Stuartowie (Dumas)/Tom III/Rozdział XXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXVI.

Kiedy zbliżyli się do lądu, Lord Scrope i rycerz Franciszek Knowles już oczekiwali jéj przybycia. Pierwszy był rządcą zachodnich granic, drugi wiceszambelanem królowéj Elżbiety. Oba mieli listy pełne uczuć przyjaznych i wynurzeń żalu, nad jéj nieszczęściami; lecz polecenia im dane prywatnie nie zgadzały się wcale z temi oznakami przyjaźnemi. Dla tego też, kiedy Marja pragnęła najpierwéj widzieć się z ukochaną siostrą, królową angielską, odpowiedziano jéj, że to nateraz jest rzeczą niepodobną; albowiem, ponieważ cięży na niéj oskarżenie okropnéj zbrodni, przeto Elżbieta bez ubliżenia sobie, przyjąć jej niemoże; lecz skoro się tylko uniewinni może bydź pewną królewskiego przyjęcia.
W pierwszém uczuciu obrazy, Marja nie widziała zastawionych sideł i odpowiedziała posłom, że gotową jest dać ich królowéj dowody niewinności, żartując ze wszystkich oskarżeń swoich nieprzyjaciół.
Tego tylko pragnęła Elżbieta, i wszystko co czyniła od chwili odebrania listu Marji, ten tylko jeden cel miało, jak przekonamy się wkrótce.
W istocie w tenże sam dzień, kiedy doniesiono jej o przybyciu Marji do Anglji, zwołała radę, zasięgając jéj zdania. Wówczas trzy przedstawienia roztrząsano. Pierwsze, czy Marję na tron Szkocki przywrócić?
Drugie, czy ją odesłać do Francji.
Trzecie, czy ją zatrzymać jako uwięzioną w Anglji.
Wszystkie trzy miały swoje ważne niedogodności. Gdyby Marję przywrócono na tron szkocki, jest wszelkie podobieństwo, że niebacząc na wyświadczone jéj przysługi, wznowiłaby związek z Francją i wystąpiła znowu ze swojemi pretensjami do tronu Angielskiego.
Gdyby pozwolono Marji oddalić się do Francji, Karól IX, który tak ją kochał, że chciał pojąć za żonę, lubo była żoną jego brata, bez wątpienia pomógłby jéj do odzyskania tronu Szkockiego; wtedy wylądowała by znowu w Edymburgu z wojskiem cudzoziemskiém, a połączone dwie siły dwóch królestw przeciwko jednemu, mogłyby nadać Szkocji przewagę, którą utraciła w bitwach pod Flodden i Pinkie.
Gdyby zatrzymano Marję w Anglji, a krok ten jakkolwiek nie najszlachetniejszy, ale najrozsądniejszy, jeszczeby wybierać trzeba było pomiędzy dwoma wypadkami, które miały swoje dobre i złe strony.
Albo pozwolić Marji żyć na wolności. — Albo zamknąć Marję w więzieniu.
Gdyby zostawiono Marji wolność, to jest, gdyby pozwolono jej żyć jak królowéj, powstałby niezawodnie obok niéj lubo wygnanéj, nie liczny dwór, który byłby schronieniem malkontentów i źródłem opozycji katolickiéj. Wtedy któż może zaręczyć do czegoby przyszło! Bo lubo Elżbieta udawała że żartuje z roszczonych pretensji Marji do tronu Angielskiego, wiedziała przecież, że te pretensje znaczna liczba Anglików, uważa za daleko więcéj uzasadnione niż prawa Elżbiety. Jeżeli Marja nieobecna w Anglji miała swoich stronników, cóżby się stało gdyby Marja obecna teraz, użyła wszystkich swoich zasobów piękności i wymowy? Zostawić więc Marję wolną było niepodobna.
Z drugiéj strony, gdyby Elżbieta zatrzymała Marję w więzieniu, oburzyłaby przeciw sobie wszystkich i jednym zamachem zniszczyła wiarę w jéj sprawiedliwość, którą przez dziesięcio letnie panowanie z trudami nabyła: wznowiłoby się szemrania przeciw nadużyciu władzy, które zarzucano jeszcze Henrykowi IV, kiedy kazał przytrzymać i uwięzić następcę tronu Szkockiego, zapędzonego burzą na wybrzeża Anglji. Nakoniec lękała się aby niepowiedziano, że to nie dla bezpieczeństwa, lecz przez zawiść ukrywa blask téj piękności, najpierwszéj w świecie.
Sędziwi wiekiem radni, ludzie osiwiali w szkole Henryka VIII, rozważali głęboko te dwie ostatnie myśli, ale pomimo całych usiłowań, pomimo zgłębień i zaciekań nie ogli w nich znaleźć nie tylko pozoru prawności, ale nawet prawa; kiedy nareszcie postrzegła, że oni odrzucają karę, samą odezwała się ze zdaniem podszepniętem zapewne przez złego ducha polityki: aby przywieść Marję do tego oskarżeniem sprawiediwém lub zmyślonem żeby ją za sędziego obrała.
W rzeczy saméj, odwołanie się Marji do sądu Elżbiety, uczyniłoby królowe angielską sędzią nieporozumień między królową Szkocką i jéj poddanymi. Wiemy jakie były te nieporozumienia: oskarżenie, pociągające za sobą karę śmierci, którego wyjaśnienia i zebranie dowodów tak można było przeciągnąć, a gdyby była niewinną, tak powikłać trudności, że stałoby się sprawą niepodobną do rozwiązania.
Gdyby przeciwnie winną się okazała, gdyby dowody, których posiadaniem chlubili się jéj nieprzyjaciele, były wystarczające, gdyby nakoniec jéj zbrodnia została uzasadnioną; w tym razie nie miałaby najmniejszego prawa do szacunku, należącego królowéj i jakkolwiekbądź okazałaby się Elżbieta względem niéj, zawsze jéj obejście byłoby wspaniałomyślniejsze niż na to Marja zasługiwała.
Tym sposobem Marja wpadła w zastawioną nań siatkę, i biedny motylek, płochy i lśniący zwikłał się w rozsławionéj na niego pajęczynie.
Prawda że Marja, przyjąwszy sąd królowéj angielskiéj, rozumiała że jak królowa królowéj przedstawi Elżbiecie swoje dowody niewinności, i zwalczy zarzuty nieprzyjaciół. Ale wkrótce poznała swój błąd, kiedy jéj powiedziano ze królowa angielska wyznaczyła kommissję, przed którą mieli się stawić obrońcy Marji i oskarżyciele ze strony Murraya. Adwokatami królowéj byli biskup Ross, lord Herris, Fleming, Lingston i Robert Melvil; oskarżycielami ze strony Murraya, hrabia Morton, hrabia Ledington, Jakób Mayhil i Jerzy Buchanan. Kommissarzami zaś byli Tomasz Howard, Książę Norfolk, hrabia Sussex i Wilhelm Saddler.

Marja widząc gdzie ją wciągniono, pragnęła zatrzymać się jeszcze na pochyłości góry, u któréj stóp przepaść była rozwarta. Dla tego, chciała odrzucić przyjętą ofiarę królowéj rozstrzygnienia jéj losu, skoro tylko dowiedziała się, że to nie Elżbieta, ale ustanowiony przez nią trybunał miał wyrokować. Pragnęła koniecznie widzieć się z Elżbietą, a na odmowną odpowiedź napisała list następujący:
»Pani i kochana siostro.

»W położeniu, w jakiem się znajduję, nie chcę ani mogę odpowiadać na oskarżenia moich poddanych. — Przyrzekłam przedstawić ci moje usprawiedliwienie, i ciebie sędzią, uczynić, sędzią mojego postępowania; aby zniszczyć twoje najmniejsze podejrzenia, jestem gotowa jeszcze to uczynić, tyle mam przyjaźni i zaufania w tobie. Pomiędzy Szkotami, nawet w mojéj famiiji nie mam równego sobie: nie chcę więc uznać nim nikogo, poddaniem się pod wyrok w téj szczególnéj sprawie. Rzuciłam się w twoje objęcia, jako najbliższéj krewnéj; bo spodziewałam się znaleźć w tobie szlachetną i szczerą przyjaźń. Mniemałam, że ci uczynię zaszczyt, dając ci nad inne mi monarchami pierwszeństwo, pomszczenia się zniewagi uczynionéj królowéj, Zapytaj się historji, którą znasz tak dobrze i w któréj tak znakomite masą zająć miejsce, i powiedz czyś tam widziała kiedy spotwarzonego monarchę. Słuchaj skarg tych, którzy fałszywie obwinieni, przeciwko potwarzy wzywają twojéj sprawiedliwości. Przyjmujesz do siebie mojego brata, nieprawnego syna, buntownika i zdrajcę! A mnie odmawiasz tego zaszczytu, która nigdy nie stałam się go niegodną. Niech mię Bóg zachowa, ażebym kiedy prosić cię miała o coś takiego coby ubliżyło twéj sławie; owszem przeciwnie, chciałam blask jéj podwyższyć podając ci sposobność postąpienia ze mną po królewsku. Kiedy taki jest stan rzeczy, przebacz że wezwę na moją pomoc innych monarchów, mniéj może surowych, a więcéj tkliwych na moje nieszczęście; albo, jeszcze jest czas, udziel mi swojéj pomory i poważania, jakich mam prawo oczekiwać od ciebie, i podaj mi tę sposobność, któréj szukałam z takiém zaufaniem, i którą pochwycę z roskoszą, połączenia się z tobą węzłami wiecznéj wdzięczności.«
Zamiast odpowiedzi na ten list, Elżbieta kazała przenieść Marję do zamku Carlisle. Tam nakoniec przekonała się o tém, o czém dotychczas wątpiła: że jest w więzieniu, postanowiła podać się wymaganiom Elżbiety i mianować, jakeśmy to już powiedzieli, obrońców swojéj sprawy, przed ustanowioną kommissją.
Kommissja, przed która. Murray osobiście stanął, odbywała swoje czynności przez pięć miesięcy. Po upływie tego czasu Elżbieta kazała ogłosić, że z jednéj strony nic nieodkryła coby mogło zniweczyć oskarżenie Murraya, z drugiéj zaś, dowody zdawały jéj się niedostateczne do potępienia Marji. Wszystko więc miało tak nadal nierozstrzygnione pozostać! Wskutek tego wyroku, który nic nie rozstrzygnął, Murray powrócił do Edymburga, wywożąc z sobą trzydzieści pięć tysięcy funtów szterlingów, pożyczonych od Elżbiety, na zaspokojenie długów; Marja zaś zawsze obciążona podejrzeniem została w więzieniu.
Tymczasem przesłuchiwanie świadków w kommisji sprowadziło szczególny i niespodziewany skutek. Hrabia Norfolk, jeden z sędziów mianowanych przez Elżbietę, tknięty litością, jak mówią niektórzy, pobudzony żądzą wywyższenia, jak inni powiadają, postanowił uwolnić Marję Sztuart z więzienia i osadzić na tronie szkockim. W nagrodę tego, spodziewał się, że połączy swoję córkę z następcą tronu, a sąm zaślubi Marję; zostawszy mężem królowéj, nie wątpił, że otrzyma nominację na rejenta państwa, w miejscu Murraya.
Pomyślny skutek tego zamiaru miał zapewnić szczęście działających, prawdopodobieństwem wciągnął do spisku hrabiów Arundel, Northumberland, Westmoreland, Sussex, Pembroke, i Soulhampton, na którego czele stanął Norfolk. Nie był on tajemnicą dla Francji i Hiszpanji, które nawet wspierać go przyrzekły. Uwiadomiono o nim Marję, przyjęła go, z obowiązując się uzupełnić następujące warunki: Zrzec się pretensji do korony Angielskiéj za życia Elżbiety, uważać religię protestancką w Szkocji na równi Z religją katolicką, podpisać traktat zaczepny i odporny pomiędzy dwoma królestwami, i udzielić powszechne przebaczenie wszystkim którzy przeciw niéj broń podnieśli.
W chwili, kiedy sprzysiężeni najpewniejsi byli powodzenia, Lejcester dowiedział się, jak powiadają z ust samego Norfolka zwierzającego się w zaufaniu, o knowanym spisku. Lejcester uwiadomił natychmiast Elżbietę, Norfolka zaprowadzono do wieży. Hrabia Penbroke otrzymał rozkaz nie wychodzenia z domu; biskup Hoss dostał naganę; a Marji Stuart oświadczono: że jeżeli nie zaprzestanie knowania spisków, wkrótce ujrzy w swojem więzieniu, głowy wszystkich swoich przyjaciół. Co zaś do Hrabiów Northumberland i Westmoreland, tym rozkazano stawić się w Londynie dla zdania sprawy ze swojego postępowania; lecz ci zamiast zadosyć uczynić rozkazowi zwołali swoich lenników, podnieśli broń, i ogłosili manifest, w którym oświadczali że podnoszą broń nie przeciwko królowéj, ale w obronie wiary tak srodze prześladowanéj w calłém królestwie. Jednocześnie rozrzucili proklamacje, wzywające do broni wszystkich katolików. Ale ci przerażeni uwięzieniem Norfolka, i wiedząc że zamiar niepodobny jest do wykonania, odesłali proklamacje królowéj Elżbiecie. To przekonało ją dowodnie że powstanie silniejsze było niż go z początku sądziła; wysłała więc przeciw nim wojsko, które nawet bez bitwy sprzysięgłych rozproszyło. Northumberland, zdradzony przez człowieka, którego sadził swoim przyjacielem, wydanym został w ręce Murraya. Rejent posłał go na zastąpienie królowéj w zamku ELochleven, który tym razem wierniejszy, stał się jego grobem. Co do Westmorelanda, ten szczęśliwszy od swojego towarzysza, dostał się do granic Szkocji, gdzie wszyscy mieszkańcy byli Marii przychylni. Tam znalazłszy schronienie, czekał sposobności udania się do Flandrji, co mu się udało bez przypadku; ale ponieważ nic nie mogło przebłagać dla niego Elżbiety, przeto resztę życia spędził na wygnaniu.
W tymże samym czasie i w Szkocji szczęście nie sprzyjało Marji: ostatni jéj stronnicy, hrabiowie Huntly i Argyle poddali się rejentowi. Murraj mniemał że jego władza bardziéj utrwaloną została niż kiedykolwiek, kiedy nieprzewidziany wypadek krwawy mu grób zgotował w pośród wszystkich pomyślności.
Po bitwie pod Langside, znaczna liczba jeńców uważana za buntowników, w imieniu syna skazaną została na śmierć, za to że podnieśli broń za matką jego; pomiędzy tymi jeńcami, znajdowało się sześciu Hamiltonów, których rejent pragnął jak najsrożéj ukarać, ponieważ wiadomo że Hamiltonowie byli zaciętemi wrogami Douglasów.
Jednakże w téj epoce, kraj tak był podzielony w zdaniach pomiędzy matką i synem, że najzapaleńsi stronnicy wyrok podobny uważali za przeciwny polityce, i postanowili nie pozwolić na jego wykonanie. W skutku tego sam John Knox, wstawił się za skazanemi, i rejent więcéj przez bojaźń niż przez litość uwolnił ich od śmierci, zmieniając tę karę na skonfiskowanie majątków. Wygnańcy schronili się w góry, oczekując przyjaznéj chwili.
Jeden z ułaskawionych, których Murray uwolnił od śmierci na rusztowaniu pod warunkiem żeby umarli z głodu, nazywał się Hamilton Bothwelhaugh, i był jednym ze starych Szkotów, których tylko kilku pozostało od Jakóba V. Jego dobra, które dostał w posagu za żonę, Murray darował jednemu ze swoich ulubieńców, ten przychodząc objąć je w posiadłość, znalazł tę nieszczęśliwą słabą i bezwładną. Nadaremnie prosiła go o kilka dni czasu, aby się dowiedzieć mogła gdzie jest jéj mąż i połączyć się z nim, nowy właściciel nie chciał nic słuchać i niepozwoliwszy jéj nawet czasu do ubrania się, kazał ją wyrzucić za drzwi prawie na wpół nagą. Biedna kobieta chodziła od domu do domu prosząc schronienia, którego nikt jéj dać nic chciał obawiając się zemsty rejenta; tak więc błądząc bez odzieży i chleba prawie miesiąc cały, z głodu, zimna i nędzy skonała una progu własnego domu.
Łatwo pojąć jakie wrażenie zrobiła ta wiadomość na człowieku podobnego sposobu myślenia jak Botliwelhaugb. Pominął ulubieńca, który był tylko narzędziem rejenta, lecz tegoż samego dnia powziął niewzruszone postanowienie zemsty.
Rejent ogłosił zamiar objechania okolic Edymburga i miał przejeżdżać przez małe miasteczko Linlithgow, należące prawie całe do Hamiltonów, gdzie pomiędzy innymi przeor z St. André, najwierniejszy stronnik Marji Sztuart, miał swój dom przy wielkim placu. Bothwelbaugh prosił go o pozwolenie zamieszkania drugiego piętra w tym domu, które zupełnie było nie zajęte, i łatwo je otrzymał. Przybył do Linlithgow nie przechodząc przez ulice, lecz wszedł drzwiami tylnemi ogrodu, stykającego się z polem, i wszedłszy na drugie piętro zaczął tam swoje przygotowania. Murray miał dnia następnego przejeżdżać, nie było wiec czasu do stracenia.
Na podłodze położył materac z łóżka, aby nie było słychać jego kroków, następnie ściany obsłonił czarnem obiciem, aby cienia jego widać nie było; nakoniec, konia przywiązał w ogrodzie, aby można uciec bezzwłocznie, kiedy czas nadejdzie: lecz wjeżdżając do ogrodu uważał iż brama jest nizka, tak że był zmuszony położyć się aż na szyi konia, kazał ją przeto zwalić aby mieć drogę szeroką i wolną; potem nabił dwa muszkiety, okiennice w pół-otworzył i oczekiwał wypadku.
Mimo tych wszystkich ostrożności, zamiary jego o mało nie zostały bezskutecznemi.
Przyjaciele rejenta, wiedząc że miasteczko Linlithgow należało prawie całe do Hamiltonów, wszelkiemi sposobami starali się nakłonić go aby przez ulice nie przejeżdżał, lecz rejent, który nigdy nie cofnął się przed rzeczywistem niebezpieczeństwem, żartował z niebezpieczeństwa domniemywanego; przyjaciele prosili go aby kazał naprzód przejść wojsku wszystkie ulice, a potem żeby je przejechał galopem, i na to nie chciał pozwolić, a co większa nawet bez zbroi wjechał do miasta.
Ulice napełnione były ludem nagromadzonym ciekawością; dla tego wstrzymywany natłokiem musiał jechać wolnym krokiem. Przybywszy przed balkon domu o którym wspomnieliśmy, taki był nacisk że musiał się zatrzymać. Bothwelhaug korzystał z téj chwili, oparł swój muszkiet i dobrze wycelował. Murray upadł przeszyty kulą w piersi, która jeszcze zabiła konia jednego z jadących przy jego boku.
Towarzyszący rejentowi wiedząc z którego okna wystrzelono, poskoczyli ku domowi i zaczęli wysadzać drzwi; lecz Bothwelhaug zaraz po wystrzale uciekł do ogrodu i w największym pędzie wyjeżdżał tylną bramą, gdy straż rejenta przednią rozbiła. Spostrzeżono go uciekającego i ośmiu czy dziewięciu ludzi puściło się w pogoń.
Łatwo można się domyśleć że ponieważ tu szło o życie, uciekający nie szczędził ostrogi. Jednakże ponieważ między ścigającemi było kilku wybornych jeźdźców, zaczęli go doganiać, Botbwelhaug widząc blizką zgubę, użył sztyletu zamiast ostrogi. Pod tym strasznym bodźcem koń nowe odzyskał siły i przeskakując dwudziesto-stopowy parów, którego ścigający przebyć nie śmieli, wyścignął ich na nowo, tém bardziéj że jego nieprzyjaciele zmuszeni byli wąwóz objechać w około, i tym sposobem tracili zupełnie nadzieję dogonienia go.
Zabójca schronił się do Francji, gdzie Karol IX, lubiący dobrych muszkietników, przyjął go uprzejmie; dla tego też kiedy nadeszła rzeź Śgo Bartłomieja czyniono mu najpiękniejsze obietnice aby się podjął zamordowania admirała Coligny. Lecz Bothwelhangh odrzucił to ze wzgardą, mówiąc: że nie zrozumiano popełnionego przezeń czynu, że go wykonał przez zemstę a nie jak morderca; że to tylko mógł uczynić, iż tym, których żony Coligny pomorzył głodem, wskaże sposób jakim zgładził rejenta.
Murray następnéj nocy umarł z odniesionéj rany, a Lennox ojciec Darnleya, został mianowany rejentem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.