Sewerka/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sewerka |
Wydawca | Redakcja Wieczorów Rodzinnych |
Data wyd. | 1904 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zaraz po obiedzie w Zagajach zaszły przed dom saneczki ciągnione przez osiełki i zaczęły się przejażdżki, naprzód wkoło dziedzińca, potem coraz dalej, w aleje prowadzące od dworu i do kościoła. Dzieci powoziły po kolei i zdawały się bawić doskonale.
— Trzeba używać śpiesznie tej przyjemności — zawołała Sewerka — skończy się wraz z sanną, a wówczas pewnie osiełki pójdą do innej roboty.
— Właśnie, że nie — odezwał się Fredzio z tryumfem.
Sewerka zarumieniła się mimowolnie, bo przelękła się, czy nie odgadł jej skrytej zazdrości.
— Jakto! jakto? — spytała.
— Wujaszek wie przecież dobrze, iż sanna u nas jest krótkotrwała, przysłał więc taki powozik, który może służyć w każdej porze. Są do tego koszyczka koła, a zamiast futra, wkładają się dywaniki a wtedy jest jeszcze śliczniejszy. To też wyglądamy z Emilką niecierpliwie, żeby śnieg zginął a wówczas przyjedziemy do was nowym ekwipażem.
Sewerka oniemiała. Czuła, że coś powiedzieć należy, a w tej chwili nie mogła wynaleźć nic innego nad słowa:
— Jaki wasz wujaszek dobry.
— A jaki bogaty — zawołał Fredzio z zapałem. — Obiecał przysłać nam w lecie kucyka z siodełkiem. A jaki ma świetny apartament w Warszawie, co tam ślicznych rzeczy. Kiedy jesteśmy u niego, to się pyta codzień, jaką chcemy leguminę na obiad i codzień dostajemy pudełka cukierków, aż mama prosiła, żeby ich nie kupował, bo możemy się pochorować.
— Ach! jak to dobrze mieć takiego wujaszka.
— Kupuje nam loże, prowadzi do teatru, do cyrku, wozi na spacery. A takie ma śliczne konie, że jak niemi jedzie po Warszawie, to się wszyscy oglądają.
— Jakież są te konie?
— Takie dziwne bułanki, zupełnie różowawego koloru, a takie ogniste, lecą jak wiatr, ledwie je może Maciej utrzymać, woźnica wujaszka, chociaż słynie ze swojej siły.
— Choiałabym choć zobaczyć takie konie — mówiła Sewerka, która słysząc te opowiadanie, oczy szeroko otwierała.
Fredzio prawił też dalej o wszystkich przyjemnościach, jakie on i siostra zawdzięczali wujowi. Spodziewał się, że w jesieni zabierze ich do kąpieli morskich, tylko niewiadomo, jak to będzie ze mną — dodał zafrasowany — bo od wakacyi ojciec chce mnie oddać do szkół. A u nas szkoły zaczynają się tak wcześnie, właśnie kiedy jest najświetniejszy sezon kąpielowy.
Fredzio był w tych rzeczach doskonale powiadomiony, a Sewerka słuchała go z coraz większem zajęciem. Już teraz jego przesadzony sposób mówienia nie wydawał jej się wcale śmieszny, przeciwnie, imponowały jej wyszukane wyrazy, miny, udawanie dorosłego. Fredzio uszczęśliwiony też wrażeniem, jakie sprawiał, występował coraz śmielej. Przyznał się, iż przenosi francuski język nad własny, że jest on daleko więcej elegancki niż polski, i dla tego to używają go ogólnie ludzie wykwintni. Wuj jego i wujenka mówili nim zawsze.
Naturalnie zaczęli oboje w skutek tej rozmowy mówić po francusku i tak zajechali przed dom.
Anielka, która stała z Emilką, gotowa z kolei do wsiadania, uśmiechnęła się nieznacznie. Sewerka dostrzegła ten uśmiech, a ponieważ w jej główce kłóciły się różne myśli, sumienie było niezupełnie spokojne, obraziła się na towarzyszkę.
Nikt tego nie zauważył na razie. Wieczorem jednak wracając do Poborza, Sewerka wbrew zwyczajowi, była milcząca. Anielka zaś mówiła, że bawiła się dobrze i że Emilka podoba jej się daleko więcej od brata, bo jest bardziej naturalna i serdeczna.
Sewerka miała ochotę protestować, stanąć w obronie Fredzia, nie wiedziała jednak w jakiej formie to zrobić, by nie być w sprzeczności z rozmową, jaką wczoraj jeszcze miała z matką, udała więc, że jej się spać chce i rozmyślała nad drobnymi wypadkami dnia, które ją niepokoiły, gdyż była w rozterce sama z sobą. To poczucie wprawiało ją w zły humor. Przytem wzrastał jej żal do Anielki, za podpatrzony mimowolny uśmiech, którego znaczenie rozumiała dobrze i za to wszystko co mówiła o Fredziu. Zdawało jej się, że zarzuty jemu czynione mogły stosować się do niej także, a przynajmniej przypisywała Anielce ten zamiar.
To też gdy szły spać, zamiast uściskać ją jak zwykle, zwróciła się z gniewem i rzekła szorstko:
— Dziękuję ci bardzo. Cały dzień dokuczałaś mi i wyśmiewałaś. Widziałam to dobrze.
— Ja ci dokuczałam? — zawołała Anielka zdumiona.
— Myślisz, że nie rozumiem, dla czego to wszystko mówiłaś o Fredziu.
— Mówiłam wyraźnie, więc nie było nic trudnego do zrozumienia.
Anielka wyrzekła to z taką szczerością, że to samo już powinno było przekonać Sewerkę, jak była niesprawiedliwą. Ale stało się przeciwnie, czując w głębi duszy, że nie ma słuszności, upierała się tem bardziej przy swojem i odparła z gniewem:
— Wiem, wiem, ty zawsze masz słuszność, ty umiesz udawać niewiniątko, ale ja poznałam cię już dobrze i mnie z pewnością nie oszukasz, jak to czynisz z innymi.
Słysząc to, Anielka stanęła jak wryta, zbladła i łzy gwałtowne rzuciły się z jej oczu.
Zdarzało się wprawdzie czasem, że Sewerka powiedziała jej jakie niebaczne słówko. Nigdy jednak dotąd nie była dla niej tak brutalnie przykrą, jak dzisiaj. Zazwyczaj też gdy uczuła, że postąpiła źle, rzucała jej się na szyję i przepraszała serdecznie. Teraz nie myślała przepraszać, zacięła się nawet wobec łez Anielki, nadąsana i chmurna położyła się, nic nie mówiąc i udała, że zaraz zasypia.
Biedna Anielka położyła się także, tłumiąc z całych sił duszące ją łkania. Bo im więcej rozmyślała, tem mniej czuła się winną, a wybuch Sewerki zdawał się świadczyć o jakiejś zadawnionej niechęci. Niczem przecież na nią nie zasłużyła. Pokochała gorąco panią Sławską, miała dla niej niewypowiedzianą wdzięczność i starała się okazywać to jej samej i Sewerce jak mogła najlepiej.
A teraz pomawiano ją o fałsz, o przewrotność, przypisywano jakieś złośliwe zamiary. Sewerka gotowa powiedzieć to pani Sławskiej, a wówczas co ona o niej pomyśli. A jeśli zrozumie, że oskarżenie fałszywe, jakże cierpieć będzie nad postępkiem ukochanej jedynaczki.
Wobec tego Anielka czuła dobrze, że nie może nikomu, nawet pannie Julii powiedzieć o tem, co ją spotkało, bo musiałaby oskarżyć Sewerkę, że musi cierpieć milczeć, pokryć nawet swoje strapienie i znosić dalej dokuczania i złą wolę towarzyszki. Nie dziw, że prawie całą noc nie zmrużyła oka, zasnęła dopiero nad ranem i obudziła się z bólem głowy i zapuchłemi oczami.
Panna Julia aż się przelękła, gdy ją zobaczyła.
— Co tobie, musisz być chora?
Anielka wypierała się jak mogła. Próbowała nawet wstać z łóżka, ubrać się i siąść do śniadania, ale żaden kęs nie chciał przejść jej przez gardło. Panna Julia, która przypatrywała jej się pilnie, kazała się położyć i dziewczynka usłuchała, bo nie była wstanie utrzymać się na nogach i czuła, że łzy jej ciągle napływały do oczu.
Pani Sławska bardzo się zaniepokoiła zasłabnięciem Anielki i zaraz do niej poszła. Wymawiała sobie, że nie dość na nią uważała u państwa Sanickich i dziewczynka pewno przeziębiła się przy tych ciągłych przejażdżkach. A że we wsi panowała odra, bała się dla niej tej choroby, którą Sewerka już przechodziła.
Znalazła u Anielki gorączkę i wielkie przygnębienie, a nie wiedząc o tem, co zaszło między dziewczynkami, przypisała je chorobie i chciała zaraz posłać po doktora, chociaż Anielka zaręczała, że jest już lepiej, i że z pewnością nic jej nie będzie. Zatrzymała ją jednak w łóżku.
Biedna Anielka rozmyślała nad swojem położeniem i nie widziała z niego żadnego wyjścia. Potrzebowała serca i rady, ale nie mogła pytać ani pani Sławskiej, ani nawet panny Julii, bez oskarżenia Sewerki, a tego nic w świecie uczynić nie chciała. Było jej tak przykro zależeć pośrednio od jej łaski, którą tak niedelikatnie czuć dawała, iż modliła się gorąco, by Bóg zesłał jej śmierć, coby ją od tej łaski uwolniła i połączyła z rodzicami.
Do pani Sławskiej i panny Julii przywiązała się całem sercem. Sewerkę gotowa była pokochać jak siostrę, ale ona zawsze jakiem szorstkiem słówkiem lub czynem rozrywała nić nawiązanej sympatyi. Najczęściej nie robiła tego ze złej woli, tylko przez nieuwagę. Przytem jako dziecko szczęśliwe, pieszczone, kochane, nie rozumiała wrażliwości Anielki, może nawet chorobliwej, ani tej biednej znękanej duszyczki, którą można było zrazić lub przywiązać lada dobrem słówkiem.
Sewerka była żywa, samowolna, nie przywykła do krępowania się w czemkolwiek. Anielka cicha, zamknięta w sobie z powodu, że znajdowała się pomiędzy obcymi i czuła swoje położenie.