Profesor Przedpotopowicz/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Profesor Przedpotopowicz |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1898 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Schyłek Eocenu. — Rozmaitość ssącej fauny. — Upadek świata, stworzonego do jednostajnej, ciepłej temperatury.
Ujrzał się w gąszczu Magnolii, drzew kamforowych i cynamonowych. Dzikie wino wspinało się girlandami na palmy i topole. Wspaniała Dracena ukrywała się w cieniu dębu, a ten sąsiadował z szyszkowatą Widdringtonią, jałowcem i akacyą.
Trudniej chyba o większe pomieszanie roślin, właściwych dzisiaj zupełnie odrębnym klimatom!
Te same prawie gatunki rosły we Włoszech i w Grenlandyi, a zapewne i dalej w niedostępnej dziś krainie podbiegunowej.
Słońce dopiekało ogniście, w powietrzu była suchość nadzwyczajna. Ani jednej chmurki na niebie.
— A gdzież lord Puckins? — zapytał nagle profesor.
— Zmartwiony poszedł do lasu.
— Zmartwiony?
— Obudziła się w nim żyłka myśliwska. Wyśledził jakieś stado pasących się zwierząt, których nie umiem nazwać, i ubolewa, że nie ma broni.
— Nie dziwie mu się wcale, — odparł pobłażliwie paleontolog. — Zwierzyna tutejsza wyśmienicie nadaje się do mordowania. Nietylko wytrawny jak lord Puckins myśliwiec, ale nawet zwykły «pudlarz» miałby tutaj pole do popisów tryumfalnych.
— Bo tutejsza zwierzyna nie zna jeszcze człowieka, nie unikałaby go tedy i wobec znanej przebiegłości myśliwców pozostałaby bezsilną i niemal bezbronną.
— A przecież mówił pan sam, że tępe gady znikają już szybko, a miejsce ich zastępują doskonalsze i mądrzejsze ssące zwierzęta.
— Tak jest. Świat ziemski w całem znaczeniu tego słowa odmłodził się i udoskonalił, ale mimo to ssakom tutejszym daleko jeszcze do naszych.
Wprawdzie, dzięki powolnym zmianom, dobrze się już przystosowały do nowych warunków i otoczenia, wprawdzie dużo zyskały na przekształceniu swej natury gadziej, bo choć skarłowaciały cieleśnie, to przecież z nowemi uzdolnieniami wiodą żywot bez porównania pełniejszy i ruchliwszy, aniżeli ograniczone ich praszczury, ale nie zapominaj, że te pierwsze ssaki nie o wiele więcej miały mózgu od gadów, i wobec przebiegłości podobnie doskonałego jak lord Puckins gentlemana, pozostają po dawnemu bezradne.
Miał zupełną słuszność profesor, sądząc surowo uzdolnienia pierwszych ciepłokrwistych mieszkańców ziemi.
Były to bardzo biedne, w porównaniu do dzisiejszych, zwierzęta, ale sprawiedliwość każe wyznać, że i one kroczyły, lubo żółwim krokiem, ku postępowi. Z każdem tysiącoleciem, z każdym nowym gatunkiem, mózgi powiększały się w ich czaszkach i, co ważniejsza, rosła ich część najlepsza.
Rósł mózg właściwy, dotąd upośledzony i znacznie mniejszy od móżdżku.
U niektórych zwierząt zaczynał on nawet dorównywać objętością móżdżkowi i te właśnie okazywały najwięcej zmyślności; te wzrastały w siły fizyczne i górowały wszelkiemi przymiotami nad przodkami o mniejszych mózgach. Już w początkowych tysiącoleciach Eocenu zwierzęta workowate grały podrzędną rolę. Zaćmiły je Gryzonie Condylarthra, t. j. przodki kopytowych, Nietoperze, a w Ameryce Bezzębne (Edentata) i Nieparzystokopytne (Perisodactyla). Większość wszakże tych ssaków tak mało różniła się między sobą, że gdyby dziś ożyły, każdy zoolog poczytałby je za blizkich krewniaków. A przecież te zwierzęta są przodkami coraz bardziej różniczkujących się grup. Grupy te, o ile nie zaginęły, rozpadły się w późniejszych czasach na niezmiernie do siebie niepodobne rodziny oraz rodzaje.
Któżby dzisiaj uwierzył, że np. przodki małp, tapirów i koni były dość podobne do siebie, a jednak tak było. Pra‑małpy (Prosimiae) i Condylarthra, do których stary Phenacodus należy, w bardzo licznych szczegółach są do siebie podobne.
Obfitością rodzajów i osobników zaimponowały także światu Nieparzystokopytne (Perisodactyla). Odgrywały one w ówczesnej przyrodzie bezwątpienia rolę dzisiejszych Przeżuwających. Więc stada Hyracotheriów, niezgrabnych Propalaeotheriów i ciężkich Lophiodonów pasły się jedne na stepach, inne po cienistych gąszczach leśnych[1].
Niektóre z tych Nieparzystokopytnych były nadzwyczaj małe, tak małe, że podobnych im w tej gromadzie dziś niema, wiele jednak dorastało wielkości wołów, a były gatunki znacznie nawet większe. Obyczajami i postacią przypominały one naszego Tapira, którego śmiało uważać można za ostatniego nieodrodnego przedstawiciela zaginionego rodu Palaeotheriów.
Wielki jak wół inny kopytowiec (Amblypoda), Coryphodon, z kształtu przypominał niedźwiedzia, z nóg zaś słonia. Z paszczy błyskały mocne kły. Mimo postaci, niewzbudzającej zaufania, zwierz to niewinny i roślinożerny. Gdyby chodziło o jego rodowód, to słuszność każe wyznać, że choć wcale niby niepodobny do Trąbowców, był on wszakże dość blizkim ich krewniakiem[2].
Zgrabne Anoploterium o końskiej głowie, osadzonej na kształtnej i długiej szyi, harcowały niby dwukopytne długoogoniaste[3] osły po bagnistych nizinach.
Wśród tych zwierząt siały postrach pierwsze drapieżniki ssące, Kreodonty, jak naprzykład Oxyhyaena, Palaeonictis, Proviverra.
W średnich czasach Eocenu niekorzystne dla ssaków warunki powstrzymują ich rozwój w Europie, choć w Ameryce, połączonej jeszcze wówczas (przesmykiem Islandzkim) z Europą, wielka powstaje ich obfitość.
Ciekawszą jeszcze od naszej części świata była wówczas Ameryka północna. Najosobliwsze bodaj zwierzęta, jakie kiedykolwiek żyły na ziemi, mieszkały tam wówczas. Były to Dinocerasy. Zwierzęta wielkością mało ustępujące słoniowi, ale niższe z powodu krótkości nóg.
Odznaczają się one bardzo szczególnemi i wyjątkowemi wśród wszystkich kręgowców kształtami czaszki.
Przy małym nadzwyczaj mózgu dziwnie uzbrojone Dinocerasy musiały być wcieleniem głupoty, dzikości i niezgrabności.
Dopiero schyłek Eocenu sprzyja mnożeniu się na naszych lądach ssaków. Kopytowe grają tu główną rolę, a wśród nich wyróżniają się Parzystokopytowe (Artiodactyla).
Drapieżne Kreodonty chylą się ku upadkowi, choć Hyenodon i Pterodon należą do najpospolitszych i najsilniejszych drapieżców. Ród znanych nam drapieżnych pojawia się już, ale pierwotni przedstawiciele rodu psów (Canidae), smukłych Kun (Mustelidae) i cuchnących Łaszy (Viverridae) złączeni są jeszcze blizkiem pokrewieństwem w jedną grupę.
I koty, a nawet gruboskórne są już, ale wszystko to wątłe i bez znaczenia[4]. Przodki lemurów i małp, Pachylemury (Adapis) z rzadka dopiero i lękliwie zakłócają nocny spoczynek mieszkańcom puszczy. Tylko parzystokopytne obejmują panowanie na lądach, a wśród licznych rodzajów i gatunków przynajmniej połowa przypada na Anoploterye, które łączą w sobie cechy kopytowych i mięsożernych, zarówno w szczękach, jak i budowie całego szkieletu.
W bujnej i pięknej puszczy, wśród takiego to świata, paleontolog nie złorzeczył już okolicznościom, które mu pozwoliły oglądać prototypy fauny i flory, znanej naszym przyrodnikom.
Dzień cały upłynął wcale znośnie. W miłym cieniu lasu nieczuć nawet było upału, pod wieczór zaś, idąc ciągle ku północy, wydobyto się nad kręto płynącą rzekę, zdobną po brzegach w kępy palm i paproci.
Z wyniosłego wzgórza roztoczył się przed nimi obraz, godny pędzla artysty.
Wielkie Palaeoterye z krótkiemi trąbami tapirów, pospołu z Anoploteryami dążyły do rzeki po ochłodę.
Poważny jakiś ptak brodzący udawał drzemkę, aby tem pilniej i skuteczniej czatować na ryby, a przez płytką łachę dwa wielkie żółwie spieszyły wcale żwawo ku brzegowi. Znaleziono wkrótce kącik zaciszny od wiatru i przy zapalonem dla bezpieczeństwa od drapieżników ognisku, spędzono resztę wieczoru przed spoczynkiem wśród wesołej gawędy, ani spodziewając się, co za straszne nastąpi przebudzenie.
- ↑ I tapiry unikają miejsc odkrytych i światła.
- ↑ Mastodony, mamuty i słonie, które później zjawiły się na ziemi, są, jak się zdaje, prawnukami niewielkiego ssaka, żyjącego w kredowej epoce. Od tego zaś samego przodka zdaje się pochodzić ów Coryphodon, imponujący wzrostem wśród zgrai Eoceńskich pigmejczyków.
- ↑ Właściwie miały one po trzy kopyta, ale jedno było krótkie i nie służyło do stąpania.
- ↑ Np. Pseudaelurus.