Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Siedem grzechów głównych |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Sept pêchés capitaux |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Niepodobna opisać tego wyrazu triumfującego szczęścia, jaki się objawił w rysach pani de Beaumesnil, kiedy jej służąca oddaliła się.
Biedna matka była teraz pewna, że przynajmniej godzinę czasu zostanie sama ze swą córką.
Dzięki ożywieniu tą nadzieją, lekki rumieniec okrasił lica pani de Beaumesnil; jej przygasłe pierwej oczy zajaśniały gorączkowym ogniem; sztuczne, na nieszczęście szybko przemijające rozdrażnienie nastąpiło po jej poprzedniem osłabieniu, gdyż hrabina czyniła prawie nadludzkie usiłowania, ażeby się wyrwać ze zwykłego stanu wycieńczenia, dla korzystania z tej ostatniej może sposobności rozmówienia się ze swą córką.
Kiedy jej służąca opuściła pokój, hrabina rzekła do Herminji, która natychmiast spuściła łzami zalane oczy i nie miała odwagi spojrzeć na nią.
— Może pani będzie łaskawa podać mi w kubku pięć lub sześć łyżek tego wzmacniającego napoju, który stoi tam na kominie?
— Ale — zawołała Herminja z obawą — pani hrabina zapomina zapewne, że lekarz polecił tego napoju używać bardzo mało naraz. Wczoraj przynajmniej, zdawało mi się słyszeć, że to pani zalecił.
— Tak jest, ale czuję się daleko mocniejszą, i napój ten, jak sądzę, będzie dla mnie bardzo skuteczny, pokrzepi moje siły.
— Pani hrabina czuje się lepiej? — zapytała Herminja, wahając się pomiędzy chęcią uwierzenia pani de Beaumesnil a obawą, czy się też nie myli co do swego stanu.
— Może pani wątpi o mojem polepszeniu?
— Pani hrabino...
— Smutny obrządek, któryś pani przed chwilą widziała, zatrwożył cię, nieprawdaż? ale uspokój się pani, odprawiłam go tylko dla ostrożności, a przekonanie, żem spełniła moją religijną powinność, i że każdej chwili będę mogła stanąć przed Bogiem, dodaje mi tak wielkiej mocy duszy, że jemu tylko przypisuje moje teraźniejsze polepszenie. A nadto, jestem przekonana, że ten pokrzepiający napój, o który panią proszę, i którego mi pani odmawia, — dodała pani de Beaumesnil z uśmiechem — zupełnie mnie wzmocni i pozwoli mi posłuchać jeszcze jednego z tych pani śpiewów, które tak często łagodziły moje cierpienia.
— Ponieważ pani hrabina sobie życzy — rzekła Herminja — więc podam pani żądany napój.
I dziewica, która myślała, że trochę więcej lub mniej napoju nie wywoła żadnych szkodliwych skutków, nalała z niego cztery łyżki do kubka, który następnie podała pani de Beaumesnil.
W chwili kiedy hrabina odbierała ów kubek starała się, jakby przypadkiem, dotknąć ręki Herminji; następnie, zupełnie uszczęśliwiona, czując swą córkę po raz pierwszy tak blisko siebie, gdyż ta pochyliła się nad poduszką swej matki, ażeby jej przytrzymać spodek od kubka, pani de Beaumesnil długiego potrzebowała czasu, bardzo długiego czasu, ażeby podany sobie napój jak najwolniej wypić; poczem uczyniła poruszenie, jakgdyby była strudzoną, tak, że prawie zniewoliła Herminję do zapytania:
— Czy pani hrabina bardzo zmęczona?
— Trochę, zdaje mi się że będzie mi dobrze, skoro chwilkę posiedzę; ale jestem tak słaba, że z trudnością mogłabym się sama utrzymać.
— Jeżeliby pani chciała oprzeć się nieco na mnie — rzekła panienka nieśmiało — możeby pani wypoczęła sobie.
— Przyjęłabym to, gdybym się nie obawiała nadużywać pani dobroci — odpowiedziała pani de Beaumesnil, ukrywając z macierzyńską przebiegłością radość z powodu tak szczęśliwego spełnienia jej nadziei.
Serce Herminji było tak przejęte tkliwością i bólem, że nie była w stanie odpowiedzieć; pochyliła się tylko nad łóżkiem chorej, która mogła nareszcie wesprzeć głowę na piersiach swej córki.
W takiem zbliżeniu, które po raz pierwszy w ich życiu łączyło je z sobą; matka i córka zadrżały jednocześnie; położenie ich nie dozwalało im spojrzeć na siebie, inaczej bowiem byłoby może pani de Beaumesnil, mimo przysięgi, zabrakło siły do dalszego ukrywania tajemnicy; może też byłaby wyczytała w oczach Herminji, że ta znała tajemnicę swojego urodzenia.
W czasie krótkiego trwania tej niemej i uroczystej sceny pomiędzy matką i córką, pani de Beaumesnil, starając się stłumić swoje uczucia, które tylko co miały wybuchnąć, myślała w duszy:
— Nie, nie, precz z tą występną słabością; ta nieszczęśliwa dziewczyna nie powinna się nigdy dowiedzieć o smutnej tajemnicy swego urodzenia, przysięgłam na to. Nie jestże to dla mnie niespodziewanem szczęściem, że mogę od niej doznać tej słodkiej troskliwości, jaką mi z dobroci serca, lub instynktem może powodowana, udziela!
— O! raczej umrzeć — myślała ze swej strony Herminja — raczej umrzeć aniżeli dać się domyślić mej matce, że wiem, iż jestem jej córką, kiedy ona uważa, że ta tajemnica aż dotąd być powinna ukrytą przede mną. Zresztą może nawet ona sama o tem nie wie! może to tylko przypadek, czysty przypadek sprowadził mnie od pewnego czasu do domu pani de Beaumesnil, może w jej oczach jestem tylko osobą obcą.
Podczas tych dwustronnych myśli, tłumiły tak matka jako i córka łzy swoje, i nową czerpały odwagę: jedna w świętości przysięgi, druga w poddaniu się okolicznościom, do czego ją jeszcze duma i delikatność podniecały.
— Dziękuję pani — rzekła pani de Beaumesnil, nie śmiejąc jednak spojrzeć na Herminję — nie czuję się już tak znużoną.
— Może pani hrabina pozwoli, ażebym poprawiła poduszki, zanim się pani napowrót położy.
— Dobrze, jeżeli pani jesteś na tyle łaskawą, odpowiedziała pani de Beaumesnil, gdyż ta mała przysługa mogła jeszcze jej córkę chwilę przy niej zatrzymać.
Pani... Pani hrabina... Niepodobieństwem byłoby opisać głos, jakim matka i córka wymawiały te zimne i ceremonjalne tytuły, które nigdy nie wydawały im się nieznośniejszemi.
— Jeszcze raz pani dziękuję — rzekła hrabina, kładąc się napowrót — czuję się coraz lepiej, i winna to jestem najprzód pani troskliwości, a potem zapewne temu wzmacniającemu napojowi; powiedziałabym prawie, że teraz czuję się zupełnie mocną, zwłaszcza żem była przed chwilą tak osłabiona, spodziewam się jak najlepiej noc przepędzić.
Herminja smutnie spojrzała na swą mantylę i kapelusz. Obawiała się bowiem, że może jeszcze przed powrotem służącej zostanie oddaloną, jeżeliby pani de Beaumesnil nie miała chęci tego wieczoru słuchać muzyki. Lecz ponieważ dziewica nie chciała pozbawić się zupełnie nadziei, przeto rzekła z obawą do swej matki:
— Pani hrabina życzyła sobie wczoraj, ażebym dzisiaj przyniosła kilka arji z Oberona; czyby ich pani chciała dzisiaj posłuchać?
— O, nie inaczej — odpowiedziała pani de Beaumesnil z pośpiechem, — wie pani przecież jak często twój śpiew koił moje boleści. A dzisiejszego wieczoru czuję się tak rześka, doprawdy tak rześka, że słyszeć panią, będzie dla mnie nie środkiem uśmierzającym, ale prawdziwą przyjemnością.
Herminja spojrzała znowu na panią de Beaumesnil i zdziwiła się nadzwyczajnie tą zmianą, jaką na jej niedawno jeszcze tak bladej twarzy spostrzegła. Rzeczywiście, oblicze hrabiny było teraz spokojne i lekko zarumienione. Skutkiem takiej zmiany uspokoiły się smutne przeczucia dziewicy, nadzieja zabłysła znowu w jej sercu, zdawało jej się, że matka jej została ocalona jednem z tych przesileń, które w podobnych chorobach tak często się przytrafiają. Więc, uradowana w najwyższym stopniu, wzięła nuty i poszła do fortepianu.
Nad nim wisiał portret małej pięcio lub sześcio-letniej panienki, bawiącej się z prześlicznym chartem: nie była ona piękna, ale jej dziecinna twarzyczka miała w sobie pociągający wyraz słodyczy i szczerości. Portret był malowany przed dziesięciu laty i wyobrażał Ernestynę de Beaumesnil, prawą córkę hrabiny.
Herminja odgadła łatwo kogo przedstawiało malowidło, nie potrzebując się nawet o to pytać nikogo. Ah! jakże często zwracała skryte, nieśmiałe i miłosne spojrzenia na małą siostrzyczkę, która jej była nieznana i której może nigdy nie miała poznać!
Pozostając jeszcze pod wpływem zupełnie świeżego wzruszenia, Herminja czuła na widok tego portretu głębsze wrażenie jak zwykle; przez kilka chwil nie mogła oderwać oczu od obrazu, podczas kiedy zupełnie machinalnie otwierała fortepian.
Pani de Beaumesnil przypatrywała się tkliwym wzrokiem wszystkim poruszeniom dziewicy i zauważyła to ze szczerą radością, jak ta oglądała portret Ernestyny.
— Biedna Herminja — myślała hrabina — ma matkę, siostrę, a przecież nigdy nie ma wymówić tych słodkich słów: moja matko; moja siostro. — Nareszcie otarłszy ukradkiem łzę, która zrosiła jej lica, rzekła głośno do Herminji, ciągle jeszcze stojącej w zamyśleniu przed portretem. — To moja córka; jak przyjemne są rysy tego dziecięcia! nieprawdaż?
Herminja zadrżała, jakgdyby ją schwytano na jakim występku; zarumieniła się i odpowiedziała nieśmiało:
— Przebacz mi pani... gdyż... ja...
— O! przypatrz się jej pani — dodała pani de Beaumesnil z zapałem — przypatrz jej się; chociaż teraz jest już ona dorastającą panienką i bardzo się zmieniła, jednak to słodkie, otwarte spojrzenie, pozostało w niej na zawsze. Nie jest ona wcale tak piękna, jak pani — mówiła dalej biedna matka, prawie mimowolnie, z tajemną dumą i uradowana, że tem porównaniem mogła zjednoczyć obie swoje córki — lecz rysy Ernestyny mają równie jak pani rysy, tenże sam nieopisany wdzięk. — Następnie pani de Beaumesnil, obawiając się, ażeby powabem tego porównania nie została zbyt daleko uniesioną, dodała ze smutkiem — Biedne dziecię, oby tylko mogła być zdrowsza!
— Czy stan jej zdrowia rzeczywiście budzi jaki niepokój w pani?
— Ah! podczas kiedy zbyt szybko rosła, zdrowie jej zostało nadzwyczajnie osłabione, rosła ona tak nagle, że nas to bardzo martwiło; lekarze wysłali ją do Włoch, dokąd towarzyszyć jej nie mogłam, ponieważ i ja sama ciężką złożona byłam chorobą. Szczęściem, ostatnie jej listy są uspokajające. Biedne, ukochane dziecię, codziennie pisze dla mnie pewien rodzaj dziennika. Trudno znaleźć coś delikatniejszego, coś tkliwszego, jak jej naiwne zwierzenia; muszę pani odczytać niektóre z jej listów. Z nich tak pani polubi Ernestynę, jakgdybyś ją osobiście znała.
— O! pani hrabino, nie wątpię, o tem bynajmniej i po tysiąc razy dziękuję pani za tę obietnicę — rzekła Herminja, nie ukrywając swojej radości — lecz ponieważ ostatnie wiadomości od córki pani są tak zadawalniające, przeto nie powinnaś pani poddawać się żadnej obawie; młodość sama tyle zawiera w sobie siły, tyle środków! a zresztą czegóż to młodość nie dokaże pod wpływem pięknego włoskiego słońca, które podobno jest tak cudowne, tak zbawienne.
Tu gorzka myśl nasunęła się pani de Beaumesnil.
Wspomniawszy bowiem tę kosztowną podróż, tę nadzwyczajną troskliwość i ogromne wydatki, jakie wywołało słabowite zdrowie Ernestyny, zapytała samej siebie z pewnym rodzajem przerażenia, coby Herminja, ta biedna, opuszczona istota poczęła, gdyby znajdowała się w położeniu Ernestyny, i gdyby, jak ona zagrożona temże samem niebezpieczeństwem, musiała odbywać tak kosztowne podróże, na jakie tylko osoby bogate zdobyć się mogą.
Z tego powodu pani de Beaumesnil uczuła żywiej niż kiedykolwiek chęć dowiedzenia się jakim sposobem Herminja zwalczyła wszystkie trudności swego przykrego położenia, od czasu, w którym hrabina żadnej nie miała o niej wiadomości, aż do chwili, w której skutkiem niespodziewanego zdarzenia zbliżyła się do niej.
Ale jakimże sposobem mogła pani de Beaumesnil, nie zdradziwszy swojej tajemnicy, zażądać i wysłuchać podobnych zwierzeń? Na jaką trwogę mogłaby być wystawiona, słuchając opowiadania swej córki.
Te to były powody, które aż dotąd wstrzymywały panią de Beaumesnil od proszenia Herminji o udzielenie jej niektórych wiadomości z jej przeszłego życia.
Lecz czy to hrabina przeczuwała, że przemijające polepszenie jej stanu zwiastowało tem niebezpieczniejszy powrót nieszczęsnej słabości, czy też nie była w stanie oprzeć się niezwalczonemu uczuciu miłości macierzyńskiej, które tem żywiej rozniecone zostało poprzedzającą sceną; pani de Beaumesnil powzięła zamiar wybadania swej córki.