Stuartowie (Dumas)/Tom III/Rozdział XXV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXV.

Następnych dni, po téj nieszczęsnej bitwie, kilku przychylnych królowéj, powziąwszy wiadomość gdzie była, przyjechało do niéj; lecz żaden nie przyniósł pocieszającéj wiadomości, wszyscy byli tego zdania, że w obecnéj chwili na nic się odważyć nie podobna, i że zwycięstwo odniesione zupełnie ustaliło sprawę Murraya. Jednakże nie wszyscy pochwalali zamysł królowéj; jedni ganili go, drudzy potwierdzali; i kiedy zdania ogółu były do najwyższego stopnia rozdwojone, pewnego poranku usłyszano odgłos rogu nad brzegiem morza. Marja zadrżała i pobiegła do okna. W zatoce Solvaj, unosił się mały statek z flagę rozwiniętą. Flaga miała herby Anglji.
W godzinę późniéj zameldowano jéj odwiedziny wielkiego strażnika granic, który przynosił ustną odpowiedź królowej Elżbiety. Ofiarowała schronienie Marji Stuart, lecz tylko jéj saméj. Żaden z panów, którzy się uzbroili za jéj sprawę, nie mógł jéj towarzyszyć. Kilku tylko służących, których nawet liczba była ograniczona; mogła zabrać ze sobą. Marja tak była znużona ciągłą obawą, że przyjęła tę ofiarę jakkolwiek niezaspakajającą; odpowiedziała oficerowi, że nazajutrz rano będzie na pokładzie jego statku. Oficer natychmiast ją pożegnał, i udał się na okręt.
Przyjaciele królowéj cały dzień jéj nieodstępowali. W chwili kiedy ją mieli opuścić i powierzyć jéj współzawodniczce, wszystkie wspomnienia, przedstawiały im Elżbietę jako nieprzełomną nieprzyjaciółkę Marji. Lord Herris, który z początku sam pochwalał postanowienie Marji udania się do Anglji, teraz pierwszy prosił królowéj, aby w tak ważnéj okoliczności, własnego tylko słuchała natchnienia. To najgorsza rada, jaką jéj tylko dać było można. Marja z sercem prawém i wspantałem, takąż samą wystawiała sobie Elżbietę, i myślała, że to uczyni, coby ona uczyniła w podobnym przypadku: to jest z otwartem objęciem, przyjmie ją jak siostrę. Podług jéj przekonania, Elżbieta nie mogła inaczéj postąpić trwała więc w swojém postanowieniu.
Królowa późno weszła do swego podoju i nie spała wcale. Nazajutrz równo ze świtem wstała. Ponieważ ostateczne jéj postanowienie ze wszech stron było rozmaicie uważane, chciała przeto je uskutecznić jak najprędzéj. A że wszyscy przepędzili noc również niespokojną, ujrzała więc gotowych swoich przyjaciół, którzy ją do brzegu odprowadzili.
Zastała tam Szeryfa Kumberlandu bogato przybranego; jak człowieka, którego królowa posłała na przyjęcie królowéj. Oprócz majtków znajdował się z nim liczny oddział żołnierzy, który zamiast uspokoić ją wzmógł raczéj jéj obawę; albowiem dobrowolnemu jéj odjazdowi nadawało to jakąś powierzchowność przymusowego porwania. Wtedy otaczający ją, po pierwszy raz mogli czytać na jéj twarzy walkę uczuć tajemnych. Nakoniec, te rozmaite wzruszenia doszły do tego stopnia, że nie mogła dłużéj wstrzymać swych łez i oparłszy się na ramieniu lorda Herris, w głos płakać zaczęła. Wówczas czcigodny kapłan zbliżył się do niéj, i złożywszy ręce:
— Pani, rzekł do królowéj, to jest przeczucie zesłane z Nieba. Wysłuchaj prośby twoich wiernych poddanych: albo jedź z niemi, albo nie jedź bez nich.
Te wyrazy zamiast ją skłonić, przywołały pierwsze uczucia; bo wstydziła się swojéj słabości.
— Mój ojcze, odpowiedziała, płaczę nie zbojaźni lecz z boleści. Nigdy nie powątpiewałam, a teraz mniéj jak kiedykolwiek, o szczerości méj siostry. Lecz trzeba rozstać się z mojemi dobremi przyjaciółmi i to serce mi rozdziera.
— Ta szczerość, o któréj nie wątpisz, odrzekł kapłan, to dobre przyjęcie, którego się spodziewasz, objawiają się w tém, ze pozbawiają cię twoich najwierniejszych przyjaciół. Oh! pamiętaj pani, że podobna ostrożność nie jest bez przyczyny.
— Spojrzyj z lepszéj strony na rzeczy, mój ojcze. Królowa, moja siostra, mogła sądzić że mój orszak jest daleko liczniejszy. Alboż przed ośmią dniami niemiałam wojska? oh! nie, nie, bądź spokojny, nie mam przyczyny obawiać się; a czy mi przeznaczy mieszkanie w Londynie, lub w jakimkolwiek inném mieście, uwiadomię was o tém natychmiast. Tam, kto mię kocha, może przybydź za mną.
— O pani, pani! Bóg cię pojmuje, zawołał kapłan; ale co do mnie ja mam smutne przeczucie.
— Pani, rzekł Szeryf zbliżając się do królowéj, czy mogę uwiadomić Waszą Królewską Mość, że wiatr jest przychylny.
— Jestem gotową, rzekła. Późniéj odwróciwszy się do otaczających ją:
— Moi przyjaciele, rzekła, ostatni raz dziękuję wam za waszą wierność i poświecenie. Przyjmijcie uściśnienie wszystkich w osobie lorda Herris. To mówiąc, podała mu rękę, on rzucił się przed nią na kolana, ujął jej rękę i ucałował.
Wtedy Marja Sztuart czując że dłuższa zwłoka będzie tylko dłuższą boleścią, dała znak Szeryfowi że jest gotowa iść zanim; ten więc szedł przed nią z kapeluszem w ręku lecz w chwili kiedy już była w połowie kładki prowadzącéj do statku, przeor postąpił ku niéj i wchodząc w wodę po kolana:
— Pani, rzekł po raz ostatni, czyż nie widzisz że wszystko jest wyrachowane i ze samowolnie się gubisz? Oh! nie opuszczaj tego brzegu, nie oddalaj się z ziemi twoich ojców. Nasze zamki mają jeszcze mury, a nasze góry schronienia, gdzie władza buntowników nie tak łatwo cię dosięgnie. Wy zaś panowie, rzekł do szlachty i baronów, nie obawiajcie się strzał i kul angielskich, i mieczem zbrojni wyrwijcie waszą królowę zgrożącego jéj niebezpieczeństwa. Rozkazuję wam w imię Pana Zastępów.
— Zastanów się kapłanie, co mówisz? odpowiedział Szeryf, puszczając rękę królowéj; nie ma tu żadnego gwałtu; Jéj Królewska Mość może powrócić, jeżeli się jéj podoba, i żadna broń Angielska nie stawi jéj najmniejszego oporu. Namyśl się Pani ostatecznie, rzekł: bo morze odpływa i jeżeli za kwadrans nie puścimy się w drogę, do jutra czekać będziemy musieli.
Widzisz, mówiła królowa, widzisz mój ojcze, że jestem wolną; że dobrowolnie powierzam się mojéj siostrze królowéj angielskiéj, i jéj godnemu posłannikowi, który przebaczy zbytniéj gorliwości moich przyjaciół.
To mówiąc, podała znowu rękę Szeryfowi, pewnym krokiem przeszła po chwiejącym się mostku, i wstąpiła na pokład, z trzema kobietami i dwoma służącymi; albowiem Elżbieta tylko pięciu osobom pozwoliła na teraz udać się w towarzystwie królowéj.
Natychmiast rozpuszczono żagle, a że wiatr się wzmagał, i morze odpływało, statek jak strzała oddalił się od brzegu; lecz mimo tego, że przestrzeń coraz większa dzieliła ją z lądem, Marja stojąc ciągle na pokładzie, żegnała swoich wiernych przyjaciół; dopóki widzieć się mogli zamieniali wzajemnie pożegnania, panowie kapeluszami, a ona chustką; lecz zwolna okręt znikał w oddali; wkrótce wydawał się jak lekka mgła na widnokręgu, potem mgła znikła, a we dwie godziny późniéj, Marja opuściwszy Szkocję na zawsze, wysiadała na brzegu Anglji.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.