Rilla ze Złotego Brzegu/Rozdział XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rilla ze Złotego Brzegu |
Pochodzenie | cykl Ania z Zielonego Wzgórza |
Wydawca | Księgarnia Czesława Kozłowskiego |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Salezjańska Szkoła Rzemiosł |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Janina Zawisza-Krasucka |
Tytuł orygin. | Rilla of Ingleside |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Bardzo jestem niespokojna, pani doktorowo, — mówiła Zuzanna po powrocie ze stacji, dokąd zaniosła trochę kości dla Wtorka, — musiało się stać coś niedobrego. Księżycowy Brodacz wysiadł z pociągu przybyłego z Charlottetown, z rozpromienioną twarzą. Nie pamiętam, kiedy go widziałam uśmiechniętego. Możliwe, że otrzymał od kogoś list tak radosny, ale podejrzewam, że widocznie Hunnowie znowu coś przeskrobali i dlatego stary się tak cieszy.
Może Zuzanna niesprawiedliwie połączyła uśmiech pana Pryora z zatonięciem Lusitanji, o czem wiadomości przybyły w godzinę później. Lecz tej nocy chłopcy w Glen zbuntowali się i wybilli Księżycowemu Brodaczowi wszystkie okna w nagrodę zato, co uczyniły wojska Kaisera.
— Nie mogę przyznać im słuszności i nie mogę ich ganić. — rzekła Zuzanna, dowiedziawszy się o tem. — Muszę przyznać, że i ja własnoręcznie rzuciłabym kilka kamieni. Jedno jest pewne: Księżycowy Brodacz oświadczył na poczcie owego dnia, kiedy przybyły wiadomości o zatonięciu Lusitanji, a mówił to przy świadkach, że ludzie, którzy mimo ostrzeżeń, nie mogą siedzieć spokojnie w domu, nie zasłużyli na lepszy los. I taki człowiek, pani doktorowo jest członkiem naszego kościoła! Gdybym umarła i gdyby on przyszedł na mój pogrzeb, gotowa byłabym wstać z trumny i przepędzić go na cztery wiatry. Norman Douglas ma świętą rację. „Jeżeli djabeł nie porwie tych, którzy zatopili Lusitanję, to stanowczo nie powinien być djabłem“, krzyczał wczoraj wieczorem w sklepie Cartera. Norman Douglas zawsze wierzył w to, że każdy człowiek, który się z nim nie zgadza, zaprzedał swą duszę djabłu, lecz człowiek taki czasami może się też przydać. Bolcio Meredith martwi się o dzieci, które zatonęły. Zdaje się, że odmawiał specjalną modlitwę w piątek i był szalenie przygnębiony wiadomościami. Ale gdy usłyszał o zatonięciu Lusitanji, wyznał matce, że rozumie teraz, dlaczego Bóg nie wysłuchał jego modlitwy. Widocznie Bóg był zajęty duszami tych ludzi, którzy znajdowali się na pokładzie Lusitanji. Umysł tego dzieciaka jest o sto lat starszy od jego ciała, pani doktorowo. Co do tej Lusitanji, to straszna katastrofa, z której strony by się na nią nie patrzało. Ale Woodrow Wilson ma znowu pisać jakąś notę, więc poco się martwić? Ładny z niego prezydent! — Zuzanna zatrzęsła się z oburzenia. Prezydent Wilson stał się objektem przekleństw w kuchni Zuzanny.
Mary Vance wpadła pewnego wieczora, aby zakomunikować mieszkańcom Złotego Brzegu, że zaniechała wszelkich sprzeciwów w kwestji zaciągnięcia się do wojska Millera Douglasa.
— Ta historja z Lusitanją przeszła już wszelkie granice, — mówiła porywczo. — Jeżeli Kaiser topi niewinne dzieci, to trzeba mu na to dać jakąś odpowiedź. Trzeba stanowczo walczyć do ostatniej kropli krwi. Byłam przeciwniczką wojny, lecz teraz zmieniłam zdanie. Powiedziałam Millerowi, że może pójść do wojska, jeżeli chce. Tylko stara Kitty Alec nie zmieniła się. Choćby wszystkie okręty na święcie zatonęły, a na nich wszystkie dzieci, Kitty nie zmieni swego zdania. Muszę jednak przyznać, że to ja powstrzymywałam Millera od wojny, a nie Kitty. Mogłam się mylić, przekonamy się.
Przekonali się. Następnej niedzieli w kościele w Glen, przy boku Mary Vance zjawił się Miller Douglas w mundurze wojskowym. A Mary była tak dumna z niego, że wypłowiałe jej oczy zabłysły niesamowitym blaskiem. Józio Milgrave, stojąc pod chórem, spoglądał na Millera, na Mary to znów na Maniusię Pryor i wzdychał tak głośno, że wszyscy słyszeli te westchnienia i wiedzieli, co go dręczyło. Władek Blythe nie wzdychał. Lecz Rilla dostrzegłszy jego twarz pełną niepokoju, sama ten niepokój odczuła. W ciągu ostatniego tygodnia niepokój coraz większy rodził się w jej duszy, aczkolwiek miała dużo zajęcia z mającym nastąpić wkrótce koncertem Czerwonego Krzyża. Wprawdzie Reesowie wyleczyli się ze swego zaziębienia i mieli brać udział w koncercie. Lecz inna sprawa wyłoniła się całkiem nieoczekiwanie. Na dzień przed koncertem nadszedł list od pani Channing zawiadamiający, że nie będzie ona mogła śpiewać. Syn jej, który stacjonował ze swym pułkiem w Kingsport, zachorował poważnie na zapalenie płuc i pani Channing musiała przy nim pozostać.
Członkinie komitetu koncertowego spoglądały na siebie bezradnie. Co począć?
— Nie można liczyć na żadną pomoc z zewnątrz, — rzekła Ola Kirk niechętnie.
— Musimy coś zrobić, — upierała się Rilla zbyt zdenerwowana, aby zwracać uwagę na Olę. — Zareklamowaliśmy już koncert wszędzie, przybędą tłumy publiczności, nawet jakieś towarzystwo z miasta, a właściwie nie mamy zupełnie numerów śpiewanych. Musimy znaleźć kogoś, ktoby śpiewał, zamiast pani Channing.
— Ciekawa jestem kogo znajdziesz w ostatniej chwili, — ironizowała Ola. — Irena Howard mogłaby śpiewać, ale na pewno nie zechce po tej historii, kiedy została obrażona przez nasze towarzystwo.
— W jaki sposób towarzystwo ją obraziło? — zapytała Rilla swoim „zimno-bladym tonem“. Ten chłód i obojętność nie dotknęły wcale Oli.
— Tyś ją obraziła, — odparła porywczo. — Irena wszystko mi opowiedziała, czuła się kompletnie dotknięta. Powiedziałaś jej, aby więcej nie odzywała się do ciebie. Twierdziła, że nie może sobie wyobrazić, co takiego uczyniła, aby zasłużyć na podobne traktowanie. Z tego powodu nie zjawiła się już więcej na naszych zebraniach, lecz zapisała się do Czerwonego Krzyża w Lowbridge. Muszę jej przyznać słuszną rację. Na pewno nie proponowałabym jej, aby się zniżyła do tego stopnia, żeby nam pomóc w tak ciężkiej sytuacji.
— Po mnie chyba również nie spodziewasz się, że ją będę prosić? — zachichotała Amelka Mac Allister, druga członkini komitetu. — Od wieków nie rozmawiamy z Ireną. Ona zawsze musi być przez kogoś „obrażona“. Ale jest doskonałą śpiewaczką, to jej trzeba przyznać i publiczność równie chętnie słuchałaby jej śpiewu, jak pani Channing.
— I takby się na nic nie przydało, gdybyś ją nawet zechciała prosić, — rzekła Ola z naciskiem. — Wkrótce po zaaranżowaniu tego koncertu, jeszcze w kwietniu, spotkałam pewnego dnia Irenę w mieście i pytałam, czy zechce nam pomóc. Odpowiedziała, że uczyniłaby to chętnie, lecz nie może, skoro Rilla Blythe układa program, a przecież Rilla ją obraziła. Tak się sprawa przedstawia i jestem pewna, że nasz koncert zrobi klapę.
Rilla poszła do domu i zamknęła się w swym pokoju z udręką w duszy. Nie zdobędzie się na to, aby przepraszać Irenę Howard! Irena stanowczo postąpiła podle. Przytem rozpowiedziała tak obszernie o ich sprzeczce, że trudno było teraz całą rzecz naprawić. Rilla nigdy nie zdobędzie się na to, aby ją przeprosić. Tembardziej, że wmieszana w to wszystko była osoba Władka. Tyle ludzi twierdziło, że Irena jest złą dziewczyną, ale Rilla nigdy w to nie wierzyła. Zawsze stawała po stronie Ireny i miała pretensje do tych, którzy złośliwe pogłoski o niej rozsiewali. A jednak koncert, nad którym tyle pracowała miał zrobić klapę. Cztery solowe pieśni pani Channing były przecież ozdobą całego programu.
— Panno Gertrudo, jak się pani na to zapatruje? — pytała Rilla z rozpaczą.
— Myślę, że Irena jest jedyną osobą, która mogłaby wypełnić tę lukę. — rzekła panna Oliver. — Lecz moje zdanie nie uratuje waszego programu.
— Jeżelibym poszła i przeprosiła Irenę, jestem pewna, że zgodziłaby się śpiewać, — westchnęła Rilla. — Strasznie lubi występować publicznie. Wiem jednak, że będzie nieprzyjemna dla mnie i za żadne skarby świata nie pójdę. Sądzę, że mogłabym pójść, skoro Jim i Jurek z taką odwagą stają w obliczu Hunnów, to ja mogę stanąć w obliczu Ireny Howard, zapomnieć o swej dumie i prosić, aby przyjęła udział w koncercie urządzanym na cel biednych Belgów. W tej chwili czuję, że nie jestem w stanie tego uczynić, lecz możliwe, że zobaczy mnie pani biegnącą po kolacji przez Dolinę Tęczy w kierunku Górnego Glen.
Przeczucia Rilli były słuszne. Po kolacji ubrała się w swą błękitną krepową sukienkę, bo próżność jest silniejsza od dumy, a Irena tak zawsze zwraca uwagę na zewnętrzny wygląd. Zresztą Rilla pewnego razu, gdy miała lat dziewięć, powiedziała swej matce, że „łatwiej jest zachowywać się grzecznie, gdy się jest dobrze ubraną“. Istotnie było łatwiej i dlatego włożyła swą błękitną sukienkę.
Przyczesała gładko włosy i narzuciła nawierzch gumowy płaszcz na wszelki wypadek. Lecz myśli jej wciąż zajęte były nieprzyjemną wizytą i odbywała w fantazji kompletną próbę swego wystąpienia. Jakżeby pragnęła, żeby to już wszystko było za nią, jakżeby pragnęła wogóle nie urządzać tego koncertu! Pragnęłaby nawet nie kłócić się wcale z Ireną. Może byłoby lepiej zbyć milczeniem te wszystkie plotki wypowiedziane przez Irenę o Władziu. Postąpiła dziecinnie, oburzając się. W przyszłości będzie mądrzejsza, lecz tymczasem należało połknąć gorzką pigułkę, a Rilla Blythe pigułki niechętnie połykała.
O zachodzie słońca znalazła się przed domem Howardów. Pani Howard, otyła, stateczna jejmość, powitała Rillę wylewnie i poprosiła ja do salonu, obiecując natychmiast przywołać Irenę. Rilla zrzuciła z siebie gumowy płaszcz i przejrzała się w lustrze, wiszącem nad kominkiem. Włosy, kapelusz i suknia nic pozostawiały nic do życzenia, nawet panna Irena nie będzie miała powodu do drwin. Rilla przypomniała sobie, jak złośliwie Irena krytykowała strój innych dziewcząt. Teraz chyba nie będzie miała nic do zarzucenia.
Po chwili weszła Irena elegancko ubrana, uczesana modnie i roztaczająca wokoło upajającą woń perfum.
— Ach, jak się mamy, panno Blythe? — rzekła słodko. — Całkiem nieoczekiwana przyjemność.
Rilla wstała, aby uścisnąć końce palców Ireny i gdy usiadła napowrót, dostrzegła coś, co nagle odjęło jej mowę. Irena również to dostrzegła, uśmiechnęła się impertynencko i ciągle spoglądała w jednym kierunku przez cały czas trwania wizyty.
Na jednej nodze Rilla nosiła piękny pantofelek z klamerką, oraz błękitną jedwabną pończoszkę. Na drugiej widniał zwykły ciężki but i czarna pończochą z grubej przędzy!
Biedna Rilla. Zaczęła zmieniać obuwie i pończochy, gdy już miała na sobie swoją suknię. Taki by! rezultat, gdy się coś innego robiło rękami, a o czemś innem myślało. Och, cóż za straszna sytuacja i do tego w obecności Ireny Howard, Ireny, która patrzyła wciąż na nogi Rilli, jakby dotychczas nigdy nóg ludzkich nie widziała! A kiedyś Rilla uważała że Irena jest jej przyjaciółką! Wszystko, co przygotowała w myślach zatarło się nagle w pamięci. Napróżno usiłowała ukryć swą nieszczęsną nogę pod krzesłem, napróżno dobierała najodpowiedniejszych słów.
— Przyszłam, żeby cię przeprosić, Ireno.
Znowu sepleni! Była przygotowana na wszystko, ale na to nigdy! Stanowczo jakiś pech ją prześladował!
— Tak? — zauważyła Irena chłodno, podnosząc oczy na zarumienioną twarz Rilli, potem zaś opuszczając je znowu ku jej nogom.
Rilla odzyskiwała powoli równowagę. Nie będzie seplenić, będzie chłodna i opanowana.
— Pani Channing nie może przyjechać, bo syn jej zachorował, przyszłam więc w imieniu komitetu prosić cię, abyś zechciała śpiewać na naszym koncercie. — Rilla zaokrąglała tak każde słowo, jakby recytowała wyuczoną lekcję.
— Rade nierade musiałyście mnie zaprosić — prawda? — rzekła Irena z jednym ze swych nieprzyjemnych uśmieszków.
— Ola Kirk prosiła cię już dawniej, aleś ty podobno odmówiła, — odparła Rilla.
— Czyż mogłam przyjąć zaproszenie? — zapytała Irena z oburzeniem. — Po tej całej historii, kiedy zabroniłaś mi do siebie mówić? Byłoby to niewygodne dla nas obu, nie sądzisz?
A teraz ta gorzka pigułka.
— Chciałam cię przeprosić za to, Ireno, — rzekła Rilla z powagą. — Nie powinnam była tego mówić i później ogromnie się tem martwiłam. Będziesz mogła mi przebaczyć?
— I śpiewać na waszym koncercie? — dorzuciła Irena ze słodką ironją.
— Jeżeli sądzisz, — rzekła Rilla złamanym głosem, — że nie przeprosiłabym cię, gdyby nie chodziło o koncert, to może masz słuszność. Lecz prawdą jest również, że przykro mi było przez całą zimę i żałowałam, że cię obraziłam. To wszystko, co mogę ci powiedzieć. Jeżeli uważasz, że nie jesteś w stanie mi przebaczyć, to sądzę, że możemy więcej nie mówić o tem.
— Ach, Rillo, kochanie, nie oburzaj się tak na mnie, — zawołała Irena. — Oczywiście, że ci przebaczam, choć nie masz pojęcia, jak mi było przykro. Długie tygodnie płakałam z tego powodu. Tembardziej, że nie powiedziałam, ani nie uczyniłam nic złego!
Rilla połknęła nieprzyjemną odpowiedź. Nie miało sensu sprzeczać się z Ireną, wówczas, gdy biedni Belgowie umierali z głodu.
— Więc uważasz, że będziesz nam mogła pomóc? — zmusiła się do zapytania. Och, żeby tylko Irena przestała patrzeć na te jej nogi! Rilla wyobrażała już sobie, jak obrazowo Irena opowie o tem Oli Kirk.
— Nie wiem, czy będę mogła tak na ostatnią chwilę, — zaprotestowała Irena. — Przecież mam zbyt mało czasu, aby się czegoś nowego nauczyć.
— Och, umiesz tyle pięknych pieśni, których jeszcze nikt w Glen nie słyszał, — rzekła Rilla, wiedząc o tem, że Irena jeździła przez całą zimę do miasta na lekcje śpiewu i że chciała tylko teraz znaleźć jakiś pretekst. — Tutaj u nas te wszystkie pieśni będą zupełnie nowe.
— Ale nie mam akompanjatora, — tłumaczyła się znowu Irena.
— Una Meredith może ci śmiało akompaniować. — rzekła Rilla.
— Ach, nie mogłabym jej prosić o to, — westchnęła Irena. — Nie mówimy ze sobą od zeszłej jesieni. Znienawidziła mnie podczas koncertu w szkole niedzielnej i zupełnie się do mnie nie odzywa.
Boże, Boże, czyż Irena miała samych wrogów? Nienawiść Uny Mereditih do kogokolwiek trudno było sobie wyobrazić. Rilla z trudem powstrzymała się, aby nie parsknąć śmiechem prosto w twarz Irenie.
— Panna Oliver jest doskonałą pianistką i może ci akompaniować bez próby. — zaproponowała Rilla głosem pełnym rozpaczy. — Chętnie się na to zgodzi, możesz zresztą jutro wieczorem wpaść na Złoty Brzeg przed koncertem i wypróbować z nią swoje pieśni.
— Ale nie mam w co się ubrać. Moja nowa suknia wieczorowa została jeszcze w Charlottetown, a przecież nie włożę na taką uroczystość zeszłorocznej sukni. Jest stanowczo za skromna i wyszła już zupełnie z mody.
— Koncert nasz, — odparła Rilla wolno, — urządzany jest na cel biednych dzieci belgijskich, które umierają z głodu. Nie uważasz, Ireno, że mogłabyś wystąpić dla ich dobra w skromniejszej sukience?
— Nie sądzisz — że te wszystkie historje o Belgach są nieco zmyślone? — zawołała Irena. — Jestem pewna, że w dwudziestym wieku z głodu umrzeć nie można. Gazety zawsze przesadzają.
Rilla doszła do wniosku, że zrobiła już wszystko, co było w jej mocy. Należało przecież zachować odrobinę własnej godności. Nie wolno poniżać się bardziej, choćby nawet chodziło o koncert. Podniosła się z miejsca nie zważając już nawet na swoje nogi.
— Bardzo mi przykro, że nie chcesz nam pomóc, Ireno, postaramy się jakoś dopełnić koncert własnemi siłami.
Irena z tego nie była zadowolona. Bardzo pragnęła śpiewać na koncercie i wszystkie jej wahania nagle w tej chwili pierzchły. Zresztą chciała bardzo zawrzeć na nowo przyjaźń z Rillą. Miała jakąś słabość do tej dziewczyny. Poza tem dom na Złotym Brzegu był bardzo miłem miejscem odwiedzin, szczególnie wówczas, gdy Władek wracał z uniwersytetu. Przestała nawet patrzeć na nogi Rilli.
— Rillo, kochanie, nie bądź tak porywcza. Naprawdę chciałabym wam pomóc, gdybym mogła tylko to wszystko jakoś urządzić. Siadaj, obgadamy jeszcze tę sprawę.
— Bardzo mi przykro, ale nie mam już czasu. Muszę wracać do domu, aby położyć Jasia i nakarmić go przed spaniem.
— Ach, tak, to dziecko, które wychowujesz podług książki. Naprawdę ładnie to z twej strony, szczególnie, że ty dzieci nienawidzisz. Jaka zła byłaś na mnie zato, że go wtedy całowałam! Ale zapomnijmy o tem wszystkiem i bądźmy znowu przyjaciółkami, dobrze? A teraz wracajmy do koncertu. Sądzę, że będę mogła pojechać do miasta rano po suknię, a po południu będę miała dość czasu, aby wypróbować z panną Oliver moje pieśni. Może ty ją poprosisz, żeby mi akompaniowała, bo Gertruda jest tak ponura, że poprostu paraliżuje mnie swem spojrzeniem.
Rilla nie chciała tracić czasu na to, aby bronić w tej chwili pannę Oliver. Chłodno podziękowała Irenie, która stała się nagle bardzo serdeczna i wylewna, żegnając Rillę. Dzięki Bogu, że wizyta się skończyła. Rilla była przekonana, że nigdy już nie będzie przyjaźni między nią i Ireną. Przyjazne sobie będą — ale przyjaciółkami — nigdy. Zresztą wcale tego nie pragnęła. Przez całą zimę miała tyle ważniejszych spraw na głowie, więc strata przyjaciółki stała się rzeczą prawie obojętną. Sentyment, jakim darzyła Irenę, wygasł w niej dawno. Irena nie należała do tych, którzy „znają Józefa“, jak twierdziła pani Elliott. Rilli nawet na myśl nie przyszło, że dawno powagą i umysłem przerosła Irenę. Uważałaby taki domysł za absurd, bo przecież ona miała lat siedemnaście, a Irena skończyła już dwadzieścia. Jednakże to było prawdą. Irena była taka sama, jak przed rokiem i zawsze taką zostanie. Usposobienie Rilli Blythe w ciągu ostatniego toku zmieniło się, umysł dojrzał i patrzyła całkiem inaczej na wszystko. Jednem słowem Irena utraciła na zawsze przywiązaną wielbicielkę, jaką miała niegdyś w Rilli.
Rilla odzyskała dopiero zupełnie równowagę, gdy znalazła się w oświetlonej promieniami księżyca Dolinie Tęczy. Stanęła pod wysoką dziką śliwą, która teraz była śnieżno-biała w krasie wiosennego kwiecia i zaśmiała się głośno.
— Teraz jest tylko jedna rzecz ważna, aby Koalicja wygrała wojnę. — rzekła do siebie. — To że poszłam do Ireny Howard w jednym pantoflu, a w drugim bucie, jest kwestją o wiele mniejszej wagi. W każdym razie ja, Berta Maryla Blythe przysięgam uroczyście mając księżyc za świadka, — Rilla podniosła prawą rękę ku górze, — że nigdy już więcej nie wyjdę ze swego pokoju, dopóki nie obejrzę uważnie obydwu swoich nóg.