Tajemnice Paryża/Tom II/Epilog/Rozdział VI
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnice Paryża |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Mystères de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Uspokoiwszy mnie co do zdrowia ojca twojego, droga Klemancjo, czynisz mi nadzieję, że go przywieziesz przy końcu bieżącego tygodnia. Spiesz się z powrotem. Lękam się, żeby ta podróż niespodziewana nie nabawiła cię słabości.
Biedna córka nasza jutro wykona profesję... 13 Stycznia! Fatalny dzień!... 13-go Stycznia porwałem się do szpady na ojca!
Ach! zbyt wcześnie mniemałem, że jużem pozyskał przebaczenie! Słodka nadzieja pędzenia życia z tobą i córką kazała mi zapomnieć, że dotąd ona tylko cierpiała karę, ale nie ja, że jeszcze na mnie kolej przyjść musi...
I nadeszła chwila kary, odkąd nieszczęśliwa córka odkryła przed mami podwójne tortury swego serca, „nieuleczalny wstyd przeszłości i nieszczęśliwą miłość dla Henryka“.
Te dwa gorzkie, palące uczucia zniewoliły ją do wstąpienia do zakonu... Cóż było odpowiedzieć na te straszne słowa: „Zanadto kocham Henryka, żebym oddać mu miała rękę, której dotykali paryscy złodzieje“! Widziałem ją dziś rano; mniej blada niż zwykle, mówi, że nie jest słaba, ale jej zdrowie niepokoi mnie śmiertelnie... Nie wie ona jeszcze, że księżniczka Juljanna zrzekła się na rzecz jej dostojeństwa ksieni, jutro, w dniu profesji, córka nasza wybrana będzie ksienią klasztoru, za jednomyślną zgodą wszystkich zakonnic.
Od tego czasu, jak ona znajduje się w klasztorze, wszyscy jednomyślnie wychwalają jej pobożność, ścisłość w wypełnianiu przepisów reguły zakonnej... W klasztorze pozyskała tenże wpływ, jaki wywierała wszędzie, mimo swej wiedzy, co mu więcej dodaje siły.
Dzisiejsza rozmowa z nią przekonała mnie o tem, czego się wprzód domyślałem. W samotności klasztornej, wśród surowych ćwiczeń żywota zakonnego, nie znalazła ona ani pokoju ani zapomnienia; nie żałuje sobie swego postanowienia, ale cierpi, mówiła mi:
— Obwiniam siebie o to, że nie mogę nie myśleć szczęśliwem życiu z wami, z kochanym mężem, gdyby mnie los obronił od poniżenia, które na wieki zhańbiło moją przeszłość. Mimowolnie, życie moje dzieli się między te bolesne żale, a okropne wspomnienia Paryża... Błagam Boga, aby mnie wybawił od tych pokus, lecz prośby moje nie są wysłuchane... zapewne jestem niegodna Jego łaski, bo się zaprzątam ziemskiemu rzeczami.
— Nadzieja znowu mi zabłysła i rzekłem do córki:
— Jeżeli tak, jest jeszcze pora... Wolna jeszcze jesteś; wyrzeknij się surowego, ciężkiego życia, skoro ono nie przynosi tych pociech, jakich oczekiwałaś. Jeżeli trzeba cierpieć, cierp więc w naszych objęciach; nasze przywiązanie zmniejszy siłę twych boleści... — Smutnie skinęła głową...
— Nie... niemasz dla mnie innego miejsca, prócz klasztoru... Jeżeli jutro dowiedzą się, z jakiego steku nieczystości wydźwignąłeś mnie, może mi wybaczą, widząc mnie u podnóża krzyża, jako pokutnicę... Lecz nikt mnie nie usprawiedliwi, gdy ujrzy w twoim pałacu, wśród blasku i przepychu.
I cóżem mógł na to odpowiedzieć?... Wyszedłem więc z zakrwawionem sercem. Przyjeżdżaj prędzej, sercem i duszą najukochańsza.
Twój R.
P. S. Zapomniałem ci powiedzieć, że zdrowie Henryka nieco się polepszyło; niema już niebezpieczeństwa.
Klasztor świętej Hermenegildy o godz. 4-ej zrana.
Nie trwóż się Klemencjo, chociaż godzina, o której piszę ten list i miejsce, skąd go wysyłam, przestraszą cię zapewne.
Dzięki Bogu, niebezpieczeństwo minęło, lecz przesilenie było okropne.
Wczoraj, zakończywszy list do ciebie, przypomniałem sobie, dręczony jakiemi przeczuciem o bladości i wyraźnych cierpieniach na twarzy córki; przypomniałem, że musi ona przepędzić całą noc w zimnym kościele, i posłałem Murfa i doktora Dawida do klasztoru, na wszelki przypadek, gdyby zabrakło jej sił do przepędzenia na modłach całej nocy w miesiącu styczniu w zimnym kościele. Pisałem nawet do Marji, ażeby dla oszczędzenia zdrowia uwolniła się od tego obrzędu, ale nie chciała przystać na to. O pierwszej godzinie po północy usłyszałem głos Murfa i zadrżałem... Nadbiegł co tchu z klasztoru.
Córka nasza, pomimo swej odwagi i mocnej woli, nie zdołała znieść ciężkiej próby. O godzinie ósmej wieczorem uklękła i modliła się aż do północy; wtedy, zwyciężona słabością, nerwowem, wewmętrznem wzruszeniem, padła bez zmysłów. Wezwano natychmiast Dawida; Murf przyjechał do mnie. Pośpieszyłem natychmiast do klasztoru. Księżniczka Juljanna uspokoiła mnie, zapewniając, że niemasz niebezpieczeństwa. Dawid wkrótce przyszedł z oznajmieniem, że się polepszyło i znowu udała się do kościoła.... Chciałem, aby ją zatrzymano, lecz Dawid zapewnił, że nie trzeba sprzeciwiać się jej żądaniu, bo pozostaje ona teraz pod wpływem gwałtownego nerwowego wzruszenia; przytem obiecano, że przed jutrznią wyjdzie z kościoła, aby nieco odpocząć i przygotować się do obrzędu.
Udałem się do kościoła, do naszej loży, skąd widać chór. W słabo oświeconym kościele klęczała i gorąco się modliła.
Ja także ukląkłem i zacząłem się modlić.
Wybiła trzecia godzina. Dwie zakonnice zbliżyły się ku niej i coś rzekły półgłosem. Przeżegnała się, wstała i wyszła z niemi dość pewnym krokiem, ale tak blada, jak zasłona...
Nie idę do niej: niech odpocznie. Zastaję w opactwie, żeby się znajdować na obrzędzie.
Nie posyłam ci teraz tego listu; zaczekam końca obrzędu... Boleść mnie do ostatka przygnębiła... Lituj się nade mną...
Dzień trzynasty Stycznia — podwójnie fatalna dla mnie rocznica!
Straciliśmy córkę... na zawsze! Wszystko się skończyło... wszystko! Posłuchaj! Wczoraj ubolewałem, że ciebie tu niema... dziś cieszę się z tego... bo nadtobyś wiele ucierpiała! Zrana rozbudził mnie głos dzwonu... głos pogrzebowy... Tak,,, córka nasza umarła dla nas... W mogile lub klasztorze — dla nas wszystko jedno. Umarła...
Umarła... Patrz, jak dawny jest ten wyraz... mianowicie, kiedy się pisze o córce ukochanej... o pięknej, dobrej, zachwycającej... Zaledwie osiemnaście lat, i już umarła dla świata!...
W południe odbył się obrzęd z wielką uroczystością.
Byłem obecny przytem... Smutek ciążył nad ludem zgromadzonym w kościele... Dwóch podoficerów, z mojej gwardji, starzy żołnierze, płakali...
Po skończonej procesji, wprowadzono ją na salę kapituły, gdzie czekałem na nią, mając tam prawo wnijścia, jako panujący.
Ach! czuję w sobie samym, że córka nasza odniosła cios śmiertelny... I cóż... życie jej byłoby tak nieszczęśliwem!
W sali obrad kapituły wszystkie miejsca zajęły zakonnice. Marja siedziała na ostatniem krześle po lewej stronie; tak słaba, iż opierać się musiała o rękę jednej z towarzyszek.
Wśród powszechnego milczenia księżniczka Juljanna wstała i poważnym, uroczystym głosem rzekła: „Wiek podeszły zniewala mnie do złożenia urzędu; mam na to pozwolenie Ojca Świętego, i przedstawię błogosławieństwu Jaśnie Oświeconego Arcybiskupa Oppenheimskiego, tudzież zatwierdzaniu Jego Wysokości Księcia pana naszego, tę z pomiędzy was, którą na miejsce moje wybierzecie“.
Córka nasza nie wiedziała, że będzie wybraną. Ksieni ogłosiła, że wybór padł na siostrę Amelję, za życia księżniczkę Gerolsteinu.
Radość była powszechna; tylko Marja bardziej jeszcze zbladła i upadła na kolana.
Księżniczka Juljanina chciała ją podnieść, lecz ona odpowiedziała:
— Nie mogę przyjąć tego dostojeństwa... Niech wyznam, kto jestem; wtenczas poznacie, żem niegodna.
Błagalnym głosem przemówiłem do niej:
— Córko moja!... zaklinam cię!...
Zrozumiała mnie, zamilkła i spuściła głowę.
— Córko moja!... — podchwyciła ksieni — skromność twoja cię uwodzi... Jednomyślność wyboru przekonywa, że jesteś godna zająć moje miejsce... Dla nas życie twe zaczęło się od tej chwili, kiedyś wstąpiła w dom Boży. Gdybyś nawet była występna, próba twoja zgładziłaby wszystkie twe winy.
— Teraz mogę przyjąć nagrodę, — odpowiedziała Marja, lecz pozwólcie odłożyć obrzęd na inny dzień, bo czuję się bardzo słabą.
Zaledwo posadzono ją w krzesło przełożonej, zemdlała. Wystaw sobie moje przerażenie... Zanieśliśmy ją do pokojów ksieni.
Dawid dał spieszną pomoc i zapewnił mnie, że słabość jej była skutkiem znużenia i bezsenności.
Zastałem sam jeden z córką.
— Ojcze! przebacz... zapomnij, że chciałam wszystko wyznać. Mówiąc, skąd wydźwignąłeś mnie, dałabym powód do posądzenia cię o fałsz... a ty ukrywałeś tajemnicę dlatego tylko, żeby mi zapewnić świetne dni życia... O! przebacz mi...
Zamiast odpowiedzi pocałowałem ją; uczuła, że płakałem.
Całowała mi rękę i mówiła:
— Teraz mam się lepiej... ale umarłam dla świata i pragnę rozdzielić niektóre rzeczy pomiędzy moich przyjaciół... Czy pozwolisz ojcze?
— Poślijcie pani George kałamarz... ona mnie nauczyła pisać, kiedym mieszkała na wsi. Proboszczowi w Bouqueval, który mnie uczył religji, proszę oddać krucyfiks.
— Dobrze, dziecię moje!
— Perły moje odeślijcie dobrej Rigolecie, a złoty krzyżyk z emalją — odważnej żonie Marcjala, która mi życie uratowała... Wszystko to rozdajcie imieniem Marji.
— Dobrze... czy nie zapomniałaś o kim?
— Zdaje się, że nie...
— Przypomnij sobie... jest człowiek, równie nieszczęśliwy jak ja....
Zrozumiała mnie, ścisnęła mi rękę; lekki rumieniec zabłysnął na bladej twarzy.
— Lepiej się on ma, — rzekłem, — niebezpieczeństwo od rany, którą zadał sobie, już minęło... Cóż jemu przeznaczysz na pamiątkę?
— Mój klęcznik... Jak często oblewałam go łzami, błagając nieba o udzielenie sił, abym zapomnieć mogła Henryka, bo nie czułam się godną jego miłości...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
W tem miejscu list Rudolfa kończy się następującemu słowami, które zaledwo wyczytać można:
— Murf dokończył ten list... Myśli mi się mącą... Od zmysłów odchodzę... Ach! dzień trzynasty Stycznia.
Przypisek Murfa był następujący:
„Z rozkazu Księcia Jmści, winienem oznajmić fatalną wiadomość. Przed trzema godzinami, kiedy pisał ten list, przyszła księżniczka Juljanna i powiedziała, że księżniczce bardzo słabo...
Książę zastał już konającą! trzymała na piersiach suche listki swojej róży.
Padł na kolana przy jej łóżku i zapłakał.
Księżniczka Amelja spojrzała na niego, siliła się uśmiechnąć i rzekła gasnącym głosem:
— Dobry ojcze, przebacz... także Henryk... dobra matko... przebaczcie!
Takie były jej ostatnie słowa.
Godzinę ciągnęło się spokojne konanie...
Kiedy umarła książę nie wyrzekł ani jednego słowa... straszne było jego milczenie i spokój... Zamknął oczy, pocałował jeszcze kilka razy, wziął listki róży i wyszedł z celi.
Powróciwszy do mieszkania, pokazał mi zaczęty list i rzekł:
— Nie mogę pisać... Napisz do księżnej, że nie mam już córki!