Piętnastoletni kapitan (Verne, tł. Tarnowski)/Część 1/4

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Piętnastoletni kapitan
Wydawca Nowe Wydawnictwo
Data wyd. 1930
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Tarnowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ 4.

Ocaleni pasażerowie „Waldecka”.

Bez względu na to, iż było to hańbą cywilizacji, do samego niemial końce XIX-go stulecia handel niewolnikami w pewnych okolicach Afryki kwitł nieprzerwanie, na wielką był nawet prowadzony skalę, Bez względu na międzynarodowe konwencje, jak również staranny nadzór licznych, krążących po morzach okrętów wojennych wszystkich państw Europy — statki pełno niewolników odbijały, od brzegów Angoli i Mozambiku zwłaszcza, aby dowozić „heban“ t. j. czarnych niewolników, do różnych punktów odbiorczych, pomiędzy którymi, co ze wstydem przyznać trzeba, były i zakątki świata cywilizowanego.
Wszystko to było wiadome kapitanowi Hullowi jaknajlepiej, to też pierwszą jego myślą było, iż „Waldeck“ należał do tego samego typu statków i że uratowani murzyni — to byli niewolnicy na sprzedaż wiezieni?
Tak było, czy inaczej, ocaleni niewolnicy stali się wolnymi z chwilą, gdy wstąpili nogą na pokład okrętu, pod amerykańską flagą płynącego. To też pani Weldon już naprzód cieszyła się myślą, że biedakom udzieli tej radosnej nowiny, gdy tylko wrócą oni do pełnej przytomności.
Otoczono nieszczęśliwych najstaranniejszą opieką i już po upływie trzech dni wszyscy negrzy znajdowali się we wcale już dobrym stanie zdrowia. Można było wtedy rozpocząć badanie. Wszyscy mówili płynnie po angielsku, wyrażając się przytem bardzo poprawnie.
— Wasz statek zginął dzięki zetknięciu się z drugim? — zapytał przedewszystkiem kapitan Hull.
— Tak jest — odpowiedział najstarszy z gromadki ocalonych, wysoki, silny mężczyzna lat około 60-u, z sympatyczną twarzą, w której przejawiały się rozum i silna wola — stało się to nocą, gdyśmy spali w swej kajucie, musiało się to stać nagle bardzo, bo gdyśmy się nakoniec przebudzili i wyszli na pokład, ujrzeliśmy jedynie dwie „Waldecka“ łodzie, ginące już w mgle oddania. — Myśmy jedni na statku pozostali — zapomnieni. Winny katastrofy statek — uciekł najwidoczniej.
— Zkąd i dokąd płynął „Waldeck“?
— Z Melburne, w Australji, do portów Południowej Amoryki.
— A więc wy nie jesteście niewolnikami? — zapytał szybko orjentujący się Dick, wyciągając do starca rękę.
— Dzięki Niebiosom jesteśmy wolnymi obywatelami Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki — z poczuciem godności odpowiedział stary Tom, za siebie i za swych przyjaciół. — Pamiętam ja okropności niewoli, ponieważ mnie wywieźli z Afryki, gdy byłem bardzo małym chłopcem, dzieckiem prawie i sprzedali do plantacji znajdujących się w Południowej Ameryce. Szczęśliwy traf sprawił, iż ztamtąd dostałem się do Pensylwanji, gdzie nietylko uzyskałem swobodę, ale pozyskałem nawet prawa obywatelskie Stanów. Co się zaś tyczy moich towarzyszy, to jeden z nich jest moim synem i nazywa się Baty. Tak on, jak i pozostała reszta przyjaciół moich urodziła się już z rodziców wolnych, tak iż wszyscy oni są już wolnymi obywatelami Ameryki. W poszukiwaniu pracy pojechaliśmy, przed pięcioma laty, do Australji, gdzie pracowaliśmy w plantacjach. Poszczęściło nam się, gdyż zarabialiśmy dosyć dużo i obecnie właśnie, na pokładzie Waldecka, wracaliśmy do swych rodzin, gdy oto zły los nietylko pozbawił nas pięcioletnich naszych zarobków, ale i sami omal nie utraciliśmy życia.
— Oto cała nasza historja, — zakończył stary Tom swe przemówienie.
Wszystko to opowiedziane było z taką szczerością, że nikt nie powątpiewał w prawdę słów starego murzyna.
Następnie tak Tom, jak i jego towarzysze: Baty, Herkules, Austyn i Akteon gorąco dziękować zaczęli za uratowanie im życia.
Nie mniej wdzięczny od ludzi był i pies za ocalenie. Był to okaz pierwszorzędny, należący do rasy brytanów, o ile się zdaje. Wabił się „Dingo“. Według opowieści murzynów, należał on do kapitana, który go znalazł w warunkach dość niezwykłych, na poły martwego, w Afryce, nad brzegami rzeki Kongo. Dingo okazywał swemu wybawcy duże przywiązanie, lecz był stale bardzo smutny i osowiały. Jego olbrzymia siła i odwaga były ogólnie znane. Znaleziony był w obroży, na której znajdowały się napisy:„Dingo, oraz litery: S. V.”



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.