Anioł Pański (Oppman)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anioł Pański |
Podtytuł | Fragment sceniczny |
Pochodzenie | Poezye |
Redaktor | Franciszek Juliusz Granowski |
Wydawca | Franciszek Juliusz Granowski |
Data wyd. | 1903 |
Druk | A. T. Jezierski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Fragment sceniczny.
OSOBY: | Mniszka lat 18. Dworzanin królewski lat 25. |
Za czasów Ludwika XIV-go.
Ogród klasztorny. — Po prawej taras. — W głębi mur ogrodowy.
Mury wysokie ... a-hm! pal je kaci!
Dam sobie radę z sznurową drabinką...
Skok ryzykowny! ale się opłaci
Dominikanką, czy Benedyktynką.
Niczego ogród... do schadzek — wyborny!
Byle się ptaszę nie spłoszyło białe...
Ha, ha, ha... klasztor! ha! ogród klasztorny,
A w nim... Don Juan dworski! to wspaniale!
No! toż zaszumi Wersal nakształt ula!
Król La Vallierę ulokował w celi,
Ale dworzanin zakasuje króla
I... i z klasztoru porwie mniszkę w bieli...
Ale czy w bieli odda? — to pytanie..
Niech je roztrząsa później ona, nie ja...
Włos — popiół z złotem... głosik — arf śpiewanie
Donjuanowy duch się wykoleja,
A jeśli wspomni wzrok, co łzami smuci,
Usta i kibić — tak się spoetyczni,
Że... że wzdychając do pałacu wróci
Pisać madrygał...
Nie bądźmy cyniczni!
Kiedyś mi przyszła pusta myśl do głowy
Wdrapać się na ten mur... nie było świadka...
Włażę... zaglądam: anioł mój tęczowy,
Znajomy dzieciak:... mniszka... O! to gratka!
Wszystkie sny dawne, wszystkich marzeń raje
Znów mi do życia wskrzesiło to dziecko...
Odtąd pod oknem jak trubadur staję
I śpiewam piosnkę... taką — trochę świecką...
Hm! trudna sprawa! A nuż się nie uda?
Rozkochać mniszkę... i wziąć — nie w zamęście!
Eh! zobaczymy! miłość robi cuda!
Zwłaszcza, gdy amant spryt ma... no, i szczęście!
Jak tu z nią mówić? ba! przecież nie będę
Świątobliwego roli grać braciszka!...
Ogniem ją porwę... marzeniem oprzędę
I zaczaruję...
Ciszej... moja mniszka...
Słowa modlitwy na ustach mi gasną...
Myśl z gwiezdnych niebios zlatuje ku ziemi,
Nim słonko zblednie, nim ptaszyny zasną,
Nim błysną lilie rosami srebrnemi,
Popatrzę chwilkę w majowe lazury
Podumam chwilę w złotej sadu ciszy...
Bóg do Serc mówi pięknością natury
I na jej łonie dusza Boga słyszy...
Jak tutaj dobrze, jak błogo, jak słodko,
Pierś moją spokój napawa nieznany...
O, jaskółeczka!...
Powiedz mi, szczebiotko,
Jak to na świecie wschodzi świt różany,
Jaką to piosnką dziewczę się weseli
Jakie to kwiecie w bujnych łąkach rośnie...
Powiedz, ptaszyno... ja w klasztornej celi
Już zapomniałam o szczęściu i wiośnie.
Skrzydełek lekkich uniosło ja dwoje
Za mur klasztorny, do jej gniazd... do ludzi...
Tak uleciały sny dziewicze moje,
Tak uleciały...
I nikt ich nie zbudzi...
Ja nie wiem sama, co się ze mną siało,
Jakie na duszę padły mi zaklęcia?
Dawniej to serce rozmodlone drżało,
Do anielskiego tęskniąc wniebowzięcia.
I zda się głos mi śpiewał srebrno-szklanny,
Roztop się duchem w modlitwie i skrusze...
Dziś, gdy na pacierz woła dzwon poranny,
Ślę Bogu słowa, ale już nie duszę...
Po nocach dziwne sny mnie niepokoją,
Serce zaklęły obce wprzód marzenia
I postać jedna nęci duszę moją
Napoły ludzka, w pół z mgły i promienia...
Z lat mych dziecinnych pomnę ja — i z świata,
Który blask słońca cudnie tak wyzłaca,
Drżę, gdy się zjawia — i drżę, gdy odlata,
A ona wraca... wiecznie... wiecznie wraca...
Snać się splamiła moja pierś niewinna
Od tej postaci jasnego widoku
Pacierz nie pomógł... i cóżem ja winna,
Że ona sercu przytomna i oku...
O jakichś wizyach gawędzi panienka,
Budzi się serce... ba! młodość i wiosna!...
Tak mi na usta ciśnie się piosenka
Napoły rzewna, napoły radosna,
Chciałabym pobiedz gdzieś nad brzeg strumienia
I na równianki srebrne rwać konwalie...
Były zwierzenia — marzenia — rojenia,
Czas na mnie, baczność! zaczynam batalię!
głowę i przysłuchuje się z zajęciem).
Gorące usta pochyl mi
I daj z nich rozkosz pić!
Podniosła pierś mą fala krwi
Chcę kochać, żyć i śnić!
Namiętna woń rozkwitłych róż
Upaja wiosny tchem,
Ty oczy zmruż i główkę złóż
Na młodem łonie mem
I znów ta piosnka! codziennie ją słyszę,
Kiedy noc spływa gwieździsta i rosna,
Jak jej melodya serce mi kołysze
Do snów... do marzeń...
Miłość... młodość... wiosna...
A gdy w objęciu spoczniesz mem,
Jak trwożny drżąca ptak,
Ja ciebie rajskim zaklnę snem,
Tak słodko... błogo tak...
Ach, każde słowo jak węgiel żarzący,
Na serce pada... serce chce wybuchać
I rwie się... rwie się z mojej piersi drżącej
Nie! ja tej piosnki nie powinnam słuchać.
O, wspomnij, luba, na śpiew ten,
Pójdź ze mną w jasność, w dal
mimowoli zbliża się ku miejscu, zkąd ją śpiew dobiegał)
Bo młodość minie tak, jak sen,
Zostaną łzy i żal... (mówi)
Lękliwa, skromna jak kwiatek pierwiosnka,
Za kwadrans krzyknę: górą donżuani!
Czar mnie oplątał... ta piosnka... ta piosnka...
I któż ją śpiewał? i któż?...
To ja, pani!
On! moja postać w złotych snach widziana?
Co słyszę? droga ściele się aż miło!
Tu klasztor, panie... kto pan... kto tu pana...
Nigdy mi serce tak żywo nie biło!
Zkąd pan tu? kto pan?...
Uczciwy chrześcijanin,
Na honor, panno. O, to nie są tajnie,
Trochę poeta, a trochę dworzanin,
A jak tu wszedłem? ot, przez mur... zwyczajnie...
O, panie! w miejsce poświęcone Bogu
Wkraść się zdradziecko i trwożyć mnie biedną
To grzech!...
Ja klęknę, jak u niebios progu
Przed tobą tylko, o, przed tobą jedną,
Bo tyś urzekła myśli me... bo ja cię
Znam już oddawna i oddawna... kocham...
Panie! w zakonnej ty mnie widzisz szacie...
O, nie mów do mnie... bo się tak rozszlocham
I takie łzy mi popłyną rzęsiste,
Że dusza twoja wzruszy się i zmięknie...
Te łzy wypije serce me ogniste,
A potem serce to u stóp twych klęknie
I będzie błagać tak u nóżek białych
Póki na własnem nie złożysz go sercu...
Czy ty masz litość dla pisklątek małych
I dla tych kwiatów, co lśnią w łąk kobiercu?
Jeśli masz dla nich, o, to miej i dla mnie,
Bo moją bronią jedyną — bezbronność...
Hm, sprytna mniszka! wiem, że gada kłamnie:
Pewnie jej pachnie ewich jabłek wonność
Wybranko moja! pięknaś jak anieli,
Życie i miłość tobie się uśmiecha,
Czemuż w klasztornej zamknięto cię celi
Pustej — i głuchej na światowe echa?
W niej gwiazda szczęścia nie błyśnie ci złota,
W niej — takiej smutnej, ciemnej, jak grobowiec,
Powiedz! Czyż nigdy nie spływa tęsknota
Do twego serca? Czy nie tęsknisz? powiedz!
Cela samotna... zmierzch zadumę sieje,
A w mojem sercu smutno, tęskno, ciemno...
Ja cień wyzłocę, smutek twój rozwieję.
Jedyna moja! pójdź ze mną! pójdź ze mną,
Panie! ja Bogu poświęcona jestem,
Zakonnych ślubów nie wolno mi łamać...
Ale król może jednem słowem! gestem...
Uwolnić ciebie... trzeba sprytnie kłamać...
Król?
Tak! król, droga... mam u króla łaski.
Mam mir na dworze, jestem ulubieńcem,
Gdy zechcesz — dworskie otoczą cię blaski
I czarnoksięzkim skroń ozdobią wieńcem,
Gdy zechcesz — cudów kraina zaklęta
Na ścież odchyli złote swe podwoje,
U stóp twych będą markizy, książęta
Błagać o słówko... jedno słówko twoje.
Na jawie śniącej tak, jak w marzeń dobie,
Obcej tęsknocie, co czar snów uśmierca.
Dam tobie rozkosz... ach! dam wszystko tobie!
Bogactwo.. przepych...
Ja chcę tylko serca...
Ona chce serca.. no! ja więcej nieco...
Ba! dawno rozbrat wziąłem z cnoty zbroją...
Pójdź! pójdź! uciekaj! O, pójdź! nim przelecą
Chwile wieczora, będę twój... ty moją...
Nie nęć mnie, panie! o nie nęć mnie biednej,
Widzisz, żem trwóż na, i słaba, i licha,
Rozmarzę serce w chwili szczęścia jednej,
A potem usnę jak ptaszyna cicha,
A potem zwiędnę, jak zdeptane kwiecie,
Piętno sromoty zabije mnie, skruszy,
Ja nieświadoma... ja czysta, jak dziecię,
Ale przeczucia miewam jasne w duszy,
Że miłość dla mnie zbrodnią i przekleństwem,
Ach! ona nie jest liliowa i święta!
Iść ztąd? I zgryzot strawić się męczeństwem,
I słyszeć wiecznie: „Przeklęta! przeklęta!”
I stanąć w krwawych rumieńców purpurze,
I płonąć wstydem po straconej bieli!
Nie dla mnie miłość i nie dla mnie róże!
Ty idź!... ja wrócę do mej cichej celi...
O, chwilę jeszcze, nim kraj snów ominiesz!
Ja twego szczęścia, droga, chcę jedynie,
Ty pragniesz kochać! ty uschniesz i zginiesz,
Jak kwiat bez słońca usycha i ginie.
Cóż... serce zaśnie i już się nie zbudzi
By na życiową skarżyć się zawiłość!...
Więc cię nie nęci nic? nic? tam? do ludzi?
Więc nie chcesz szczęścia? więc nie wiesz, co miłość?
Miłość? wiem! miłość! cudne, złote słowo!
Sam Bóg je stworzył i Jego anieli!
Ono jasnością zagląda różową
Do mej klasztornej, zasępionej celi:
Miłość? wiem, wszystko w tem słowie się mieści:
Szmer pocałunków i szept zaklęć senny,
Morze rozkoszy bez łzy.. bez boleści,
Raj utracony... niebian byt promienny.
Przewodnia gwiazda, lśniąca w chmurnem niebie,
Ożywcze źródło wśród pustyni skwarnej,
I kwiat paproci na bezpłodnej glebie
I związek duchów i hołd ciał ofiarny.
Złączone serca i splecione dłonie,
Dusz zaślubiny, wrzącej krwi opiłość
I dwoje w jednem... za życia... po zgonie...
I czar... i zachwyt... o! ja wiem, co miłość!
W klasztornej celi od dziecka zamknięta
Wzrosłam jak kwiatek, co się w cieniu skrywa,
Myśl mą modlitwa upajała święta
I dni płynęły... i byłam szczęśliwa...
Ale maj wonny... ale piosnki twoje...
Zbudziły serce, co spało w spowiciu...
I prysnął spokój... i marzę... i roję...
O innem szczęściu i o innem życiu...
Stróż anioł skrzydłem dotąd ją otulał,
Świat jej nie splamił wśród murów klasztoru;
Żal mi dziewczyny...
Czyżbym się rozczulał?
E! cóż do kata! Ja? donżuan dworu?
A jednak...
Gdybym mogła me wejrzenie
Ku słońcu uczuć obrócić złotemu,
Każda myśl moją, każde serca drżenie,
Każdy mój uśmiech święciłabym jemu.
Piosenką, snuta w marzeniu tęczowem,
Łzami, co z oczu w chwilach szczęścia biegą,
I każdem słodkiem mówiłabym słowem,
Że kocham jego... tylko, tylko jego,
A gdyby cierniem zasłała się droga,
Gdyby grom nieszczęść targał nas i palił,
Rzewną modlitwę słałabym do Boga,
By mnie pokarał, a jego ocalił.
Jaki z jej słówek urok tchnie wiośniany,
Serce odmładza, oskrzydla mi duszę,
Lilijka biała, biedny kwiat różany;
Kocham ją, kocham! och, i unieść muszę!
dworzanina towarzyszy cicha i słodka melodya).
Patrz! na kwiaty pada rosa,
Noc nas skryje szatą ciemną,
Jasnooka, złotowłosa,
Zorzo! gwiazdo! uleć ze mną.
W idealnem uczuć niebie,
Odrodzony twem kochaniem,
Całowaniem uśpię ciebie
I obudzę całowaniem.
A gdy, drżąca od pieszczoty,
W słodkich omdleń spoczniesz fali,
Pod twą główkę złożę sploty
Róż, jaśminów i konwalii.
W snach złocistych, w snach tęczowych
Przy serc młodych tęsknem drżeniu,
U twych ustek koralowych
Będę tonął w zachwyceniu.
I nim z marzeń wyprzytomnim,
Wiek na skrzydłach przemknie ptaszych,
I odtrącim... i zapomnim
Wszystkich... wszystko... prócz serc naszych...
Och, piersią targa rozkosz, lęk, tęsknota.
Za czem? za szczęścia zmarnowaną dobą?
Tu łzy i pustka, a tam — przyszłość złota?
piosnki).
O, wspomnij, luba, na śpiew ten!
Pójdź ze mną w jasność, w dal,
Bo młodość minie tak, jak sen,
Zostaną łzy i żal...
Pójdź, ukochana!
dworzanina)
Kocham! idę z tobą!
Anioł Pański...
Dzwon... Anioł Pański.
(Do mniszki)
Co tobie, o, droga?
Ty drżysz i łzami srebrzy się twe lico!
Tam siostry moje modlą się do Boga,
A ja opuszczam Go...
W proch, pokutnico!
O, Boże wejrz na łzy grzesznicy kornej:
O, bądź miłościw mi, Boże strapionych.
Oto modlitwą drży dzwonek wieczorny,
Żali ty przyjmiesz ją z mych ust splamionych;
O, Boże! przebacz mi niegodnej słudze;
Zbłąkanej córce swej przebacz, o Boże!
Bo miałam grzeszny son, ale się budzę
I do twych świętych stóp padam w pokorze!
Dreszcz pierś mi przeszył... i lęk dla mnie nowy
Ogarnia duszę...
Wina! wielka wina!
Och! moja tylko, nie jej...
Bywaj zdrowy
I módl się za mnie...
(Odchodzi)
Przebacz mi... jedyna!...
kapelusz i modli się po cichu).
Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi...