Tajemnice Paryża/Tom II/Epilog/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Tajemnice Paryża
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
LIST RUDOLFA DO KLEMENCJI.
Gerolstein, 12 Stycznia 1842

Uspokoiwszy mnie co do zdrowia ojca twojego, droga Klemancjo, czynisz mi nadzieję, że go przywieziesz przy końcu bieżącego tygodnia. Spiesz się z powrotem. Lękam się, żeby ta podróż niespodziewana nie nabawiła cię słabości.
Biedna córka nasza jutro wykona profesję... 13 Stycznia! Fatalny dzień!... 13-go Stycznia porwałem się do szpady na ojca!
Ach! zbyt wcześnie mniemałem, że jużem pozyskał przebaczenie! Słodka nadzieja pędzenia życia z tobą i córką kazała mi zapomnieć, że dotąd ona tylko cierpiała karę, ale nie ja, że jeszcze na mnie kolej przyjść musi...
I nadeszła chwila kary, odkąd nieszczęśliwa córka odkryła przed mami podwójne tortury swego serca, „nieuleczalny wstyd przeszłości i nieszczęśliwą miłość dla Henryka“.
Te dwa gorzkie, palące uczucia zniewoliły ją do wstąpienia do zakonu... Cóż było odpowiedzieć na te straszne słowa: „Zanadto kocham Henryka, żebym oddać mu miała rękę, której dotykali paryscy złodzieje“! Widziałem ją dziś rano; mniej blada niż zwykle, mówi, że nie jest słaba, ale jej zdrowie niepokoi mnie śmiertelnie... Nie wie ona jeszcze, że księżniczka Juljanna zrzekła się na rzecz jej dostojeństwa ksieni, jutro, w dniu profesji, córka nasza wybrana będzie ksienią klasztoru, za jednomyślną zgodą wszystkich zakonnic.
Od tego czasu, jak ona znajduje się w klasztorze, wszyscy jednomyślnie wychwalają jej pobożność, ścisłość w wypełnianiu przepisów reguły zakonnej... W klasztorze pozyskała tenże wpływ, jaki wywierała wszędzie, mimo swej wiedzy, co mu więcej dodaje siły.
Dzisiejsza rozmowa z nią przekonała mnie o tem, czego się wprzód domyślałem. W samotności klasztornej, wśród surowych ćwiczeń żywota zakonnego, nie znalazła ona ani pokoju ani zapomnienia; nie żałuje sobie swego postanowienia, ale cierpi, mówiła mi:
— Obwiniam siebie o to, że nie mogę nie myśleć szczęśliwem życiu z wami, z kochanym mężem, gdyby mnie los obronił od poniżenia, które na wieki zhańbiło moją przeszłość. Mimowolnie, życie moje dzieli się między te bolesne żale, a okropne wspomnienia Paryża... Błagam Boga, aby mnie wybawił od tych pokus, lecz prośby moje nie są wysłuchane... zapewne jestem niegodna Jego łaski, bo się zaprzątam ziemskiemu rzeczami.
— Nadzieja znowu mi zabłysła i rzekłem do córki:
— Jeżeli tak, jest jeszcze pora... Wolna jeszcze jesteś; wyrzeknij się surowego, ciężkiego życia, skoro ono nie przynosi tych pociech, jakich oczekiwałaś. Jeżeli trzeba cierpieć, cierp więc w naszych objęciach; nasze przywiązanie zmniejszy siłę twych boleści... — Smutnie skinęła głową...
— Nie... niemasz dla mnie innego miejsca, prócz klasztoru... Jeżeli jutro dowiedzą się, z jakiego steku nieczystości wydźwignąłeś mnie, może mi wybaczą, widząc mnie u podnóża krzyża, jako pokutnicę... Lecz nikt mnie nie usprawiedliwi, gdy ujrzy w twoim pałacu, wśród blasku i przepychu.
I cóżem mógł na to odpowiedzieć?... Wyszedłem więc z zakrwawionem sercem. Przyjeżdżaj prędzej, sercem i duszą najukochańsza. Twój R. P. S. Zapomniałem ci powiedzieć, że zdrowie Henryka nieco się polepszyło; niema już niebezpieczeństwa.
Klasztor świętej Hermenegildy o godz. 4-ej zrana.
Nie trwóż się Klemencjo, chociaż godzina, o której piszę ten list i miejsce, skąd go wysyłam, przestraszą cię zapewne.
Dzięki Bogu, niebezpieczeństwo minęło, lecz przesilenie było okropne.
Wczoraj, zakończywszy list do ciebie, przypomniałem sobie, dręczony jakiemi przeczuciem o bladości i wyraźnych cierpieniach na twarzy córki; przypomniałem, że musi ona przepędzić całą noc w zimnym kościele, i posłałem Murfa i doktora Dawida do klasztoru, na wszelki przypadek, gdyby zabrakło jej sił do przepędzenia na modłach całej nocy w miesiącu styczniu w zimnym kościele. Pisałem nawet do Marji, ażeby dla oszczędzenia zdrowia uwolniła się od tego obrzędu, ale nie chciała przystać na to. O pierwszej godzinie po północy usłyszałem głos Murfa i zadrżałem... Nadbiegł co tchu z klasztoru.
Córka nasza, pomimo swej odwagi i mocnej woli, nie zdołała znieść ciężkiej próby. O godzinie ósmej wieczorem uklękła i modliła się aż do północy; wtedy, zwyciężona słabością, nerwowem, wewmętrznem wzruszeniem, padła bez zmysłów. Wezwano natychmiast Dawida; Murf przyjechał do mnie. Pośpieszyłem natychmiast do klasztoru. Księżniczka Juljanna uspokoiła mnie, zapewniając, że niemasz niebezpieczeństwa. Dawid wkrótce przyszedł z oznajmieniem, że się polepszyło i znowu udała się do kościoła.... Chciałem, aby ją zatrzymano, lecz Dawid zapewnił, że nie trzeba sprzeciwiać się jej żądaniu, bo pozostaje ona teraz pod wpływem gwałtownego nerwowego wzruszenia; przytem obiecano, że przed jutrznią wyjdzie z kościoła, aby nieco odpocząć i przygotować się do obrzędu.
Udałem się do kościoła, do naszej loży, skąd widać chór. W słabo oświeconym kościele klęczała i gorąco się modliła.
Ja także ukląkłem i zacząłem się modlić.
Wybiła trzecia godzina. Dwie zakonnice zbliżyły się ku niej i coś rzekły półgłosem. Przeżegnała się, wstała i wyszła z niemi dość pewnym krokiem, ale tak blada, jak zasłona...
Nie idę do niej: niech odpocznie. Zastaję w opactwie, żeby się znajdować na obrzędzie.
Nie posyłam ci teraz tego listu; zaczekam końca obrzędu... Boleść mnie do ostatka przygnębiła... Lituj się nade mną...
Dzień trzynasty Stycznia — podwójnie fatalna dla mnie rocznica!
Straciliśmy córkę... na zawsze! Wszystko się skończyło... wszystko! Posłuchaj! Wczoraj ubolewałem, że ciebie tu niema... dziś cieszę się z tego... bo nadtobyś wiele ucierpiała! Zrana rozbudził mnie głos dzwonu... głos pogrzebowy... Tak,,, córka nasza umarła dla nas... W mogile lub klasztorze — dla nas wszystko jedno. Umarła...
Umarła... Patrz, jak dawny jest ten wyraz... mianowicie, kiedy się pisze o córce ukochanej... o pięknej, dobrej, zachwycającej... Zaledwie osiemnaście lat, i już umarła dla świata!...
W południe odbył się obrzęd z wielką uroczystością.
Byłem obecny przytem... Smutek ciążył nad ludem zgromadzonym w kościele... Dwóch podoficerów, z mojej gwardji, starzy żołnierze, płakali...
Po skończonej procesji, wprowadzono ją na salę kapituły, gdzie czekałem na nią, mając tam prawo wnijścia, jako panujący.
Ach! czuję w sobie samym, że córka nasza odniosła cios śmiertelny... I cóż... życie jej byłoby tak nieszczęśliwem!
W sali obrad kapituły wszystkie miejsca zajęły zakonnice. Marja siedziała na ostatniem krześle po lewej stronie; tak słaba, iż opierać się musiała o rękę jednej z towarzyszek.
Wśród powszechnego milczenia księżniczka Juljanna wstała i poważnym, uroczystym głosem rzekła: „Wiek podeszły zniewala mnie do złożenia urzędu; mam na to pozwolenie Ojca Świętego, i przedstawię błogosławieństwu Jaśnie Oświeconego Arcybiskupa Oppenheimskiego, tudzież zatwierdzaniu Jego Wysokości Księcia pana naszego, tę z pomiędzy was, którą na miejsce moje wybierzecie“.
Córka nasza nie wiedziała, że będzie wybraną. Ksieni ogłosiła, że wybór padł na siostrę Amelję, za życia księżniczkę Gerolsteinu.
Radość była powszechna; tylko Marja bardziej jeszcze zbladła i upadła na kolana.
Księżniczka Juljanina chciała ją podnieść, lecz ona odpowiedziała:
— Nie mogę przyjąć tego dostojeństwa... Niech wyznam, kto jestem; wtenczas poznacie, żem niegodna.
Błagalnym głosem przemówiłem do niej:
— Córko moja!... zaklinam cię!...
Zrozumiała mnie, zamilkła i spuściła głowę.
— Córko moja!... — podchwyciła ksieni — skromność twoja cię uwodzi... Jednomyślność wyboru przekonywa, że jesteś godna zająć moje miejsce... Dla nas życie twe zaczęło się od tej chwili, kiedyś wstąpiła w dom Boży. Gdybyś nawet była występna, próba twoja zgładziłaby wszystkie twe winy.
— Teraz mogę przyjąć nagrodę, — odpowiedziała Marja, lecz pozwólcie odłożyć obrzęd na inny dzień, bo czuję się bardzo słabą.
Zaledwo posadzono ją w krzesło przełożonej, zemdlała. Wystaw sobie moje przerażenie... Zanieśliśmy ją do pokojów ksieni.
Dawid dał spieszną pomoc i zapewnił mnie, że słabość jej była skutkiem znużenia i bezsenności.
Zastałem sam jeden z córką.
— Ojcze! przebacz... zapomnij, że chciałam wszystko wyznać. Mówiąc, skąd wydźwignąłeś mnie, dałabym powód do posądzenia cię o fałsz... a ty ukrywałeś tajemnicę dlatego tylko, żeby mi zapewnić świetne dni życia... O! przebacz mi...
Zamiast odpowiedzi pocałowałem ją; uczuła, że płakałem.
Całowała mi rękę i mówiła:
— Teraz mam się lepiej... ale umarłam dla świata i pragnę rozdzielić niektóre rzeczy pomiędzy moich przyjaciół... Czy pozwolisz ojcze?
— Poślijcie pani George kałamarz... ona mnie nauczyła pisać, kiedym mieszkała na wsi. Proboszczowi w Bouqueval, który mnie uczył religji, proszę oddać krucyfiks.
— Dobrze, dziecię moje!
— Perły moje odeślijcie dobrej Rigolecie, a złoty krzyżyk z emalją — odważnej żonie Marcjala, która mi życie uratowała... Wszystko to rozdajcie imieniem Marji.
— Dobrze... czy nie zapomniałaś o kim?
— Zdaje się, że nie...
— Przypomnij sobie... jest człowiek, równie nieszczęśliwy jak ja....
Zrozumiała mnie, ścisnęła mi rękę; lekki rumieniec zabłysnął na bladej twarzy.
— Lepiej się on ma, — rzekłem, — niebezpieczeństwo od rany, którą zadał sobie, już minęło... Cóż jemu przeznaczysz na pamiątkę?
— Mój klęcznik... Jak często oblewałam go łzami, błagając nieba o udzielenie sił, abym zapomnieć mogła Henryka, bo nie czułam się godną jego miłości...

W tem miejscu list Rudolfa kończy się następującemu słowami, które zaledwo wyczytać można:
— Murf dokończył ten list... Myśli mi się mącą... Od zmysłów odchodzę... Ach! dzień trzynasty Stycznia.
Przypisek Murfa był następujący:
„Z rozkazu Księcia Jmści, winienem oznajmić fatalną wiadomość. Przed trzema godzinami, kiedy pisał ten list, przyszła księżniczka Juljanna i powiedziała, że księżniczce bardzo słabo...
Książę zastał już konającą! trzymała na piersiach suche listki swojej róży.
Padł na kolana przy jej łóżku i zapłakał.
Księżniczka Amelja spojrzała na niego, siliła się uśmiechnąć i rzekła gasnącym głosem:
— Dobry ojcze, przebacz... także Henryk... dobra matko... przebaczcie!
Takie były jej ostatnie słowa.
Godzinę ciągnęło się spokojne konanie...
Kiedy umarła książę nie wyrzekł ani jednego słowa... straszne było jego milczenie i spokój... Zamknął oczy, pocałował jeszcze kilka razy, wziął listki róży i wyszedł z celi.
Powróciwszy do mieszkania, pokazał mi zaczęty list i rzekł:
— Nie mogę pisać... Napisz do księżnej, że nie mam już córki!

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.