Podpalaczka/Tom I-szy/XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | I-szy |
Część | pierwsza |
Rozdział | XXI |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Podpalenie pawilonu było bezużytecznem — rzekł po chwili — ponieważ widocznem jest, iż ogień podłożony został w stolarni, napełnionej wiórami i drzewem, zkąd w jednej chwili przedostał się do pawilonu, w którym znajdował się gabinet właściciela fabryki i kassa.
Ricoux na słowa te pogrążył się w zadumę.
— Czy nie wiesz pan — ciągnął sędzia dalej — ile pieniędzy mogło wówczas znajdować się w kassie pana Labroue?
— Wiem, gdyż w chwili odjazdu robiliśmy właśnie rachunek.
— Jakaż była summa pieniędzy?
— Sto dziewięćdziesiąt tysięcy, dwieście pięćdziesiąt trzy franki i dziesięć centymów. W kassie zaś u mnie znajdowało się pięć tysięcy franków, które ocalały, ponieważ zabrałem je do siebie.
— Czy summa, o jakiej pan mówisz, była w biletach bankowych?
— Tak, panie sędzio, a oprócz niej trzy tysiące franków znajdowało się w złocie.
— Czy pan jeden tylko wiedziałeś o tych pieniądzach, jakie znajdowały się w kassie?
Ricoux zamyślił się chwilę.
— Nie, nie ja jeden... — odpowiedział — dwie osoby jeszcze obecnemi były przy dokonywaniu rachunków.
— Jakież to były osoby? — Jakób Garaud, nadzorca fabryki, i była odźwierna, Joanna Fortier.
Twarz sędziego rozjaśniła się z zadowolenia.
— Tak... tak — mówił dalej Ricoux. — Wiedzieli o tem, prócz mnie, Joanna i Jakób, który zginął dla ocalenia tych pieniędzy i papierów pana Labroue.
— Lecz jakim sposobem i dlaczego oskarżona Fortier znajdowała się w gabinecie właściciela fabryki — wtedy, gdy pan zdawałeś rachunek?
— Pan Labroue przywołał ją, chcąc wydać odpowiednie rozkazy przed wyjazdem.
— Czyś pan pewien, że ona usłyszeć mogła wymówioną summę pieniędzy?
— Tak, panie, najzupełniej.
— Czy Joanna Fortier posiadała klucz od pawilonu?
— Zarówno jak >klucz od gabinetu, ponieważ uprzątała w pokojach właściciela fabryki. Wszystkie klucze miała zawsze przy sobie, gdyż w nocy jej obowiązkiem było dozorować wokoło podwórze i budynki.
— Czy podczas nocy sama była tylko w fabryce?
— Zupełnie sama.
— Ach! Cóż za nieroztropność, doprawdy ze strony właściciela!...
— I ja jestem tegoż samego zdania, panie sędzio — rzekł kasjer.
— Kobieta nie posiada ani siły fizycznej, ani moralnej władzy do spełniania podobnych obowiązków stróża i nadzorcy.
— Niejednokrotnie tez zwracałem na to uwagę pana Labroue — dodał Ricoux — i dlatego też teraz ostatnio postanowił oddalić Joannę.
— Jakiż był, według pańskiego zdania, charakter tej kobiety?
— Lichy, nie wart wiele. Portier była wyniosłą, dumną, ambitną, zamkniętą w sobie i obraźliwą.
— Czy odebrała jakie wychowanie?
— Elementarne, panie sędzio, mimo to jednak pozowała na coś wyższego, posiadała maniery nieodpowiednie jej pochodzeniu i klasie.
— Miała dzieci?
— Dwoję... chłopca, który się chował przy niej, i córkę maleńką, oddaną mamce do wykarmienia.
— Mąż jej został zabitym w fabryce, nieprawdaż?
— Tak, Ręcz przez swą własną nieostrożność i wynagradzając ów właśnie wypadek, pan Labroue powierzył to miejsce Joannie. Oddalając ją mówił, że bez środków do życia jej nie pozostawi. Przed wyjazdem do Saint-Gervais przyrzekł postarać się dla niej o obowiązek. Prócz tego, zamierzył przeznaczyć dla niej pewną summę pieniędzy, jakaby pozwoliła żyć jej w spokoju bez troski, zanim wynaleść by mogła nowe jakie zajęcie. Wynagrodziła mu za to, zabijając go!
Sędzia zwrócił się teraz do prokuratora i urzędnika policy], obecnych przy badaniu.
— Widzicie zatem panowie, rzekł, że wszelka wątpliwość okazuje się tu niemożebną! Małem słuszność twierdząc, iż zemsta nie była jedynym czynnikiem popełnionych zbrodni, podpalenia i morderstwa. Joanna Portier uplanowała sobie okradzenie przygotowawszy wszystko do wzniecenia pożaru, poszła do pawilonu otworzyć kasę i zabrać pieniądze, a potem podłożyła ogień. Wybiegając z gabinetu spotkała pana Labroue, który nadjechał niespodzianie i wymierzyła mu cios w piersi. Wszak to się wydaje panom zarówno jak mnie, nie ulegającem zaprzeczeniu?
— A czy kassa żelazna zapytał prokurator była tego rodzaju, iż aby ją otworzyć lub wyłamać wiele siły było potrzeba? Czy kobieta była w stanie temu zaradzić? Musimy to wiedzieć koniecznie, ponieważ w przeciwnym razie rodzi się przypuszczenie iż Joanna Fortier miała wspólnika.
— Kassa żelazna — odpowiedział Ricoux — mimo, iż zamykała się dobrze, nie stawiała wielkiego oporu. Była ona starej konstrukcyi. Nieraz zwracałem i na to uwagę pana Labroue. Kobieta tak silna fizycznie, jak Joanna, mogła dokonać włamania.
— Sądzisz pan, iż skoro uprzątną gruzy fabryki, będzie można odnaleść szczątki tej kassy?
— Przypuszczam, rzekł Ricoux ponieważ zrobioną była z blachy żelaznej.
— Co?... z blachy żelaznej?
— Tak, panie.
— W każdym razie, jeśli jej nie ukradziono, znajdziemy w niej szczątki roztopionego metalu z owych trzech tysięcy franków w złocie, o których pan mówiłeś przed chwilą.
— A czy mógłbyś pan stwierdzić obejrzawszy ranę, jakiego rodzaju bronią zabiła pana Labroue? przerwał prokurator, zwracając się do assystujących i lekarza.
— Tak, bronią tą był nóż, którego ostrze przebiło mu serce. Śmierć nastąpiła natychmiast.
— Zabójca więc zadając cios, wytężył wszystkie siły, zapytał urzędnik; jeden wszakże szczegół zdaje mi się być nieodgadniętym w tej sprawie.
— Jaki? — zapytał sędzia.
— A to, że Joanna Fortier, działając bez obawy przytrzymania przy spełnianiu zbrodni, wiedząc, że pan Labroue jest nieobecnym i że nie wróci jak za dwa dni, dlaczego była uzbrojoną?
— Pan prokurator wciąż wierzy jak widzę w istnienie wspólnika? — wyrzekł naczelnik policyi.
— Tak, wierzę! — Kobieta niezdolną jest do spełnienia takiej zbrodni.
— Racz pan wziąść pod uwagę, że Joanna Fortier była wyjątkowo energiczną!... zawołał kasjer Ricoux.
— Prócz tego — rzekł sędzia — mogła uzbroić się nożem, celem podważenia zamku w kassie. Ucieczka najlepiej winę jej stwierdza.
— Na pierwszy rzut oka nie przeczę. Czy znasz pan jej stosunki. Była wdową... być może miała kochanka?
Kilka osób badanych odrzekło na to przecząco, gdy nagle mechanik fabryki wraz z żoną podszedł ku drzwiom remizy prosząc o głos.
Dozwolono mu wejść.
— Panie sędzio śledczy — rzekł — przynoszę dowód spełnienia zbrodni ręką Joanny Fortier, ku czemu zgromadziła zapas petroleum.
— Zkąd pan wiesz o tem?
— Obecna tu moja żona rozmawiała z właścicielką korzennego sklepu w Alfortville, z tą która sprzedała Joannie Petroleum.
Sędzia dał rozkaz przyprowadzenia właścicielki sklepu. W pół godziny ukazała się pani Franciszka, drżąc cała na widok zgromadzonego sądu i policyi.
— Czy znałaś pani wdowę Joannę Fortier? — zapytał ją sędzia.
— Tak... znałam oddawna.
— Przypominasz sobie, żeś jej sprzedawała petroleum?
— Doskonale to pamiętam... Przed czterema dniami po południu, przyszła do mnie z swym synkiem i blaszanką w ręku, po cztery litry; wydawało mi się to za wiele. Odmierzyłam jej jednak takowy.
— Dlaczegóż to pani zdawało się zbyt wielką ilością?
— Ponieważ w wilją dnia tego, sprzedałam jej również cztery litry. Na czynioną przezemnie uwagę, odpowiedziała że malec jej swawoląc wywrócił blaszankę. „Mógł wzniecić pożar, rzekłam wtedy do niej. Bądźże nadal pani ostrożną, jest to płyn parny, pamiętaj że to fabryka!...“
— Jakże pani uważasz Joannę Fortier?
— Wydaje mi się być dumną... ambitną...
— Zkąd przypuszczasz to pani?
Właścicielka sklepu opowiedziała tu dosłownie rozmowa zaszłą pomiędzy nią a wdową Fortier. Niezwłocznie spisano akt oskarżenia przeciw Joannie i rysopis nieszczęśliwej kobiety rozesłano do wszystkich oddziałów żandarmeryi w departamencie Sekwanny.
— Doktór spisał już akt zejścia — rzekł prokurator do kasjera, upoważniam przeto pana do pochowania zwłok pana Labroue. Zechciej się pan porozumieć w tym względzie z siostrą zmarłego panią Bertin, która w skutek pańskiej depeszy z pewnością jest już w drodze do Alfortville O jej przybyciu zawiadomić mnie proszę. Dziękuję panu za jego poświęcenie i gorliwość. Kassjer oddalił się; urzędnicy wraz z doktorem odjechali również do Paryża, pozostawiwszy na straży dwóch policyjnych agentów na miejscu ponurej zbrodni.