[9]Kilka słów wstępnych.
Ubogi, zaniedbany, często zapoznany Lud nasz, obok ciemnoty i mnogich wad, dziejowych kolei nieodzownym skutkiem będących, przechowuje zarazem pod poziomą, gościnną strzechą swoją mnogie skarby, nieocenionéj wartości, których napróżnobyś gdzie indziéj szukał. — Istotę, rdzeń, krynicę samą tych skarbów stanowi ów: ogół zupełny, — ton — jego uczuć, pojęć, życia, który duchem Ludu nazywam, — tajemniczy w sobie i niepojęty, — dla nieożywionych nim, dla niewtajemniczonych, niewidzialny nawet, mnogiemi strumieńmi rozciekający, mnogiemi gałęźmi rozrastający się w bycie Ludu — w nich dopiéro się objawiający.
Dwiema znaczniejszemi odnogami tego niezmiernego morza, — gałeźmi olbrzymiego drzewa, są pieśni i powieści gminne. — W tych to powieściach [10]i pieśniach, na pozór często uwagi niegodnych, szorstkich i grubych, tai się nie jedna myśl, nie jedna wiedza przeszłości, dla nas zagubiona, — jak pieniądz drogi w brudnéj ziemi ukryty; a jako z owéj monety rdza co chwila ściéra znaki, któremi na niéj myśl dawnych wieków wypisano, tak i pieśń i powieść stara cierpią co dnia od rdzy czasów, mienia się i zaciérają. — Wydrzéć je z pod tego zgubnego wpływu, obmieść ze rdzy i pleśni, myśl w nich zawartą odgadnąć i obrócić na korzyść powszechnego życia — trud ten dostał się dniom naszym, jako jedno z ważniejszych narodowych zadań.
Pojmujący takowe zadanie mężowie, dogadzając ogólnéj potrzebie, od lat już kilkunastu poczęli pracować około jéj zaspokojenia. Rzucono się z zapałem ku pieśniom gminnym, — oddano im należne uznanie i hołdy, — naśladowano i zbiérano je obficie. Dzięki zapałowi temu mamy dzisiaj zbiory ich liczne i bogate; a przejęcie się natchnieniem ludowych pieśni, zapatrzenie się na prostotę i piękność ich kształtów, pomnożyło piśmiennictwo nasze nie jednym świetnym, narodowym utworem, — wionęło w nie nowe życie, swobodę, uczucia, język i wyobrażenia przedtem nieznane. —
Lecz gdy tak około pieśni i pisarzy i czytelnictwa zbiegło się zajęcie, powieści gminne, jakby mniéj względu godne, prawie zupełnie zapomniane i nietknęitenietknięte pozostały. — Kazimierz Władysław Wojcicki, — [11]któremu piśmiennictwo nasze za nie jedno dzieło, zwłaszcza zaś za kierunek, jaki w niém rozwijać stale sie silił, wdzięczność winno, — uczynił tu krok piérwszy wydaniem dwu tomów swoich Klechd; śladem jego pojawiały się nastepnie, różnym czasem, rozrzucone po pismach czasowych pojedyncze artykuły i parę osobnych zbiorów. To wszystko wszelako, porównane z rozległością przedmiotu, jest tak niezmiernie mało, że prace około poznania ludowych podań bodaj za rozpoczęta już uważać sie godzi.
A przecież, pomino istotnéj i wielkiéj pieśni gminnych wartości, nigdy one, ceną swoją, korzyścią jakąby z ich najzupełniejszego zebrania odnieść się dało, nie dorównają podaniom, — tak te ostatnie celują nad piérwszemi: ogromem, rozmaitością, ważnością przedmiotów i wszechstronnością użytku.
Jako na odwiecznéj przydróżnéj mogile słowiańskiéj, gdzie każdy przechodzień ciska kamień wspomnienia, leżą na pierwotnych, tysiącletnich, co raz to późniejszych rodów ręką miecone bryły, — aż do głazu, który wczora wędrowny wieśniak dorzucił: podobnie w ogromném zsépowisku podań i baśni napotkasz, nagromadzoną bez liku i ładu, spuścizne kolejną wszystkich plemion i stuleci. Znajdziesz tu, żywe jeszcze, podania wiary, która prababą może była wierze pogańskiéj, jaką u nas chrystjanizm zastał i powalił, — któréj byt i epoka, jak sfinx [12]tajemniczy, majaczeje nam z nocy tysiącleci.... za niemi, wielobóstwa słowiańskiego dziwaczne szczątki.... daléj, legendy i tradycye chrześcijańskie, już zmięszane i zrosłe ściśle z pojęciami rodzimemi narodu.... aż do wyległéj wczora, u komina wieczornego, gadki.
Wyjąwszy szczupłą liczbę przybłąkanych obcych powieści (które, przez to że się u nas przyjęły, także do badań nieobojętnym są wątkiem) wszystkie one niemal powiązane korzeniami swemi z myślą i sercem Ludu, stanowią, od najstarszych do najnowszych, jeden nieprzerwany łańcuch, — tchną jednym duchem, objaśniają się i uzupełniają wzajem, — mieszczą w sobie wykład i dopełnienie ciemnych szczegółów pieśni, obyczajów i w yobrażeń gminnych, — bardziéj niżeli co bądź wykazują i tłómaczą ducha Ludu, którego nauka ze wszech względów tak ważném jest zadaniem. Oprócz tego głównego celu, są one już dzisiaj niepoślednim materjałem w nauce starożytnictwa, dziejów, prawoznawstwa; poznanie zaś ich rozleglejsze nie zostałoby niewątpliwie bez użytku dla nie jednéj jeszcze umiejętności i nie raz może wydobyłoby z nich promień światła rozpraszający mrok długich poszukiwań.
Mówię to nie dla wsadzania przedmiotu mego na wysokie szczudła, nie w zaślepieniu — bezkrytycznego lubownictwa, lecz w rzetelném i głębokiém przekonaniu, — jakkolwiek wiem z góry, że wielom słowa [13]moje napuszoną raczéj deklamacyą zdawać się będą. Boć wiem, że znajduje się wielu, nawet wysoko i wielostronnie wykształconych ludzi, którzy w naukowych badaniach radzi poważnie odwołują się do ksiąg podań hebrajskich i Wed, do Eddy i Zend-Awesty, a którzy ramionami wzruszają nad poważniejszém domowych podań traktowaniem. — Wina w tém po części szkolarskiego przesądu, przyznającego ważność tylko martwéj literze, tylko raz przyjętym danym; po części niedostatku prac przygotowawczych, zbiorów podań, w braku których dzisiaj, bez osobistego wśród Ludu poszukiwania, poznać ich wartości gruntowniéj nie podobna. — Nie wątpić, że w miarę jak zbiory materjałów rosnąć, im przeto większy obszar nieobejrzanéj niwy przystępnym dla ogółu stawać się będzie, nastąpi uznanie ważności przedmiotu, systematyczne jego zcalenie, a zatém pora ciągnięcia zeń możebnych korzyści.
Dla zwiększenia, czémkolwiek jestem w stanie, szczupłéj liczby zbiorów tego rodzaju, podaję w niniejszéj książce kilkanaście podań i baśni gminnych, z wyjątkiem kilku pomniejszych, z Mazowsza pochodzących, — bądź z czasów dzieciństwa zapamiętanych, bądź późniéj wśród Ludu zebranych, — które w téj chwili mam pod ręką w stósowném do ogłoszenia obrobieniu.
Położywszy na czele tego zbioru napis: Podania [14]i Baśni, godzi mi się tu powiedzieć jak rozróżniam te dwa gminnéj powieści rodzaje.
Podział powyższy nie jest żadnym dowolnym wymysłem, lecz w saméj istocie rzeczy ma źródło; słowo gminne, jak ogółem brane stanowi jedną całość, tak znowu w szczegółach rozważane rozpada sie najwyraźniéj na te dwie wielkie części.
Podanie, jak to sama nazwa wskazuje, jest to spuścizna duchowa z przeszłości W przyszłość podana, dla przekazania bądź religijnych i moralnych wyobrażeń, bądź wypadków dziejowych lub szczególnych, w świetle w jakiém je Lud swego czasu widział i pojmował. Istotną więc cechą podania jest wyraźny w niém przedmiot albo cel pewny, ma się rozumiéć gdy cel ten lub przedmiot odpowiada powagą swą poważnemu temu nazwaniu. — Rdzeń ten tradycyjny, nie będac samowolnéj wyobraźni utworem, mnogie wieki przetrwać może nienaruszony od niéj i nieprzetworzony; rada ona wszakże na nim, jak na wątku, nawijać swoje różnobarwne przędziwa, — tak, że nieraz pierwiastkowe podanie ledwie da się rozeznać pod osnową oplecionych na niém baśni, a nawet stać się może całkiem nie do rozeznania wśród innych, luźnie wprowadzonych, szczegółów. W ostatnim razie oczywiście traci ono miejsce w rzędzie podań, a przechodzi w niezliczony szereg wyobrażeń i mniemań Ludu.
Baśń najwybitniéj od podania różni się brakiem [15]głównéj tegóż cechy: wyraźnego celu i przedmiotu. — Treścią baśni pospolitą bywa cudowna plątanina wypadków i czynów, to nadprzyrodzonego, to znowu ludzkiego i zwierzęcego świata, — z czego sądząc zdają się one być saméj tylko fantazyi utworem, tak téż czesto wyłącznie uważane zostają. — Nie raz wszelako w téj dziwnéj i swawolnéj plątaninie mignie, jak błyskawica, pojęcie przeddziejowych jeszcze wieków; nie raz na osi takiego pojęcia obraca się cała rzecz bajki: co upoważnia do wniosku, że nie jedno może święte starożytności
podanie, straciwszy za czasu wpływem pierwotną
swą wage, niezrozumiałém nareście się stawszy, przetwarzane w coraz nowe powieści, stradało w końcu ze szczętem swą dawną postać i zeszło do rzędu baśni. Może nie jedna stara bohatérska pieśń, przechodząc przez niezliczone usta, zgubiwszy rytm swój i nutę, rozpłynęła się w powieść kądzielną; nie jednemu może dziejowemu wspomnieniu przyszło dzisiaj na ten koniec. — Ogólnie wszakże i najwłaściwiéj baśni uważać się dadzą jako utwory wyobraźni gminnéj, k woli zajęciu i uciesze umysłowéj, wysnute z wierzeń, wyobrażeń i podań Ludu, — których téż nieprzebraną prawdziwie są kopalnią. —
Oprócz dwóch powyższych jest jeszcze jeden, podrzędniejszy, rodzaj gminnego słowa, u Ludu gadką zwany. Są to opowiadania przykrótsze, dla
braku powieściowego wątku basniąbaśnią, lub dla zbyt [16]błahego przedmiotu podaniem zwać się nie zasługujące. Miano to także służy powieści sięgającéj zbył świéżych, choćby najpoważniejszych, zdarzeń, — dopóki czas nienada jéj uroczystego charakteru podania. (Do téj ostatniéj kategoryi należy szczegół o chrzcie udawanym na Lisich – górach w Ociążu. Z resztą w zbiorze naszym, prócz Koziéłka i Klątwy Ś. Wojciecha do gadek należą właściwiéj niektóre miejscowe podania warszawskie.)
Jakiéjkolwiek treści i początku być mogą podania i baśni, trwanie swoje zawdzięczaja one wierze Ludu w sprawy o których opowiadają. Gdyby tę wiarę postradały, któżby ich zechciał słuchać jeszcze? kto marne powtarzać wyrazy?... Słowiańskiemu naszemu Ludowi słowo jest świętością, któréj się płocho nadużywać strzeże; co u niego żyje na uściech, to niewątpliwie w głąb’ duszy sięga i przesiąka całą jego istotę. Tak się ma u niego i z powieśćmi. — Gdzie się one dotąd dochowały w czerstwéj sile, znakiem to niezawodnym że Lud im wierzy, — tam widzi on do dziś dnia w około siebie ich dziwy, — tam stanowią one istotną część bytu jego. — Skoro znowu gdzie podanie i baśń pocznie tracić wiare gminną, tam, w miarę jak niknie jéj urok, i one także rozsypują się i znikają: nie gromadzą już więcéj słuchaczy u zimowego ogniska, nie trzęsą więcéj ani
rozczulają serc; — chwilę jeszcze, spłowiałe i [17]znikczemniałe, walają się po śmiecisku wioski — aż wnet zginą, zapomniane ze szczętem.
W zgromadzaniu ich więc wielce na tém zależy, ażeby zbierać je w okolicach, w których Lud nie wyrzekł się żywéj dla nich wiary, gdzie przeto trwają w nienaruszonéj czystości i mocy. Za takie okolice powszechnie uchodzą: Tatrzańskie góry, z przyległym sobie krajem, wszystka Ruś, Litwa i Żmudź. Zdaniem mojém Mazowsze zasługuje nie mniéj na policzenie w tym rzędzie; gdy zaś dotąd, o ile mi wiadomo, nikt nie zwrócił uwagi na ważność jego w podaniowym względzie, chciałbym tu chociaż krótką dokonać tego wzmianką.
Lud Mazowsza może być że mniéj niźli mieszkańcy innych stron posiada podań miejscowych i dziejowych; lecz za to obfituje znakomicie w utwory na wierze i przesądach gminnych osnute, pomiędzy któremi nie rzadko dadzą się znaleść wyraźne pozostanki z przeddziejowych jeszcze wieków. Co do tych ostatnich, sądzę nawet że Mazowsze przenosi bogactwem wszelkie dawnéj Polski ziemie.
U Rusi, w ogóle, co pozostało z przedchrześcijańskich zabytków, albo przesiękło i z gruntu przetrawiło się chrześcijaństwa wpływem, albo wplotło się i wniknęło w późniejszych dziejów wspomnienia; ledwie — ledwie cóś niecóś w pierwiastkowéj dotrwało istocie. — U Tatrzańskich znowu i pookolicznych [18]plemion odwieczne podania mniéj, jak się zdaje, uległszy przemianie, natomiast w porozrywanych, drobnych, a zgoła w jedność do spojenia trudnych przechowały się szczegółach[1]. — U Mazurów tymczasem ja sam napotykałem znaczną ilość całkowitych, dość obszernych, podań i baśni, których przedchrześcijańskie pochodzenie wątpliwości nie ulega, — a w których tyle wieków trwania zewnętrzną tylko stronę nadpsować zdołało, nienaruszając zgoła wewnętrznéj istoty.
Zjawisko takowe zawdzięcza Mazowsze zbiegowi rozlicznych okoliczności. Koleje dziejowe, które przechodziło, nie małą tu mają zasługę. —
Kraina ta, leśna, uboga, w głąb’ grubych bałwochwalców posiadłości wsuniona, wpływom zachodu zawarta, niezawodnie ostatnia ze wszystkich natenczas polskich prowincyj uległa władzy kościoła; a choć pod opieką panujących duchowieństwo katolickie objęło wreście w posiadanie liczne miasta i znaczniejsze osady, Lud nieulegle zachowywał w tajnikach puszcz swoich obrzędy i wiarę dawną. — Po zejściu Mieczysława Drugiego i ucieczce Ryxy tutaj wzięło początek powstanie starowierców, przeciw [19]społeczeństwu nowemu i wierze, — ztąd czerpało główne siły; tu nareście, na czas jakiś, powstało pogańskie państwo Masława. — Z upadkiem tego zuchwałego wodza, kościół ostatecznie i zupełnie ogarnął wprawdzie władzę; jednakże, wojny prawie bezustanne, których kraj ten był widownią, — nieład i roztérki długowieczne, z rychłych podziałów władzy wynikłe, nie dozwolił panującym z tą żelazną wytrwałością i siłą, z jakiemi je w reszcie Polski tępiono, wykorzenić tu wszelkich słowiańskiéj przeszłości zabytków. Ciągłe nakoniec stosunki sąsiedzkie z Jaćwieżą, Prusakami, Litwą, — narodami w Europie najdłużéj przy pogaństwie obstającemi, — utrzymywały na Mazurach stare mniemania, obyczaje i podania w pełni życia; charakterowi zaś Ludu, wiernie i zacięcie trzymającemu się każdéj po ojcach spuścizny, stosunkom miejscowym, przyrodzie tutejszéj krainy[2], oddaleniu od wpływów Niemiec, [20]najsilniéj żywioły słowiańskie trawiących, zawdzięczamy zachowanie ich po dziś dzień.
Kamieniem zwykłym obrażenia w zbiorach tego rodzaju co niniejszy, jest redakcya. — Obrabianiem, okrzesywaniem i dopełnianiem gminnéj powieści podług własnych pojęć spisującego, odbiéra sie zbiorowi wierzytelność; ze spisania znowu saméj suchéj treści, lub niewolniczego stenografowania słów pierwszego lepszego wiejskiego opowiadacza, powstaje książka zbyt jałowa dla czytelnictwa, która zatém na upowszechnienie przedmiotu korzystnie wpłynąć nie może. — Zdaje się że obu tych szkopułow uniknąć można, zachowując w pisaniu tryb opowiadaczy gminnych; i tym téż trybem poszedłem.
Z najsumienniejszą zatém wiernością starałem się wszędzie zachować wszystko, cokolwiek istotną treść
[21]powieści stanowiło, nieopuszczając żadnego szczegółu dozwalającego się domyślać jakiegoś znaczenia, wybitniejszego lub barwniejszego, — powtarzając wszelkie jaskrawsze lub właściwością uderzające wyrażenie, aż do pojedynczego nawet słowa. Ale téż za to, czując się żywą Ludu mego częścią, zachowałem sobie zupełną swobodę w szczegółach ubocznych lub obojętnych, które każdy opowiadacz gminny, podług możności wyobraźni a zakresu swych pojęć, odmienia lub stwarza. Z wolności téj korzystając wprowadziłem do niektórych powieści akcessorja i koloryt właściwszy czasom, do których prawdopodobnie rzecz bajki odnieść by się dała. Czyniłem to jednak bardzo oględnie, ażeby całości nie pozbawić charakteru gminnego; i mam téż powód ufać żem podobnego usterku uniknął. Żywcem bowiem tak jak je tu podaję, powtarzałem te powieści po wiele kroć i w różnych stronach wiejskim słuchaczom, — a przecież wszędy rozumiany i jako bajarz lubiony byłem. —
W jednym tylko względzie piśmienne opowiadanie moje, co sam widzę, odstąpiło od ustnego, — to jest w stylu. W części jest w tém niezawodnie moja wina, że wziąwszy pióro do ręku niemogłem przezwyciężyć nałogu książkowego języka; z drugiéj strony mniemam jednak, że pisać tak jak się mówi podobne rzeczy byłby niezmiernie niewdzięczny sposób. Ta
jednostajna prostota stylu i składni, w żywéj mowie [22]urozmaicana i artykułowana wyrazem głosu, twarzy i gestów, przeniesiona w martwém piśmie stałaby się nieznośnie nudną, aniby zdołała wywrzéć wrażenia jakie mogła sprawić w ustném opowiadaniu; nie ma się więc co za nią uganiać, — o ile sama nie przyjdzie.
Wyrażenia żywcem z ust opowiadaczy gminnych, lub z pieśni ludowych wzięte, są w texcie podkréślone. —