Podpalaczka/Tom V-ty/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podpalaczka |
Podtytuł | Powieść w sześciu tomach |
Tom | V-ty |
Część | trzecia |
Rozdział | XX |
Wydawca | Nakładem Księgarni H. Olawskiego |
Data wyd. | 1891 |
Druk | Jana Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La porteuse de pain |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Mówiliśmy o pani źle do tego stopnia — zaczął żartobliwie artysta — iż cieszymy się calem sercem wiadomością, jaką nam pan Labroue udzielił.
— Jakąż to wiadomością? — pytała Marya z niepokojem, patrząc na Lucyana.
— Pan Labroue — rzekł żywo Edmund — mówił nam o wysoce szlachetnych propozycyach, czynionych mu przez ojca pani; mówił o współce projektowanej, a co więcej o związku, zapewniającym mu świetną i szczęśliwą przyszłość.
Córka Harmanta, promieniejąc radością, podeszła ku Lucyanowi zarumieniona i błyszcząca szczęściem.
— Mówiłeś pan to... panie Lucyanie? — szepnęła, podając mu rękę.
Nowe spojrzenie Edmunda, wskazało młodzieńcowi odpowiedź.
— Tak pani... — odrzekł, pokonywając w sobie wstręt do obłudy i kłamstwa — mówiłem Jerzemu o propozycyach pana Harmant, o współce majątkowej i związku, jakiego godnym mnie być osądził.
— I dodałeś pan... — szepnęła ledwie dosłyszalnym głosem.
— Dodałem... żem zrazu się wahał, nie wierząc w urzeczywistnienie snu, jaki przewyższał moje nadzieje.
— Aleś w to uwierzył nareszcie... — z pośpiechem dodał artysta — i przyjąłeś ofiarowane sobie szczęście.
Marya owładniona wzruszeniem, niepostrzegła, że to Edmund Castel, a nie Lucyan kończył przerwane zdanie.
— Mówiłżeś pan mojemu ojcu o decyzyi z swej strony — pytała rozradowana.
— Dotąd... jeszcze nie, pani... — wyszepnął Labroue.
— Lucyan jest nieco bojaźliwym — rzekł Edmund — myśli zazwyczaj więcej, niż mówi, ale my obaj z Jerzym Barier mamy nadzieję zostania wkrótce świadkami jego szczęścia.
— Świadkami? — pytała Marya z uśmiechem — w jakiem znaczeniu?
— W najprostszymi w świecie! Lucyan znając dobrze naszą dla siebie życzliwość, nie zawarłby małżeństwa bez zaproszenia nas na zaślubiny.
Oczy dziewczęcia zapełniły się łzami.
— O! przebacz mi pan... — wyrzekła, spoglądając na artystę, z wyrazem głębokiego uczucia... — przebacz jeśli płaczę... są to łzy radości... tobie je zawdzięczam i z głębi duszy za nie ci dziękuję... Nigdy nie zapomnę, że to ty je, panie, wywołałeś! Po chwili zwróciła się ku Lucyanowi:
— Bo pana teraz należy — wyrzekła z uśmiechem — porozumieć się z mym ojcem i oznaczyć dzień ślubu. Wszystko, co postanowicie obaj, naprzód przyjmuję.
Jerzy nie rozumiejąc dobrze, co zaszło, lecz domyślając się, że przed jego przyjściem Lucyan z Edmundem ułożyć coś zapewne musieli, zlekka skinął głową.
Głos dzwonka oznajmił przybycie Harmauta.
— To mój ojciec! — zawołała Marya. — Pamiętaj pan, aby nie dostrzegł portretu.
— Nie zobaczy go... bądź pani spokojną.
Służący oznajmił wizytę przemysłowca, Edmund polecając, aby wprowadzono go do pracowni, szepnął aa ucho Lucyanowi:
— Ależ do czarta!.. graj że sam twą rolę! Niepodobna mi jest wciąż mówić za ciebie!
Harmant zdziwił się również jak i Marya, zastawszy w pracowni Lucyana i Jerzego, do którego zwrócił się po przywitaniu z gospodarzem.
— Jak to dobrze — rzekł — iż spotykam cię tu, mój adwokacie, mam ważny do ciebie interes.
— O cóż chodzi?
— Jutro ci opowiem w twojem mieszkaniu. Będziesz w pałacu Sprawiedliwości?
— Nie! jutro z domu nie wychodzę wcale...
— Przybędę więc z rana do ciebie, a teraz kochany nasz artysto — rzekł do Edmunda — należy mi tobie wyjaśnić cel moich odwiedzin, jeżeli moja córka dotąd tego nie uczyniła.
— Nie... oznajmiłam tylko, że przybędziesz, mój ojcze.
— Wyznałem ci kiedyś — mówił dalej przemysłowiec — że nie znam się wcale na malarstwie. Brak mi poczucia artystycznego. Jest to najsłabsza ma strona.
— Nie można być ojcze wszechstronnie doskonałym... — wtrąciła Marya z uśmiechem.
— A jednak mimo to bywa, iż jakiś obraz zachwyci mnie, lub też przeciwnie: nie mógłbym jednak potwierdzić, czyli koloryt jest dobry, albo rysunek poprawny. Ulegam instyktownie wrażeniu zkąd łatwo w błąd wprowadzonym być mogę. W takim wypadku, potrzebuję znawcy do ocenienia. Marya tworzy w pałacu małą galeryę obrazów, jaka niezaprzeczenie wysoką wartość mieć będzie, ponieważ pan, panie Castel, kierujesz jej wyborem w tym razie. Otóż proponują mi nabycie obraza Rubensa, poręczając za autentyczność, lecz czyli on jest oryginałem w rzeczywistości, o to nam właśnie chodzi. Obraz ten niezmiernie mi się podobał — mówił dalej przemysłowiec — słyszałem jednak, że istnieje mnóstwo kopij ze starożytnych oryginałów; nie jestże ów Rubens jedną z podobnych? Żądają za utwór ten wysoką cenę, którą byłbym gotów wreszcie zapłacić, ale nie obciąłbym zostać oszukanym. Otóż, przychodzę prosić cię, panie Castel, byś zechciał rozciąć tę kwestyę.
— Jestem na pańskie rozkazy... Gdzież się znajduje ów obraz?
— U jednego z kupców, przy ulicy des Martyrs.
— U Weymanna... nieprawdaż?
— Tak... właśnie...
— Obraz ten ma metr wysokości, a około dwudziestu metrów szeroki, przedstawia Bogów Olimpu.
— W rzeczy samej... widzę, iż pan znasz to dzieło. Cóż o nim sądzić? mamże go nabyć?..
— Nie czyń pan tego.
— A więc wadliwem jest ono?
— Bynajmniej... utwór to średniej wartości, lecz w każdym razie jest to tylko kopia, nic więcej. Weymann żąda od pana pięćdziesiat tysięcy franków. Odginaj wartby był tę sumę, lecz kopia najwyżej warta sto luidorów. Zatem nie kupuj pan.
— Dzięki... po tysiąc razy dzięki, za tą dobrą radę. Wyświadczyłeś mi pan prawdziwą przysługę.
— Szczęśliwy jestem, żem mógł to uczynić — odrzekł artysta. — A teraz — dodał — kochany panie Harmant, mam z panem o czemś pomówić.
— Jestem na pańskie usługi... o cóż chodzi?
— Wyznacz mi proszę dzień i godzinę, w których mógłbyś mnie przyjąć u siebie.
— Od pana to zależy... drogi, kochany artysto. Miałżebyś o czemś ważnem ze mną do pomówienia?
— Tak... jestem w tym razie posłem mego przyjaciela Lucyana Labroue — rzekł Edmund, rzucając na młodzieńca znaczące spojrzenie.
Zrozumiawszy je Lucyan, zadrżał.
— Aha! — odparł przemysłowiec, spoglądając na młodego dyrektora robót.
— Wiadomo panu — mówił dalej Castel — że Lucyan jest sierotą.
— Tak... tak! — wymruknął Garaud, marszcząc czoło pomimowolnie.
— Otóż pan Labrone prosił mnie, bym mu zastąpił ojca w tym razie...
Harmant podniósł się nagle zmieniony. Czoło rozpogodziło mu się, jak gdyby cudem.
— Zgaduję o co chodzi... — wyrzekł z uśmiechem. — Lucyan przyjmuje moją ofiarę, stanowimy więc odtąd, panowie, jedną rodzinę, ponieważ obaj jesteście serdecznymi przyjaciółmi Lucyana, możemy zatem mówić otwarcie. Pan Labroue, wiedziony wysoką delikatnością, co w każdym razie zwiększa mój szacunek dla niego, prosił mnie o udzielenie sobie czasu dla głębszego rozmyślenia. Chwila zdecydowania się jego nadeszła, co zawdzięczam wpływowi panów i za co szczerze dziękuję. Zgaduje zatem, iż celem pańskiej wizyty u mnie, kochany artysto, będzie prośba Lucyana o rękę mej córki?
Lucyan, ulegając pomimowolnie wpływowi Edmunda Castel, wyjąknął z cicha:
— Tak, panie...
— Zatem kochani przyjaciele, prośba przyjętą zostaje — rzekł Harmant — ponieważ naprzód była przewidzianą. Potrzebujemy jedynie teraz ułożyć niektóre przedwstępne szczegóły... Liczę w tym względzie na pana Jerzego Barier, uważając go, jako pierwszorzędnego prawnika, zechce on ułożyć wraz ze mną paragrafy kontraktu, jakie przedstawię następnie mojemu notaryuszowi.
— Jestem na pańskie rozkazy — rzekł Jerzy.
— Chodzi tu o pannę Maryę... — dodał z uśmiechem Harmant.
Dziewczę rzuciło się ojcu w objęcia, okrywając go pocałunkami.
— Och! jakżem szczęśliwa!.. — wołała — zdaje mi się, że to sen jakiś rozkoszny...
— Otóż tedy co proponuję... — zawołał przemysłowiec. — Czy macie panowie jaki ułożony projekt na dzień dzisiejszy?
— Mieliśmy go razem przepędzić — odparł Edmund Castel.
— Nie rozłączając się przeto, sprawicie mi największą przyjemność, obiadując wraz z nami przy ulicy Murillo.
Propozycya milionera ułatwiła wykonanie planu artyście, nie pytając się więc swych obu młodych gości:
— W imieniu moich przyjaciół i swojem — odrzekł — przyjmuję pańskie zaproszenie.
— Zatem spieszę do domu... — wołała Marya z radością. — Ty ojcze wynajdziesz sobie powóz w mieście, ja naszym odjeżdżam do pałacu, dla wydania poleceń względem przygotowania obiadu.
— Jedz, moje dziecię... — rzekł Harmant — wkrótce połączymy się z tobą.