Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień czterdziesty ósmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom V
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 48. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ CZTERDZIESTY ÓSMY.

Nazajutrz gdy zebraliśmy się razem, cygan ulegając powszechnym naleganiom, tak dalej jął rozpowiadać:

DALSZY CIĄG HISTORYI NACZELNIKA CYGANÓW.

— Lopez Soarez już od piętnastu dni był szczęśliwym małżonkiem zachwycającej Inezy, Busqueros zaś dokonawszy, jak mu się zdawało, tego ważnego przedsiewzięcia, przypiął się do Toleda. Uprzedziłem kawalera o natręctwie jego satellity, ale Don Roque sam czuł dobrze że tym razem należało być przezorniejszym. Toledo pozwolił mu przychadzać do siebie, i Busqueros wiedział że dla zachowania prawa, nienależało go nadużywać.
Pewnego dnia kawaler zapytał go, co znaczyła jakaś intryga kobiety którą książe d’Arcos przez tyle lat się zajmował, i czyli w istocie była ona tak zachwycającą, że książe tak długo się w niej kochał?
Busqueros wdział na twarz powagę i rzekł: «Wasza wielmożność jest bezwątpienia silnie przekonaną o mojem poświęceniu, kiedy raczy pytać mnie o tajemnice dawnego mego opiekuna. Z drugiej strony szczycę się zbyt blizką znajomością waszej wielmożności i jestem pewien, że pewna lekkość jaką spostrzegłem w obejściu jego z kobietami, bynajmniej nie będzie do mnie się stosowała i że wasza wielmożność wydaniem tajemnicy, nie zechce narazić swego wiernego sługi.»
«Mości Busqueros — odparł kawaler — wcale nie prosiłem cię o mój panegiryk.»
«Wiem o tem — rzekł Busqueros — ale panegiryk waszej wielmożności zawsze znajduje się na ustach tych, którzy mają zaszczyt ściślejszych z nim stosunków. Historyę najłaskawiej przez waszą wielmożność wspomnianą, opowiadałem już młodemu negocyantowi, którego przed niedawnym czasem połączyliśmy z piękną Inezą.»
«Ale nie skończyłeś jej. Lopez Soarez powtórzył ją przed małym Awaritem który mnie z nią oznajmił. Stanąłeś na tem, gdy Frasqueta opowiedziała ci swoją historyę w ogrodzie, książe d’Arcos zaś przebrany za jej przyjaciołkę, zbliżył się do ciebie i rzekł że szło mu o przyspieszenie wyjazdu Cornandeza i że chce aby ten nie poprzestał na pielgrzymce, lecz aby przez jakiś czas odpokutował w jednem ze świętych miejsc.»
«Wasza wielmożność — przerwał Busqueros — ma zadziwiającą pamięć. W istocie temi słowy odezwał się do mnie jaśnie oświecony książe, ponieważ jednak historya żony jest już waszej wielmożności znajomą, wypada w koniecznym porządku abym przystąpił do historyi męża, i jakim sposobem ten zabrał znajomość ze straszliwym pielgrzymem nazwiskiem Hervas.»
Toledo zasiadł i dodał że zazdrościł księciu takiej kochanki jaką była Frasqueta, że lubił zawsze zuchwałe kobiety i że ta przewyższała pod tym względem wszystkie jakie dotąd znał. Busqueros uśmiechnął się dwuznacznie, poczem tak zaczął mówić.

HISTORYA CORNANDEZA.

— Małżonek ten, którego nazwisko mogłoby służyć wielu znajdującym się w jego stanie, był synem mieszczanina z Salamanki. Długo w jednem z niższych biur zajmował jakiś podrzędny urząd, przyczem trudnił się hurtownym handlem materyałów aptecznych. Następnie odziedziczył niespodziewany spadek i postanowił, zwyczajem większej części jego rodaków, oddać się wyłącznie próżniactwu. Za całe zatrudnienie, uczęszczał do kościołów, miejsc publicznych i palił cygara.
Wasza wielmożność powie zapewne, że Cornandez z tak wyłącznem upodobaniem do spokojności, nie powinien był żenić się z pierwszą lepszą swawolnicą która stroiła mu miny przez okno; ale właśnie tu leży wielka zagadka serca ludzkiego. Któż z nas to czyni, czego sam żąda? Jeden całe szczęście upatruje w małżeństwie, przez całe życie myśli tylko nad wyborem i umiera nareszcie w bezżeństwie; drugi przysięga nigdy się nie żenić, pomimo to bierze jedną żonę po drugiej. Takim sposobem i nasz Cornandez ożenił się; z początku szczęście jego było niedoopisania, niebawem jednak począł żałować, zwłaszcza gdy ujrzał że mu siedział na karku nie tylko hrabia Penna Flor, ale nadto cień jego, który na męczarnie jego wymknął się z piekieł. Cornandez zesmutniał i nieodzywał się do nikogo. Wkrótce kazał przenieść swoje łóżko do gabinetu gdzie stały klęcznik i kropielnica, w dzień rzedko kiedy widywał żonę i częściej niż kiedykolwiek chodził do kościoła.
Pewnego dnia stanął obok jakiegoś pielgrzyma, który wlepił weń tak przerażający wzrok, że Cornandez w najwyższej niespokojności musiał wyjść z kościoła. Wieczorem znowu spotkał go na przechadzce i odtąd zawsze i wszędzie go spotykał. Gdziekolwiek się ruszał, bystry i przenikliwy wzrok pielgrzyma do głębi go przejmował. Nareszcie Cornandez, przezwyciężając wrodzoną mu bojaźliwość, rzekł: «Mości Panie, oskarżę WPana przed Alkadem jeżeli nie przestaniesz mnie prześladować.»
«Prześladować! prześladować? — odparł pielgrzym ponurym i grobowym głosem. — W istocie prześladują cię ale twoje sto dublonów dane za głowę i zamordowany człowiek który umarł bez sakramentów. Cóż? czyli nie zgadłem?»
«Kto jesteś?» zapytał Cornandez zdjęty strachem. «Jestem potępieńcem — odparł pielgrzym — ale ufam w miłosierdziu Bożem. Czy słyszałeś kiedy o uczonym Herwasie?» — «Obiła mi się o uszy jego historya — rzekł Cornandez. — Byłto bezbożnik, który smutnie skończył.» — «Ten sam właśnie — rzekł pielgrzym. — Jestem jego synem, od przyjścia na świat naznaczonym piętnem potępienia; ale w zamian udzieloną mi została władza, odkrywania występków na czole grzesznika i sprowadzenia go na drogę zbawienia. Chodź za mną nieszczęsna igraszko szatana, dam ci się bliżej poznać.» Pielgrzym zaprowadził Cornandeza do ogrodu OO. Celestynów i usiadłszy z nim na ławce w najbardziej odosobionem miejscu przechadzki, tak mu jął rozpowiadać.

HISTORYA DIEGA HERWASA OJCA POTĘPIONEGO PIELGRZYMA.

«Nazywam się Błażej Herwas. Ojciec mój Diego Herwas wcześnie wysłany na uniwersytet w Salamance, niebawem odznaczył się szczególniejszym zapałem do nauk. Wkrótce daleko zostawił za sobą swoich spółzawodników, w kilku zaś latach więcej umiał od wszystkich professorów. Natenczas, zamknąwszy się w swojej izdebce z dziełami pierwszych mistrzów we wszystkich naukach, powziął pochlebną nadzieję osiągnięcia tejże samej sławy, i postawienia kiedyś na równi z niemi swego nazwiska.
Do tej żądzy, jak widzisz wcale nieumiarkowanej, Diego inną jeszcze przyłączył. Chciał bezimiennie wydawać dzieła i dopiero po uznaniu powszechnem ich wartości, nazwać się i otoczyć niezwykłym blaskiem. Temi zamiarami zajęty, osądził że Salamanka nie była widokręgiem, na którymby wspaniała gwiazda jego przeznaczenia mogła była roztoczyć dość promieniste światło, zwrocił więc swoje spojrzenia ku stolicy. Tam bezwątpienia ludzie odznaczający się gienijuszem, używali należnego im szacunku, hołdów ogółu, zaufania ministrów a nawet łaski królewskiej.
Diego wyobraził sobie, że tylko stolica mogła dostatecznie ocenić jego znakomite zdolności. Młody nasz uczony miał przed oczyma geometryę Kartezjusza, analizę Harriota, dzieła Termata i Robervala. Spostrzegł jasno, że wielcy ci gienijusze otwierając drogę nauki, postępowali przecie niepewnym krokiem. Zebrał razem wszystkie ich odkrycia, dołączył wnioski o jakich dotąd nie pomyślano i przedstawił uproszczenia do pojawiających się naówczas logarytmów. Herwas przeszło rok pracował nad swojem dziełem. Powszechnie książki o geometryi pisano po łacinie. Herwas, dla łatwiejszego upowszechnienia, napisał swoją po hiszpańsku, dla zaostrzenia zaś ogólnej ciekawości nadał jej tytuł: «Odsłonione tajemnice analizy wraz ze świadomością nieskończoności wszelkiego rozmiaru.»
Gdy rękopis był już ukończonym, mój ojciec właśnie wychodził z małoletności i otrzymał w tym względzie uwiadomienie od swoich opiekunów. Panowie ci oświadczyli mu zarazem: że jego majątek, który z początku zdawał się składać z ośmiu tysięcy pistolów, z powodu wielu nieprzewidzianych wypadków zszedł na ośmset, które po urzędowem zakwitowaniu z opieki natychmiast mu będą wręczone. Herwas obliczył że właśnie potrzebował ośmiu set pistolów na wydrukowanie swego rękopisu. Czemprędzej więc podpisał pokwitowanie z opieki, odebrał swoją summę i podał rękopis do cenzury. Cenzorowie z wydziału teologicznego, zaczęli stawiać niektóre trudności z powodu że analiza nieskończenie małych, zdawała się sprowadzać do atomów Epikura, którą to naukę kościół surowo potępiał. Wytłumaczono im że tu chodziło o ilości oderwane, nie zaś o cząstki materyalne, i cofnęli zaskarżenie.
Z cenzury dzieło przeszło do drukarza. Był to wielki tom in quarto, do którego trzeba było ulać nowe charaktery algebryczne a nawet powiększyć jedną prassę. Tym sposobem wydanie 1,000 exemplarzy kosztowało siedmset pistolów. Herwas tem chętniej je poświęcił, że spodziewał się za każdy exemplarz dostać trzy pistole, co mu zapowiadało 2,300 pistolów czystego zysku. Aczkolwiek Herwas nie ubiegał się za zyskiem, atoli nie bez pewnej przyjemności myślał o zebraniu sobie okrągłej sumki.
Druk zajął sześć miesięcy, Herwas sam trzymał korrektę, i nudna ta praca więcej mu zabrała czasu aniżeli sam układ dzieła. Nareszcie największy wóz jaki można było znaleźć w Salamance, przywiózł do jego mieszkania ciężkie paki, na których zasadzał teraźniejszą chwałę i przyszłą nieśmiertelność.
Nazajutrz, Herwas uspokojony radością i nadzieją, ośm mułów objuczył swojem dziełem, sam wsiadł na dziewiątego i ruszył drogą do Madrytu. Przybywszy do stolicy, zsiadł przed księgarzem Moreno i rzekł mu: «Mości Moreno, te ośm mułów, przywiozło dziewięć set dziewięćdziesiąt dziewięć exemplarzów dzieła, którego mam zaszczyt złożyć WPanu tysiączny. Sto exemplarzy, możesz pan sprzedać na własną korzyść z pozostałych zaś zdasz mi rachunek. Pochlebiam sobie że wydanie, w przeciągu kilku tygodni będzie wyczerpanem i że będę mógł przedsięwziąść drugie, do którego dodam pewne objaśnienia, jakie podczas druku przyszły mi do głowy.
Moreno zdawał się powątpiewać o tak szybkiej sprzedaży, ale widząc potwierdzenie cenzorów z Salamanki, przyjął paki do swego magazynu i wystawił w oknach kilka exemplarzy na sprzedaż.
Herwas wprowadził się do gospody i nie tracąc czasu natychmiast zajął się objaśnieniami, które chciał przyłączyć do drugiego wydania. Po upływie trzech tygodni nasz geometra osądził, że czas był udać się do Morena po pieniądze za sprzedane książki i że przynajmniej z tysiąc pistolów przyniesie do domu.
Poszedł więc i z niesłychanem zmartwieniem dowiedział się, że dotąd nie przedano ani jednego exemplarza. Wkrótce jeszcze dotkliwszy cios ugodził weń, wróciwszy bowiem do gospody, zastał nadwornego alguazila, który kazał mu wsiąść do zamkniętego powozu i zawiózł do wieży Segowskiej. Dziwnem jest że postępowano z geometrą jak gdyby z więźniem stanu, ale przyczyna tego była następująca. Exemplarze wystawione w oknie u Morena, wpadły wkrótce w ręce kilku ciekawców uczęszczających do jego sklepu. Jeden z nich przeczytawszy tytuł: Odsłonione tajemnice analizy, rzekł że musiał to być jakiś paszkwil przeciw rządowi; drugi przypatrzywszy się bacznie tytułowi, dodał ze złośliwym uśmiechem: że niezawodnie była to satyra na Don Pedra Alanyez ministra skarbu, gdyż analyza była anagramnem nazwiska Alanyez; następna zaś część tytułu o nieskończonościach wszelkiego rozmiaru, to jest tak o nieskończenie małych jak o nieskończenie wielkich, wyraźnie stosowała się do tego ministra, który w istocie materyalnie był nieskończenie małym, nieskończenie grubym, moralnie zaś nieskończenie wyniosłym i nieskończenie poziomym. Łatwo wnieść z tego żartu, że niektórym przesiadującym u Morena wolno było wszystko mówić i że rząd przez szpary patrzał na ich często ostre przygryzki.
Ci którzy dobrze znają Madryt, wiedzą do jakiego stopnia lud w tem mieście jest wykształcony, że zajmują go te same wypadki co i klasę wyższą, że podziela z nią te same zdania, i że dowcipy z wielkiego świata niebawem schodzą i pomiędzy nim krążą. To samo stało się z przycinkami wylęgłemi w sklepie Morena. Wkrótce wszyscy balwierze a za nimi i cały lud nauczył się ich na pamięć. Odtąd nienazywano inaczej ministra Alanyeza jak Señorem Analizą nieskończoności wszelkiego rozmiaru. Dygnitarz ten dość się już był przyzwyczaił do wstrętu jaki wzbudzał w ludzie i bynajmniej nań nie zważał, ale uderzony często powtarzanym przydomkiem, zapytał pewnego razu swego sekretarza o wytłumaczenie. Ten odpowiedział że początek temu żartowi dała pewna matematyczna książka którą sprzedawano u Morena. Minister nie wchodząc w bliższe szczegóły, kazał naprzód uwięzić autora, następnie skonfiskować wydanie.
Herwas nie znając powodu swej kary, zamknięty w wieży Segowskiej, pozbawiony piór i papieru, nie wiedząc kiedy go wypuszczą na wolność, postanowił dla uprzyjemnienia nudów, przypomnieć sobie w umyśle wszystkie swoje wiadomości, czyli przywieść sobie na pamięć wszystko co umiał z każdej nauki. Natenczas z wielkiem zadowoleniem spostrzegł, że rzeczywiście objął cały obszar wiedzy ludzkiej i że byłby mógł, jako niegdyś Pik z Mirandoli, wytrzymać dysputę de omni scibili.
Herwas, zapalony żądzą wsławienia swego nazwiska w uczonym świecie, zamierzył napisać dzieło w stu tomach, które miało zawierać wszystko co ludzie w jego czasie wiedzieli. Chciał wydać je bezimiennie. Publiczność bezwątpienia byłaby myślała że dzieło to musiało być utworem jakiego naukowego towarzystwa, wtedy Herwas chciał wymienić się i od razu pozyskać sławę i zaszczyty wszechstronnego mędrca. Trzeba wyznać że siły jego umysłu dość odpowiadały temu olbrzymiemu zamiarowi. Sam czuł to bardzo dobrze i całą duszą oddał się zamiarowi, który pochlebiał dwóm namiętnościom jego duszy: miłości do nauk i miłości własnej.
Sześć tygodni szybko tym sposobem ubiegło Herwasowi, po upływie którego to czasu, nadzorca więzienia zawezwał go do siebie. Zastał tam pierwszego sekretarza ministra skarbu. Człowiek ten skłonił się przed nim z pewnym rodzajem poszanowania i rzekł: «Don Diego, chciałeś wejść w świat bez żadnego opiekuna i w tem całkiem niedorzecznie sobie postąpiłeś, gdyż oskarżono cię i nikt nie stanął w twojej obronie. Zarzucają ci że wystósowałeś przeciw ministrowi skarbu twoją analizę nieskończoności wszelkiego rozmiaru. Don Pedro słusznie rozgniewany, rozkazał spalić całe wydanie twego dzieła; ale poprzestając na tem zadość uczynieniu, raczy ci przebaczyć i ofiaruje ci w swojem biurze miejsce Condatora. Będziesz miał sobie powierzone pewne rachunki, których zagmatwanie czasami wprawia nas w kłopot. Wyjdź z tego więzienia do którego nigdy już więcej nie powrócisz.»
Herwas z początku wpadł w smutek, dowiedziawszy się że mu spalono dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć exemplarzy jego dzieła; ale ponieważ na czem innem zasadzał swoją sławę, wkrótce zatem pocieszył się i poszedł zająć ofiarowane mu miejsce.
Tam podano mu bilanse roczne, rachunki zamiany pieniędzy i inne tym podobne wyrachowania, które uskutecznił z niewypowiedzianą łatwością i pozyskał szacunek swoich naczelników.
Wypłacono mu naprzód pensyę za cztery miesiące i dano mieszkanie w domu przyległym do ministeryum. —
Gdy cygan domawiał tych słów, odwołano go dla spraw hordy, musieliśmy więc do następnej doby, odłożyć zaspokojenie naszej niecierpliwości.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.