli.
A gdzie są nasi drudzy?
Ot jezów sukają, * Bo z nich Panom swym skórki na futra dać mają. * Inni za jaząbkami smykają po lesie, * Co kto złapi, to skrycie do miasta wyniesie. * A wies bracie, ze jak się panowie dowiedzą, * Zabiorą im jaząbki, za ich zdrowie zjedzą.
Sąć i oni, ale tez i sami zjadają, * Zeby lepiej kraść mogli, chłopów namawiają.
Dobra sroka na chłopa, dobra nawet wrona, * A panu dać należy gęś albo kapłona. * Bo chłop chociaż kapustą bzusysko natłocy, * Napiwsy się i wody zdrów sobie podskocy.
przyskoczywszy mu z pałką do ucha.
A ty godos lada co, a nie mówis o tem, * Coby było z pożytkiem nam wsystkim na potem. * Cyś to ślachcic, ze się tak za panów ujmujes, * A nom i drugim chłopom jenteresa psujes.
A cózto ty rozumies, zem ja Pański sługa?
A wej! jakiś mi ślachcic, wej chłopeś do pługa.
Pzestańciez juz tych kłótni, swarów zaniechajcie, * Siądźcie sobie na ziemię, insą zacynajcie. * Gdzie się tez ta obraca Cedzimlek z kozłami? * Tuła się gdzieś po lesie, Boże rac być z nami! * Boć to nie bez pzycyny, ze nie widać jego, * Lęka się serce moje — oto cegoś złego...
Ba... broń Boze, zeby nas skoda popaść miała, * A niedawnoć się tutaj bestya tułała, * Com mu ledwie z pascęki wyrwał kozła mego, * Któż wie, cy ten lichotnik nie pzysed na niego. Więc pójdźwa.
Ba... i prędzej, bez wsego mieskania.
i zaraz wracają.
Otoli saw na łąkach stare kozły zgania.
Chwałaz Bogu, kiedy się razem tu znajdziewa, * A nim do nas nadejdzie, na ziemi siądziewa.
KUBA.
A witajze Cedzimlek! kęześ się to bawił? * Cyś barana którego lichocie zostawił?
O bodaj was kośnica srodze udeptała, * Dyc mi się to nadzwycaj tzoda rozbiezała: * A potem mi we tzodzie nie stało barana, * Któregom próżno sukał od samego rana. * Boć mi się byli wilcy do tzody pzymknęli, * A wpadsy między owce, barana mi wzięli.
Jakiż to był ten baran?
Kędziezawy, biały, * Zawse on pzodem chodził, łaskawy i śmiały.
Jakto widzę, śmiałego psi kąsają potem.
A jakże to mój bracie, tzebać coś wilkowi, * Bo nie sieje, ni oze, dać
nieborakowi.
Ej cóz mi ta juz o tem godać bardzo wiele, * Lepiej dobądź ty Furgoł butelki z kobiele.
MAŚCIBRZUCHA.
Albo ty Maścibzuchu olejku żytniego, * Posukaj, a pocęstuj mnie sturbowanego.
Prowdę mówis, mój bracie, jo ci przyznam tego, * Ze się warto jest napić trunku tak dobrego.
Dobywajze Maścibzuch z torby gozalicę.
wstaje, a dobywszy z torby flaszki oplatanej
Bodajześ zdechł, Cedzimlek! tak ci zdrowia zycę.
Cartać dawno zmerł ojciec, coby jo mioł zdychać, * O którym to z powieści mogłeś nieraz słychać: * Ze się corną kapustą nieborak zepsował, * Tak, iz na piąty tydzień od niej zachorował, * Matka zaś gdy za niego stypę wyprawiła, * Nieboga
się ogonem scuzym udławiła. * Ja zaś, jakem się dorwał bigosu ze solą, * Tom się obzar tak tęgo, az mnie kiski bolą.
Potem strułem się zepą, zjodłem mysi ogon, * Takiem mioł zatwardzenie, az na piąty zogon.
MAŚCIBRZUCH
Pijze sobie Cedzimlek ku zdrowiu swojemu, * Zycąc wsego dobrego, jak sobie samemu; * Napiwszy się do woli jak co pocciwego, * Skierujes się do brata Furgołka nasego.
CZEDZIMLEK
Jakaż to jest Maścibzuch — macicna? miętowa?
Ej pij, nie uważaj, choćby anyżkowa.
On dopóty nie zgadnie, póki nie skostuje.
pije, a potem szoruje po brzuchu rękami.
Musi to być alkiermes, bo ją wnętse cuje.
KUBA.
Oj prostaku, prostaku! nie wies co dobrego, * Dyćto od pocciwego Jabrama nasego, * Godnego arendoza, co ją dublizował, * Wsyscy mówią, ze słodem po prostu kminkował.
Dyćto wiercipępkowa, tak ją nazywają, * A nase ją niewiasty bardzo dobze znają: * Bo gdy która z nich sobie zbytecnie pobłazy, * To powtaza ursz, ursz, ursz[1] nie raz, nie dwa razy.
Nie jeno to niewiasty, ale i dziewecki, * Rade się napijają takiej gozałecki, * Mówiąc, ze ich mozysko w łokciu trapi srodze, * Drugie się tak upijają, ze lezą na drodze.
Ej, kiedyc tak jest zdrowa, póki cłowiek żyje, * Podaj mi ją, Maścibzuch, jesce się napiję. * Ty zaś, bracie kochany, mój miły Furgole, * Jak się tez jej napijes, to wyjzys na pole: * Spatzys, co tez tam robi brat Sufla kochany, * Cy mu się nie rozbiegły swawolne barany.
FURGOŁ.
A cybym ja był głupi — wy sobie pijecie, * A mnie spatzyc na pole iść rozkazujecie. * Napijwa się więc razem potem spać pójdziewa, * A jutro, ze da Pan Bóg, zdrowemi będziewa.
KUBA.
Dosyć tego chłeptania, teraz się pzespicie, * Jutro rano do tzody pzyjdziecie o świcie. * Ja zaś, jako najstarsy, pójdę pzyjzyć tzody, * Ażebyśmy znów jakiej nie ponieśli skody.
gdy już wszyscy śpią, śpiewa:
Gloria, gloria in excelsis Deo.
podniósłszy cokolwiek głowy, pyta:
Cy tyto śpiewas Furgoł? cy mi się tak zdaje.
Spałbyś sobie, bajdura, cyć figlów nie staje.
śpiewa drugi raz: „Gloria in excelsis Deo“, a potem wziąwszy świecę i zabłysnąwszy pastuchom około oczu, znika.
MAŚCIBRZUCH
Hej! pod przysięgą mówię, scerą prawdę zgoła, * Ze się światłość pzełysła, wedle nas dokoła.
Chyba, ze ci kto pięścią sksesał ognia z nosa, * To ty myślis, ze świcą wśród nocy niebiosa.
Zaświeć mu tą palicą dobze między ocy, * Będzie myślał, ze słońce świeci o północy.
ANIOŁ
śpiewa po trzeci raz „Gloria" i znika.
MAŚCIBRZUCH
Chybaby na choinie słowiki śpiewały, * Alboli tez na dębie gruchał gołąb stary.
Mozę tez być, ze kury teraz po wsi pieją, * Albo się tez dziewuchy idąc z karćmy, śmieją.
wpada nagle przestraszony i woła:
Dziwy! dziwy! bratkowie, przebóg ! powstawajcie, * A co tylko tchu macie, ze mną uciekajcie. * Bo ktoś na nas z wysoka woła: pastuskowie! * Ze az oto mi włosy powstały na głowie. * Uciekajmy! — uciekajmy! — uciekajmy!
porywając się na nogi także wołają:
Uciekajmy! — uciekajmy! — uciekajmy!
Cekajcie! — cekajcie! — cekajcie!
Nie chodźcie, ja zawołam, wy pilnie słuchajcie, * W której stronie się ozwie, dobze uważajcie.
Hej!... ozwijno się ozwij, powiedz, coć potzeba?
przytłumionym głosem odpowiada:
Z nieba.
Dzieciątko.
A gdzie to jest Dzieciątko, powiadaj-no, chłopie.
W szopie.
Powiedz-ze, w której sopie, to z nas kto pobiezy.
Leży.
A godajze dokładniej, bo weźmies tym kołem.
Z wołem.
Uciekajmy! uciekajmy! uciekajmy!
wychodzi z ukrycia w bieli i mówi:
Pastuszkowie! postójcie... co powiem słuchajcie. * Do Betleem miasteczka czemprędzej biegajcie * Znajdziecie tam we żłobie złożonego Pana, * Gdy przyjdziecie, padnijcie przed Nim na kolana.
Bóg ci zapłać Janiele, iześ nom powiedział; * Gdzie Pana sukać mamy, każdy będzie wiedział: * Nasym tez drugim braciom o tem opowiemy, * I jak się wsyscy zbiezem, razem pobiezemy.
wpada zadyszany i woła:
Sufla! Sufla! powiedzze, co ci to? co ci to? * Cyli cię kto pzestrasył cy tez cię pobito?
Niesłychana mnie jasność zewsąd otocyła, * Nie wiem, cyli tez u was także taka była.
A dyćto głupi duda, Pan Bóg się narodził, * Który będzie po świecie tutaj z nami chodził.
A kędyz to bratkowie?
Janioł nam powiedział: * Ze go znajdziem w Betleem, w sopie będzie leżał, * Przetoż się zabierajmy, pójdźmy witać Jego.
Ha... toćby dobze było, wziąść tez co dla Niego.
I cóz weźmiem, chyba to, co w kobiałkach mamy.* Potem Jemu wspołecnie w podarunek damy.
Jakże sobie postąpim, bo my proste chłopy, * Powiedzze nam Furgole, gdy wnijdziem do sopy.
Ot pokłonim się najpzód, padniem na kolana, * Dobędziem podarunków, połozym przed Pana.
Idźwa więc juz w Bozydar, scęśliwą godzinę, * Aze pzecie znajdziewa tę małą Dziecinę. * Mozem zagrać pzez drogę, drudzy niech śpiewają, * A tak jedni niech drugim ochoty dodają.
rozporządza wszystkich.
Ja będę grał na skzypcach, wy idźcie po paze, * A Cedzimlek nom zagra na swojej fujaze. * Ty Maścibzuch idź w tyle z lirą lub basicą, * A ty Sufla i Furgoł wywijaj kłonicą.
Hola! hola! pasterze z pola: * Idźcie do Pana, witajcie, a co macie, to dajcie, * Wołają Aniołowie, pójdźcie mili bratkowie: * Pójdźcie jeno w tym casie, tzodę zawzec w sałasie, * Pójdźmy, pójdźmy do sopy, weźmy serków pół kopy,* Dajmy Panu we żłobie, co nas wabi ku Sobie, * Pójdźmy wsyscy z weselem, do tego to Betleem, * Pójdźcie i wy skzypkowie, pójdźcie i wy dutkowie. * Zagrajze Maścibzuch, na lize, * Cedzimlek w fujarę, a sceze.
A cy znajdziem tę sopę i w niej Lezącego?
(wskazuje kijem na szopę).
Ot ją widzis, a nawet i światło u Niego.
A dyćto juz Betleem, dalibógci pono. * Dziecię leży we żłobie, widzis Furgoł Ono.
(uszykowawszy pastuszków w szopie, i gdy już padli na kolana, każe im mówić za sobą):
O witajze nas Panie! a cóz się to stało * Iz Cię górne dziś niebo, tu do nas zesłało. * Lezys na gołem sianie, chocieś Król bogaty, * Będąc Panem nad pany, nie mas własnej chaty, * Drzys na tak ciężkim mrozie, miłe Dzieciątecko, * O jakże nom zal Ciebie, z nieba Paniątecko.
Naści za to ode mnie ten masła gornusek, * Jesce Ci tez pzydaję i susonych grusek.
Jabym Ci dał ten serek, lec suchy nieboze, * A ten kto ząbków nie ma, ugryść go nie moze. * Ale ci za to jutro, kiedy nie mas ząbków, * Na rosołek pzyniosę choc parę gołąbków.
Ja zaś nie mam ci co dać, bom Furgoł ubogi, * Ani Cię cem pzyodziac na taki mróz srogi: * Ale co mam to pzyjmij, kozią gomółeckę,* Garnusek masełka, chleba przylepeckę.
Ja ci zaś ofiaruję to małe jagniątko, * Przyjmijze je ode mnie najmilse Dzieciątko: * Nie żałowałbym nawet tłustego barana, * Ale mi go lichotnik porwał wcora z rana.
A ja tez Sufla stary, cóz Wam podaruję, * Mam trochę przepalanki, to Was pocęstuję: * Napijcie się Starusku z Matuchną, boć drżycie, * W zimnie tzeba się napić, dobze o tem wiecie. * Pzyjmijciez więc ode mnie ten podarek mały, * A sprawcie to, by lepse gozałki bywały.
Cas juz teraz do domu powracać każdemu, gdybyśmy wspólnie oddali chwałę Bogu swemu: * Bo oto się zblizają, znać wielcy panowie, * Patzcie, co tu wojska, pewnieto królowie.
Hola chłopy! dalej z tej sopy: * Pzyjechali Królowie, wara, wara bratkowie, * Umknijcie się panicom, niechaj skarby wylicą, * I pieniądze i złoto, bo pzyjechali po to, * By Boga nawiedzili, łaski Jego nabyli; * Ustąp się Skocylasie, żebyś nie był
w hałasie, * Idźze i ty prec Wachu, byś nie narobił pzestrachu, * Niech żaden z nas nie wadzi, bo kazą prec celadzi. * Oj dyna, oj dyna, oj dyna ! * Niech żyje Pan Jezus Dziecina.
- ↑ To jest wymiotuje.