Rozrywki Naukowe/Chemja organiczna
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Rozrywki Naukowe |
Wydawca | Jan Fiszer |
Data wyd. | 1910 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jan Harabaszewski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Spal na talerzu porcelanowym duży arkusz papieru, zbyteczna będzie wskazywać na zjawisko zwęglania się (papier zamienia się na masę czarną), na powstawanie pod wpływem ciepła produktów empireumatycznych (przypalonych). Pod spalonym papierem znajdziesz żółtawą masę, przylepiającą się do palców, wytworzoną z oleistych substancji papieru, produkt pewnego rodzaju destylacji bez dostępu powietrza.
Możemy bardzo łatwo dać niejaki obraz produkcji gazu oświetlającego z węgla kamiennego za pomocą prostej fajki glinianej. W lulkę zamiast tytoniu kładziemy drobne kawałki potłuczonego węgla i zamykamy otwór gliną lub zaprawą murarską. Po wysuszeniu mamy już gotową retortę do gazu, naładowaną węglem, wystarcza nagrzewać ją na rozpalonych węglach; rurka fajki winna wystawać z paleniska, wkrótce zaczyna się wydzielać gaz z rurki, można go zapalić u wylotu rurki, gaz daje bardzo jasno świecący płomień. Mamy więc małą fabrykę gazową, którą możemy łatwo zbudować i wprowadzić w ruch.
Jeżeli fajka gliniana wydaje ci się materjałem zbyt drogim, możesz użyć papieru do opakowania, wystarczy z niego zrobić rożek. W górnej części rożka papierowego urządzamy mały otwór, bierzemy rożek w lewą rękę i zapalamy u podstawy, rożek spala się. Wytworzone ciepło płomienia prowadzi do destylacji organicznych substancji papieru w zamkniętym naczyniu; produkty empireumatyczne i gazowe podnoszą się w rożku i wychodzą przez górny otwór, gdzie je zapalamy za pomocą zapałki, użytej do podpalenia papieru (fig. 158). Nie trzeba dodawać, że doświadczenie to trwa jakie kilka sekund, ale nawet taki krótki czas trwania okazuje się dostatecznym do pokazu produkcji gazu oświetlającego na drodze destylacji substancji organicznych. Podczas wykonywania doświadczenia należy wystrzegać się niebezpieczeństwa ognia, dobrze jest operować nad posadzką zdala od wszystkiego, co się łatwo zapala.
Podczas wykładów chemji zwykle uwidoczniają działanie kwasu siarkowego na barwne substancje roślinne, wystawiając fijołek na działanie gazu; fijołek prawie momentalnie bieleje. Kwas siarkowy niszczy barwy znacznej ilości kwiatów, jak róże, barwinki i t. d.
Doświadczenie bardzo dobrze udaje się z małym przyrządem, który podajemy niżej (fig. 159). W małym tygielku porcelanowym stapiamy siarkę, ta spala się na powietrzu i w połączeniu z tlenem daje kwas siarkowy; tygielek nakrywamy stożkowatym kominkiem z cienkiej blachy żelaznej i na górnym jego otworze kładziemy kwiaty, które chcemy odbarwić. Działanie jest bardzo szybkie, w kilka sekund całkowicie bieleją barwinki, fijołki trójkolorowe, róże, dzwonki i t. d.
Znany uczony, Filhol, pokazywał niegdyś wobec członków Towarzystwa naukowego wyniki, jakie otrzymał od działania na kwiaty mieszaniny eteru siarczanego i kilku kropli amonjaku; wykazał, że od działania tego płynu znaczna ilość fijoletowych i różowych kwiatów nabiera pięknej, bardzo mocnej zielonej barwy. Wykonaliśmy cały szereg doświadczeń w tym przedmiocie, wyniki ich podamy tutaj, czytelnicy nasi, interesujący się tą kwestją, mogą z łatwością powtórzyć te doświadczenia i prowadzić je dalej. Wlewamy do szklanki zwyczajnego eteru z dodatkiem niewielkiej ilości amonjaku (mniej więcej 1/10 objętości). W płynie tym zanurzamy kwiaty, badane przez nas (fig. 160).
Pewna ilość kwiatów, zabarwionych naturalnie na fijoletowo czy różowo, nabiera natychmiast barwy bardzo żywej zieleni; takiemi są: geranja, fijołek trójkolorowy, lewkonja, tasznik, róże czerwone i różowe, lewkonja mahońska, tymianek, dzwonki niebieskie, dymnica, pacierzyczka, heljotrop. Kwiaty różnobarwne przy zetknięciu z eterem amonjakalnym nabierają różnych odcieni. Górny płatek groszku pachnącego z fijoletowego staje się ciemno-niebieskim, dolny zaś nabiera jasno-zielonej barwy. Gwoździk prążkowany robi się brunatnym i jasno-zielonym. Białe kwiaty zwykle żółkną, takiemi są: groszek biały, orlik prążkowany, który staje się żółtym i ciemno-fijoletowym, róża biała, która nabiera barwy słomiano-żółtej, orlik biały, ostrzeń, rumianek, bez włoski, gwiazdosz biały, kwiat kartofla, lewkonja biała, powój, bób, kozia bródka, naparstnik biały, wszystkie od eteru amonjakalnego żółkną z mniej lub więcej mocnym odcieniem. Orlik biały staje się żółtym i ciemno-pomarańczowym.
W różowym groszku pachnącym górny płatek niebieszczeje, dolny zaś zielenieje delikatnie, różowa geranja przechodzi w bardzo ciekawy sposób w niebieską, orlik czerwony staje się pięknie brunatnym z połyskiem metalicznym, kozłek nabiera odcienia szarawego, mak czerwony przechodzi w ciemny fijolet.
Żółte kwiaty wogóle nie zmieniają się od eteru amonjakalnego; jaskier, kaczyniec, lewkonja żółta i t. d. zachowują naturalny odcień i w płynie powyższym tylko rzepa leśna staje się czerwonawo-żółtą.
Czerwone liście, jak liście buku purpurowego, przechodzą w zielone, kiedy je włożyć do eteru amonjakalnego. Działanie jest tak szybkie, że, puszczając krople na liść, możemy go pocentkować na zielono. Również możemy pocentkować takie kwiaty, jak barwinek, i nie potrzebujemy ich zrywać z łodygi.
Dopełnimy te wiadomości opisem doświadczeń Gabby, przeprowadzonych we Włoszech. Gabba działał bezpośrednio amonjakiem na kwiaty, używał do tego zwyczajnego talerza z pewną ilością roztworu amonjakalnego, kwiatek badany umieszczał w rurce lejka, ustawionego na talerzu. Operując w ten sposób, przekonał się, że kwiaty niebieskie, fijoletowe i purpurowe stają się pięknie zielonemi; karminowo-czerwone czernieją, białe żółkną i t. d.
Najbardziej osobliwe zmiany występowały w kwiatach z licznemi odcieniami, prążki czerwone pozieleniały, białe pożółkły i t. d. Inny ciekawy przykład godny uwagi mamy z fuksją, białe i czerwone jej kwiaty od pary amonjakalnej zżółkły, zniebieszczały, zzieleniały. Kwiaty ze zmienionemi barwami, zanurzone w wodzie czystej, zachowują nowe zabarwienie przez kilka godzin, poczym powoli wracają barwy pierwotne.
Inne ciekawe spostrzeżenie Gabby dotyczy astrów; jak wiadomo, kwiaty te nie posiadają zapachu, pod działaniem amonjaku nabierają przyjemnego aromatu. Te same astry naturalną barwę fijoletową po zmaczaniu ich w kwasie azotowym, rozcieńczonym wodą, zmieniają na czerwoną, poddane zaś działaniu pary kwasu solnego w zamkniętym pudełku w ciągu sześciu godzin, stają się karminowo-czerwonemi, po wysuszeniu w ciemności zachowują nabytą barwę, byle stały w suchym miejscu w cieniu. Kwas solny barwi na czerwono kwiaty, które zmieniły swą barwę naturalną pod wpływem amonjaku na zieloną, ale wogóle zmiany te są bardzo nietrwałe.
Zakończymy te badania uwagą, że mieszanina eteru z amonjakiem działa daleko szybciej, niż sam amonjak.
Nieraz zdarza się widzieć u optyków kwiaty sztuczne, przygotowane w sposób szczególny; mają one własność świecenia w ciemności, jeżeli poprzednio wystawiano je na działanie promieni świetlnych, słońca, elektryczności, iskry magnezowej. Przedmioty te dotyczą bardzo interesujących zjawisk, ciekawych doświadczeń, dzisiaj mało znanych, pragniemy na nie zwrócić uwagę czytelnika.
Najbardziej wrażliwemi na działanie promieni są siarczki wapnia i baru (fosfor kantoński i boloński), siarczek strontu, niektóre djamenty z odmianą fluorku wapnia, zwaną chlorofanem.
Fosforyzujący siarczek wapnia (fosfór kantoński) otrzymujemy przez wyprażenie w tyglu porcelanowym mieszaniny kwiatu siarczanego i węglanu wapnia, jednak rzecz cała idzie pomyślnie tylko z węglanem wapnia szczególnego gatunku. Najbardziej nadaje się wypalony z muszli ostryg. Trzy części tak otrzymanej substancji mieszamy z jedną częścią kwiatu siarczanego i ogrzewamy bez dostępu powietrza w tyglu do czerwonego żaru. W ten sposób przygotowany fosfor kantoński po odpowiedniej insolacji (wystawieniu na działanie promieni słonecznych) świeci w ciemności blaskiem żółtym. Wapienne skorupki z ostryg nie zawsze bywają czyste i dlatego niekiedy wynik bywa nie bardzo zadowalniający, stąd korzystniej operować z materjałem o znanym składzie chemicznym.
E. Becquerel podaje w tej mierze pewne wskazówki: „Kiedy chodzi o przygotowanie siarczka fosforyzującego z wapna i węglanu wapnia, najodpowiedniejszy stosunek dla tych ciał jest taki: na 100 części substancji w pierwszym przypadku bierze się 80 części kwiatu siarczanego, w drugim zaś 48 części, takie ilości siarki konieczne są do połączenia się przez spalenie z tlenem wapna lub węglanu i wytworzenia siarczka“.[1]
Przy przygotowaniach należy mieć na względzie wysokość temperatury i czas trwania reakcji. Jeżeli używamy wapna z aragonitu włóknistego, temperaturę utrzymujemy niżej 500° przez cały przeciąg czasu, potrzebnego do przebiegu reakcji i wydalenia nadmiaru siarki, dostajemy masę, słabo świecącą z odcieniem niebieskawym; gdy natomiast temperaturę podnosimy do 800—900° stopni, nie przekraczając jednak temperatury topnienia srebra czy złota, w przeciągu 25—30 minut otrzymujemy masę, świecącą bardzo żywym blaskiem.
Siarczek wapnia wykazuje różnego rodzaju fosforescencję zależnie od natury soli, użytej do wytworzenia węglanu.
Jeżeli zamienić marmur biały na azotan wapnia przez rozpuszczenie w rozcieńczonym kwasie azotowym, strącić wapień węglanem amonowym i z otrzymanego węglanu wapnia przygotować siarczek wapnia, wytworzony produkt świeci fijoletowo z odcieniem różowym. Gdy siarczek wapnia przygotujemy z chlorku wapnia przez strącanie za pomocą węglanu amonowego i następne wyprażenie węglanu z siarką, otrzymany siarczek fosforyzuje żółto.
W razie zastosowania węglanu wapnia, otrzymanego z wody wapiennej przez wprowadzenie do niej kwasu węglanego, dostajemy siarczek wapnia, świecący czystym, fijoletowym blaskiem. Dobre wyniki dają węglany wapnia, strącone z handlowego krystalicznego chlorku za pomocą różnych węglanów alkalicznych.
Siarczek strontu można otrzymać działaniem siarki na tlenek lub węglan strontu, lub przez redukcję siarczanu za pomocą węgla. Najczęstsze odcienia światła bywają zielone i niebieskie.
Bardzo ciekawe zjawiska fosforescencji wykazuje siarczek baru. Silnie świecące masy otrzymujemy w znacznie wyżej podniesionej temperaturze i przy dłuższym okresie trwania operacji, niż tego wymagają inne związki. Taki sam siarczek baru powstaje przy redukcji naturalnego siarczanu baru za pomocą węgla, tą drogą otrzymuje się znany oddawna fosfór boloński. Preparaty baru fosforyzują rozmaicie od czerwieni pomarańczowej do zieleni jasnej.
Sposób otrzymywania wymienionych substancji daje nam możność łatwego wyjaśnienia fabrykacji kwiatów świecących, od których zaczęliśmy naszą notatkę. Sztuczne kwiaty pociągają płynnym klejem, naprzykład, roztworem gumy w wodzie, następnie posypują proszkiem siarczka fosforyzującego i suszą. Proszek na kwiatku trzyma się mocno. Dość teraz wystawić taki kwiatek na działanie promieni słonecznych albo światła magnezowego (fig. 161) a zacznie fosforyzować w ciemności. Przenosimy go do ciemnego pokoju i rzeczywiście świeci jasnym blaskiem, wysyła pyszne barwne promienie (fig. 162). Siarczków fosforyzujących używają do znaczenia na papierze deseni, imion i t. d. Rozumie się, doświadczenia te można zmieniać do woli. Czy z substancji tych można mieć jaki poważniejszy użytek, czy można się spodziewać, że zostaną wciągnięte na listę produktów użytecznych? Odpowiedź nasza brzmi twierdząco. Substancji fosforyzujących możemy użyć do oświetlenia cyferblatów zegarowych, możnaby je zastosować do znaczków sklepowych, tabliczek z numerami domów, by świeciły w nocy.
W przeciwieństwie do fizyki, z której sztuka prestydygitatorska czerpie bardzo dużo materjału, chemja dostarcza jej niewiele przyczynków. Robert Houdin zastosował niegdyś elektryczność do poruszania wskazówki magicznego zegara, elektromagnesem obciążał kufer żelazny tak, że nikt nie mógł go podnieść. Robin używał optyki do wywoływania efektów na scenie, jak różnych widm, skazańca, mówiącego i t. d. Amatorzy tego rodzaju rozrywek mogą i z chemji zapożyczyć kilka oryginalnych doświadczeń, nie wymagających nadzwyczajnych przyrządów. Podam opis sztuczki, jaką bardzo zręczny kuglarz wykonał w moich oczach z powodzeniem przed licznie zebranemi widzami. Wykonawca wziął szklankę, zupełnie przezroczystą, postawił ją na stole: oświadczył, że ją przykryje spodkiem, a następnie zapali w pewnej odległości papierosa i zmusi dym z papierosa do przeniknięcia wewnątrz szklanki. Zapowiedź swą spełnił. Gdy palił zdala od szklanki, ta jakby za czarodziejskim wpływem napełniła się obficie białym dymem (fig. 163). Sztukę wykonać bardzo łatwo: wystarcza wpuścić do szklanki dwie, trzy krople kwasu solnego, a spodek zwilżyć kilkoma kroplami amonjaku na stronie, zwróconej do szklanki. Operację tę załatwiamy przed okazaniem widzom szklanki i spodka, widzowie nie mogą zauważyć bardzo cienkiej warstewki rzeczonych płynów, ale gdy spodek położymy na szklankę, płyny zdradzają swą obecność, łącząc się z sobą, wytwarzają białą parę chlorku amonowego; para ta daje zupełne złudzenie dymu tytuniowego.
Jeszcze jedno ciekawe doświadczenie z chemji, stosowanej w prestydygitatorstwie. Małą buteleczkę z płynem czerwonym, jak wino, wręczasz komukolwiek z otoczenia i prosisz, żeby przelał to wino do kieliszka. Przelane wino staje się wodą. Domniemane wino posiadało następujący skład: 1 gram nadmanganianu potasu, 2 gramy kwasu siarkowego w 1 litrze wody. Płyn ten, wlany do kieliszka, odbarwia się po zmieszaniu z kilkoma kroplami nasyconego roztworu podsiarczynu sodu, wpuszczonemi na dno kieliszka. Odwrotnie można wodę przemienić w wino. Wodę z dodatkiem alkoholu wlewamy do szklanki, zawierającej kilka kawałeczków czerwieni anilinowej.
Kuglarze pokazują niekiedy butelki, nacięte spiralnie, jakby sprężyny ze szkła (fig. 164). Takie butelki otrzymać można w ten sposób.
Bierzemy 180 gramów sadzy, 56 gramów gumy arabskiej, 23 gramy gumy tragakantu, 23 gramy benzoesu, zarabiamy wodą i z przygotowanego ciasta robimy ołówek. Tym ołówkiem, rozżarzonym do czerwoności, nacinamy szkło. Naprzód znaczymy nacięcia pilnikiem, a później pogłębiamy je ołówkiem, rozżarzonym. Za jedną operacją idzie niezwłocznie druga, podczas nacierania ołówkiem dmuchamy w celu podtrzymania żarzenia. Figura, wyżej zamieszczona, daje próbkę tego, co można zrobić w sposób wskazany.
Przed niejakim czasem handlarz uliczny sprzedawał na rynkach, placach jajka z wypisanemi na skorupach imionami, sentencjami lub grawerowanemi kwiatami. Sztuka grawerowania jaj związana jest z pewnym ciekawym faktem historycznym. W sierpniu r. 1808 podczas wojny z Hiszpanją w katedrze w Lizbonie znaleziono jajko z wyrytą na skorupie zapowiedzią prędkiego wytępienia Francuzów. Wywołało to wielkie wzburzenie w przesądnej ludności portugalskiej i stało się powodem do podniesienia powstania.
Naczelny wódz francuski powziął dowcipny sposób zaradzenia. Rozdano w mieście tysiące jaj z wyrytym zaprzeczeniem zapowiedzi. Portugalczycy, ogromnie zdziwieni tym faktem, nie wiedzieli, co sądzić, ale tysiące jaj, przynoszących zaprzeczenie, miały za sobą przewagę większości wobec jednego, przepowiadającego. Nadto w kilka dni umieszczono ogłoszenia na wszystkich rogach ulic i podano sposób czynienia cudu. A sposób ten bardzo prosty: na skorupie jajka, powleczonej woskiem, werniksem lub prostym łojem, piszemy lub rysujemy cokolwiek. Następnie zanurzamy skorupę w słabym kwasie octowym, solnym czy azotowym, — mocnej wodzie do rytowania na miedzi (fig. 165). Wszędzie, gdzie skorupy nie chroni substancja izolująca, wapno pod działaniem kwasu rozkłada się i napis czy rysunek uwidocznia się. Sposób postępowania nie przedstawia trudności, trzeba jednak zachować pewne ostrożności. Przedewszystkiem, ponieważ graweruje się zwykle jajka wydęte, konieczną rzeczą jest, żeby je zachować bez zmiany, pozalepiać otwory gałkami z wosku żółtego lub białego przed zanurzeniem w kąpieli kwaśnej, następnie jajka te, bardzo lekkie, zatrzymuje się na dnie kąpieli za pomocą nitki z ciężarkiem lub nitki, przywiązanej do szklanej pałeczki.
Z kwasem, bardzo rozcieńczonym wodą, operacja wprawdzie trwa dość długo, ale daje lepsze wyniki, dwie lub trzy godziny wystarczają, by charakter pisma czy kontury rysunku dostatecznie się ujawniły.
Opiszemy najpierw samo zajmujące doświadczenie, a następnie podamy sposób przygotowania. Bierzemy zapałkę lub drzazgę, zapalamy ją, później gasimy tak, że otrzymujemy iskrzącą się główkę, jak mały żarzący się węgielek.
Tlącym się końcem zapałki czy drzazgi dotykamy w jakimkolwiek punkcie odpowiednio przedtym przygotowanego papieru. Papier zaczyna się palić i ogień szerzy się po wykreślonych śladach, znaczących na papierze rysunek, z początku wcale niewidzialny. Bardzo ciekawie przypatrywać się, jak ogień na papierze przygasa i wylania się obraz osoby, zwierzęcia, jak psa, słonia, imię lub jakikolwiek napis. Smuga ognista rozdziela się, odchodzi jedna od drugiej, by znów połączyć się i zgasnąć, kiedy rysunek w całości się odsłoni.
Wykonanie doświadczenia bardzo proste. Rozpuszczamy w wodzie saletrę (azotan potasu), roztwór ma być na zimno nasycony solą. Maczamy w nim pręcik drewniany, pióro gęsie lub pędzelek i kreślimy nim na cienkim papierze, doskonale nadaje się do tego papier, używany na afisze; ślad kreślony winien być dość gruby.
Rysunek suszymy, poczym przystępujemy do wywoływania. Za dotknięciem żarzącą się zapałką w jakimkolwiek punkcie papieru, znaczonego saletrą, powstaje ogień i szerzy się po konturach rysunku (fig. 166). Sól zostawia na papierze ledwie widoczne ślady; dla tego, żeby w odpowiednim miejscu przyłożyć żarzącą się drzazgę, możemy ołówkiem zaznaczyć punkt wyprawy.
Na wykładzie chemji profesor, przy omawianiu barwników anilinowych, pokazuje często doświadczenie, które daje pojęcie o mocy barwienia niektórych substancji. Rzuca na papier mieniące się kryształy czerwieni anilinowej, podobne do skrzydełek wołka zbożowego, wyrzuconą na papier substancję zbiera z powrotem do słoika. Przypuszczamy, że na powierzchni papieru nic nie pozostało. Tymczasem, gdy na papier nalejemy alkoholu, w którym barwniki anilinowe bardzo łatwo rozpuszczają się, natychmiast papier zaróżowi się. Pył substancji barwiącej, niewidzialny dla gołego oka, przylega do papieru i ta odrobina wystarczy do zabarwienia papieru.
Doświadczenie to możemy zmienić w ten sposób: zamiast wyrzucać barwnik na papier, posypujemy nim płatki białej róży, strząsamy z nich nadmiar substancji, zostaje jedynie niewidzialny pyłek, wtedy do miłośnika kwiatów zwracamy się z tym, że posiadamy cudowny krzak róży: kwiaty jego stają się czerwonemi od polania alkoholem lub wodą kolońską. Wykonywamy doświadczenie za pomocą rozpryskiwacza, wywołując ogromne zdziwienie wśród otoczenia (fig. 167).
Chemik, C. Wideman, podał sposób przygotowania szczególnej grawiury. Mamy tafelkę szkła przezroczystego, podobną do szyby z okna, nie znać na niej śladu rysunku jakiegokolwiek przy najszczegółowszym badaniu. Jeżeli teraz dmuchać będziemy tak, żeby powierzchnia pokryła się parą z ust naszych, ukaże nam się figura, jaką przedstawia grawiura (fig. 168). Figura znika wkrótce. Szkło można zmyć, wytrzeć do sucha, a obraz jego na powierzchni zjawi się znów, skoro para z ust zgęści się na nowo.
Szkło do tego ciekawego zjawiska należy przygotować w taki sposób: do tygielka porcelanowego wsypujemy niewielką ilość sproszkowanego fluorytu, zwilżamy ją zwyczajnym kwasem siarkowym i otrzymujemy dość płynną papkę, by można nią pisać. Wyprowadzamy kontury rysunku, czy napis jakikolwiek za pomocą gęsiego pióra na szkle zupełnie czystym. Szkła używamy takiego, jakie idzie na zwierciadła, może być zupełnie przezroczyste, czy powleczone metalem, nie wpływa to na ostateczny wynik. Po wyprowadzeniu odpowiednich znaków suszymy w ciągu pięciu, dziesięciu minut, zmywamy zwyczajną wodą i wycieramy chustką. Mamy gotową płytkę, trzeba chuchnąć a ukażą nam się zaznaczone rysy.
Potrzeba pewnej praktyki, by czas grawerowania samego nie wypadł zbyt długi. Nadto przeciągające się nagryzanie fluorowodorem wywołuje za grube rysy i ślad rysunku uwidocznia się nawet na suchym szkle.
Barwniki, otrzymywane ze smoły węgla kamiennego, znajdują niezliczone zastosowania w przemyśle, szczególniej, w farbiarstwie, a nam dostarczają materjału do doświadczeń zarówno świetnych, jak i łatwych do wykonania.
Do dużej szklanki nalewamy wody, czekamy, by woda się ustała, wtedy na powierzchnię jej wrzucamy kilka drobniutkich kawałków fluoresceiny. Małe ziarnka barwnika zaczynają powoli opuszczać się na dno naczynia, rozpuszczając się przez drogę, pozostawiają poza sobą żółte smugi, wspaniale fluoryzujące zielono.
Do wywołania zjawiska potrzeba bardzo małej ilości substancji barwiącej, w zupełności wystarcza tyle, ile pozostaje na papierze, na który wyrzucono barwnik i z którego następnie zbierano go do słoika.
Doświadczenie udaje się ze wszystkiemi sztucznemi substancjami barwiącemi, byle proszek z nich był cięższy od wody, ta zwilżała je, ale nie rozpuszczała zbyt szybko. Szczególnie nadają się do tego barwniki fluoresceiny, jak eozyna, erytrozyna i t. d.
Barwniki, nie fluoryzujące, dają smugi jednobarwne, do takich należą zieleń malachitowa, czerwień francuska. Z mieszaniny barwników obydwuch rodzajów otrzymujemy prawdziwą wiązkę smug różnobarwnych.
Rzucone na wodę kawałki kamfory zaczynają poruszać się ze znaczną prędkością. Własność tę zużytkował Devaux w ciekawym doświadczeniu, przedstawionym na figurze 170. Z cienkiego arkusza cyny budujemy małą łódeczkę z wycięciem w tyle. Na wykroju umieszczamy kawałeczek kamfory, łódka natychmiast zaczyna się ruszać. Devaux opisuje ruch łódki w następujących słowach: „Nietylko łódka porusza się, ale zachowuje ruch prawidłowy i szybki bardzo długo całemi godzinami. Polecam eksperymentatorom to doświadczenie, bardzo łatwe do wykonania. Uczynimy je widocznym dla wszystkich widzów, jeżeli do środka łódki przymocujemy maszt (z pałeczki szklanej lub słomki) za pomocą laku, na wierzchołku masztu zawiesimy chorągiewkę (fig. 170).
Pan Gilland z Muzeum historji naturalnej w Paryżu zapoznał nas ze szczególnym sposobem oddzielenia składników prochu myśliwskiego. W niewielkiej ilości substancję tę pozostawiono na dnie naczynia z wodą. Naczynie stało przy oknie otwartym wystawione na kolejne działanie chłodu nocy i palących promieni słonecznych dnia.
Po niejakim czasie, kiedy zamierzano wyrzucić proch, ze zdziwieniem zauważono u góry szklanki koronę z kryształów, których białość szczególnie odbijała od czarnawej pozostałości na dnie naczynia; woda całkowicie znikła. Azotan potasu czyli saletra oddzieliła się od węgla i siarki, pozostałych na dnie. Z łatwością można odtworzyć tę interesującą analizę.
Na tym doświadczeniu zamykamy naszą książkę. Dołożyliśmy starań, żeby zapoznać czytelnika z licznemi środkami rozrywki, usiłowaliśmy pokazać mu, jak możemy spędzać wczasy, jednocześnie kształcąc się, ćwicząc się w zręczności, pilnej uwadze i rozumowaniu, słowem z pożytkiem dla rozwoju naszych władz umysłowych.