Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom IV/Zazdrość/Rozdział IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


IX.

Odprawiwszy panią Bastien aż do kabrjoletu, doktór Dufour powrócił do mieszkania, gdzie znalazł swego przyjaciela opartego na oknie i pogrążonego w głębokiem dumaniu.
Usłyszawszy zamykające się drzwi, David ocknął się ze swego zamyślenia i zbliżył do doktora, który myśląc o pani Bastien i o wypadku, którego obaj byli świadkami, powiedział smutnie:
— Ah! biedna kobieta... biedna matka!
— Słusznie mówisz, Piotrze — odpowiedział David — ta młoda kobieta zdaje mi się być godną najszczerszego politowania.
— Tak... godniejszą jest nawet, aniżeli myślisz, ponieważ tylko dla syna swego żyje. Wyobraź sobie teraz, jak ona musi cierpieć.
— Więc to jej syn?... możnaby go wziąć za jej brata! Ona wygląda jakby miała lat dwadzieścia.
— Ah! mój kochany Henryku, nawyknienie do wiejskiego i samotnego życia, którem żadne nie wstrząsają namiętności.... gdyż obawa jaką jej syn obudza dopiero od kilku miesięcy ją dotyka... spokojność jednostajnego bytu jakby w klasztorze jakim, utrzymują ten kwiat młodości który cię w pani Bastien tak zastanawia, i zachowuje tę prawie dziewiczą jej świeżość.
— Więc ona musiała bardzo wcześnie pójść za mąż?
— W piętnastym roku.
— Mój Boże! jakże ona piękna! — dodał David po chwili milczenia — doprawdy, ta kobieta jaśnieje tą panieńską a zarazem macierzyńską pięknością, która dziewicze matki Rafaela tak cudnym, boskim cechuje charakterem.
Dziewica-matka?... Ah! nie uwierzysz, Henryku, ile prawdy powiedziałeś.
— Jakto?
— Posłuchaj w krótkich słowach historji pani Bastien, zajmie cię ona niezawodnie, a przynajmniej zabierzesz z sobą tkliwe wspomnienie po tej miłej i ujmującej kobiecie.
— Dobrze mówisz, mój przyjacielu... będzie to dla mnie przedmiot słodkiego wspomnienia w mojej podróży.
Marja Fierval — mówił doktór — była jedyną córką bogatego bankiera w Angers... Kilka nieszczęśliwych spekulacyj postawiło go pod względem majątkowym w krytycznem położeniu. Pozostawał on wtedy w stosunkach handlowych z niejakim Jakóbem Bastien, który zajmował się dosyć zwyczajną w naszej prowincji spekulacją, to jest — był kupcem dóbr.
— Kupcem dóbr?
— Nabywał w rozmaitych okolicach znaczne dobra, i sprzedawał je później w mniejszych częściach, ażeby kupno i dla najdrobniejszych rolników uczynić przystępnem.
— Rozumiem.
— Jakób Bastien, jest, podobnie jak ja, rodem z tego miasteczka; ojciec jego, jako notarjusz, dorobił się pięknego majątku, a Jakób był jego pierwszym pisarzem. Po śmierci swego ojca Jakób oddał się spekulacjom o których ci mówiłem. Kiedy Fierval, u którego Jakób umieścił niektóre swoje kapitały, przyszedł do owego krytycznego stanu, nastręczyła się panu Bastien sposobność wyświadczenia mu znakomitej usługi, przez pozostawienie mu nadal swoich kapitałów. Marja miała wtedy lat piętnaście; była piękna, jakeś ją widział, i odebrała wychowanie, jakie córka największego sknery na prowincji odebrać może, to jest, była przyzwyczajoną uważać się za pierwszą sługę domu, i wypełniać wszystkie jej obowiązki.
— Słowa twoje wprawiają mnie w największy podziw, Piotrze! niemasz nic łatwiejszego, jak w jednej chwili ocenić wartość kobiety... tymczasem w pani Bastien...
— Nie dostrzegasz nic takiego, coby zdradzało niemal chłopskie wychowanie, nieprawdaż?
— Tak jest... i co więcej nawet, trudno jest wyrażać się z większą tkliwością i godnością, niż ta młoda kobieta w położeniu tak przykrem, w jakiem się względem mnie znajdowała.
— To prawda... ja sam dziwiłbym się podobnie jak ty, gdybym nie był naocznym świadkiem wielu innych jeszcze przekształceń w pani Bastien... Będąc tedy bardzo młodą panienką uczyniła dosyć silne wrażenie na naszym kupcu dóbr, tak dalece, że pewnego dnia powiedział do mnie: mam chętkę popełnić wielkie głupstwo, to jest, myślę zaślubić bardzo ładną dziewczynę. Ale jednak okoliczność usprawiedliwia moje głupstwo, to jest, że dziewczę jest proste i niewinne jak gołąbek, a przytem gospodyni pierwszego rzędu. Chodzi na targ z kucharką swego ojca, smaży wybornie konfitury, w szyciu zaś i robieniu pończoch nie znajdziesz nic równego. W sześć tygodni potem Marja pomimo niechęci swojej, gdy wszystkie prośby i łzy nic nie pomogły, musiała ulec nieugiętej woli swego ojca... i tym sposobem.została panią Bastien.
— I Bastien wiedział o wstręcie, jaki czuła do niego?
— Jak najlepiej; zresztą, wstręt ten był zupełnie słuszny, gdyż Bastien, mający teraz czterdzieści dwa lata, był i jest zawsze jeszcze równie brzydki jak ja; ale mi to, czego ja nie mam, to jest budowę ciała olbrzymią; jest on z liczby tych strasznych ludzi, którzy zamiast włosów mają grzywę, zamiast ludzkiej piersi, pierś końską. Wyobraź sobie Herkulesa Farnezyjskiego, a do tego jeszcze herkulesa więcej niż dobrej tuszy, gdyż Bastien ma wilczy apetyt; dodaj do tego brak wszelkiej staranności o własną osobę, tak dalece, że zbliża się nawet do nieczystości, a będziesz miał najwierniejszy jego portret fizyczny. Co się tyczy strony moralnej, jest to człowiek chytry, przebiegły i zręczny jak prawnik prowincjonalny, który ma jednę myśl, to jest dorobić się wielkiego majątku i zostać deputowanym, jeżeli się już na nic innego nie przyda. Oprócz wprawy w spekulacjach, zresztą jest on ograniczony, gburowaty, dumny ze swoich pieniędzy, jakie zgromadził i niewyczerpany w grubych żartach; gdyż jeżeli nie jest zupełnie głupi, to przynajmniej niesłychanie naiwny; ma wielką skłonność do sknerstwa, zdaje mu się przecież, że jest bardzo rozrzutny dla swej żony, trzymając dla miej jednę starą sługę, ogrodnika, starego Jakóba i jednego spracowanego konia, którym jego żona jeździ do miasta. Jedynem i najważniejszem zatrudnieniem pana Bastien jest to, że trzy czwarte części czasu przepędza w podróży dla załatwiania swoich interesów kupieckich. Powróciwszy zaś do domu, to jest do folwarku, który skutkiem niepomyślnej spekulacji, zmuszony był dla siebie zatrzymać, zajęty jest wyłącznie doglądaniem swego pola; ze wschodem słońca wychodzi z domu, ażeby dojrzeć roboty, je śniadanie w polu, wieczorem wraca do domu, spożywa obfitą wieczerzę, pije za dziesięciu i nieraz podchmielony, przy stole jeszcze zasypia.
— Masz słuszność, Piotrze — rzekł David ze smutkiem — ta biedna kobieta jest jeszcze nieszczęśliwsza, aniżeli myślałem... Cóż to za mąż dla kobiety tak przyjemnej. Ale tacy ludzie, którzy jak Bastien, mają tylko zwierzęce popędy, a obok tego posiadają i chęć łupu, czują przynajmniej niekiedy nadzwyczajną miłość dla swoich żon i dzieci... Czy też pan Bastien kocha swą żonę?
— Co dotyczy się żony jego, powiedziałem ci już, że twoje porównania z dziewicą-matką, było nadzwyczajnie trafne... Posłuchaj przyczyny... Na drugi dzień po swojem weselu, Bastien, który mnie już oddawna prześladował swojem zaufaniem, powiedział mi w swojej szczerej głupocie, z wyrazem pewnego gniewu i zdziwienia: Do stu piorunów! wystaw sobie, że gdybym ja mojej głupiej żony miał słuchać, to będąc mężem pozostałbym całe życie kawalerem. I zdaje się, że rzeczywiście tak było, gdyż Bastien nieraz mówił do mnie znacząco, i stosując to do pierwszych i jedynych chwil po ślubie: To prawdziwe szczęście, że przynajmniej jeszcze z tego czasu mam jedno dziecko, bo inaczej nie byłbym miał żadnego. Potem w gniewie swoim, chcąc biedną Marję ukarać za niezwyciężony wstręt ku niemu, którego żadnemi środkami nie mógł pokonać... żadnemi środkami... czy ty to rozumiesz, Henryku? gdyż posuwał się nieraz aż do grubjaństwa, gwałtów, bicia... zwłaszcza, że upiwszy się, człowiek ten wszystkiego dopuścić się może.
— Ah! to okropne!
— Tak jest... a kiedym mu w oburzeniu mojem czynił wyrzuty z tego powodu, odpowiadał mi: I cóż, przecież to moja żona, mogę to robić, mam prawo za sobą; nie dlategom się ożenił, ażeby zostać kawalerem... jeszczeby też, żebym ja na taką gęś miał uważać... a pomimo tego ten dziki człowiek musiał ustąpić, ponieważ prosta siła fizyczna nie zdoła pokonać wsrętu i niechęci, jakie kobieta czuje do kogo... mianowicie, jeżeli ta kobieta obdarzona jest tak nieugiętą wolą, jak Marja Bastien.
— Przynajmniej tym sposobem umiała odważnie umknąć najhaniebniejszego, najokropniejszego upokorzenia, jakie mogą wyrządzić związki podobne kobiecie... więc ty mówisz, że ten człowiek zemścił się za ów wstręt niepokonany, jaki w niej obudzał?
— Słuchaj, jak się to stało. Z początku miał on zamiar osiedlić się w Blois; opór jego żony zmienił jego zamiary. Ah! dobrze, powiedział do mnie, odpokutuje ona za swoje postępowanie!... Posiadam jeden folwark w bliskości Pont-Brillant, znajdujący się w jak najgorszym stanie; osadzę tam warjatkę i żyć w nim będzie samotnie z pensją stu franków miesięcznie. I tak też uczynił; odważnie i z uległością poddała się Marja temu ubogiemu i samotnemu życiu, które Bastion starał się jeszcze jak najprzykrzejszem uczynić, aż do chwili, kiedy się dowiedział o brzemienności swej żony; to dopiero złagodziło cokolwiek zawziętość tego człowieka... Wprawdzie pozostawił Marję nadal w folwarku, ale pozwolił jej zaprowadzić pewne zmiany, które bardzo małych wymagały kosztów, a które przecież, kierowane dobrym gustem Marji, mieszkanie najnieprzyjemniejsze w całej okolicy zamieniły w kącik miły i prawie zachwycający. Nieznacznie anielska słodycz i rzadkie cnoty tej powabnej kobiety wywarły pewien wpływ na jej męża; pomimo że się jeszcze nie pozbył swego grubjaństwa, nie był już przecież dla niej tak okrutny i poddał się swemu przeznaczeniu pozostania na zawsze kawalerem. Mój przyjacielu, powiedział on do mnie niedawno, jestem dzieckiem szczęścia, moja żona takie prowadzi życie, że żadną miarą gniewać się o to nie mogę; jest łagodna, cierpliwa, oszczędna, gdyż oprócz wydatków na utrzymanie gospodarstwa, nie daję jej ani grosza, i ona na tem poprzestaje; nie oddala się wcale z folwarku i zajmuje się wyłącznie swoim synem; ale gdyby moja żona umarła, tobym się także nie gniewał... boć ty to rozumiesz... być żonatym a prowadzić życie kawalerskie... wtedy człowiek zniewolony jest nieraz chodzić manowcami, a to sprowadza koszta i gospodarstwo żadnej stąd nie odnosi korzyści. W każdym przecież razie, czy moja żona dłużej żyć będzie, czy umrze, nie mogę narzekać, i dlatego to powiedziałem ci przed chwilą, że jestem dzieckiem szczęścia.
— A syn jego? — zapytał David z coraz żywszem współczuciem — czy on go kocha?
— Bastien należy do liczby tych ojców, którzy sobie ojcostwo nie inaczej, jak posępnem, gniewnem i łającem wystawiają. Stąd też, podczas rzadkich pobytów swoich w folwarku, będąc więcej bydłem swojem aniżeli synem zajęty, zawsze znajdzie jaką sposobność rozgniewania się na niego. Cóż stąd wynikło? oto, że Bastien w życiu żony i syna swego prawie za nic jest liczony. Co się tyczy wychowania tego chłopca, muszę ci opowiedzieć godne największego podziwu przeistoczenie, jakie miłość macierzyńska Marji zrządziła w osobie.
— Nie uwierzysz, Piotrze — rzekł David ze wzrastającą ciekawością — nie uwierzysz, jak mnie to wszystko zajmuje.
— Znajdziesz przeto jeszcze ważniejsze do tego powody — odpowiedział doktór, mówiąc dalej — wydana za mąż jako piętnastoletnia panienka, i prowadzona w sposób, jakem ci już opisał, Marja Bastien odebrała wychowanie niezupełne a nawet gminne, umysł jej, któremu zdolności odmówić nie było można, jeszcze prawie wcale nie był rozwinięty. Zaszła w niej jednakże wtenczas dopiero wielka zmiana, kiedy miała doznać pociech macierzyńskich. Odczuwając ważność obowiązków matki, a ponieważ to dziecię było jedyną nadzieją jej szczęścia, czuli przeto smutek nad swoją nieudolnością, i postanowiła w cztery, lub pięć lat nauczyć się tego wszystkiego, coby jej do wychowania dziecięcia potrzebne było, nie chcąc nikomu go powierzać, lecz samej kierować wychowaniem.
— A jak to godne podziwu postanowienie zostało wykonane — zapytał David.
— Dopięła jego pomimo licznych przeszkód. Marja Bastien, która wówczas nie dobiegła jeszcze szesnastej wiosny, postanowiła przyjąć nauczycielkę. Męża potrafiła tak trafnemi argumentami przekonać, iż nareszcie pomimo poprzedniego oporu przystał na to. Dowodziła mu bowiem, iż jeżeli jej odmówi nauczycielki, będzie później zmuszony przyjąć nauczyciela z Pont-Brillant albo z Blois, a wtenczas koszta wychowania będą o wiele wyższe. W osobie miss Harriett znalazła Marja prawdziwą perłę nauczycielki, która ten tak rzadki wypadek poświęcenia macierzyńskiego umiała ocenić, i zadaniu swemu oddała się ciałem i duszą.
Opowiadanie doktora do łez prawie wzruszyło Davida.
— Czyż może istnieć coś wznioślejszego — zawołał — jak ta piętnastoletnia matka, która dziecku swemu nawet życia duchowego udzielić pragnie i z tego powodu poświęca się nauce.
— W samej rzeczy, przyjacielu, młoda ta kobieta, posiadająca wrodzone zdolności, nabyła w cztery lata dostatecznych wiadomości w literaturze, geografji i historji powszechnej, a w muzyce tak zadziwiające postępy porobiła, iż syna swego sama uczyła gry na fortepianie. Chłopiec też, jak rzadko w tym wieku, z nauk odebranych korzystał; a szlachetne przymioty serca i charakteru dumą napawały matkę; aż nagle zaszła w nim dziwna zmiana..
Opowiadaniu dalszemu przeszkodziła stara służąca, która przyniosła swemu panu wiadomość, iż dyliżans do Nantes odchodzi o szóstej i przybywa po pakunki pana Davida. A wyrażając żal swój, iż tenże odjeżdża, zwróciła się do doktora:
— I pan rzeczywiście puszcza od siebie gościa naszego?
— Słyszysz? — rzekł Dufour smutno się uśmiechając — wszak nietylko ja sam twym odjazdem się smucę.
— Wierzaj mi — zwrócił się David do sługi — tylko smutna konieczność zmusza mnie opuszczać takiego przyjaciela jakim jest doktór.
— Prawda panie — odrzekła sługa — ale zawsze rozłąka z człowiekiem szlachetnym napełnia smutkiem pozostających.

KONIEC TOMU CZWARTEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.