We śnie (Oppman)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | We śnie |
Pochodzenie | Poezye |
Redaktor | Franciszek Juliusz Granowski |
Wydawca | Franciszek Juliusz Granowski |
Data wyd. | 1903 |
Druk | A. T. Jezierski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
We śnie.
I.
Burzliwa młodość już minęła oto,
Wygasły w piersiach wulkaniczne żary,
A serce bije bezmierną tęsknotą
Do lat dziecięcych nieskalanej wiary.
Życie się chmurą przesłoniło ciemną,
Droga do Prawdy w mgle tajemnej skryta,
Świat huczy wrzawą i wola: „Pójdź ze mną!”
A szatan zwątpień chwiejną duszę chwyta.
Ale błysk nagły złoci się w omroczy
I przełomowa godzina się zbliża —
I oto cudem rozwidnione oczy
Widzą w oddali święte znamię Krzyża.
Szał ziemskich uciech rozpływa się w błocie
I fury zwątpień nie śmią pełzać z cienia —
A duch się wznosi w podobłocznym locie
I Bóg kojące daje mu widzenia.
Z loży, pokrytej kwieciem i purpurą,
Wśród ulubieńców i zalotnic grona,
Krwią zaszłem okiem błyskając ponuro,
Spogląda cezar, jak tłum chrześcijan kona.
Rozżarte bestye miotają się wściekle,
Ryk z cichym jękiem splata się co chwila,
A cezar oczy nurza w owem piekle
I śmiech lubieżny wargi mu rozchyla;
A z czoła chrześcijan taka jasność świeci,
Jakby szli właśnie nie k’śmierci, lecz k’życiu,
Starce i męże, niewiasty i dzieci
Już toną duchem w Zbawienia przedświciu.
Krzepsze ich piersi, niźli blachy zbroi,
Wiedzie ich w niebo droga krwią zbroczona —
Bo przed ich okiem Krzyż Chrystusów stoi
I opiekuńcze wyciąga ramiona.
O, pójdźcie do mnie, wy, którzy cierpicie,
O, pójdźcie do mnie smutni i stroskani,
Ja wiekuiste otworzę wam życie
I czystych z ziemskiej wywiodę otchłani.
Choć ból za bólem waszą pierś przewierci,
Choć sroga żałość dogoni was wszędzie,
Kto ze mną żyje — wolen jest od śmierci,
Kto ze mną żyje — ten żyw w śmierci będzie.
Za nic męczeństwa nieprzebrane zdroje,
Za nic trująca udręczenia czara,
Wy jeno patrzcie w krwawe serce moje
I mówcie w sobie: Miłość i ofiara!
A zaś wypłyną na błękit anieli,
Nucąc Hosanna! i grając na lutni
I do mych niebios wnijdziecie weseli,
Wy, coście trwożni i wy, coście smutni.
I postać przed nim cała w bieli stanie
I patrzy oto przesmutnemi oczy,
I lecą słowa, jako wiatru wianie,
Lub szmer strumyka, co się cicho toczy.
Spływają z głowy złotych włosów zwoje,
Przed blaskiem gwiazdy mgła ucieka szara...
„Patrz na kotwicę, krzyż i serce moje,
Ja jestem Miłość, Nadzieja i Wiara.
Moc moja bramy błękitów otwiera,
Wnijdę w twe serce, by w niem wiecznie ostać,
A on na palmę męczeńską spoziera,
Którą anielska dzierży w ręku postać.
Otworzy ona słodkie usta swoje,
W pół uśmiechnięta i napoły łzawa:
Ażali nie wiesz, że to godło moje
I że ta palma świętość mnie nadawa?
O, Przenajświętsza! o jasna Postaci!
O, pełne smutku i litości lica!
Duch wniebowzięty z oczu ziemię traci
I tylko w Ciebie pogląda źrenica
Nad Tobą tęcza oplata lazury,
Z krwawego serca płynie sznur korali
I wzrok podniosłeś i spojrzałeś z góry,
I świat zmysłowy w otchłanie się wali.
Pogańskie bóstwa padają z wyżyny,
Pękając w drazgi, jako glina licha,
Wstydzą się słońca złe i nizkie czyny,
Sroma się zawiść, obłuda i pycha.
Jakoby kwiaty wschodzą myśli czyste,
Serce miłością gra, jak dzwon ze śpiżu —
Bo Ty spojrzałeś o, Panie! o, Chryste!
O, umęczony na golgockim Krzyżu!
Alić świetlane zaćmią się widzenia,
Krwi fala złotą przesłoniła zorzę,
Znowu się ziemia w dawną ziemię zmienia,
Bo jeszcze Zbawcy zrozumieć nie może.
O Krzyż się walka rozpoczyna sroga,
W imię Miłości — Nienawiść miecz wznosi,
Człowiek dla Boga — znów krzyżuje Boga,
Przeciwko Jemu czyniąc — Jego głosi.
Dawne zło świata zapuszcza więcierze,
Palą się duchy w płomieniach pożarów,
Szepcąc modlitwy, idą w bój rycerze
Ze znakiem Pańskim, wiejącym z sztandarów,
Bez odpocznienia w krwawej kośby trudzie
Śmierć krąży, szałem pijana połowu,
I owo słychać: „O ludzie! O ludzie!
Przecz mnie na mękach rozpinacie znowu!”
Lecz idzie wielkiej pogody godzina
I wielkie święto i zwycięztwo ducha,
Krzyż tryumfalnie ramiona rozpina
I korna rzesza słów Miłości słucha.
Pogasły łuny na błękitnej toni,
Ucichły szczęki zakrwawionej stali,
Miłością tylko Boskich praw się broni,
Miłością tylko Miłość się ocali.
Klęczą pod Krzyżem króle i książęta
I męże wojny i pożogi męże,
I spadły wzrok ich krępujące pęta,
Słyszą: „Miłujcie! Ja wtedy zwyciężę!”
Słyszą: „Miłujcie, a Ja będę z wami,
Otuchą w trosce, przebaczeniem w skrusze —
I pokutnemi zapłakali łzami
I w łzach pokuty wyskrzydlili dusze...
Ja jestem Spokój, Jam jest Ukojenie,
Jam kres rozpaczy i serdecznej Męce,
Kto przyjdzie do Mnie, ból mu w błogość zmienię:
Na skroń żałosną położywszy ręce.
Chcesz-li być duchem? — odsuń się od świata,
Wszystko, co ziemskie, w krótkiej mrze godzinie
I tak przeleci, jako ptak przelata,
I tak przepłynie, jako fala płynie.
Zamknij się w sobie, zdepcz i ukorz siebie,
Każ zmilknąć ciału: duch niech żywie dumny,
Widzisz tę trumnę? z niej się ockniesz w niebie,
Lecz nic ze świata nie bierz do tej trumny!
Grób jest otwartą do wieczności bramą,
Ostatnim szczeblem, który wiedzie do Mnie,
Ale żyj Prawdą, żyj ofiarą samą!
I cierp ogromnie! — i kochaj ogromnie!
Pierzchły widzenia — i pątnik zbudzony,
Z nowemi siły idzie w drogę dalej,
Kędy na skraju cichej wsi zielonej
W złocie zachodu sielski Krzyż się pali.
Tak nań litośnie twarz Chrystusa patrzy,
Taką nadzieją łono mu napawa —
A oto idzie wieczór coraz bladszy,
Srebrny miesiącem, co na niebie wstawa.
Prostoto Wiary! bądź błogosławiona!
Błogosławiona bądź, dziecięca Wiaro!
O, Krzyżu święty! wyciągnij ramiona
I z przebaczeniem i z miłością starą.
Wszystkie się mroki na Twój znak rozwieją,
Na Twój znak tęcza z czarnych chmur się splata —
Jedyna Prawdo! Jedyna Nadziejo!
Jedyne Szczęście i Ucieczko świata!