Targowisko próżności/Tom II/XLII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | II |
Rozdział | Czytelnik powraca do rodziny Osborn’ów |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Dawno już straciliśmy z oczu naszego zacnego przyjaciela p. Osborn’a z Russel-Square. Trudności z jakiemi od tego czasu walczyć musiał, nie mogły osłodzić jego usposobienia; nic mu się nie wiodło, wszystko mu szło opacznie, wbrew najgorętszym jego życzeniom. Każda przeciwność zawsze go nadzwyczaj niecierpliwiła, wówczas nawet kiedy był jeszcze młodszym, cóż dopiero dziś, kiedy wiek podeszły, podagra, osamotnienie i dotkliwe zawody złamały zupełnie jego siły, i rozjątrzyły do wysokiego stopnia drażliwość starca. Czarne jego włosy pobielały bardzo prędko po śmierci syna, policzki zapadły: ręka drżąca zaledwie mogła utrzymać kieliszek wina Oporto; a biuro jego stało się prawdziwem piekłem dla pracujących tam komisantów, do tego stopnia że pobyt w domu starca był dla każdego nie do zniesienia prawie.
Rebeka, która tak wzdychała do stałych dochodów, nie zamieniłaby pewno swego niedostatku i niepewności o jutro na pieniądze Osborn’a, zdobywane kosztem takich męczarni. Stary zrzęda prosił o rękę miss Szwartz, ale dostał upokarzającą odpowiedź od opiekunów młodej panienki, którzy ją wydali za potomka jednej z dawniejszych szlacheckich rodzin Szkocji. Stary Osborne chętnieby się był ożenił z kobietą najniższego pochodzenia, byleby miał na kogo gniew swój wywierać; ale nie znalazłszy żadnej białogłowy dosyć odważnej do przyjęcia na siebie tej smutnej roli, wylewał całą swoją gorycz na córkę, która zostawała u niego, bo nie znalazła męża. Ta nieszczęśliwa ofiara miała na swoje rozkazy wspaniały ekwipaż, piękne konie, kamerdynera, kredyt otwarty u wszystkich kupców, którzy odprowadzali ją do powozu z głębokiemi ukłonami, mogła czerpać ileby się jej podobało pieniędzy w kasie, zajmowała pierwsze miejsce przy stole bogato zastawionym, jednem słowem była otoczoną wielkimi względami i wygodami, na jakich posażnym pannom nie zbywa, a jednak nie było może smutniejszej nad jej egzystencji.
Fryderyk Bullock, jeden ze wspólników domu Hulker Bullock i Comp., ożeniony nareszcie z Marją Osborne, nie mało w kwestji posagowej dokuczył teściowi. Ponieważ Jerzy umarł i został z testamentu wykreślony, Fryderyk położył za konieczny warunek swego ożenienia ażeby ojciec zrzekł się połowy całego majątku na korzyść Marji. Te właśnie targi i układy wpłynęły na opóźnienie związku młodej pary.
Osborne bronił się mówiąc że Fryderyk zgodził się był wziąć mu córkę z posagiem dwudziestu tysięcy funtów, że zatem nie czuje się obowiązanym dodać nic więcej oprócz błogosławieństwa, że w końcu jeżeli mu to nie wystarcze, to niech sobie szuka żony gdzie mu się żewnie podoba. Fryderyk zaś, który się łudził świetnemi nadziejami w chwili kiedy Jerzego ojciec wydziedziczył, obwiniał starego kupca o złą wiarę i oszustwo, i był już zdecydowany zerwać wszystko. Osborne wycofał swoje kapitały z domu Hulker i Bullock, i uzbrojony szpicrutą poszedł na gielkę, przysięgając że jeżeli spotka łotra, to mu twarz pokiereszuje i na sucho go nie wypuści.
To zerwanie jednak było tylko chwilowem; Fryderyk namyślił się pójść za radą ojca swego i przyjaciół, a ci namawiali go usilnie żeby dwudziestu tysiącami funtów nie gardził, byleby wziął połowę w gotówce i zapewnił sobie drugą połowę, jak równie schedę na żonę przypadającą z podziału pozostałego spadku po najdłuższem życiu papy. Pan Osborne drożył się trochę, ale się zgodził ostatecznie ze względu na to że Hulker i Bullock zajmowali w arystokracji pieniężnej dosyć wysokie stanowisko i mieli stosunki z głównemi potęgami giełdy i banku. Jak to przyjemnie powiedzieć: „Mój zięć jest wspólnikiem domu Hulker-Bullock i Comp.!“ W obec takich powodów wszystkie skrupuły ustąpiły, dzień ślubu naznaczono i małżeństwo zostało dokonanem.
Młodzi małżonkowie mieli hotel swój nie daleko Berkeley Square i posiadali małą wilę w Rochampton gdzie cały świat finansowy dawał sobie rendez vous w lecie. Wszystkie najbliższe krewne Fryderyka uważały związek brata jako mezaljans. Mężowie tych pań byli po większej części ze szlachty angielskiej, mogły więc zapomnieć o tem że dziadek ich pochodził z domu podrzutków. Marja zrozumiała dobrze że osobista jej godność i imiona, figurujące na spisie jej wizyt, wymagały koniecznie żeby o jej nizkiem pochodzeniu jak najmniej mówiono, i jak najprędzej zapomniano: Postanowiła więc jak najrzadziej ojca i siostrę widywać.
Nadto jednak miała zdrowego rozsądku żeby się zupełnie wyrzekać starca, po którym mogła się spodziewać jeszcze ze dwadzieścia tysięcy funtów. Zresztą sam nawet Fryderyk nie pozwoliłby na to. Ale pomimo najlepszych chęci brakowało Marji jeszcze pewnej giętkości i zręcznej dyssymulacji; tej niezbędnej w światowem życiu umiejętności, która się nabywa wprawą, towarzyskiem obcowaniem i znajomością otaczających nas stosunków. Pani Bulock zapraszała ojca i siostrę na małe tylko wieczorki, przyjmowała ich bardzo chłodno i sama rzadko kiedy zaglądała do Russel-Square, prosząc zawsze ojca żeby się wyniósł z tej części miasta, gdzie nikt z towarzystwa nie mieszkał. To postępowanie musiało naturalnie osłabić widoki sukcesji, pomimo wszelkich wysileń Fryderyka żeby złe — o ile można — dyplomacją złagodzić.
— Ho, ho, Marja patrzy na zbyt wielką panię żeby się raczyła w Russell Square pokazać; mówił raz stary do córki wracając z obiadu od mistress Fryderyk Bullock. Zaprasza ojca i siostrę na odgrzewane resztki balowe, bo niech mnie djabli wezmą jeżeli dzisiejszy nie drugi raz na stół występuje. A do tego jeszcze zaprasza nas z całą czeredą gryzipiórków, żeby nas nie pokazać swojej arystokratycznej klice lordów, hrabiów i baronów. Pięknaż ta niby arystokracja pieczeniarzy, pasożytów i wszelkiego rodzaju fagasów dworskich! No, — Jack, zacinaj konie; jużeśmy dawno powinni być w Russel-Square!
To mówiąc rzucił się głąb powozu, uśmiechając się konwulsyjnie.
Kiedy mistress Bullock powiła pierwszego syna, Fryderyka Augusta Howard’a Stanley Devereus Bullock’a, stary Osborne, proszony na ojca chrzestnego, nie poszedł na tę uroczystość i poprzestał na przesłaniu złotego kubka dla dziecka i dwudziestu gwinei dla mamki.
— Chciałbym wiedzieć czy który z tych wielkich panów dał kiedykolwiek tyle co ja — mówił sam do siebie.
Ten wspaniały datek wielką przyjemność sprawił rodzicom. Marja natychmiast zrobiła ztąd wniosek że stary ma słabość do niej, a Fryderyk przewidywał już świetną przyszłość dla swego pierworodnego syna.
Któż potrafi wyobrazić sobie ile cierpiała biedna panna Osborne w swojej samotności w Russell-Square spotykając w gazecie imię siostry pomiędzy najpierwszemi elegantkami, lub czytając opis toalety, w której lady Fryderyka Bullock występowała pierwszy raz u dworu. Niestety! w porównaniu z siostrą miss Joanna prowadziła życie smutne i jednostajne; do poznania rozkoszy, jakie daje duma i miłość własna, przychodziła ona tylko drogą niezaspokojonego pragnienia. Codzień wieczorem wiedziała co ją czeka nazajutrz rano: latem lub zimą musiała wstawać rano i zająć się przygotowaniem śniadania dla opryskliwego i gderliwego starca, któryby cały dom przewrócił gdyby herbata nie była o w pół do dziewiątej gotowa, bo o w pół do dziesiątej wychodził z domu do miasta.
Czas pomiędzy śniadaniem i objadem zbiegał Joannie na doglądaniu kuchni, łajaniu służących, a w końcu na przejechaniu się powozem lub wycieczce do magazynów, gdzie nie umiano dosyć otaczać ją względami i usłużną uprzejmością. Jeżeli jej czasu trochę zostało, to rozwoziła swoje i ojca karty wizytowe po domach szanownych i przenudnych znajomych, lub czekała ich odwidzin w salonie, siedząc z robotą przy kominku. Jeżeli czasem zdjęła ceratowy pokrowiec ze starego fortepianu i wydobyła zeń niejasne, przytłumione dźwięki, to echo w całem mieszkaniu powtarzało je tak żałośnie że wstała jeszcze smutniejsza niż przedtem. Portret Jerzego znikł od dawna i spoczywał gdzieś pod strychem obok starych i niepotrzebnych sprzętów. Ojciec i córka zachowali wprawdzie jakąś niby tajoną pamięć syna i brata, którego stracili; ale przypomnienie tej straty było raczej machinalną czynnością umysłu, nigdy zaś wywołane; przeciwnie, tak córka jak i ojciec wystrzegali się wymówić to imię niegdyś drogie ich sercu.
O piątej pan Osborne wracał zwykle do domu na objad. Przy stole głuche panowało milczenie, przerywane tylko wrzaskliwem łajaniem kucharza, jeżeli zupę przesolił, albo sos do potrawki przepieprzył. Dwa razy na miesiąc stary przyjmował u siebie swoich rówienników i kolegów, równie jak i sam niezabawnych.
Podejmowani goście oddawali nawzajem Osbornowi niemniej wystawne i niemniej nudne obiady skropione Xeresem i starem Porto, poczem zasiadano ceremonjalnie do wista, a o dziesiątej każdy odjeżdżał do siebie.
Pośród tak posępnej egzyztencji miss Joanna dźwigała nadto jakiś tajemny ciężar w sercu. Miss Wirt, panna do towarzystwa, aljas rezydentka, mogłaby nas dokładnie obeznać z tą tajemnicą, która podobno głównie rozwinęła cierpkie usposobienie Osborna, skłonego z natury do pychy i próżności. Miss Wirt miała krewnego, malarza, znakomitego później portrecistę, bardzo chętnego do udzielania lekcji modnym paniom. Dziś już pan Smee nie pamięta dobrze drogi prowadzącej do Ruszel Square, ale w roku 1818, kiedy miss Osborne była jego uczennicą, z przyjemnością otwierał drzwi tego domu.
Smee, dawny uczeń malarza Sharp, rozpustnika, utalentowanego artysty, był przedstawiony przez swoją kuzynkę, miss Wirt, pannie Osborne, której ręka i serce były jeszcze wolne, po kilku czulszych westchnieniach rozsianych po drodze. Młody artysta uczuł gorącą miłość do swojej elewki, wszystko zaś wówczas prowadziło do wniosku że miłość jego nieszczęśliwą nie była. Miss Wirt była powiernicą dwojga kochanków. Miała ona może nadzieję że wdzięczny kuzynek zdobywszy złote runo w postaci córki bogatego kupca, nie zapomni i o tej, której zawdzięczać będzie swoje zwycięstwo. Nieszczęściem smutna rzeczywistość rozwiała błogie marzenia. Pan Osborne obdarzony węchem dosyć delikatnym, wrócił do domu niespodzianie i ukazał się z łaską bambusową w sali, gdzie się lekcja rysunków, odbywała. Mistr i elewka była bardzo ożywieni i mocno czerwoni. To się tak nie podobało panu Osborn’owi, że wypchnął artystę za drzwi i zrobił mu miłą obietnicę połamania laski na jego grzbiecie, jeżeli się poważy kiedykolwiek w domu Osbornów pokazać. W pół godziny potem miss Wirt została wyprawioną z domu, a dla pospiechu zapewne pan Osborne zrzucał nogą ze schodów jej tłumoczki i pudełka, grożąc jej pięścią w chwili kiedy siadała do dorożki.
Joanna Osborne po tej scenie nie wychodziła przez kilka dni z swego pokoju, i ojciec nie chciał już słyszeć odtąd o żadnej damie do towarzystwa córki. Nadto oświadczył córce kategorycznie że nie dostanie ani grosza posagu jeżeli zechce wyjść zamąż bez jego zezwolenia. Musiała biedaczka gasić ogień, który Kupido w sercu jej rozdmuchał, z rezygnacją poddać się warunkom życia przez nas opisanym i powiedziała sobie że zostanie starą panną. Siostra jej tymczasem co roku dawała życie małym Bullockom, wynajdowała dla nich coraz to piękniejsze imiona, ale przywiązanie dwóch sióstr nie wzmacniało się bynajmniej, nic ich nie zbliżało; były z daleka od siebie.
— Joanna żyje w swojej sferze — mówiła mistress Bullock — ja zaś w zupełnie innej, ale zawsze to moja siostra.
Nie potrzeba być bardzo przenikliwym, żeby zrozumieć znaczenie tych wyrazów: Ale zawsze to moja siostra!
Wspominaliśmy już o pannach Dobbin i ich ojcu, mieszkańcach pięknej wili Denmark.Hill, dokąd mały Jerzy Osborne rwał się zawsze z największą radością, bo mu wolno było zrywać brzoskwinie i winne grona. Panny Dobbin odwiedzały często Amelję, co im nie przeszkadzało zachowywać zawsze bardzo dobre stosunki z dawną ich przyjaciółką z Russell.Square, miss Osborne. Ulegając w tem zapewne życzeniom brata, okazywały jej nawet wiele względów. Major nigdy nie tracił nadziei że stary Osborne zmięknie i uzna kiedyś syna Jerzego swoim spadkobiercą. Miss Joanna była tym sposobem doskonale o położeniu siostry poinformowaną; panny Cobbin dokładnie jej opowiadały o biedzie i niedostatku, w jakim znajdowała się Amelja z rodzicami i synem. Jakim sposobem człowiek tak dzielny jak major mógł się zająć tak nudną i nieznaczącą istotą jak Amelja? Pytanie to stawiały sobie często panny Dobbin i ich przyjaciółka, ale nigdy nie umiały nań odpowiedzieć. Co zaś do malca, był to mały djabełek jakiego dotąd nie widziano jeszcze.
Ale któraż kobieta potrafi być nieczułą na wdzięk dziecinnego wieku? Najzimniejsze nawet usposobienia dają się wzruszyć miłemi krotochwilami tych prawdziwych niewiniątek.
Pewnego dnia Amelja pozwoliła — na usilne nalegania panien Dobbin — żeby Jerzy cały dzień w Denmark Hill przepędził. Nieobecność żywego malca w domu sprzyja najlepiej pisaniu listów, Amelja więc napisała dość obszernie do majora Dobbin. Mówiąc o pomyślnej wiadomości jaką siostry majora jej udzieliły Amelja łączyła serdeczne życzenia szczęścia tak dla niego jak i dla przyszłej towarzyszki, którą sobie wybrał, i dziękowała mu za liczne dowody prawdziwej przyjaźni w nieszczęściu jej okazane. Dalej następowały szczegóły o małym Jerzym, który pojechał na cały dzień do Denmark Hill. List Amelji zawierał wiele wyrażeń podkreślonych i kończył się podpisem najżyczliwszej przyjaciółki Amelji Osborne. Przez zapomnienie — co się jej rzadko zdarzało — Amelja nie wspomniała nic o lady O’Dowd, o której siostrze wyraziła się słowami podkreślonemi: Narzeczona majora. Wiadomość o tym związku pozwoliła Amelji być swobodniejszą w koresspodencji aniżeli przedtem, skorzystała więc z tego żeby miała żywić do Glorwiny coś nakształt zazdrości, tego Amelja pewnoby sobie nigdy nie przebaczyła!
Wieczorem mały Jerzy, uszczęśliwiony z swojej wycieczki, powrócił z starym woźnicą w powozie sir Willjama Dobbin, z pięknym zegarkiem i łańcuszkiem złotym zawieszonym na szyi. Chłopiec opowiedział natychmiast matce że jakaś pani, stara i trochę brzydka ściskała go ze łzami w oczach i darowała mu ten piękny zegarek. Malec dodał że ta pani mu się nie bardzo podobała: wolał on winogrona; ale nad to wszystko przekładał swoją ukochaną mamę. Amelja zadrżała na samą myśl że tą panią mógł być ktoś z rodziny Osbornów.
Tegoż wieczora miss Osborne wróciła na godzinę objadową do ojca, który zrobiwszy dnia tego korzystny interes, był w wyjątkowo dobrym humorze, tak dalece że zauważył wyraz smutku i wzruszenia na twarzy córki i raczył do niej przemówić:
— Cóż ci to jest, miss Osborne?
— Ach! — odpowiedziała córka zanosząc się od płaczu — Widziałam małego Jerzego; śliczny jak anioł! Zupełnie jego portret!
Starzec nic nie odpowiedział, poczerwieniał tylko i cały drżał ze wzruszenia.