Stuartowie (Dumas)/Tom II/Rozdział IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Stuartowie.

ROZDZIAŁ IX.

Nazajutrz, królowa znalazła wszystko około siebie zmienione: Szkocja inną wyznawała religję. Parlament potępił religję katolicką, która była jéj wiarą; a ponieważ słuchała mszy świętéj w kaplicy zamkowéj, oburzenie ludu doszło do tego stopnia, że banda zbrojnych wpadła do kościoła, chcąc zamordować kapłana; co bezwątpienia byłoby nastąpiło, gdyby jałmużnik z St. André, chwyciwszy miecz nie był się rzucił w pośród napadających i kapłana, i gdyby tenże nie był się schronił za królowę, która powstając z powagą i mocą, rzekła: „Takiż to początek posłuszeństwa i uszanowania mojego ludu! jakiż będzie koniec? — Jeżeli mam wierzyć przeczuciu, smutny i okropny!“ Jednakże to pierwsze wzburzenie wskazało Marji drogę jakiéj się trzymać miała; ulegając przeto temu ostrzeżeniu, przyzwała w pomoc całego swojego rozsądku, i wszystkich darów ujarzmienia serc otrzymanych z nieba; łagodnością zjednała sobie zupełnie lud, a przychylnością, pozyskała wielkich panów. Tak więc, ilekroć obecną była na radzie, zajęta jakąś robotą kobiecą, znajdowała się tam nie dla dumnego narzucenia swoich zdań, lecz dla skromnego zasiągnienia rad urzędników państwa, nawykłych do tego tłumu niespokojnego, którym wiedzieli jak kierować mają. Z tego wynikło, że lubo religja większéj części jéj poddanych nie była jej religją, Marja nic nie przedsiębiorąc przeciwko nowym wyznaniom, poprzestała na tem, że nie zatwierdziła zaboru dóbr duchowieństwa katolickiego, który parlament zawyrokował w roku 1500. Jednakże królowa w głębi serca uważała zwycięztwo religji reformowanéj, jako temczasowy układ, któremu chwilowo poddać się było potrzeba, oczekując tylko pomyślnéj okoliczności, aby ją stłumić zupełnie, i oddać pod moc religji katolickiéj, na któréj ucisk, jako pochodząca z rodziny Gwizjuszów, nie mogła patrzeć bez głębokiéj boleści.
Dziwnymi jednakże zbiegiem okoliczności, królowa Marja pierwszy cios śmiertelny zadać musiała jednemu z panów religję katolicką wyznających.
Jakieśmy powiedzieli, Marja była mocno przywiązaną do jałmużnika z St. Andre, swojego naturalnego brata, któremu dała tytuł hrabiego de Mar; miał on niejakie prawa do niego, ponieważ matka jego pochodziła z tego znakomitego domu. Lecz wkrótce wrastająca żądza wyższości przyszłego rejenta, nie ograniczyła się na tém, i zapragnął tytułu hrabiego Murray, który po śmierci sławnego Tomasza Randolf, dotychczas nie był dany nikomu. Marja nie umiała mu nic odmówić i jak pierwszy tak i ten udzieliła.
Tu ważna przedstawiła się trudność, wielkie dobra należące do tego hrabstwa, wygaśnieniem pierwszych ich właścicieli, stały się własnością korony; sąsiedni zaś panowie korzystając z zamieszali w Szkocji, weszli w ich granice, a pomiędzy innymi hrabia Huntly znaczną część dochodów przywłaszczył sobie. Hrabia Huntly był walecznym i miał wielką przewagę nad północnemi hrabstwami, i nadto, jak powiedzieliśmy, należał do małéj liczby panów, która wierną została religji katolickiéj; prócz tego, po Hamiltonach był najbliżéj spowinowaconym z rodziną królewską.
Murray ze swojéj strony należał do rzędu tych ludzi, którzy nie ulegają podobnym względom, i nie myślał poprzestać na tytule, któryby nie miał odpowiedniej władzy. Ogłosił więc, że królowa odbędzie podróż po hrabstwach północnych, i pod pozorem że pragnie aby jéj towarzyszył orszak stosowny do jéj godności, otoczył ją armją prawdziwą, i tak odbywał drogę z królową obozując na polach albo stawając u jéj lenników. Myśl przedstawienia temu ludowi wojowniczemu, królowéj w ubiorze amazonki, podzielającéj wszelkie trudy wojskowego pochodu, była wyborną polityką; albowiem Marją odmalowano przed nim jako dziecię zepsute na dworze francuzkim. Z resztą Marja, doskonale dopomagała temu zamiarowi, zapamiętale bowiem lubiła ćwiczenia wojenne, i często powtarzała: że bardzo żałuje iż nie jest mężczyzną, aby mogła sypiać pod gołém niebem, pierś okryć zbroją, hełm wziąć na głowę, tarcz na rękę i oręż do boku.
Marja i Murray odbywali drogę tak szybko, że Huntly prawie niespodziewał się ich przybycia jeszcze.
Jego syn Sir John Gordon, którego tylko, co królowa ukarała miesięcznem więzieniem za nadużycie władzy, był dla niego dowodem, że nowa królowa, słuchając rad brata, nie ustąpi nic ze swoich żądań królewskich. Postanowił więc chociaż powierzchownie okazać się uległym; wyjechał naprzeciw królowéj i prosił jéj, aby przyjęła u niego gościnność, jako u najwierniejszego poddanego. Na nieszczęście, kiedy Huntly zapewniał Marję o swojéj wierności, jeden z jego oficerów nie chciał jéj wpuścić do zamku Invernes, który przecież był mieszkaniem królewskiem. Prawda, że Murray, aby zapobiedz podobnemu zakorzenianiu się takich buntów, zdobył zamek siłą, i rządcę jego kazał powiesić na najwyższéj wieży.
Huntly zdawał się poklaskiwać temu wyrokowi; lecz nazajutrz dowiedziawszy się że syn jego uszedł z więzienia i zbiera swoich lenników, z obawy aby go nie uważano za podżegacza buntu, lub przynajmniéj współwinnego, uciekł w nocy. W ośm dni Marja i Murray dowiedzieli się, że Huntly zebrał wojsko i szedł na Aberdeen, rozsiewając po drodze odezwy, iż działa w imieniu królowéj, aby ją uwolnić z pod opieki brata. Byłto sposób zwykle używany w czasie małoltności, albo panowania kobiét; do tego stopnia przywykli wszyscy do podobnych wypadków, że tylko ci uwodzili się jego prawdą, którzy mieli tę myśl bydź zwiedzionemu.
Murray i Marja wyruszyli przeciwko Huntl’emu i doścignęli go pod Cowiechie. Zwycięztwo długo było wątpliwem: ale na koniec przeważyło się na stronę Murraya. Huntly otyły i ciężki, uciekając, przechylił się na siodle, spadł z konia, i przelękły nie mogąc się podnieść, znalazł śmierć pod kopytami koni.
Johna Gordon ujęto, i śmiercią ukarano; młodszego zaś brata, mającego lat czternaście i kilka miesięcy, wtrącono do więzienia, w którém miał czekać piętnastego roku. W tym dniu, kiedy skończył rok piętnasty, wiek w którym skazany może odnieść karę śmierci, zaprowadzono go na rusztowanie, jeszcze zrumieniono krwią starszego brata, i bez względu, bez litości ścięto.
Po téj wyprawie, w któréj Szkoci widzieli tylko cel zniszczenia przemożnej katolickiéj rodziny, Marja zyskała wielką popularność. Szlachta zaś, przekonała się że władza postanowiła nieodmiennie wzbronić wdzierania się w przynależne jéj prawa. Tym tedy sposobem przez czas niejaki, Szkocja cieszyła się spokojnością, przerywaną tylko przepowiedniami Johna Knox, który Marję ciągle nazywał Jezabellą. W tym to przeciągu czasu zdarzył się wypadek, który Chatelard życiem opłacił.
Jak powiedzieliśmy, wielu Francuzów przybyło z królową do Szkocji, w téj liczbie był pan Damville, który, jeżeli przypomnimy sobie, wzdychał do ręki Marji Stuart. Jeżeli podobna myśl da się usprawiedliwić w człowieku nie pochodzącym z rodziny królewskiéj, to pewnie w takim jak on, który ród znakomity łączył z najświetniejszą odwagą, i już widział w przyszłości marszałkowską buławę.
Dla tego też, kiedy po trzech miesiącach pobytu w Szkocji, pan Damville został powołany do Francji, aby objął zarząd Langwedocji, gdzie właśnie wybuchły różne zamięszania religijne, opuścił Marję w nadziei, że wkrótce ją zobaczy więcéj jeszcze do niéj zbliżony pierwszą godnością państwa. Ze zaś wiedział, jak łatwo zapomina się nieobecnych, przeto zostawił przy niéj, dla stawania w jego sprawie Pana Chatelard, młodzieńca związkiem krwi z sobą połączonego, i w którym zupełne pokładał zaufanie.
Wybór księcia nie mógł bydź nieszczęśliwszym. Chatelard od trzech lat kochał Marję i nie mogąc z nią nigdy mówić na osobności, ukrywał swoję miłość. Kiedy został powiernikiem Damvilla, dla niego królowa miała niejaką skłonność, znikła trudność widywania się z Marją sam na sam a ponieważ był poetą i rycerzem, ufny w tę podwójną zaletę, zaczął zwolna poświęcać sprawę mu poleconą, aby myśl swoję przywieśdź do skutku. Marja, przywykła do języka dworskiego, niepostrzegała rzeczywistego celu allegorji, któremi Chatelard widocznie osłaniał swoje oświadczenia. Widząc to, Chatelard napisał wiersze, w myśli, że nakoniec będzie zrozumiany przemawiając tym językiem bogów, tak miłym Marji.
Lecz Marja i w wierszach upatrywała tylko wewnętrzną ich wartość. Pod tym względem, oceniała je zasłużenie, i tego jeszcze wieczoru pokazała je publicznie wszystkim należącym do jéj zwyczajnego grona, oddając najszczersze pochwały Panu Chatelard.
Lecz nie tego pragnął zapamiętały młodzieniec. Tym razem duma poety, uległą była żądzom kochanka. On nie pragnął pochwały Marji, ale jéj miłości. Jednakże widząc że Marja ciągiem udawaniem jakoby go nierozumiała, najmniejszéj nie czyniła mu nadziei, postanowił wszystko poświęcić aby ją otrzymać, i pewnego wieczora wkradł się do pokoju Marji, i ukrył pod łóżko.
Królowa nie wiedząc o niczém, weszła do siebie ze swojemi służebnemi, i zaczęła się rozbierać, kiedy jéj ulubiony piesek, którego trzymała na rękach, zaczął uporczywie szczekać zwracając się ku alkowie. Marja z początku nie zwracała na to uwagi, lecz znudzona uporem pieska puściła go na ziemię. Poskoczył zaraz ku łóżku a jedna ze służebnych schyliwszy się spostrzegła Chatelarda.
Królowa zgromiła surowo rycerza; lecz nie chcąc rozgłaszać tego wypadku, z obawy aby się za daleko nie rozniosło, najściślejsze wszystkim nakazała milczenie. I w istocie, mimo pozornego niepodobieństwa, zdarzenie to zostało tajemnicą. Zarozumiały Chatelard nadał inne znaczenie nakazanemu milczeniu, myślał że gdyby nie obecność panien służebnych, Marja byłaby go pokochała; i zamiast pokonania szalonéj swojéj miłości, czekał tylko na przyjazną okoliczność pozyskania za nią nagrody. Ta nagroda była okropną.
W miesiąc potém znaleziono go powtórnie ukrytego w pokoju królowéj. Tym razem, Marja obawiając się aby jéj nie sądzono wspólniczką jego zuchwalstwa, doniosła to swojemu bratu. Chatelard oddany pod sąd, skazany został na karę śmierci za obrazę majestatu.
Marja żałowała bardzo że nie postąpiła tak jak pierwszym razem; lecz już było zapóźno. Lubo służyło jej prawo ułaskawienia, jednakie udzielone w téj okoliczności, mogłoby narazić jéj sławę. Tak więc Chatelard musiał zginąć.
Chatelard przybywszy na rusztowanie wzniesione na wielkim placu Edymburgskim, kazał sobie przeczytać odę do śmierci, Ronsarda, i wysłuchawszy jéj z głębokiem uwielbieniem i niewzruszoną uwagą, zwrócił się do okien Marji Stuart, i zawołał: „Zegnam cię najpiękniejsza i najokrutniejsza z kobiet”. Następnie położył głowę swoję na pniu, kat wzniósł topor i jedném cięciem odłączył ją od ciała.
Ta surowość, którą Marja gorzko opłakała, tém dotkliwszą dla niéj była, że od téj chwili parlament zniewalał ją do zamęzcia, a skoro tylko rozszerzyła się wieść, że przyzwala na żądania parlamentu, wielu książąt z pierwszych domów panujących w Europie, stanęło w rzędzie ubiegających się o jéj rękę. Między niemi byli: Arcy Książę Karol, trzeci syn cesarza niemieckiego, książę Andegaweński z Francji, Don Karol z Hiszpanji. Marja w tak ważnéj okoliczności, nie była panią wyboru, i ulegając namowom brata przedsięwzięła pójść za radą Elżbiety, która lubo nienawidziła jéj w duszy, przecież pisywała często do niéj, nazywając ją w listach drogą swoją kuzynką, kochaną i dobrą siostrą. Tym razem nadzieje i widoki Murray’a łatwo było zrozumieć. Ponieważ od chwili pójścia za mąż królowéj, utraciłby zupełnie władzę; a więc liczył na to, że Elżbieta obawiając się najmocniej następcy korony Szkockiéj, dopomagać mu będzie całą swoją powagą, aby przedstawiające się układy niweczyć jedne po drugich. Murray nie omylił się wcale w swojéj rachubie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.