Jakże mroźno i zimno! — Wiatr już śniegiem pruszy. —
Hola służalce! — Ach, nikt mnie nie słucha!
Otwórzcie wrota, ciągnie zawierucha. —
No, cóż tam? — Prędzej! Nikt się z was nie ruszy?
Niech ciepły ogień me szaty obsuszy!
Zamknijcie okna, wiatr szparami dmucha.
Niechaj z kominka jasny płomień bucha,
Krew zamrożoną w mych żyłach poruszy!
Która godzina? Biło wpół do trzeciej. —
Jakiż czas gnuśny! — Czy to śnieg się bieli?
Mrok padł. — Niech lampę który z was zaświeci! —
Chłopcze, daj lutnię! Ta nas rozweseli,
Ta smutne chwile gdy z nami podzieli,
Z śpiewem i dźwiękiem prędzej czas przeleci.
Ledwie gasnący zdmuchnąłem kaganek,
A już na wschodzie blady dzień zaświtał.
Rzuciwszy łoże wybiegłem na ganek,
Bym pierwszy promyk wiosenny powitał.
Ponury, dżdżysty owionął mnie ranek,
Świat w mgłach zakryty mą duszę zasmucił;
Szczyty gór ciemny chmur otoczył wianek,
A wtem skowronek w obłokach zanucił.
Ah, ici bas la douleur á la douleur s’enchaine,
Le jour succede au jour et la peine á la peine.
LAMARTINE.
I czemu płakać, gdy szczęście odpływa?
Łza w szybkim pędzie wstrzymać go nie zdoła.
Rzuć tylko okiem zroszonem dokoła,
Szczęście na bezdnie grobowem spoczywa.
Czas na swych skrzydłach i młodość porywa;
Połysk łudzący szczęścia się rozpłynął,
A gdy się groźno świat oczom rozwinął,
Najtkliwsze serca potargał ogniwa.
Wróćmy do domu! Patrz, niebo się chmurzy;
Czy słyszysz grzmoty już głuche zdaleka?
Patrz łyska trwożna od brzegów ucieka,
I bliskiej burzy nadejście nam wróży.
Uchodźmy szybko, póki cisza służy,
Niech lekki wiater wzdyma nasze żagle,
Bo kiedy burza rozigra się nagle,
Pewnie w jezioro naszą łódź zanurzy.
All’ombra de’ cipressi e dentro l’urne
Confortate di pianto, o forse il sono
Della morte men duro?......
UGO FOSCOLO.
Po ciężkich burzach głos nas śmierci wzywa.
Wszak tylko bólem życia przeciąg cały;
Łudzącym blaskiem są serca zapały,
Nad grobem światła strumień się rozlewa.
Tu świat samotnej ciszy nie przerywa,
Gdzie się cyprysów gałązki splątały;
Choć wicher pędzi o nadbrzeżne skały
Falę, ta jęcząc spokojnie odpływa.
There is a dangerous silence in that hour
A stillness, which loaves room for the full soul
To open all it self..........
BYRON.
Kiedy noc szatę ponurą rozwinie
A świat w głębokiej spoczywa żałobie;
Szmer dniowy ustał, a jak w głuchym grobie
Cisza po całej rozlana równinie.
Ale ta gwiazda, co na niebie płynie,
Słodkie uczucia w słodkiej budzi dobie;
Chwile ostatnie dnia poświęcam tobie.
Myśl w przestwór nieba wznosi się i ginie.
The torrent was loud to my car
But I heard a tuneful voice.
BATTLE OF LORA. OSSIAN.
Gdy łza z łzą spływa, z westchnieniem westchnienie,
Serce w rozkoszach miłości umiera:
Choć grzmot straszliwy powietrze przedziera,
Ja wonne tylko zewsząd czuję tchnienie.
Niech łez obfite leją się strumienie;
Gdy ukochana ręka łzy ociera,
Świat z oczów znika, niebo się otwiera
I źródłem szczęścia staje się cierpienie.
At the mid hour of night when stars are weeping
I fly to the lone vale we lor ’d!......
T. MOORE.
Już się zamknęły błękitne powoje;
W słodkim pokoju zaśnij mi aniele,
Niech noc kwiatami twe łoże wyściele
I wkoło ciebie spuści szaty swoje.
Niech snem miłości poi duszę twoję;
Lecz ja tych słodkich uczuć nie podzielę.
Niestety! szczęścia mając tak niewiele,
Myśli o tobie nigdy nie rozdwoję.
Weth wayworn feet a pilgrim woe begone
Life ’s upward road — I jurney ’d many a day
And hymning many a sad yet soothing lay
Beguil ’d my wandering with the charms of song!
SOUTHEY.
Dziecko, nim zimna burza go obwieje,
Wesoło życia pielgrzymkę poczyna,
Pomiędzy kwiaty kręci się drożyna,
Z każdego pączka natura się śmieje.
Los go nie wtrąca w nieszczęścia koleje,
Zdrój czystych pociech sączyć się poczyna,
Kwiatami cała zasiana dolina
Szczęścia przyszłego wzbudza w nim nadzieje.
Lonely my heart and rugged was my way
Yet often pluck ’d I as I past along
The wild and simple flower of poesy.
SOUTHEY.
Lecz jakże próżne są wszystkie nadzieje!
A czas okrutny nie długo nam sprzyja,
I wiosna życia i szczęście nas mija,
Gdy ostra burza słabą łódź zachwieje.
Słońce gorące w obłoki się wzbija,
Tknięty płomieniem kwiat smutnie więdnieje;
Młodzieniec stoi, patrzy, drży, truchleje,
Gdy tak odmiennie świat mu się rozwija.
Gdzie bluszcz po zimnym grobie się wije,
Starzec nad grobem duma zgrzybiały,
W myśli przerzuca przeciąg życia cały,
W przeszłości tylko i czuje i żyje.
Lecz zegar śmierci niebawem wybije,
Geniusz się smutno unosi nad skały;
Temu za życia świat jeszcze za mały,
Co go po śmierci ziemi garść pokryje.
Życie jak płomyk, co się w chmurach mignie,
My nie widzimy, jak czas szybko leci
I krew pomału w naszych żyłach stygnie.
Słońce witamy dzisiaj jeszcze dzieci;
Lecz gdy się jutro z oceanu dźwignie,
Ach! może zimny grób tylko oświeci.
Les premieres joies d’ un coeur fait pour aimer
N’ ont pas d’ autre langage que les larmes.
SALVANDY.
Ze łzami człowiek światło życia wita,
Łzy mu przez całe towarzyszą życie,
Łzy okazują słabe serca bicie,
Gdy pierwsza zorza dziecięciu zaświta.
Czy burzą zgięty kwiat szczęścia okwita,
Czy wiosna nowy wydaje obficie,
Czyli nas stawił los na szczęścia szczycie,
Czyli w nieszczęścia ostre zęby chwyta,
E poi ch’ amor di me vi fece accoria
Fur i biondi capelli allor relati,
E l’ amoroso sguardo in se racolto!
METASTASIO.
Czy słońce z oceanu dźwignęło się łona?
Jakież to światła jaskrawe promienie
Przez czarnej nocy przekradzione cienie,
Ujrzała dusza w myślach zatopiona?
Lampa na nieba błękicie zwieszona
Nie samaż słyszy miłości westchnienie!
W powietrzu słodkie rozeszło się brzmienie,
Echa zadrżały: To ona! to ona!
. . . . . . Amor puofar perfetti
Gli animi qui, ma piu perfetti in cielo.
M. A. BUONAROTTI.
Jeżeli tylko snem jest nasze życie,
Cóż jest miłości słodkie zachwycenie?
Cóż łzy rozkoszy? cóż każde westchnienie,
Co tkliwsze serca okazuje bicie?
Choć strumień nieszczęść leje się obficie,
I szczęście nie jest marne urojenie,
Kiedy niezgasłe miłości płomienie
Wgłąb czułej duszy wcisnęły się skrycie.
Gdy połysk szczęścia dla mnie się rozpłynął,
Gdy oko łzami tylko słońce wita,
A kwiat ostatni młodości okwita,
Czemuż do portu jeszczem nie zawinął?
Kiedym od brzegów ojczystych odpłynął,
Szczęście mi błysło w wód czystych głębinie;
Ale jak fala falą pchnięta ginie,
Tak i wiek młody na wieki zaginął.
Że wzbudzę współczucie, samem siebie łudził;
Wchodzę do przyjaciela; on leży i chrapie.
O nieba! z moją książką usnął na kanapie!
Jam drzwiami trzasnął, i on się przebudził.
Nieszczęsny poeto! jakżeś mnie wynudził!
Czym cię już skończył? sam siebie zapytał.
Gniew mnie ogarnął. A czemuś mnie czytał,
Krzyknąłem, czemuś do końca się trudził?
Chcę krytykę napisać! — Co słyszę? niestety,
Ostatnia dla mnie wybiła godzina!
Czemżem cię obraził? jakaż moja wina?
Nudzisz! nie warteś imienia poety.
Więc na co masz się nadaremnie trudzić?
Lecz jeźli chcesz koniecznie, racz się wprzód obudzić.