Wacek i jego pies/Rozdział dwudziesty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Wacek i jego pies
Wydawca Seminarium Zagraniczne
Data wyd. 1947
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział dwudziesty
ZMIANA LOSU


Od tego dnia, w którym Mikuś nabroił w stanowisku łosi i poszarpał kłusownika, wiele rzeczy się zmieniło.! i
Przede wszystkim Nora.
Stara suka jedna tylko wiedziała dokładnie o niedozwolonej wyprawie Mikusia do zazdrośnie strzeżonego przez pana Piotra stanowiska łosi — pięknych i już coraz rzadszych w Europie zwierząt.
Wprawnym węchem swym doszła do tego, że Mikuś spłoszył rodzinę łosi, że stary byk rzucił się na niego w obronie klępy i młodych, że jedno z nich zaczęło w popłochu uciekać, a niesforny pies ścigał byczka aż do rzeki.
Długo głowiła się Nora nad tym, po co skradał się Mikuś do stanowiska?
Czy zamierzał napaść na łosie?
Czy też wpadł tam przez nierozwagę?
W końcu pomyślała:
— Młody to jeszcze, niemądry pies, prawie szczenię, to i nawarzył kaszy! Teraz trzeba będzie czekać kilka dni, zanim łosie, zaniepokojone w swoim ostępie, powrócą tam. Ale ten psiak nie miał zamiaru zagryźć byczka, bo wtedy nie przerwałby pościgu i nie napadł na kłusownika... E-e, dobre to, poczciwe psisko, chociaż okropnie śmiałe! Rządzi się tu, jakby żył z nami od urodzenia.
Tak pomyślawszy Nora stanowczym krokiem podeszła do wygrzewającego się na słońcu Mikusia.
Ten uniósł łeb i przyglądał się w zdumieniu, bo stara nigdy nie zbliżała się do niego.
Zdumienie jego rosło. Nora długo i głośno obwąchiwała mu pysk, aż merdając ogonem zamaszyście liznęła go w sam nos.
Mikuś osłupiał, lecz natychmiast swoim zwyczajem najeżył sierść na karku i jak najgroźniej zajrzał Norze w ślepie.
Ujrzał takie łagodne, piwne oczy, opuszczone ze starości powieki, siwe włosy na pysku i całe w bliznach, długie, zwisające uszy, że mimowoli poruszył kitą i wstał.
Teraz on z kolei obwąchał wywijającą ogonem sukę i zaszedłszy jej od przodu lekko trącił ją pyskiem w szyję.
Nora natychmiast uspokoiła się.
Położyła się obok Mikusia i natychmiast usnęła.
Sapała przy tym i pochrapywała, a zapewne czuła się wybornie, bo przez sen nawet poruszała ogonem.
Mikuś długo, uważnie jej się przyglądał i też parę razy merdnął kitą.
Myślał przy tym, że dobrze byłoby, gdyby Nora pozostawała teraz w domu, on zaś chodził z gajowym do puszczy, sprawdzał, czy zwierzęta i ptaki są na swych miejscach, ścigał duże brunatne ptaki z krzywymi szponami i obcych ludzi zaglądających do kniei.
Widocznie o tym samym myślał również i gajowy.
Przy wieczerzy pan Piotr zwrócił się do Wacka i powiedział:
— Nora zestarzała się bardzo. Bolą ją łapy i grzbiet... Jeżeli będę zmuszał ją do pracy, zmarnieje nam rychło i zdechnie. Szkoda psa, bo to wierny był i dobry przyjaciel!
— Jakżeż poradzisz sobie bez Nory? — spytała z troską, w głosie pani Wanda.
Gajowy długo milczał zanim odpowiedział:
— Właśnie rozważałem to... i zdaje mi się, że ten nasz wilczura mógłby już ją zastąpić. Czujny to, sprytny i cięty pies... Nie wiem tylko, co ty na to powiesz Wacku?
Chłopak posmutniał nagle.
Zabolało go, że jedyny jego przyjaciel będzie całymi dniami daleko od niego i w końcu odzwyczai się zupełnie.
Po chwili jednak przypomniał sobie, jak bardzo dobrzy są dla niego gajowy i jego żona, że czuje się z nimi, jakby był w rodzinie własnej, tam nad jeziorem, we wsi wielkopolskiej, pośród uczciwych, poważnych i pracowitych chłopów, gdzie się urodził, żył z ojcem i matką i skąd wygnali ich na tułaczkę źli ludzie — Niemcy — wrogowie narodu polskiego.
Wacek cieszył się zawsze, jeżeli mógł w czymś usłużyć i odwdzięczyć się swoim opiekunom, więc czyż mógł im czegokolwiek odmówić?
Ukrył więc swój smutek i odparł:
— Nora będzie chodziła ze mną na pastwisko, a Mikuś niech służy panu za waszą dobroć, za wasz chleb!...
Pani Wanda pogłaskała chłopca po czuprynie i szepnęła wzruszona:
— Jesteś dobrym dzieckiem, a Bóg cię za to ma w swej opiece i nie opuści!
Gajowy dotknął ramienia Wacka i powiedział:
— Pamiętam, że to — twój pies i przyjaciel. Ja ci go tak wytresuję, że będziesz miał z niego pociechę, mój mały! Dużo jest psów na świecie, ale pożytecznych — bardzo mało.
Mikuś nie podejrzewał nawet, że tuż za ścianą spełniają się jego marzenia.
Ogryzał leniwie kość, co mu od wczoraj pozostała.
Przysłuchiwał się kłótliwemu świergotowi szpaków, które nadleciały właśnie i obsiadły jarzębinę za płotem gajówki.
Swarzyły się i długo biły o coś, aż się zerwały i z wrzaskiem przemknęły nad domkiem.
Mikuś popatrzył w ślad za stadkiem i prychnął.
Zapewne — uśmiał się szczerze, bo też zabawne były te czarne, hałaśliwe, latające drobiazgi!
Nazajutrz, Wacek zerwał się na długo przed świtem.
Oba psy spały obok siebie na ganku.
Zdziwiło to chłopaka.
Wiedział wszakże, że Mikuś i Nora udawały, że się nie znają.
Zachowywały się zwykle tak, jak gdyby wcale jedno drugiego nie spostrzegało.
Odrzucone ucho Nory leżało na łapie Mikusia, a jego kita dotykała jej grzbietu.
Skąd teraz ta nagła przyjaźń?!
Wacek gwizdnął. Mikuś zerwał się natychmiast i patrzał na niego zdumionymi ślepiami.
— Mikusiu! — szepnął chłopak. — Od dziś będziesz służył panu Piotrowi w puszczy, ale pamiętaj, że jesteś mój i że pozostać musimy przyjaciółmi!
Psy nie rozumieją mowy ludzkiej, chyba nieliczne, ciągle powtarzane słowa, jak na przykład — nazwa psa i takie rozkazy jak „daj łapę“, „leżeć“, „wstać“, „przynieść“, „oddaj”!
Za to psy umieją wyczuwać to, co mówi do nich kochany przez nie człowiek.
Widocznie więc i Mikuś zrozumiał co mówił do niego Wacek, gdyż długo i zamaszyście wywijał puszystym ogonem i rozkosznie mrużył ślepie, jak gdyby ktoś drapał go za uchem, a potem włożył pysk w ręce Wacka i stał cichy i pokorny.
Tak zastał ich gajowy.
Miał strzelbę na ramieniu i zapinał torbę ze śniadaniem.
— Bądź zdrów mały, a nie smuć się bez swego wilczury! — uśmiechnął się żegnając chłopaka i głaszcząc tulącą się do niego Norę.
— Zostajesz w domu, stara! — mruknął do niej trochę zmieszany i gwizdnął na Mikusia.
Mikuś z radosnym szczekaniem rzucił się ku niemu.
— Cicho! — uspokajał go pan Piotr. — Nie szczekaj! Po co masz oznajmiać wszystkim, że idę w stronę puszczy.
Machnął ręką w stronę bramy.
Pies popędził tam natychmiast, wpadł na ścieżkę w szalonych podskokach, lecz po chwili zatrzymał się.
Ze spuszczonym ogonem powrócił do Wacka i położył się przy jego nogach.
Chłopak poklepał go po karku i machnął ręką w stronę puszczy.
Mikuś zerwał się, skoczył mu na pierś, liznął w twarz i pomknął ku oczekującemu go gajowemu.
Nora stała na ganku.
Smutna była i zgnębiona.
Zdawało się, że uszy jeszcze bardziej jej obwisły.
W oczach miała łzy.
Być może wyczuła, że stała się już niepotrzebna.
Zestarzała się, sterana ciężkim, pracowitym życiem.
Świadczyły o nim blizny na jej skórze.
Były tam duże — ślady kul kłusowników i inne, od ran zadanych kłami wilków i rysiów.
Jednak w tej samej chwili zabolały ją kości, więc położyła się, wyciągnęła strudzone łapy, westchnęła ciężko i natychmiast usnęła.
Oddawna już należał jej się dobrze zasłużony wypoczynek.
Wacek powolnym krokiem powrócił do izby.
Czekała tam na niego codzienna praca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.