<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Podpalaczka
Podtytuł Powieść w sześciu tomach
Tom III-ci
Część druga
Rozdział XV
Wydawca Nakładem Księgarni H. Olawskiego
Data wyd. 1891
Druk Jana Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La porteuse de pain
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

— Doświadczasz zatem bicia serca? — pytał z niepokojem Harmant.
— Nie, jest to niepozwalające określić się cierpienie. Czuje, jak gdyby jakaś ręka, wsunąwszy się w głąb moich piersi, uciskała mi serce. Ojcze — dodała po chwili przyciszonym głosem — chcę przed tobą złożyć wyznanie... wyjawić ci całą prawdę...
— Mów, ukochana...
— Najwyższem mojem cierpieniem — mówiła, ujmując rękę Harmanta i zwracając ku niemu oczy napełnione łzami — jest obawa zasmucenia ciebie. Pojmuję, iż marzyłeś dla mnie o tem, co nazywają świetnem małżeństwem, to się znaczy o związku z bogatą rodziną, z tytułem, z nazwiskiem... wszak prawda?
— Tak, marzyłem dla ciebie o tak wysokich koligacyach którychby ci zazdrościły wszystkie kobiety.
— A więc zaprzestań już marzyć o tem, ponieważ urzeczywistnienie tych snów jest niepodobnem. Jedno, jedyne tylko małżeństwo mogłoby mnie uszczęśliwić. Jeżeli to spełnić się nie da, nigdy za mąż nie wyjdę. Ojcze! od dwóch miesięcy cierpię niewypowiedzianie, zmuszoną będąc ukrywać przed tobą tajemnicę, jaka przytłacza mą duszę. Od dwóch, miesięcy ja kocham kogoś...
Jakób Garaud zadrżał.
— Lucyana Labroue... nieprawdaż? — zawołał.
— Wiesz zatem — wyrzekło dziewczę, tuląc ku piersiom ojca swą głowę.
— Odgadłem to...
— A więc tak... ja jego kocham... kocham go nad życie... kocham go nad wszystko na święcie!..
Harmant zachwiał się i pobladł.
— Lecz biedne dziecię — wyjąknął po chwili — jest to bezrozumna, szalona miłość!..
— O! nie mów mi tego... nie mów!.. — zawołała Marya; wybuchając łkaniem; — nie staraj się mnie przekonać rozumowaniem, bo to daremne! Nic w świecie nie zdoła wyrwać z mego serca owej miłości, stanowiącej część mojej egzystencyi! Zresztą dla jakich powodów miałaby to być bezrozumna miłość? Lucyan Labroue jest ubogim, a my jesteśmy bogaci... to prawda... Lecz cóż to znaczy? Lucyan Labroue nie pochodzi z książąt, ni hrabiów, lecz czyliż i my zarówno mamy prawo liczenia się do arystokracyi? Dla pozyskania tytułu mamże sprzedać me serce? Ach! gdybym się czuła być zdolną do podobnej podłości, gardziłabym sama sobą! Lucyan posiada zdolność do pracy, odwagę, silną wolę, wszystko, czego potrzeba dla zdobycia sobie przyszłości... Kocham go!.. I gdyby nawet nie posiadał powyższych zalet, kochałabym go zarówno. Ty nie chcesz ojcze — mówiła dalej — abym rozłączyła się z tobą, uczyń Lucyana swoim wspólnikiem, a nie opuszczę cię więcej. Utworzymy jedną rodzinę: będziesz kochanym przez Lucyna jak jesteś przezemnie, zyskasz dwoje dzieci, w miejsce jednego... Czyż wszystko to nie jest więcej warte, po nad tytuły?
Jakób Garaud siedział w milczeniu.
— Wszak kochasz mnie ojcze? — zawołała dziewczyna.
— Czy cię kocham — odrzekł — ach! pytasz mnie o to, uwielbione dziecię.
I zabójca Juliana Lobroue przycisnął córkę do swego serca z uczuciem najtkliwszej ojcowskiej miłości.
— Zatem nie chciałbyś widzieć mnie umarłą?
— Ciebie... umarłą... Ach! oddałbym własne me życie, ażeby twoje ocalić!
— Nie chodzi tu o oddanie życia lecz o przyjęcie Lucyana za syna... Od ciebie zależy teraz aby me zdrowie wróciło... Jeśli odmówisz... zabijesz mnie... zabijesz!
Paweł Harmant objął swą głowę rękoma, zdawało ma się, że ból rozsadzi mu czaszkę.
— Boże... mój Boże! — jęknął — ileż wycierpieć mi dajesz!..
— Cierpieć? — zawołało dziewczę z obawą — ależ dlaczego? To, o co cię proszę, jest tak małą rzeczą.
— Maryo!.. dziecię ukochane... — jęknął z wysileniem, nie żądaj tego odemnie...
— Dlaczego?
— Ponieważ Lucyan Labroue nie może zostać twym mężem...
— Nie chcę innego... nie chcę!.. — wołała z rozpaczą.
— Zapomnisz o nim...
— Nigdy!.. umrę raczej... — szepnęła głosem taksłaWm jak powiew wiatru, przyciskając rękę do serca i przechyliwszy się w tył, padła zemdlona.
Harmant przestraszony, oszołomiony trwogą, ukląkł przy nogach córki.
— Maryo!.. najdroższe dziecię... — wołał — wróć do przytomności... nie umieraj! Wszystko wypełnię co żądasz... przyjmuję wszelką ofiarę... Wysłuchaj mnie... wysłuchaj, odpowiedz... Zostaniesz żoną Lucyana.
Marya nie odpowiadała, jej twarz była trupio biada, oczy zamknięte.
Jakób Garaud szalał z przerażenia. Pochwycił ręce dziewczyny, były zlodowaciałemi.
— Umarła! — wołał jak w obłędzie — umarła!.. Ja ją zabiłem. I poskoczywszy w stronę kominka chwycił za sznur od dzwonka szarpiąc nim gwałtownie.
Na głos ten wbiegła pokojówka.
— Moja córka umiera! — zawołał chrypliwym głosem, wskazując na dziewczę leżące bezwładnie.
Służąca z okrzykiem trwogi poskoczyła ku młodej swej pani.
Jednocześnie Marya z lekka się poruszyła.
— Wraca do przytomności... — wyszepnął Harmant z odblaskiem szczęści w spojrzeniu. Boże! miej litość nademną — wyjęknął — nie zabieraj mi jej... nie zabieraj!
I uniósłszy zemdloną zaniósł ją na łóżko.
Kilka kropel krwi ukazało się na ustach dziewczęcia.
Garaud cofnął się z przerażeniem.
Marya uniósłszy powieki spojrzała w około siebie.
— Lucyan... och! Lucyan — z cicha szepnęła.
— Uspokój się... — rzekł Harmant — pochylając się ku niej, będziesz żyła aby go kochać.
Te wyrazy jak iskrą elektryczną ożywiły chorą. Objąwszy rękoma głowę ojca, ucałowała go w oba policzki.
— Dasz mi go zatem? — wyszeptała z cicha.
— Tak... tak!
— Naprawdę?
— Przysięgam!
— Ach! jakżem szczęśliwą! — wyrzekła — radość powraca mi siły... wkrótce wyzdrowieję... ja nie chcę... nie chcę umierać!
Ucałowawszy swe dziecię, Jakób Garaud wyszedł z pokoju, poleciwszy ją staraniom pokojówki. Z progu zwrócił się raz jeszcze, obrzucając pełnem miłości spojrzeniem tę bladą twarz dziewczęcia, dotkniętą już prawie pocałunkiem śmierci.
— Do widzenia me dziecię — rzekł — bądź spokojną... w wieczór się zobaczymy.
Przed pałacem czekał zaprzężony powóz. Wskoczył weń przemysłowiec rozkazując wieść się do Courbevoie.
Głowa mu ogniem płonęła, ból rozsadzał piersi. Przestraszająca walna toczyła się w duszy tego człowieka, chodziło tu o ocalenie życia jego jedynego dziecięcia.
— Niech się co chce stanie! — zawołał z postanowieniem — małżeństwo to do skutku przyjść musi... życie Maryi od tego zależy... dla ocalenia jej, gotów jestem poświęcić sam siebie! Tu zamilkł.
— Kro wie, czy to nie najlepszy sposób odwrócenia zemsty Lucyana — dodał po chwili — po dokonanem małżeństwie nie śmiałby okryć hańbą człowieka, którego córkę zaślubił. Tak! to widoczne... Marya jest moim dobrym aniołem! Ów związek napełniający mnie trwogą, zbawieniem dla mnie być może!
Przybywszy do fabryki, zaczął przedewszystkiem załatwiać bieżące interesu, następnie korespondencye, poczem zwiedzał warsztaty z młodym dyrektorem robót, Lucyanem Labroue, prosząc go, ażeby wszedł wraz z nim do gabinetu.
Mimo wrodzonej swojej zręczności, Garaud czuł się być wielce zakłopotanym wobec palącej kwestyi jaką mu przychodziło wyjawić, co w rzeczy samej nie było łatwem do spełnienia, jak bowiem ofiarować rękę dziewczęcia o którą nie proszono wcale?
Przyponmiawszy sobie wszelako w jaki sposób działał Mortimer, na okręcie w czasie wspólnej podróży do Ameryki, również postąpić postanowił.
— Dziwnym trafem — myślał sobie — zbieg okoliczności jest tenże sam prawie. Co uczynił niegdyś względem mnie Mortimer, ja dziś zrobić mogę.
— Prosiłem pana, kochany panie Lucyanie — rzekł nagle, zwracając się ku młodemu dyrektorowi — abyś wszedł do mnie na chwilę, ponieważ w nader ważnym przedmiocie chcę z tobą pomówić.
Labroue zaciekawiony, słuchał z uwagą.
— Jestżeś zadowolonym ze stanowiska jakie tu zajmujesz? — pytał Harmant.
— W zupełności — odparł młodzieniec. — Dzięki hojności pańskiej wynagrodzenie jakie pobieram nie tylko iż mi wystarcza na przyzwoite utrzymanie, ale pozwala zarazem coś na bok odkładać. Po upływie lat kilku, będę mógł zebrać pewną kwotę...
— O jakiej marzysz?
— Tak...
— I która pozwoli ci urzeczywistnić swe plany najszlachetniejsze ze wszystkich w życiu człowieka.
Lucyan patrzył ze zdumieniem w mówiącego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.