Podpalaczka/Tom III-ci/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | III-ci |
Część | druga |
Rozdział | IX |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chwila milczenia nastąpiła po ostatnich słowach Harmant’a.
Ależ to ty ojcze kaczej wytwarzasz sobie czarne myśli bezpotrzebnie — ozwała się Marya. — Dlaczego patrzysz jedynie w smutną stronę życia?
— A czyliż dla mnie inna istnieje? — pytał milioner.
— Bez wątpienia. — Biegłabym wyjść za mąż, a nie rozłączać się z tobą.
— Nie lepiej byłożby zostać przez czas jakiś jeszcze tak, jak jesteśmy?
— Mówisz jak samolub mój ojcze, wybacz mi... lecz to źle z twej strony, Wszak powinieneś był nieraz pomyśleć o tem, że nadejdzie dzień, w którym me serce nietylko do ciebie należeć będzie...
— Myślałem o tem wielekroć razy, a zawsze z ciężką boleścią. Mówiłem sobie, że kiedyś oddasz większą część swojego serca obcemu! Wiem to, i czuje, iż owa fatalna chwalą nastąpić musi, lecz staram się ją jak najdalej odsunąć, obok czego wymarzyłem coś sobie...
— Cóż takiego?
— Majątek jaki zbieram dla ciebie, dozwala mi sięgać ku związkom z najznakomitszemi rodzinami kraju. Gdyby się. tobie podobało zaślubić księcia, znalazłbym go gotowym do udzielenia ci swej mitry w zamian za miliony. Pragnę dla ciebie męża, zajmującego wysokie stanowisko w społeczeństwie, męża, którego nazwisko chwałą okryłoby mnie i ciebie zarazem.
— Czy jednak to przyniosłoby mi szczęście? — przerwała Marya żywo. — Tytuł kupiony za miliony, jak to wyrzekłeś, ojcze, przeć® chwilą, jak wszystko co się kupuje za pieniądze, nie zadawalnia serca, nie przynosi mu prawdziwej radości. Ja marzę ojcze zarówno, lecz nie o księciu, ale o mężu, któryby mnie kochał prawdziwie, wiedząc dobrze, że każdy z tych wielkich panów zaślubiając mnie dla majątku, przyniósłby mi w darze obojętność.
— A któżby cię nie ukochał? — zawołał Harmant.
Mary a pochyliła głowę w milczeniu, oczy jej nabiegły łzami, myślała o Lucyanie Labroue.
— Dyskutujemy jednak o dalekiej przyszłości — zaczął na nowe przemysłowiec — wszakże nie myślisz wydać się za mąż... nie kochasz jeszcze nikogo?
— W kwestyi małżeństwa, mam wyprost przeciwne twoim zapatrywania, mój ojcze — odrzekło dziewczę, podnosząc głowę. — Świetnych związków niepragnę dla siebie wcale, nie wymagam, ażeby człowiek, którego zaślubię posiadał majątek. Chcę w nim widzieć jedynie trzy najważniejsze zalety: szczerość, stanowczość i odwagę. Z tem, posiada się wszystko co trzeba, by zdołać zostać czemś na najskromniejszem nawet stanowisku. Sercu udzielam pierwszeństwa przed tytułem i przed wtorkami złota — mówiła dalej. — Nazwiesz mnie może niepraktyczną marzycielką, wiem o tem... jak wiem zarówno, iż wiele kobiet dzisiejszych, śmiechem by przyjęło to moje twierdzenie. Mniejsza z tem... zdania mojego nie zmienię i jeśli kiedy wyjdę za mąż, to tylko według mych własnych idei.
Harmant słuchał swej córki obojętnie, z uśmiechem pobłażania, jak się słucha dziecka, wysnuwającego dziwne, niepraktyczne rojenia: w głębi rzeczy jednakże rozumiał, iż wszystko co mówiła, odnosiło się do człowieka, którego kochała, do Lucyana Labroue. Być może, iż owa miłość nie dosięgnęła jeszcze tego punktu, gdzie wszystko ustępuje przed namiętnością, istniała już ona jednak widocznie, a to jej istnienie napawało trwogą Jakóba Garaud.
Tak, mimo całej nikczemności charakteru tego nędznika, przerażała go myśl oddania swej córki Lucyanowi. Czuł, iż krew mu w żyłach lodowacieje ni wspomnienie złączenia ręki swego dziecięcia z dłonią Człowieka, któremu ojca zamordował.
— Dobrze zrobiłam — myślała Marya jednocześnie, nie odgadując tego, co się działo w duszy jej ojca — tak... dobrze uczyniłam, wyprowadziwszy na jaw tę kwestyę; wiem teraz, co ojciec mój dla mnie projektuje... Przed jego wolą wszelako, pierwszeństwo mieć musi ma wola. Jeżeli przekonani się, że Lucyan mnie kocha, powiem: Ja chcę! i musi to zostać spełnionem.
Długie milczenie nastąpiło po ostatnich słowach dziewczyny; ojciec i córka siedzieli w zadumie, nie nie mówiąc do siebie, aż wreszcie Harmant przemówił pierwszy.
— Czy wyjedziemy gdzie dzisiaj?
— Jak chcesz mój ojcze... Możemy wyjechać dla oddania wizyt znajomym. Radabym nawet zobaczyć się z córką pani Wiliamson, mieszkającą wraz z rodzicami przy ulicy Bonapartego.
— Najchętniej! Podczas gdy bawić będziesz u swej przyjaciółki, ja odwiedzę Jerzego Darier, z którym nie widziałem się jeszcze po moim powrocie.
— Lecz czy zastaniesz go ojcze w domu, w niedzielę?
— Bezwątpienia... powiedział mi, iż zwykle w niedzielę nigdzie nie wychodzi.
— A więc i ja wraz z tobą pojadę do niego — zawołała Marya, ożywiając się na myśl, iż Jerzy będzie zapewne mówił o Lucyanie.
— Czyliż to jednak wypada? — odważył się zaprotestować Harmant.
— Czemu nie? — odpowiedziała — córka w towarzystwie ojca, może iść wszędzie.
— Dobrze... razem więc pojedziemy. Darier pisał do mnie przed trzema dniami, nie miałem dotąd czasu na list jego odpowiedzieć.
— Dziękował ci ojcze zapewne, za przyjęcie pana Labroue...
— Tak, lecz w tym razie, nie on mnie, ale ja jemu winienem być obowiązanym.
— Jakto?
— Ponieważ Jerzy Darier oddał mi prawdziwą przysługę, rekomendując swego przyjaciela.
— Jesteś więc zadowolonym z pana Labroue?
— Bardzo... jest to chłopiec niepospolitych zdolności, przytem zna swoje rzemiosło doskonale!
— A obok tego tak dobrze wychowany, uprzejmy, szlachetny, prawdziwy dżentelmen — dodała z zapałem. — Widzisz więc ojcze, żem się nie omyliła, odkrywszy w nim te wszystkie zalety przy pierwszem widzeniu.
Harmant bacznie spojrzał w swą córkę.
Mówiąc to, dziewczę mocno się zarumieniło i przez chwilę wyrzucała sobie, iż za zbyt może dozwoliła owładnąć się uniesieniu, wkrótce jednakże przybrała spokojność.
— Może to i lepiej — myślała — iż dorozumiewa się, że ja kocham Lucyana. Gdy chwila walki nadejdzie, łatwiejszem mi będzie zwycięztwo.
Były nadzorca wydał rozkaz aby zaprzęgano do powozu.
— Idź, ubierz się, drogie dziecię — rzekł — i ja się również przygotuję.
— Za kwandrans powrócę — odpowiedziała, udając się do swego pokoju.
W pół godziny potem, elegancki powóz zaprzężony w parę doskonale dobranych anglo-normandzkich biegunów, unosił ojca i córkę ku ulicy Bonapartego.
Była blisko druga godzina, gdy wysiadali przed mieszkaniem młodego adwokata, a powziąwszy wiadomość od odźwiernego, że lokator był w domu, weszli na drugie piętro.
Przed dziesięcioma minutami Lucyan Labroue wyszedł od swego przyjaciela.
Jerzy rozmawiał wesoło z Edmundem Castel, gdy nagle dzwonek przy drzwiach zadźwięczał, a jednocześnie Magdalena weszła z oznajmieniem, iż pan Paweł Harmant wraz z córką znajdują się w salonie.
— Ach! — zawołał Jerzy — otóż niespodziewana wizyta... dziś, nadewszystko, mój opiekunie — rzekł do Edmunda Castel — wyjdź wraz ze mną, przedstawię cię temu kolosowi przemysłu naszej epoki, jest to pryncypał Lucyana Labroue.
— Radbym go poznać.
Tu oba udali się do salonu.
— Witam pana... witam! kochany panie Harmant i panią, panno Maryo — wołał Jerzy, ściskając rękę milionera — łaskawe odwiedziny państwa, sprawiają mi niewymowną radość.
— Przybywam drogi mój adwokacie — rzekł przemysłowiec — ażeby odpowiedzieć na twój list, doręczony mi przed kilkoma dniami.
— Zawstydzasz mnie pan — odparł Jerzy — zamiast listownie, powinienem był osobiście złożyć ci moje podziękowanie, jak również i pannie Maryi, za uprzejme przyjęcie mego protegowanego. Miałem to uczynić, lecz nawał pracy przeszkodził mi w dopełnieniu tego obowiązku. Racz mnie pan przeto mieć za usprawiedliwionego i pozwól zarazem przedstawić sobie jednego z najlepszych moich przyjaciół, opiekuna mojego, pana Edmunda Castel, którego nazwisko jak mniemam, jest dobrze ci znanem.
— Nie tylko znam nazwisko pana Castel, lecz i wysoki jego talent, który uwielbiam — Marya odpowiedziała.
— Jak i ja również — dodał Harmant. — Słyszałem bowiem pochwały; oddawane przez znawców pracom pana Castel.
Edmund w krótkich słowach wyraził swą wdzięczność za tak uprzejmą ocenę.
— W tym roku dajesz pan co do Salonu? — pytała Marya.
— Nie pani — odrzekł artysta — od lat dwóch wystarcza mi zaszczyt należenia do grona sędziów Wystawy.
— Nie umiem panu wyrazić panie Harmant — mówił Jerzy — o ile uczęśliwiła mnie wiadomość, że mój przyjaciel Labroue został przyjętym do pańskiej fabryki... Dozgonnie panu za to wdzięcznym pozostanę.
— My to... my raczej — odparła Marya — wdzięcznemi być panu winniśmy, ponieważ mój ojciec twierdzi, że w panu Labroue prawdziwy dla siebie skarb znalazł.
— W rzeczy samej — rzekł przemysłowiec — w pańskim protegowanym, szacownego odnalazłem współpracownika.
— Spodziewałem się tego — mówił Darier — a nawet mogę powiedzieć, iż pewien byłem zadowolenia z pańskiej strony, znając wysokie zalety mego towarzysza. Jest on panu wielce obowiązanym, uważając cię jako swego dobroczyńcę, w czem ma słuszność zupełną, gdybyś pan bowiem nie podał mu ręki, chłopiec ten oddałby się był rozpaczy.
— Rozpaczy? — powtórzyła Marya, drżąc pomimowolnie.
— Tak, zwątpił on już o sobie samym i o swej przyszłości... Zwątpienie wiedzie ku zniechęceniu, a to ostatnie do rozpaczy prowadzi. Lucyan wiele wycierpiał w swem życiu, niezasłużenie; należało mu się teraz nieco szczęścia dla zabliźnienia ran, ciężką dłonią losu zadanych.