Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom II/Pycha/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


VI.

Powróciwszy z baliku pani Herbaut, panna de Beaumesnil zamknęła się w swoim pokoju i napisała w dzienniku co następuje:
„Dzięki Bogu, kochana matko, myśl, za którą poszłam, była dobra. O! jak bolesne były moje początkowe odkrycia na tym wieczorze; ale jak korzystna była odebrana nauka, i jak słodka w końcu nagroda! Dwie osoby z sercem okazały mi prawdziwe współczucie. O, tak, tym razem zupełnie prawdziwe, zupełnie bezinteresowne, gdyż osoby te nie wiedzą przynajmniej, że jestem najbogatszą dziedziczką we Francji. Uważają mnie za ubogą, sądzą nawet, że jestem w stanie bliskim nędzy, a że postępowały ze mną szczerze, wiem o tem, jestem przekonana, tak, one były ze mną otwarte i szczere. Widzisz, jak jestem szczęśliwa, mogę nareszcie mieć do kogoś zaufanie, moja matko, ja, któram już tak daleko zaszła, że nie wierzyłam nikomu, z powodu pochlebstw, któremi mnie otaczano.
Nareszcie zdaje mi się, iż wiem, co jestem warta, czem się być zdaję.
„Nie będąc wcale piękną, nie mam nic na świecie, czembym mogła ściągnąć na siebie uwagę, jestem jedną z tych istot, które na zawsze muszą pozostać niepostrzeżonemi, jeżeli jakie tkliwe serca nie będą ujęte łagodnym i smutnym wyrazem mojego oblicza.
„Jeżeli jestem w stanie obudzić w kim jakie uczucie, to tylko uczucie politowania, którego tkliwe osoby doznają na widok bezbronnej istoty, pozostającej pod ciężarem jakiej tajemnej zgryzoty.
„Jeżeli takie politowanie zbliży mnie do jednego z tych wybranych charakterów, będzie to jedynie skutkiem łagodności mej duszy i wzajemnej otwartości, jaką we mnie znajdzie i polubi. Oto cała moja wartość, taką jestem ani mniej, ani więcej.
„A kiedy te skromne zalety, jedyne, jakie posiadam, porównam z tą niesłychaną, idealną doskonałością pod każdym względem, jaką mi pochlebstwo tak skwapliwie przyznaje, kiedy pomyślę o tej nagiej, niezwalczonej miłości, jaką budzę w ludziach, którzy nigdy ze mną nie mówili. Kiedy nareszcie pomyślę o tem wrażeniu, jakie wywoływałam, gdziekolwiek się zjawiłam, i kiedy sobie przypomnę dzisiejszy wieczór, na którym tylko, z litości wezwana zostałam do tańca, gdy tymczasem wszystkie inne panny bawwiły się wesoło, ponieważ byłam najbrzydszą między niemi; o matko moja! ja, która nikim nie pogardzam, czuję, że tych wszystkich ludzi, którzy nikczemnemi swojemi pochlebstwy igraszkę, sobie ze mnie czynili, równie nienawidzę, jak pogardzam nimi... Zdziwiona jestem temi gorzkiemi i nienawistnemi słowy, jakie mi przychodzą na myśl, a któremi spodziewam się kiedyś przyjąć tych, co mnie tak zwodzili... Nadejdzie dla nich czas próby... i to wkrótce, w przyszły czwartek, na wielkim balu u margrabiny de Mirecourt, odkryje się zapewne ich cała sromotna fałszywość.
„Ah! droga matko, któżby mi był niedawno powiedział, że ja, tak lękliwa dziewczyna, na tak śmiałe rzucać się będę przedsięwzięcia! Lecz potrzeba uniknięcia wielkiego nieszczęścia wzbudza we mnie dziwną odwagę i niezłomną wolę.
„Prócz tego, zdaje mi się także, że dusza moja, dotąd nieprzystępna wszelkiej nieufności, zabiegom i knowaniu, staje się coraz przystępniejszą myślom, które bezwątpienia są złemi, a które jednak powinno usprawiedliwiać zupełne moje osierocenie.
„Powiedziałam ci już, kochana matko, że ta bolesna nauka, jaką odebrałam, nie pozostała przynajmniej bez nagrody.
„Naprzód, jestem o tem przekonana, że znalazłam szlachetną i szczerą przyjaciółkę. Ta powabna młoda panienka, widząc mnie tak opuszczoną, zlitowała się nad mojem upokorzeniem, zbliżyła się do mnie, użyła wszystkich środków swej dobroci i uprzejmości, ażeby mnie pocieszyć, dlatego też czułam i czuję jeszcze dla niej najtkliwszą wdzięczność.
„O! gdybyś wiedziała, kochana matko, jak mi się to wydaje nowem, jak słodkiem, jak zachwycającem, mnie, najbogatszej pannie we Francji, którą dotąd obarczano tylu kłamliwemi zapewnieniami, kochać osobę, która mnie widziała upokorzoną, która mnie wydaje się być nieszczęśliwą, i która mi dla tego jedynie powodu okazuje tak tkliwe współczucie; słowem, która mnie kocha dla mnie samej.
„Cóż ci mam powiedzieć? być poszukiwaną, kochaną, dlatego, że mnie uważają za nieszczęśliwą, jakże to jest miłe memu sercu, zwłaszcza kiedy mnie dotąd tylko pozornie poszukiwano i kochano, jedynie dla moich bogactw.
„Szczera miłość, którą teraz znalazłam, jest mi tak droga, że mam jakąś nadzieję szczęśliwej dla mnie przyszłości; posiadając prawdziwą przyjaciółkę, czegóż mogę się lękać? Ah! nie powinnażbym się obawiać, że ta przyjaciółka zmieni swój sposób myślenia, skoro jej zczasem wyznam, kim rzeczywiście jestem!
„To, co ci tu mówię o Herminji, takie bowiem jest jej imię, może się także stosować do pana Oliwiera, którego, sądząc z jego serca i prawości, możnaby poczytać za jej brata; widząc, że mnie nikt nie zaprosił do tańca, on zamówił mnie z litości; a jego otwartość jest tak wielka, że mi tego wcale nie zataił; co więcej, kiedym się odważyła zapytać go, czy mnie znajduje ładną, odpowiedział mi jednym wyrazem, nie! ale dodał, że mam rysy, które go zajmują z powodu słodyczy i dobroci malującej się w mojej twarzy.
„Te proste słowa nadzwyczajną sprawiły mi przyjemność, czułam lich szczerość, gdyż zgadzały się zupełnie z tem, coś ty mi powiedziała, kochana matko, mówiąc ze mną o mojej powierzchowności; a słowa te wyrzeczone były do biednej, młodej hafciarki, nie do bogatej dziedziczki, Ernestyny de Beaumesnil.
„Pan Oliwier, jest, jak sądzę, prostym żołnierzem; zdaje się jednak, iż odebrał staranne wychowalnie, wyraża się bowiem bardzo poprawnie, a zachowanie się jego jest nader kulturalne; nadto, jest on równie dobry jak waleczny, gdyż pielęgnuje z synowską troskliwością swego starego wuja, byłego oficera marynarki.
„O! moja matko! jacyż to są ludzie! Jak miłe było dla mnie ich towarzystwo, jak zachwycało się moje serce pod wpływem ich szczerości! Jak dobrze, jak korzystnie działają takie stosunki na duszę! Co za słodka i błoga wesołość w ubóstwie!... jaka rezygnacja w pracy!... gdyż oboje są ubodzy, oboje pracują, Herminja, ażeby wyżyć, Oliwier, ażeby powiększyć szczupłą pensję swego wuja.
„Pracować na życie!
„A potem, Herminja mówiła mi, że czasami brak nawet pracy; gdyż ta dobra siostra... (o! ja mogę nazywać ją siostrą) ofiarowała się polecić mnie w jednym domu, handlującym haftami, ażebym, jak ona mówiła, nigdy nie zaznała, jak to jest boleśnie być bez pracy.
„Brak roboty!
„Ależ, mój Boże, to jest toż samo, co brak chleba, to niedostatek! to nędza! choroba! może nawet śmierć!
„Więc te wszystkie panienki, które dzisiaj wieczorem widziałam tak wesołemi, tak zadowolonemi, i które, podobnie jak Herminja, tylko z pracy żyją, mogą być jutro przyciśnięte nędzą, jeżeli im braknie roboty?
„A może one nie znają nikogo, komuby powiedzieć mogły: „Mam chęć i odwagę, dajcie mi tylko robotę“.
„Ależ to jest niesprawiedliwość! to hańba! Więc człowiek nie ma litości nad innym? Nie troszczy się o to, że jest tyle osób, które nie wiedzą, czy jutro będą miały kawałek chleba?
„O! moja matko, moja matko! teraz dopiero pojmuję to niepewne uczucie trwogi, jakie mnie opanowało, kiedy mi oznajmiono, jak jestem bogata; miałam zatem słuszny powód powiedzieć sobie z pewnym wyrzutem: Tyle pieniędzy? dla mnie jednej? na co? Czemuż dla mnie tyle? a nic dla innych? Jakim sposobem zarobiłam na tak ogromny majątek? Niestety! zyskałam go tylko przez śmierć twoją, o moja matko, przez śmierć twoją, o mój ojcze. Ażeby zostać tak bogatą, jaką jestem, musiałam utracić istoty, które mi były najdroższe na świecie. Ażeby zostać tak bogatą, musiało może tysiące młodych dziewcząt, jak Herminja, być narażone na ciągłą obawę, że po dzisiejszej radości jutro nastąpi nędza i rozpacz.
„A gdy utracą jedyne bogactwo swojego wieku, swobodę, wesołość, kiedy się zestarzeją, kiedy im nietylko już roboty, ale sił zabraknie, cóż się stanie wtedy z temi nieszczęśliwemi istotami?
„O! matko moja, im więcej zastanawiam się nad tą okropną nierównością, jaka istnieje pomiędzy moim losem, a losem Herminji i tylu innych dziewcząt... im więcej myślę o całej podłości, z jaką mnie ścigają, o niecnych zabiegach, których jestem celem, dlatego żem bogata, tembardziej zdaje mi się, że to bogactwo jakieś dziwne, przykre uczucie pozostawia w sercu mojem.
„Teraz, kiedy mój umysł się zbudził i oświecił, teraz czuję ów potężny wpływ, jaki bogactwo wywiera na podłe dusze; teraz muszę przekonać się, do jakiego upokarzającego poniżenia może sprowadzić szesnastoletnia dziewczyna wszystkich, którzy ją otaczają... Tak jest, teraz otwierają się moje oczy, teraz z głęboką wdzięcznością wyznaję, że to przestroga pana de Maillefort wprowadziła mnie na tę myśl, która się z każdą chwilą coraz wyraźniej we mnie rozwija.
„Nie wiem, lecz zda je mi się, kochana matko, że teraz lepiej ci przedstawiam moje myśli, że mój sposób widzenia rzeczy rozwija się, że mój duch budzi się ze swojego snu, że pod wieloma względami charakter mój przekształcił się, oraz, że, doznając tkliwego współczucia we wszystkiem co jest szczere i szlachetne, staję się coraz śmielsza i gotowa jestem walczyć z fałszem, obłudą i podłością.
„Nie mylę się bynajmniej, to kłamstwo, że pan de Maillefort miał być twoim nieprzyjacielem, kochana, droga matko; chciano tylko obudzić we mnie nieufność ku niemu i jego radom. Umyślnie podburzano moją niechęć dla niego, i niechęć ta spowodowana została przez, oszczerstwa, któremi pozwoliłam się oszukać.
„Nie, nie! nigdy nie zapomnę, że to przestrogom pana de Maillefort winna jestem tę szczęśliwą myśl udania się do pani Herbaut, do tego skromnego domu, gdzie odebrałam tak korzystną naukę, i gdzie znalazłam to jedyne serce, szlachetne serce, które poznałam od czasu, jakem was utraciła, o mój ojcze kochany! o moja kochana matko!“

Nazajutrz rano panna de Beaumesnil zadzwoniła nieco wcześniej, niż zwykle na swą ochmistrzynię. Pani Lainé przebiegła natychmiast i powiedziała do Ernestyny:
— Jakże pani spędziła noc?
— Wybornie, moja kochana Lainé; ale powiedz mi, czyś nie mówiła, jakeś mi pani wczoraj obiecała, ze służącymi mego opiekuna, dla wypowiedzenia się, czy nie mają jakiego podejrzenia co do naszej wczorajszej wycieczki?
— Nikt się nie domyśla. Tylko pani baronowa przysłała dzisiaj bardzo wcześnie jednę ze swoich służących, ażeby się dowiedzieć o zdrowie pani.
— Cóżeś odpowiedziała?
— Że pani miała noc daleko lepszą, (chociaż jeszcze jest trochę cierpiąca; tudzież, że zupełny spokój wczorajszego wieczoru zbawiennie na panią poskutkował.
— Bardzo dobrze. Teraz, moja kochana Lainé, mam jeszcze jednę prośbę do ciebie.
— Gotowa jestem na rozkazy pani, tylko zasmucona jestem tem, co się pani przytrafiło wczoraj u pani Herbaut — rzekła ochmistrzyni żałosnym głosem — cały wieczór siedziałam jak na żarzących węglach.
— Jakto, co mi się przytrafiło u pani Herbaut?
— Przyjęto panią tak obojętnie, tak zimno, słowem było mi to bardzo przykre; gdyż pani jest przyzwyczajona widzieć całe towarzystwo cisnące się do niej z największą skwapliwością, tak, jak się to pani należy.
— Ah! więc mi się to należy od świata?
— Doprawdy! alboż to pani nie wie, co świat winien jest jej położeniu? Wczoraj, będąc upokorzona, oburzona, takiem przyjęciem; myślałam sobie w duchu: ah! gdyby wiedziano, że ta młoda osoba, na którą nie zwracają najmniejszej uwagi, jest panną de Beaumesnil, dopierobyśmy to widzieli, jak wszyscy cisnęliby się na jej usługi.
— Moja kochana Lainé, przedewszystkiem powinnam cię uspokoić co do wczorajszego wieczoru, byłam nim zachwycona, tak zachwycona, że w przyszłą niedzielę postanowiłam znowu tam pójść.
— Jakto, pani chce jeszcze raz...
— Postanowiłam sobie i pójdę. Teraz przejdźmy do czego innego. Przyjęcie, jakiego doznałam u pani Herbaut, i które wywołało twój gniew, jest dowodem dochowania z twej strony milczenia, o które cię prosiłam; dziękuję ci za to, i jeżeli zawsze tak będziesz postępować, powtarzam pani, że los twój jest na zawsze zabezpieczony.
— Pani, może pani być przekonana, że moja bezinteresowność...
— Już ja wiem, co mam czynić; ale, moja kochana Lainé, to jeszcze nie wszystko; musisz prosić panią Herbaut o adres jednej z tych młodych dziewcząt, które wczoraj u niej widziałam; nazywa się ona Herminja i daje lekcje muzyki.
— Nie potrzebuję udawać się w tym względzie do pani Herbaut, gdyż marszałek pana barona zna jej adres.
— Jakto? — zapytała Ernestyna ze zdziwieniem — marszałek ma adres panny Herminji?
— Tak jest, pani; właśnie przed kilku dniami służący nasi rozmawiali o niej.
— O pannie Herminji?
— Niezawodnie, pani, z powodu tych pięciuset franków, które ona odniosła pani baronowej. Ludwik, kamerdyner, wysłuchał wszystkiego przez drzwi salonu.
— Pani de La Roahaigue zna Herminję! — zawołała Ernestyna, której zdziwienie i ciekawość wzrastały z każdem słowem ochmistrzyni. — I cóż to znaczą te pięćset franków?
— Ta poczciwa dziewczyna, (wszakże ja pani już powiedziałam, że pani Herbaut jaknajstaranniej dobiera swoje towarzystwo), ta poczciwa dziewczyna odniosła owe pięćset franków, ponieważ pani hrabina już ją podobno zapłaciła.
— Jaka hrabina?
— Matka pani.
— Moja ¡matka zapłaciła Herminji, a to za co?
— Ah! mój Boże, to widać pani o niczem nie wie, nie mówiono więc pani o tem, dlatego zapewne, ażeby jej nie zasmucać.
— Co? o czem mi nie powiedziano, zaklinam panią, mówże... mów!
— Nieboszczka pani hrabina tak bardzo cierpiała w ostatnich czasach swojej choroby, że lekarze, nie mając już żadnego innego środka, podali pani hrabinie radę, ażeby spróbowała, czy muzyka nie przyniesie jej jakiej ulgi w boleściach.
— O mój Boże! nie mogę uwierzyć, dokończ pani, dokończ!
— Szukano zatem jakiej artystki, i znaleziono...
— Herminję?
— Tak, pani; w ciągu ostatnich dziesięciu czy dwunastu dni choroby pani hrabiny, Henminja przychodziła do niej grać i śpiewać; mówią nawet, że cierpienia nieboszczki pani zmniejszały się przez to, ale, na nieszczęście, było już ząpóźno.
Podczas kiedy Ernestyna ocierała łzy, wywołane opowiadaniem tych smutnych okoliczności, pani Lainé mówiła dalej:
— Zdaje się, że po zgonie pani hrabiny posłano Herminji owe pięćset franków, w przekonaniu, że jeszcze nie została zapłacona, lecz ta szlachetna dziewczyna, jakem to już pani powiedziała, odniosła napowrót pieniądze, utrzymując, że jej się nic nie należy.
— Ona widziała mą matkę, widziała ją umierającą, łagodziła jej cierpienia — pomyślała Ernestyna z najtkliwszem wzruszeniem. — Ah! kiedyż będę mogła przyznać jej się, że jestem córką tej kobiety, którą ona zapewne kochała! bo czyż można było znać mą matkę i nie kochać jej?
Tu, przypomniawszy sobie nagle jakąś okoliczność, dziewica uczuła się jeszcze bardziej wzruszoną i powiedziała sobie.
— Lecz przypominam sobie teraz, że wczoraj, kiedym powiedziała Herminji moje imię, zdawała się być zdziwioną i oświadczyła mi z pewnem wzruszeniem, że osoba, którą bardzo poważała, miała córkę, której na imię także było Ernestyna. Zatem moja matka mówiła jej o mnie. Ażeby zaś z nią mówić tak poufale, musiała ją kochać; więc i ja mam słuszny powód, ażeby ją również kochać. Ah! w głowie mi się mąci, serce moje przepełnione jest radością, to zbyt wiele szczęścia, mój Boże, zbyt wiele! — Poczem Ernestyna rzekła do swej ochmistrzyni, ocierając łzy rozrzewnienia. — A więc jej adres?
— Marszałek, ażeby się dowiedzieć o nim, poszedł do notarjusza, który jej posłał owe pięćset franków; — otrzymał go, a następnie z rozkazu pani baronowej zaniósł margrabiemu de Maillefort.
— To pan de Maillefort zna Herminję?
— Nie umiem pani tego powiedzieć, tyle mi tylko wiadomo, że marszałek przed miesiącem zaniósł adres Herminji panu margrabiemu.
— Dajże mi ten adres, daj, moja kochana Lainé.
W kilka chwil potem ochmistrzyni przyniosła adres Herminji, a Ernestyna napisała do niej natychmiast:
„Kochana Herminjo, żądałaś, ażebym obejrzała twój śliczny pokoik; przybędę więc do ciebie we wtorek rano, w przekonaniu, że ci nie przeszkodzę w twoich zatrudnieniach; cieszę się już naprzód, że cię wkrótce zobaczę, gdyż mam ci tysiące rzeczy do powiedzenia.
„Ściskam cię serdecznie, jako szczera twoja przyjaciółka.

Ernestyna“.

Zapieczętowawszy ten bilet, panna de Beaumesnil powiedziała do swej ochmistrzyni:
— Moja kochana Lainé, zanieś sama ten bilet na pocztę.
— Dobrze, pani.
Ernestyna zaś rzekła do siebie:
— Ale, we wtorek rano? Cóż ja zrobię, ażebym mogła wyjść sama z panią Lainé? O! nie wiem tego, lecz moje serce przepowiada mi, że się zobaczę z Herminją.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.