Sztuka czytania/Światło nocy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sztuka czytania |
Wydawca | Czytelnik |
Data wyd. | 1966 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Maria Dąbrowska, zdeklarowana wielbicielka pisarstwa Conrada, nader gorliwie usprawiedliwia się w przedmowie z faktu publikacji książki o Conradzie: „Książka — mówiłam sobie — jest subiektywna, nie zawiera nic rewelacyjnego i nic chyba nie jest w stanie dodać do wiedzy o Conradzie ani do blasku jego sławy. Zawiera, być może, tylko szereg mniej lub więcej udanych prób uświadomienia sobie, czym dla mnie samej było przeżywanie Conrada“ (str. 6).
Nie jestem w stanie ustosunkować się do conradologicznych wątpliwości pisarki, ponieważ nie jestem conradologiem, natomiast wszelkie próby Dąbrowskiej uświadomienia sobie, co dla niej znaczyło przeżywanie Conrada, wydają mi się więcej niż wystarczającym usprawiedliwieniem publikacji książek nawet mniej skromnie pomyślanych. Zwłaszcza że nawet programowo obiektywne enuncjacje krytyczne nie są niczym więcej jak szeregiem prób uświadomienia sobie, czym dla piszącego jest przeżywanie dzieł twórcy, o którym pisze. Zwłaszcza że „przeżywania“ krytyka rzadko kiedy mogą budzić takie zainteresowanie jak „przeżywania“ twórcy, który skądinąd jest obiektem szerokiego zainteresowania. Stawiając kropkę nad i, chciałbym stwierdzić, że o literaturze najmądrzej piszą sami twórcy literatury, choćby tak jak we wszystkim, co jest sztuką, pisali o sobie, używając pretekstu pisania o literaturze, tak jak zazwyczaj używają pretekstu pisania o życiu w ogóle. Dlatego „Szkice o Conradzie“ (1959) traktuję świadomie jako książkę o Conradzie Marii Dąbrowskiej. Conradów jest tylu, ilu przeżywających jego dzieło.
Conrad Marii Dąbrowskiej jest przede wszystkim rzecznikiem filozofii moralnej, którą sama Dąbrowska wyznaje. W tym upatruję przyczyny fascynacji Dąbrowskiej dla pisarza, który jako artysta mógłby nawet być jej całkowicie obcy.
Pisząc o „Zwycięstwie“ Conrada, wspomina Dąbrowska o drodze Hamsuna i drodze Conrada: „Jeżeli autor daje nam widzenie pospolitego powszedniego bytu, to musi z tej powszedniości niechcący, napomykając zaledwie, wydobyć niezwykłość, demonizm i tragizm, które tkwią w każdej godzinie naszego życia. Tą drogą idzie Hamsun. Natomiast jeżeli powieść daje nam sytuacje niezwykłe, nadzwyczajne przygody albo taki czy owaki egzotyzm, to musi zostać z tych rzeczy dobyte na jaw coś typowego, powszechnie ludzkiego, pachnącego naszym codziennym dniem jak domowe zabiegi Robinsona Kruzoe na bezludnej wyspie. To jest znowu droga Conrada (str. 49).“
Wiadomo, że droga Dąbrowskiej to droga Hamsuna, nie Conrada. Wiadomo, że drogę Conrada rezerwuje Dąbrowska niemal dla samego Conrada, z mniejszą wyrozumiałością podchodząc do innych, którzy by na nią próbowali wkroczyć. Przypominam rozważania Dąbrowskiej o opowiadaniach „Nocy“ Jerzego Andrzejewskiego. W tych rozważaniach najważniejsza wątpliwość Dąbrowskiej dotyczy tego, co by należało nazwać artystyczną drogą Conrada. I wiemy, że wątpliwość ta uderza nie tylko w Andrzejewskiego, ale w dziesiątki pisarzy, którzy stawiają swoich bohaterów w sytuacjach niezwykłych, sam na sam z obcością świata.
Artystycznych powodów przeciwstawności Dąbrowskiej wobec Conrada można by wyszukać co niemiara. Dąbrowska kwestionuje epickość talentu Conrada, pisząc o dramatycznej strukturze jego powieści. Chodzi jej między innymi o zawikłaną strukturę czasową narracji powieściowej u Conrada. Niewątpliwie autorka „Nocy i dni“ nie ma powodów do zachwytu nad tą właściwością pisarstwa Conrada. To samo może się odnosić do tzw. obiektywizmu, drugiego wyznacznika epickości. Dąbrowska zdaje się nie dostrzegać przeważającej u Conrada konstrukcji narratora jawnego i wynikających z tego konsekwencji, przypisując Conradowi niemal taki stopień obiektywizacji, jak to ma miejsce w „Ludziach stamtąd“ (patrz: pochwała nagiej wymowy faktów u Conrada, str. 36). „Droga Hamsuna“, społecznikostwo przeciwstawione indywidualizmowi, klasyczna epickość przeciwstawiona skomplikowanym zabiegom narracyjnym i sporo pomniejszych względów usprawiedliwiałoby takie czy inne opory Dąbrowskiej wobec Conrada. Oporów tych jednak nie ma. Dąbrowska jest bez reszty urzeczona Conradem, jego ludzkim i pisarskim geniuszem. Można przypuszczać, że Conrad to największa miłość pisarska Dąbrowskiej, jeśli chodzi o literaturę dwudziestego wieku. Tomasz Mann to ktoś bez porównania dalszy dla Dąbrowskiej, a wszystkiego nie tłumaczą tu polskie parantele Conrada.
Conrad to dla Dąbrowskiej model najszlachetniejszej postawy moralnej. Waga „Szkiców o Conradzie“ to waga własnych deklaracji moralnych Dąbrowskiej. Wyłożonych precyzyjnie, jasno i konsekwentnie wyłożonych z największym polotem filozoficznym i jak gdyby na szerszym niż we własnej twórczości tle. Skłonny byłbym twierdzić, że deklaracje moralne Dąbrowskiej w „Szkicach o Conradzie“ modyfikują niejako perspektywy filozoficzne jej głównych dzieł. Chciałbym się z tego przypuszczenia szerzej wytłumaczyć.
W swoich głównych dziełach, a przede wszystkim w „Nocach i dniach“, patrzy Dąbrowska na sprawy świata z perspektywy ideałów, żeby tak rzec, klasycznego humanizmu. Ludzie Dąbrowskiej są autonomiczni, a porządek świata jest rezultatem „umowy społecznej“ ludzi. Zaufanie do człowieka i zaufanie do porządku świata mimo wszystko to wyznaczniki epickości „Nocy i dni“. Świat „Nocy i dni“ jest prostym zaprzeczeniem tego świata, w którym zdaniem Albéresa egzystują bohaterowie powieści dwudziestego wieku: „...akcja powieściowa rozgrywa się w świecie, w którym panuje nieład, pośród życia społecznego pozbawionego jakichkolwiek stałych punktów orientacyjnych, w rzeczywistości moralnej nie posiadającej żadnego bezspornego układu odniesienia, na nieczytelnym tle metafizycznym, a nie wszechświecie ukształtowanym na miarę człowieka“ („Bilans literatury XX wieku“, W-wa 1958, str. 55 — 56). U Dąbrowskiej jest akurat na odwrót. Jakiś ostateczny porządek świata jest niezaprzeczalny, prawa życia społecznego są do zdefiniowania, zasady moralne są bezsporne, wszechświat jest projekcją naturalnego i ludzkiego porządku rzeczy.
Wydawałoby się, że zaufanie Dąbrowskiej do natury świata jest niepodważalne i ostateczne. Nawet „Gwiazda zaranna“ jest wyrazem tego zaufania. Dąbrowska jest w swojej twórczości ostatnim z rzędu wielkich epików europejskich, dla których istnieje zawsze możliwość pogodzenia natury człowieka z naturą świata, dla których istnieje zawsze perspektywa ostatecznego porządku wszechrzeczy.
„Szkice o Conradzie“ podważają ten pewnik. Poszczególne fragmenty książki powstawały równocześnie z „Ludźmi stamtąd“, z „Nocami i dniami“, z „Gwiazdą zaranną“. Dąbrowska wykazuje w nich głębokie zrozumienie dla tego wszystkiego, co u Conrada sprzeczne z klasycznie epickim modelem świata. Świadczy to o tym, że jej własny wybór pisarski był wyborem w pełni świadomym, że jej klasycyzm wyniknął z zamierzonego przeciwstawienia się chaosowi, nie z nieświadomości jego istnienia. Widziałbym w tym podobieństwo do Steinbecka, który także chce być klasyczny na przekór wszystkiemu, który sam wyznacza granice swojego widzenia. Piekłem dla Steinbecka mógłby być świat Faulknera. Piekłem Dąbrowskiej jest świat Conrada. Steinbeck odprawia egzorcyzmy na myśl o piekle, jak o tym świadczy „Na wschód od Edenu“, Dąbrowska piekła się nie boi. Conrad jest dla niej bogiem, który nie przestaje być sobą w królestwie ciemności. Conrad nie traci boskości w otchłaniach piekła, Conrad wychodzi zwycięsko z ostatecznej próby swej boskości. Własnego systemu wartości nie poddaje Dąbrowska ostatecznym weryfikacjom, ale tym więcej podziwia conradowskie wartości zweryfikowane, ocalone wśród świata chaosu. Przywykła do światłości dziennej, penetruje Dąbrowska ciemności nocy tylko ze światłem Conrada. Conrad jest przewodnikiem Dąbrowskiej wśród nocy. Tylko z nim decyduje się Dąbrowska na nocne wędrówki.
Niektóre z nich są więcej niż ryzykowne. Mam na myśli przede wszystkim wędrówkę w świat społeczny „Nostromo“ i „Jądra ciemności“. Tym dwom książkom poświęciła Dąbrowska obszerne analityczne szkice. Wszystkie zaprzeczenia, które wysunął Conrad wobec uświęconych ideałów porządku, zostały przez Dąbrowską zarejestrowane i rozważone. Dąbrowska nie zakwestionowała diagnoz Conrada, nie zaprzeczyła istnieniu dżungli społecznej, w której nie liczą się żadne moralne wartości ponadindywidualne. Jest to tym ciekawsze, że właśnie te szkice Dąbrowskiej powstawały równocześnie z „Nocami i dniami“. Poprzez Conrada zerknęła Dąbrowska w świat chaosu, który był pełnym przeciwieństwem świata porządku „Nocy i dni“. Poprzez Conrada wyraziły się wszystkie wątpliwości Dąbrowskiej wobec tego „tak“, które wypowiadała. Conrad odsłonił przed Dąbrowską całą względność porządku świata i przeciwstawił tej względności bezwzględność prawa moralnego. Dąbrowska uznała, że światło Conrada nie gaśnie wśród nocy. Nie rezygnując tak jak Conrad z prawd względnych, ostateczną ostoję znalazła Dąbrowska w jego świecie prawd bezwzględnych. Conradowskie deklaracje moralne Dąbrowskiej są prawdami wyższego rzędu, obowiązującymi zawsze i wszędzie. Nie znaczy to, że nie ma prawd względnych, które obowiązują w określonych warunkach.
Kanon conradowskich wartości bezwzględnych ustaliła Dąbrowska w szkicach „Prawdziwa rzeczywistość Conrada“ (1929) i „Społeczne i religijne pierwiastki u Conrada“ (1932). Do kanonu tego odwołała się w wielkim eseju „Conradowskie pojęcie wierności“ (1946). Esej ten jest summą ostatecznych definicji moralnych, które i Conrada, i Dąbrowską stawiają w rzędzie najbardziej współczesnych moralistów. Łatwo zauważyć, w jakim kręgu skojarzeń pozostają definicje Dąbrowskiej, określającej sytuację moralną współczesnego człowieka: „Bez sankcji, bez powinności, bez nadziei nagród i bez obawy kar mamy być moralnymi z samego tylko poczucia odpowiedzialności za los własny i los drugiego człowieka. Świadomość istnienia innych ludzi i »bliźniej z nimi więzi« musi być wystarczającym bodźcem i wskaźnikiem postępowania. Żyjemy w ciemności i dlatego musimy być ostrożni, aby poruszając się w niej nie przynieść szkody bliźnim i rzeczom wespół z nami w ciemności się poruszającym. Próba ciemności, niemiłosierna próba odjęcia ludziom światła, złudzeń, jest najcięższą próbą ludzkiej moralności. Przez nią dopiero poznajemy wartość człowieka i jego duchowej kultury (...) Wielki pisarz rosyjski, Dostojewski, powiedział, że jeśli nie ma Boga, to wszystko wolno, a wielki myśliciel francuski powiedział, że jeśli nie ma Boga, to nikt nas ze zbrodni nie rozgrzeszy, więc tym bardziej nie należy się jej dopuszczać“ (str. 157-158).
W tak zdefiniowanej sytuacji moralnej człowieka conradowskie pozytywy moralne: honor, godność, wierność i to, co Dąbrowska nazywa wewnętrzną autonomią człowieka, stanowią szczyt ludzkich możliwości. „Kiedy bohaterowie Conrada walczą o honor, to walczą o zachowanie związku z tym idealnym pierwiastkiem bytu, gdyż jedynie ten związek nadaje godność i wartość życiu. Ocalenie go w sobie czy w kimś, odzyskanie go, a bodaj dostrzeżenie na chwilę, to jedyne prawdziwe na tej ziemi zwycięstwo“ (str. 100). W przeciwieństwie do innych Dąbrowska nie uznaje sytuacji bez wyjścia: z każdego upadku można się wydostać „drogą uczynków“. Na tej podstawie rozgrzesza Dąbrowska korsarza Peyrola, który uznał swój rachunek ze światem za wyrównany: „I czegóż by miał żałować obywatel Peyrol? Gwałtownych czynów, które mijały się z prawem, ale były zgodne z jego naturą, zbudowały wielkość jego serca i na koniec uczyniły go tym, czym nakazuje być największa mądrość świata: zawsze gotowym do życia, a w gruncie rzeczy wyższym nad jego sprawy?“ (str. 45). W sensie moralnym nie istnieją dla Dąbrowskiej sytuacje absolutnie beznadziejne.
Bezwzględne zasady moralne Conrada wydają się pisarce jedyną poręką człowieczeństwa we współczesnym świecie. „Świat dzisiejszy — pisze Dąbrowska — w którym przekroczone zostały wszystkie granice ludzkiej przyzwoitości, a jednocześnie załamały się autorytety wszystkich oficjalnych wiar, doktryn i dogmatów, stanął w obliczu conradowskiej próby moralności. Nie jesteśmy jeszcze w stanie powiedzieć, czy świat tę próbę wytrzyma, możemy jednak z całą pewnością powiedzieć, że lepiej będzie, aby świat się od conradowskiej postawy nie odżegnywał. Wkład tej postawy i tej moralności okaże się potrzebny każdemu, kto będzie chciał kształtować nowoczesną rzeczywistość moralną“ (str. 162). Conradowska moralność indywidualna jest dla Dąbrowskiej ostatnią ostoją, nie znaczy to jednak, że tylko w niej ma człowiek szukać ratunku. Lepiej byłoby, gdyby człowiek nie musiał liczyć tylko na siebie, gdyby cały ład społeczny był zbudowany w zgodzie z prawem moralnym jednostki, a nie wbrew niemu. Dąbrowska wolałaby nie wystawiać człowieka na conradowską próbę, wolałaby nie zostawiać go na pustkowiu, sam na sam z chaosem świata. We własnej twórczości rzadko stawia pisarka człowieka w obliczu ostatecznej próby człowieczeństwa.
Conrad jest ostoją Dąbrowskiej w chwilach zwątpienia w sensowność ludzkich urządzeń świata. W nim wyraża się jej sceptycyzm wobec tych urządzeń, w nim wyraża się jej nadzieja. „Szkice o Conradzie“ są książką pierwszorzędnej wagi. Be z tej książki można by najfałszywiej tłumaczyć sobie postawę Dąbrowskiej, bez tej książki można by posądzać ją o nieświadomość najtrudniejszych spraw współczesnego świata. Za jej motywami zgody na świat kryje się pełna wiedza o motywach niezgody. Conrad jest tym bogiem Dąbrowskiej, który jej ukazał wszystkie zakamarki piekła. Bez „Szkiców o Conradzie“ nie sposób właściwie rozumieć dzieła Dąbrowskiej.