Poezye Gustawa Zielińskiego/Życiorys autora/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życiorys autora |
Pochodzenie | Poezye Gustawa Zielińskiego |
Wydawca | Własność i wydanie rodziny |
Data wyd. | 1901 |
Druk | S. Buszczyński |
Miejsce wyd. | Toruń |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom I |
Indeks stron |
Druk „Kirgiza“ sprowadził wymianę listów pomiędzy Gustawem Zielińskim a bratem spółwygnańca, Januarym Januszkiewiczem[1], który lubo pisał nieortograficznie, był zapalonym wielbicielem poezyi i utrzymywał stosunki z literatami, księgarzami i drukarzami. On to zajmował się sprawą druku i spieniężaniem wydrukowanej książki. Za odbitych 600 egzemplarzy „Kirgiza“ wziął księgarz gotówką r. 25, oraz 100 egzemplarzy do rozprzedania. Ponieważ cena egzemplarza wynosiła kopiejek 30, więc dochodu mógł autor mieć najwyżej 125 rubli; a że musiał wiele egzemplarzy rozdarować, owa szczupła sumka jeszcze się bardziej zmniejszyła. W miarę rozprzedaży, January Januszkiewicz przysyłał Zielińskiemu książki, jakie tenże mieć zapragnął. Wtedy to nabył na własność, wydane wówczas tomy „History i literatury polskiej“ Wiśniewskiego[2]; wtedy również żądał książek, któreby go zaznajomiły z czasami Zygmunta Augusta; zamierzał bowiem pisać dramat o Barbarze Radziwiłłównej. Z tego planowanego utworu, nie posiadamy dziś najmniejszego nawet śladu. Być może, powrót do kraju, usilnem staraniem rodziny wyjednany, w drugiej połowie r. 1842, odwrócił myśl poety w zupełnie inną stronę.
Z tej powrotnej podróży posiadamy drobne jeno i oderwane zapiski Gustawa. W Ekaterynburgu dnia 9-go października 1842 roku, pisał: «Drugi dzień jak jestem w Rosyi, a za parę godzin będę w Europie. Wyjechałem w najgorszą drogę z Tobolska; pierwsza stacya najlepszą była próbą dla mojej powózki, bowiem ciągle staccato. Dalej droga coraz się zaczęła polepszać; nareszcie wyjechawszy z granic Syberyi, od stacyi Markowa, zaczęło się szosse tak doskonałe, jak najlepsze belgijskie lub polskie; ostatnia dopiero stacya pod Ekaterynburgiem w niczem nie ustąpi pierwszej od Tobolska — sądziłem, że powózka nie wytrzyma. Na drodze żadnych przygód. Kiedym wyjeżdżał z granic Syberyi, z pilnością obserwowałem w lesie słupy graniczne, aby oddać pokłon tej ziemi, na której się przeszło 8 lat spędziło, nie bez chwil gorzkich, ale też nie bez przyjemnych. Wyjeżdżając z granic Syberyi, zdawało się, że w inny świat wjeżdżam — czas najpiękniejszy, niebo wszystkie chmurki zdjęło z siebie; noc cicha, spokojna; na zachodzie różowa pręga od zorzy zachodniej, niby uśmiechająca się nadzieja; nie widać śniegu, który tu i owdzie w powiecie tiumeńskim ukazywał mi się. Od Kamyszłowa wszystkie wsi na drodze wytyczone drągami, aby porządnie i w prostych liniach się budowały; jestto ślad nowej organizacyi, która jeśli zechce odpowiedzieć zamiarom rządu, może o wiele polepszyć byt włościan. Od Kamyszłowa kraj coraz garbacieje — znać blizkość gór, które z ostatniej stacyi się pasmem swojem ukazują; lecz Ural w tem miejscu nie ma tego grandioso, jakie zwykle górzystemu miejscu towarzyszy; podnosi się piętrami zwolna, przeto i ostatni łańcuch, nie gór, a jakiegoś ciągu pagórków ma widok. Lubię góry, lecz nie mógłbym żyć w jakiejś dolinie zamkniętej górami; zdaje mi się, że brakłoby mi powietrza; o! milszy step ze swoim okiem niedosięgłym widokiem... Ekaterynburg, jedno z najpiękniejszych miast Rosyi, a przynajmniej z czasem niem będzie: ulice jakby place szerokie, mnóstwo domów murowanych a wszystko jak pałacyki w kolumnadzie. Nie mogłem widzieć żadnej fabryki, bo dzień niedzielny; zresztą sam Ekaterynburg ich nie ma, a tylko okolica. Cukiernia zupełnie na ład europejski — doskonały maraskino.»
Z dalszej drogi dopiero Smoleńsk zaznaczył się śladem wyraźniejszym. Tu Zieliński napisał wiersz: „Gwiazda“. Podróżny w pielgrzymiem odzieniu szedł z dalekich pustyń; ujrzaną gwiazdę wziął za swoją przewodniczkę, rozjaśniającą mu ciemności i przyoblekającą przedmioty w barwy tęczowe. Ale wnet zjawiła się niepewność, czy to nie ognik błędny, a zaledwie to pomyślał, już gwiazda zgasła. Pielgrzym jednak nie utracił ufności:
Błądzi — czarniejsze nakryły go chmury,
Pustynia wkoło, nigdzie świateł niema,
On przecież wzrok swój podnosi do góry
I w całem niebie szuka jej oczyma...
Serdeczne przyjęcie znalazł niedaleko Wilna w wiosce Dziahylni, gdzie przebywał January Januszkiewicz i jego matka, z którymi przez kilka miesięcy często korespondował.
W listopadzie był już w Warszawie. Znalazł się tu w gronie młodych poetów, z którymi w różnych czasopismach, jako autor sąsiadował. Niedługo jednak zabawił w stolicy; pośpieszył w strony rodzinne, w Lipnoskie, do stryja Józefa. Jak mu się te strony rodzinne po 8-iu latach niewidzenia wydały? — nie wiemy napewno; możemy jednak przypuścić, iż patrzył na nie podobnie, jak jego przyjaciel Czermiński, który wcześniej od niego bo w r. 1840 wróciwszy w Lipnoskie, taki dał obraz tamecznego towarzystwa w liście na Syberyę do Gustawa wyprawionym (27 lutego 1841).
«Chcesz słyszeć coś o twojej stronie, więc ci powiem: ta sama ziemia, ten sam stopień kultury, lasy się tylko więcej przerzedziły. Pod względem obyczajów maleńka zaszła zmiana. Jak dawniej, tak i dziś szlachta lipnoska nie myśli o jutrze, a że w tym roku zboże nie źle płaci, Lipno słynie zabawami, na których po 150 bywa powozów. Spojrzawszy na stosy butelek z szampanem lub od szampana, na kupy złota, któremi los wielowładnie rządzi, Lipno wystawia nam obraz Eldorado, nie bez tego, że wielu po tych szumnych zabawach będą mieli rachunek, do którego pośrednictwo komornika okaże się nieochronnem... W Lipnie jest i teatr, który się od września, pomimo srogich mrozów ciągle utrzymuje, co tem bardziej cię zadziwi, że reprezentacye odbywają się w stajni Rokickiego: — bez pieca. Scenę, a w tęgie zimna i parter, ogrzewają spirytusem w naczyniach rozstawionym: — masz tedy niezaprzeczony dowód postępu umysłowego. Na wsiach, gdy przed dwór zajedziesz, wita cię najprzód lokaj w godła heraldyczne ubrany i uwiadamia, czy Jaśnie Pan jest w domu, — jestto tytuł uzurpowany przez tych, co się z pierwszego postanowienia wylegitymowali; godła zaś powtarzają się za wejściem do pokojów: na meblach, srebrach, bieliźnie a nawet pieluszkach, boć się bielizna niszczy, a zniszczona na podlejsze idzie użytki. Stąd tylko na przyszłość dla sposobiących się w nauce heraldyki ta trudna do rozwiązania powstać może zagadka, dlaczego kiedy ojciec zyskał białe dla herbu pole, syn używa żółtego!... Jeżdżąc jak kwestarz od domu do domu, zajechałem i do Skępego; na nieszczęście Sędzia, co ciągle prawie w domu siedzi, wtedy wyjechał do Wąchorza. Sprawę wielką z miastem, wygrał świeżo w rekursie, co jak się rozumie, znacznie poprawiło jego interesa; przystąpił do Towarzystwa Kredytowego: nie wiem tylko, czy mu przyznają pożyczkę, z powodu że tylko w 49/50 się legitymował do dziedzictwa».
Od stryja Józefa wziął Gustaw w dzierżawę rozległy majątek, dawno, już za czasów Księstwa Warszaw. oczynszowany. W liście do Ignacego Orpiszewskiego z 31 maja 1843 r., krótko a dobitnie scharakteryzował swoje położenie: „O sobie to ci powiem, że jestem w ciągłym ruchu; w przeciągu kilku miesięcy przeszedłem z jednej ostateczności w drugą: z życia książkowego, spokojnego, literackiego, do życia pełnego czynności, kłopotów i ruchu. Objąłem znaczne dobra w dzierżawę: oprócz zatrudnień gospodarskich, spadł na mnie ciężar interesów procesowych, które mnie ciągle na bryce trzymają. Warszawa, Płock, Lipno i Skępe — miejscem mojego pobytu; stałe zaś zamieszkanie w Skępem, gdzie najmniej przebywam. O literaturze nie mam czasu i pomyśleć; ledwo dla gazety kilka się minut zostanie“. W r. 1847 po śmierci stryja, odziedziczył cały ogromny po nim spadek. Na krótko przedtem w r. 1846, jakby zamykając epokę młodzieńczą, wydał w Warszawie zbiorek „Poezyj“ swoich, w którym pomieścił same rzeczy dawniej już drukowane (str. 224).
Zaczął się tedy dla Gustawa Zielińskiego drugi okres jego życia, trwający dłużej, aniżeli pierwszy, pod względem wpływu społecznego na spół-obywateli niewątpliwie daleko ważniejszy i mogący dać możność kompetentnemu znawcy gospodarstwa, do skreślenia wizerunku człowieka, który trudem codziennym, rozumem bystrym, okiem czujnem, a przytem i sercem szlachetnem, osiągnął wyniki ogromne w podniesieniu gospodarstwa rolnego, zaprowadzeniu gospodarstwa leśnego na tysiącu blizko włókach obszaru, w ustanowieniu wzorowej administracyi. Pracy drobnej, mrówczej, oddawał się skrzętnie i z zamiłowaniem. Oto maleńki obrazek zajęć w drugim roku gospodarstwa, jaki w liście ze Skępego nakreślił: „Dziś pracowałem jak wół w pługu, dzień cały, ułatwiłem kilka korespondencyj i wyekspedyowałem 61 czynszowników. U mnie biuro jak rządowe. Czterech pomocników ciągle gryżdze i rachuje, a ja zgarniam monetę i kwestye rozstrzygam; stoły pełne piór, papierów, ksiąg, atramentu, kałamarzów, piasku; podłoga jak śniegiem, osypana szczątkami kwitów. Nad tem wszystkiem wznosi się mgła tytoniu, którego (wybacz) pozwalam sobie więcej nad pięć porcyj, ale wiesz, że bez fajki żadnej ważniejszej czynności przedsięwziąć niepodobna“.
Nie mając ani odpowiednich materyałów pod ręką, ani też kompetencyi, do skreślenia szczegółów takiej pracy, trwającej całe lat szeregi, muszę poprzestać na krótkiej, a nawet suchej notatce o tej tak ważnej i tak wpływowej stronie życia Gustawa Zielińskiego, uwydatniając głównie te chwile, kiedy go powoływano do pełnienia posług obywatelskich.
W r. 1850 wybrany został na prezydującego zebrania członków Towarzystwa Kredytowego gubernii płockiej, a odbytego w dniach 2 i 3 czerwca 1852 r. W r. 1856 został radcą dyrekcyi głównej Towarzystwa Kredytowego na lat cztery; w tymże roku postanowieniem Rady Administracyjnej Królestwa z 19 września, mianowany został sędzią pokoju powiatu Lipnoskiego. W r. 1857 decyzyą namiestnika z 24 listopada, powołany został na członka rady przemysłowej oddziału rolniczego, przy komisyi rządowej spraw wewnętrznych. W r. 1858 zostawszy członkiem świeżo naówczas utworzonego Towarzystwa Rolniczego, które doniosłą odegrać miało rolę w naszych dziejach najnowszych, w r. 1860 powołany był przez prezesa tegoż Towarzystwa, Andrzeja Zamojskiego, na prezydującego w sekcyi administracyjnej, podczas obrad ogólnego zebrania Towarzystwa Rolniczego, i na tem ogólnem zebraniu wybrano go na członka komitetu tegoż Towarzystwa. W czasie reform Wielopolskiego[3], którym sprzyjał jako zwolennik pracy organicznej, wybrany był na członka rady powiatowej powiatu Lipnoskiego, a przez komisyę rządową spraw wewnętrznych, reskryptem z 16 października 1862 r. mianowany został przewodniczącym tejże rady w pierwszym roku jej zasiadania. W roku 1858 założył wraz z Kleniewskim[4] i Jackowskim[5], pierwszą w kraju spółkę obywatelską: „Dom Zleceń rolników płockich“, kierując się przy jej organizacyi radami znanego ekonomisty, Falkenhagen-Zaleskiego[6]. Urok nazwiska, odpowiedzialność moralna i majątkowa, stanowiły wielkie poparcie dla tego przedsięwzięcia, które świetnie się mogło rozwinąć, ale niestety, z powodu rozmaitych przyczyn nie rozwinęło się. W. r. 1865 musiała nastąpić likwidacya; Zieliński, nie zważając na ofiary poprzednio poniesione, nie wahał się poświęcić kilkadziesiąt tysięcy rubli, byle tylko uczynić zadość zobowiązaniom.
W czasie powstania styczniowego r. 1863, jako jego przeciwnik, niechętnie był widziany przez przewódców ruchu. Jeden z nich powiedział: „Gustaw Zieliński jest szkodliwym dla naszych zamiarów, lecz za wysoko głowę nosi, byśmy sięgnąć po nią mogli; musimy więc zmusić go tylko do usunięcia się“. Jakoż Zieliński, widząc, że głosu chłodnej rozwagi nie usłuchają, wyjechał za granicę, ażeby uniknąć drobnych przykrości, których mu nie szczędzono.
Za granicą zaznajomił się dokładniej z prądami socyalizmu bezwyznaniowego i stał się jego wrogiem jako chrześcijanin, wyznający że „tylko dobrych środków dla osiągnięcia dobrych celów używać należy“. W tej myśli, skreślił r. 1865 wiersz, który później wydrukował „w miejsce przedmowy“ do poematu „Samobójca“. Oto poeta kończąc swą drogę, ujrzał się nad przepaścią straszliwą. Dalej niepodobna było iść, ani też się cofnąć; więc usiadł na skale i wzrokiem miłości obejrzał się na drogę przebytą, na której nie tylko rosły ciernie, ale i kwiaty, a za nią „horyzont mglisty, gdzie w mgły przezroczu tak cudne obrazy, że jako dziecię do swej matki łona ku nim się rwała dusza utęskniona“. Z głębokiej zadumy obudził go „krzyk dziki rzucany przez tłumy, co do przepaści rączym biegły skokiem, tłumy wpół nagie, całe w krwi i pianie gnane przez furye, smagane z wężów ukręconym biczem“. Jedna z tych furyj zrobiła wyrzut poecie, iż zapuszcza oto „w świat miniony, odziany mgłą ciemną“, a sama przedstawiła mu widoki przyszłości:
My śpieszym zdobyć dla siebie świat mowy,
Idź z mami! Widzisz chorągiew na przedzie
Krwawą i napis ognistemi słowy:
„Wszystko godziwe, co do celu wiedzie“.
Tam w głębi słyszysz świst machin i młoty;
To są cyklopów dzisiejszych roboty,
Olbrzymie huki przez przepaście wiążą,
Nurt rzek zwracają, łono ziemi drążą.
Oni przez lądy i przez oceany
Ścielą mam drogi do prędszej wygranej
I zajdziem dalej, parci siłą pary,
Niż wy na skrzydłach fantazyi i wiary...
Ale kto z nami, musi się obnażyć,
Zrzucić stroi zdarty, odwiecznej roboty,
Sumienia, wiary, i sławy, i cnoty;
Nam, co idziemy posiąść nowe światy,
Potrzebne szersze, wygodniejsze szaty,
Niż te, co nosił syn cieśli — któremi
Wolę i rozmiń skrępował ma ziemi.
Życie za krótkie, i czekać za długo,
By świat zdobywać pracą i zasługą;
My chcemy, dziejów poczynając kartę,
Wydrzeć — co tylko może być wydarte,
Burzyć — to nasza idea przewodnia,
A środki — sztylet, trucizna, pochodnia,
Gdy wszystko stare wysieczem i zwalem
Wtenczas wzniesiemy nową Jeruzalem!....
......... W pokorze i wierze
Chrześcijanie palmę wynieśli ze zgonu
I z Bogiem w sercu szli dawni rycerze,
Zatknąć znak święty na murach Syonu.
A wy bez Boga, bez cnót, bez zapału,
Bez żadnej myśli dodatniej, przewodniej,
Wy karły, z piętnem podłości i zbrodni
Frymarkiem chcecie dojść do ideału?!
Do wielkich czynów — wielkich cnót potrzeba!
Pokory, aby dostać się do nieba!
Wam niegdyś bratnie Timura zastępy,
Znikły w pustyniach, pożarte przez sępy,
Bo zbrodnia krótko dzierży berło świata,
Bóg dobrej sprawie tylko da zwycięstwo.
Cóż wam zostanie?... Sława Herostrata!...
I wieczne... tak, wieczne przekleństwo!
Wiersz to najznamienniejszy ze wszystkich, jakie w tej drugiej dobie swego życia Zieliński utworzył; wyraża bowiem dobitnie stanowisko autora wobec nowych prądów społecznych, które pojął z najjaskrawszej tylko ich strony.
Inne poezye w tym czasie pisane, nie dotykają kwestyj bieżących, obracając się w kole pojęć moralnych ogólniejszego znaczenia. Najobszerniejszą z pomiędzy nich jest fantazya p. t. „Pokusy“. Autor za tło obrał ulubione sobie stepy, jeźdźca pędzącego na koniu, tak jak w „Kirgizie“. Jeździec tu, to jakby nowy Herkules na rozstajnych drogach, tylko, że przed nim stają nie dwie, ale cztery postaci, wabiąc ku sobie. Pierwsza od strony Wschodu pędząca, polecała młodzieńcowi miłość, obiecując pokazać taką piękność, że „żadna hurys w Edenie Proroka, nie ma blasku tak czarnego oka, ani włosa z tak bujnymi sploty, ani ustek milszych do pieszczoty“. Druga postać, od strony Południa przychodząca, zachwalała bogactwo, za którem pójdzie uznanie i cześć społziomków. Trzecia postać od Północy przybyła, wystawiała zalety władzy, powiadając, że „rządzenia nie tak trudna sztuka, gdy się własnych korzyści nie szuka, gdy do siły łączy się przebiegłość, która wpoi bojaźń i uległość. Czwarta wreszcie postać mówiła krótko, ale o sprawie ogólnej, o obronie ojczyzny:
Gdy trzej wysłańcy z trzech stron jeźdźca stali,
I na odpowiedź w milczeniu czekali,
Nadbiegł i czwarty od zachodniej strony;
Znać pędził szybko, bo koń był spieniony,
A na ognistym przybywał rumaku:
Wronym bez zmiany. Sam, dorodny młodzian,
Od stóp do głowy w czarne szaty odzian,
Tylko miał orle pióro przy kołpaku.
Wraz za nim, łuna smugami krwawemi
Coraz się wyżej wznosiła od ziemi,
Szła do pół nieba, jak gdyby odbicie
Stepów płonących na nocy błękicie.
Przybyły ręką wskazał na pożary:
„Tam walka! spór to dawny, jak świat stary,
Dzikich najeźdźców, co za łupem gonią,
I tych — co swobód i swej ziemi bronią“
A nachylając się do jeźdźca ucha,
Szepnął mu słowo... Tym jednym wyrazem
Tak rozpłomienił młodzieńczego ducha,
Że bez wahania wyrzekł: „jedźmy razem!“
Jakoż dwaj jeźdźcy wespół się objęli,
Pomknęli czwałem i w ogniach zniknęli.
W formie dramatycznej napisał w tej drugiej dobie i wydrukował (r. 1856 Warszawa) urywek p. t. „Czarnoksiężnik Twardowski“. Składa się on z dwu ustępów, kończących dramat i odtwarza znane szczegóły podania gminnego. Znużony już życiem Twardowski, zapragnął rozrywki; przywołuje więc Szatana, by się o nią wystarał. Ten w zwierciadle czarnoksięskiem, ukazuje mu przecudną postać Hanny, oddanej przez brata do klasztoru. Następnie widzimy Hannę porwaną z klasztoru i zakochaną w tym, co ją porwał, ale nie wiedzącą, że to Twardowski. Gdy w karczmie, do której Szatan podstępnie Twardowskiego sprowadził, ludzie poznają głośnego czarodzieja, Hanna odstępuje od niego, ponieważ jej uczucie religijne jest niewzruszone. A że karczma nazywa się „Rzym“, następują sceny: zasłaniania się dzieckiem, a wreszcie oddania się mocy dyabelskiej, gdy się na jego słowo szlacheckie powołano. Śpiew godzinek, ułożonych przez Twardowskiego w młodości, śpiewanych przez dawną opuszczoną kochankę, w chwili porwania czarodzieja sprawia, że ciało jego zawisło w powietrzu. Chór aniołów śpiewa:
Dusza grzesznika zawisła w przestworze
U granic ziemskich i niebieskich dróg;
Długa pokuta zbawić ją może;
W dzień sądny przebaczy jej Bóg.
Inne zamierzone przez poetę większe całostki, jako to: rapsod o „Bitwie pod Grunwaldem“, gawęda na wzór Syrokomli p. t. „Kum Antoni“, pozostały fragmentami. Z wrażeń doznanych w Szwajcaryi, utworzył Zieliński poemacik opisowy: „Schyn-pass i Via mala“. Z wierszy lirycznych zasługują na uwagę: „Do Wincentego Pola“, „Do Teofila Lenartowicza“ i „Wisienki“. W pierwszym (napisanym 22 czerwca 1858 roku), Zieliński przedstawiwszy ładnie znaczenie pieśniarza, który całą „Ziemię naszą“ za przedmiot śpiewu obrał i złożył perły w skarbcu twórczości, mówi skromnie o samym sobie:
I jam się puścił, ale w kraj nieznany,
Między lud dziki, między huragany,
Gdzie, jak świat stary, bój zacięty wiodą,
Człowiek — pył marny, z olbrzymią przyrodą.
Tam, mimowoli zgiąć musisz kolana,
A głos, co ci się wyrywa z płuc cieśni,
To już modlitwa do zastępów pana.
Jam grosz ten wdowi złożył w skarbcu pieśni.
Czyż nam o marne chodziło oklaski?
Względy krytyki lub chwilowe blaski,
Którymi wieńczy ulubieńców — moda?
Nie! — dla śpiewaka to żadna nagroda.
Niech jedna ręka serdeczniej cię ściśnie,
Niech jedno serce silniej ci uderzy,
I łza zapału w tęsknem oku błyśnie,
I młoda dusza, co w lepszy świat wierzy,
Niech tylko jedną chwilę słodko prześni, —
To jest najwyższa nagroda dla pieśni!
W wierszu „Do Teofila Lenartowicza“, pisanym za granicą podczas podróży po Włoszech, powitał Zieliński serdecznem słowem poetę ludu, tęskniącego za ojczyzną i tem chyba tylko słodzącego swą troskę, iż „w bronz lub marmur myśl polską wcielał, albo dobywał czarowne dźwięki, ze złotostrunnej swojej lirenki“; przepowiadał: że „lud rozmiłuje się kiedyś w pieśni Lenartowicza i na ściężaj dla niej chaty otworzy i ze czcią ją przyjmie“.
„Wisienki“ wreszcie, pisane w później starości (w czerwcu 1879), tchną świeżością młodzieńczą, odznaczają się lekkością i swobodą rytmu, jak rzadko który z lirycznych utworów Zielińskiego.[8]
I pracą naukową zajmował się nasz pilny i rozumny gospodarz. Bibliotekę w Skępem wzbogacał nie tylko nowościami swojskiej i obcej literatury, ale także rzadkościami bibliograficznemi z XVI-go wieku i pod tym względem wśród nielicznych zbiorów tego rodzaju u nas, poczęstne zajmuje miejsce biblioteka Zielińskiego.[9] Dopomagał mu w tem powinowaty Ignacy Wilczewski, znany bibliofil w Warszawie, który szperając po żydowskich antykwarniach na placu Krasińskich i Nalewkach, nie jednego „białego kruka“ w nich odnalazł. Wszystkie swoje fundusze poświęcał Wilcz. na książki, odmawiając sobie nietylko najniezbędniejszych potrzeb do życia, ale nawet czasem i dziennej strawy; ostatni grosz oddawał, byle tylko upatrzoną rzadkość bibliograficzną, zadobyć. Odgrzebany skarb, w postaci starej księgi lub pergaminu, unosił do mieszkania swego na Miodowej, składającego się z dwóch izdebek, od podłogi do sufitu zapełnionych różnorodnemi księgami, pokrytemi grubą warstwą kurzu. Po śmierci Wilczewskiego (†1867 roku), większą część biblioteki po nim pozostałej, Zieliński od rodziny zakupił i do swej biblioteki wcielił.
Wszelkie wydawnictwa, mające na celu rozwój wiedzy, rozpowszechnienie zabytków piśmiennych przeszłości, obronę żywiołu polskiego na kresach („Biblioteka Warszawska“, pomnikowe wyd. „Dzieł Kochanowskiego“, „Gazeta Lecka“ itp.), chętnego znajdowały w Zielińskim mecenasa, tak samo jak wszelkie ogólne cele narodowe (pomnik Mickiewicza w Krakowie), lub wspieranie pobratymców (Serbów Łużyckich). Prenumerował przytem prawie wszystkie pisma polskie. Sam dokonał bardzo cennej pracy badawczej, prostującej mylne zapatrywania dawniejsze. Mieszkając w okolicy, mającej ciekawą przeszłość za sobą, po przeczytaniu pracy J.N. Romanowskiego[10]: „Poszukiwania nad zakonem Dobrzyńców i nad stosunkiem pierwotnym krzyżaków do Konrada Mazowieckiego“ (w „Bibliotece Warszawskiej r. 1856 i 1857), postanowił usunąć znajdujące się w niej błędy, a to na podstawie dokładniejszej naocznej znajomości tej części kraju, w której Zakon Dobrzyńców osiedlony został. Tym sposobem pow stała rozprawa (niedokończona co prawda) p. t. „O ziemi dobrzyńskiej, badanie historyczne, z mapą“, (w „Bibliotece Warszawskiej“ 1861, t. III). Wypowiedziana tu zasada o potrzebie dokładnej znajomości topografii dla historyka, nie była wprawdzie nowa, ale po raz pierwszy u nas z taką siłą przekonywającą sformułowana. „W badaniach naszych — powiada autor — teśmy powzięli przekonanie, że najgruntowniejsze dzieła, najdokładniejsze karty geograficzne, nie zastąpią dokładnej znajomości miejsca z wszystkiemi tegoż właściwościami i nomenklaturami. Zwracamy na ten przedmiot uwagę naszych badaczów historyi, że do oczyszczenia z błędów naszych źródeł dziejowych oprócz pergaminów, potrzeba jeszcze zbadać miejsca na których się działy opisywane wypadki. Do ziemi naszej przylgnęło wiele nazwisk, które się dotąd w nomenklaturach zachowują; każde pole, las, łąka, bagno, jezioro, strumień, zdawien dawna miały swoje nazwiska, których znaczna część drogą tradycyi między naszym ludem się zatrzymała, a z tych niejedno ma ważność historyczną. Jeżeli dla dziejów wewnętrznych ważnymi są zbiory pieśni i przysłów narodowych, tedy zbiór nomenklatur nie mniejszą mógłby oddać przysługę, dla języka i faktów historycznych, a mianowicie, z epoki przedpiśmiennej“. Na takiej znajomości Ziemi Dobrzyńskiej opierając się, Zieliński oznaczył dokładnie zarówno jej granice, jak i granice nadania, zrobionego przez Konrada Mazowieckiego Zakonowi Dobrzyńców, dowodząc wbrew Romanowskiemu, że wspomniany w nadaniu Dobrzyń jest istotnie Dobrzyniem nad Wisłą, a nie żadnym innym i że rozległość terytoryum, objętego nadaniem, wcale nie była tak wielka, jak ów młody badacz sobie wyobrażał.
Drugą, znacznie obszerniejszą pracą historyczną, wykończoną pod koniec życia, przy pomocy krewnego, Jana Z. ze Smoszewa jest „Wiadomość historyczna o rodzie Świnków, oraz rodowód pochodzącej od nich rodziny Zielińskich herbu Świnka“, (2 części w 3 tomach, Toruń, 1881). Nie jestto bynajmniej rzecz schlebiająca dumie i próżności rodowej, lecz zbiór wiadomości, oparty na źródłach autentycznych z całą ścisłością dziejopisarską przetrząśniętych i wyzyskanych. Obok kronik i wogóle dokumentów dostępnych w druku, autor robił poszukiwania archiwalne, zarówno w parafiach, w których rodzina Zielińskich niegdyś zamieszkiwała, jak i w metryce koronnej, kiedy chodziło o dokładne oznaczenie godności, piastowanych przez członków rodziny tak bujnie rozgałęzionej. Od najdawniejszych wzmianek o rodzie Świnków, aż do chwili wydania książki, mieszczą się tu wszystkie informacye, jakie skrzętna gorliwość zebrać potrafiła. Pierwszy tom zawiera historyą rodu do r. 1600, drugi do najnowszych czasów, a trzeci obejmuje dokumenta. Rzecz całą przeznaczono tylko dla rodziny i uczonych, nie puszczając dzieła w handel księgarski. Oto, co w tej mierze pisał Gustaw Zieliński do Erazma Wróblewskiego pod datą 14-go lutego 1881 r.: „Co się tyczy Rodowodu, ponieważ odbitych zostało 100 egzemplarzy, więc z góry było przyjęte, że ta publikacya nie jest przeznaczona do handlu księgarskiego. Ale ponieważ obok tekstu, głównie mogącego obchodzić rodzinę, zamieszczona została znaczna liczba dokumentów, historyczne i naukowe mających znaczenie, więc uważałem właściwem, żeby tę pracę udzielić do ważniejszych bibliotek krajowych i celniejszym naszym uczonym, poświęcającym się głównie badaniom historycznym. Kiedy Gebethner i Wolff zrobili mi zapytanie, jak sobie mają postąpić z tym fantem, napisałem im to samo co tu wyżej zamieściłem, nadmieniając, że aby tę publikacyą wystawić na sprzedaż, toby trzeba wysoką cenę nałożyć, a korzyść jakąby nabywca osiągnął, byłaby zbyt mała w stosunku do poniesionego kosztu; ograniczona zaś liczba egzemplarzy najlepszą jest wskazówką, jaki sobie cel zamierzyli wydawcy... A co się tyczy dzisiejszego usposobienia umysłów i krytyki, to przyznam ci się, że wszyscy ludzie są równi w obliczu Boga i prawa, i że osobista tylko zasługa stanowi istotną wartość człowieka; jednakże z przeszłością nie zrywam, i uważam ten ród wyższym, którego przodkowie, krwi i mienia nie szczędzili dla kraju, nad ten, którego przodkowie lichwą lub faktorstwem dobijali się społecznego stanowiska, — chociaż to na potomków pierwszych, daleko cięższe wkłada obowiązki“.
W ciągu druku ostatniego tomu „Wiadomości o rodzie Świnków“, nastąpiła śmierć Gustawa Zielińskiego w Skępem, dnia 23 listopada 1881 roku; Współpracownik Jan, z synem Józefem[11] pomieścili tu krótką charakterystykę Gustawa. Daje mi to sposobność do pomówienia o rodzinnych stosunkach poety-gospodarza.
Gustaw Zieliński żonaty był dwukrotnie. W r. 1844 zaślubił Urszulę Romocką[12], córkę Stanisława Romockiego[13], kapitana b. wojsk polskich; z tego małżeństwa pozostał i dotąd żyje jeden syn: Józef, gdyż inne dzieci w niemowlęctwie pomarły. Powtórnie ożenił się w r. 1854 z Anielą Romocką[14], córką Hieronima[15], właściciela dóbr Obrowo w powiecie Lipnoskim, a wdową po Stanisławie Popławskim[16]; z tego małżeństwa żyją synowie: Karol, Władysław, Konstanty, Ludwik, Jan, oraz córki: Zofia, (zamężna Nałęczowa †1886 r.) i Kazimiera za Puzyną.
W przedstawieniu rysów charakteru, jako nieznający osobiście poety, winienem się wyręczyć uwagami, a po części słowami tych, co mieli sposobność częstego z nim obcowania i zgłębienia jego duszy. Mam tu na myśli krewnego, Jana („Wiadomości o rodzie Świnków“), oraz Zofią S. która skreśliła życiorys Gustawa w „Kłosach“ (r. 1881, N. 859).
«Tłem wewnętrznego usposobienia Gustawa Zielińskiego była skromność, granicząca prawie z nieśmiałością, chociaż w razie potrzeby potrafił być stanowczym. Skromność ta, połączona z życzliwością dla bliźnich, wyrażała się łagodnością w obcowaniu z ludźmi. W życiu codziennem małomówny, umiał zabierać głos, jeżeli przedmiot żywiej go obchodził, zwłaszcza kiedy rzecz dotyczyła spraw narodowych lub wspomnień z dawnych czasów. Chętnie słuchał, gdy inni mówili, nie przerywając wywodów chociaż zauważył w nich błędy, dopiero później rozwijając ten sam przedmiot, umiał wytknąć usterki, bez obrażania miłości własnej krytykowanego. Takiem obcowaniem z ludźmi, kierowanem nieskazitelną uczciwością, Gustaw zjednywał sobie każdego i w życiu sąsiedzkiem nie miał nie tylko wrogów, lecz nawet i niechętnych sobie. Na tę okoliczność tem większy nacisk położyć się godzi, że Zieliński wyrastał po nad poziom ogólny, i majątkiem i nauką, a więc wyższem stanowiskiem społecznem, co zwykle nie wywołuje pobłażliwości wśród sąsiadów.
Pod układem napozór zimnym Zieliński krył serce gorące, umysł żywy i bogaty, zapał niemal młodzieńczy do wszystkiego, co piękne, dobre i zacne. Cichy, skromny, małomówny, nigdy nie gonił za popularnością, nigdy nie uczynił ani jednego kroku dla zyskania poklasku tłumów. Gardził zbytkiem i próżną wystawą, kryjącą częstokroć ubóstwo moralne i umysłowe; choć był panem wielkiego majątku, żył skromnie jak ziemianin, nie lubiąc imponować nikomu. W życiu domowem łagodny, wyrozumiały — może czasami zbyt słaby dla tych, których kochał, — był dobrym i rozumnym mężem, ojcem i panem. Rozkosz była go słuchać, kiedy ożywiwszy się, zaczął gawędzić w nielicznem a dobranem kółku przyjaciół. Poprawiając ulubiony ogień na kominku, sięgał do skarbnicy wspomnień i opowiadał o swoich podróżach po Europie, o Syberyi, kędy młodzieńcze przepędził lata, o stepie, po którym tak lubił bujać, o wiernych przyjaciołach i towarzyszach niedoli. Poetyczne obrazy, pełne grozy opisy, urozmaicał humorystycznymi epizodami, wywołując kolejno, to łzy, to uśmiech na twarzy słuchaczów. Ileż uroku miała wtedy jego rozmowa, jakim wdziękiem i prawdą tchnęło opowiadanie!
Jako dobry chrześcijanin, zachowywał przepisy wyznania, w którem się urodził, bo, jak utrzymywał, „treść słabnie w człowieku, jeżeli zewnętrzne jej oznaki zaniedbanemi zostaną“. Czynił bardzo wiele dobrego, ale najczęściej potajemnie, nie szukając rozgłosu, ni chluby. Dawnych towarzyszów na Syberyi przygarnął do siebie, dając im zajęcie w swych dobrach, (Ignacy Orpiszewski, Babski[17] i inni), lubo niezawsze dobrze na tem wychodził. Wspaniały i bezinteresowny, nigdy się chciwością nie splamił, nigdy przed złotym cielcem czoła nie uchylił. Ceniąc ludzi tylko podług rzeczywistej ich wartości, umiał oddać hołd cnocie i zasłudze. Dobroczynny, nie szczędził grosza, gdzie tylko widział potrzebę przyjścia z pomocą niedoli ludzkiej. Nie było prawie żadnej dobroczynnej składki, którejby hojnym nie zasilił datkiem. Wspierał wiele rodzin i osób, o czem z najbliższych nawet mało kto wiedział. Wyrozumiały dla dzierżawców, pełny dobroci i względności dla włościan i oficyalistów, iluż on ludziom pomógł, ilu byt zapewnił!
Poważną a zarazem sympatyczną była postać Gustawa w starości. Na wyniosłem czole, na którem myśl i cierpienie wyorało brózdy głębokie, osiadła smętna powaga; bujne włosy, latami posrebrzone, nadawały dziwnie łagodny wyraz tej szlachetnej twarzy o rysach regularnych, jakby z marmuru wykutych; postać cała, pełna godności, budziła mimowolny szacunek i cześć nawet.
W r. 1895 w końcu stycznia, w kościele parafialnym po bernardyńskim w Skępem, po solennem nabożeństwie, odbyło się odsłonięcie i poświęcenie tablicy pamiątkowej dla zmarłego. U góry tablicy z białego marmuru, mieści się medalion z profilem poety w płaskorzeźbie. U spodu na rozwiniętej karcie umieszczono dwuwiersz Zielińskiego: „Nie zginie praca dla dobra ludzkości, kiedy pochodzi z najczystszej miłości“[18]. Na tablicy zaś napis brzmi: „S. P. Gustawowi Zielińskiemu, zasłużonemu obywatelowi i poecie, urodzonemu w Markowicach d. 1 stycznia r. 1809, zmarłemu w Skępem d. 23 listopada r. 1881“. U dołu wreszcie: „Cześć jego pamięci“. Tablica została wykonana w pracowni artysty-rzeźbiarza A. Pruszyńskiego w Warszawie.[19]
Kończąc ten zarys, najlepiej zrobię, gdy o człowieku i obywatelu ostatnie słowa na tablicy wyryte, powtórzę z głębi przekonania, dodając o poecie, iż nie należał wprawdzie do pierwszorzędnych lub wpływowych, lecz poruszywszy w tworach swoich takie strony, jakich inni nasi poeci nie dotykali, dawszy poznać krajobrazy i charaktery z krajów dalekich, i zrobiwszy to w sposób zajmujący, a czasami prawdziwie świetny, ma prawo do zaszczytnego wspomnienia w dziejach poezyi naszej.
- ↑ January Januszkiewicz (1816-1894) – brat Adolfa.
- ↑ Mowa znów o Michale Wiszniewskim, nie Wiśniewskim.
- ↑ Aleksander Wielopolski (1803-1877) – polski polityk, hrabia w Królestwie Kongresowym, dyrektor Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a następnie naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego (1862-63), reformator, inicjator zniesienia pańszczyzny, oczynszowania chłopów i równouprawnienia Żydów.
- ↑ Franciszek Kleniewski (1812-1883) – polski ziemianin i przemysłowiec.
- ↑ Aleksander Nostitz-Jackowski (ur. 1820) – polski ziemianin.
- ↑ Piotr Falkenhagen-Zaleski (1809-1883) – finansista, ekonomista, działacz Towarzystwa Rolniczego, powstaniec listopadowy, działacz emigracyjny.
- ↑ Jest rzeczą niewątpliwą, gdyż w papierach po Gustawie pozostały ślady, że pierwotną myślą jego, było napisanie libretta do opery „Mistrz Twardowski“, do której muzykę miał utworzyć Moniuszko. (Przyp. Wyd.)
- ↑ Oprócz wymienionych powyżej utworów poetyckich, pozostawił Zieliński w rękopismie komedyjkę prozą w 5-ciu odsłonach, p. t. „Panna włościanka“, i obszerną powieść historyczną z czasów wojny Napoleońskiej w Hiszpanii, p. t. „Manuela“. Jestto zajmujące, choć może nieco rozwlekłe opowiadanie weterana polskiego, uczestnika tej kampanii, o różnych swoich przygodach w tym kraju, podczas wojny 1808 r. Powieść ta wkrótce drukowaną będzie. — Zieliński brał też nieraz udział jako współpracownik w różnych warszawskich wydawnictwach. Pomijając „Bibliotekę Warszawską“, w której dużo prac swoich drukował, w „Encyklopedyi Powszechnej“, S. Orgelbrandta (1859-1868.) pomieścił sporo opisów Syberyi; w t. V-ym „Encyklopedyi Rolnictwa“ (1879 r.), obszerny artykuł o prawie rolniczem w dawnej Polsce; w „Wiadomościach Archeologicznych“ zaś, (t. II-gi. Warszawa 1874) artykuł p. t. „Starożytności Dobrzyńskie“. (Przyp. Wyd.)
- ↑ Obecnie własność syna, Józefa.
- ↑ Jan Nepomucen Romanowski (1831-1861) – polski historyk, bibliotekarz.
- ↑ Józef Zieliński (1845-1906), syn Gustawa.
- ↑ Urszula Zielińska, de domo Romocka, herbu Ślepowron (1827-1853).
- ↑ Stanisław Romocki (ur. ok. 1810, zm. 1846).
- ↑ Aniela Romocka, herbu Ślepowron (1820-1870), kuzynka, siostra stryjeczna Urszuli.
- ↑ Hieronim Romocki, herbu Ślepowron (1788-1842), starszy brat wcześniej wspomnianego Stanisława.
- ↑ Stanisław Popławski, herbu Ślepowron (1824-1852).
- ↑ Kacper Babski (XIX w.).
- ↑ Nie zginie praca... – fragment drugiej części poematu Samobójca.
- ↑ Kuryer Codzienny 1895, numer z 2 lutego. Artykuł Wiktora Gomulickiego.