<<< Dane tekstu >>>
Autor Eliza Orzeszkowa
Tytuł Westalka
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Światło dnia wschodzącego napełnia przez dwoje drzwi rozwartych świątynię Westy. Adrya, Klaudya, Paulina, Pompilia wchodzą szybko i z ruchami przerażenia otaczają ołtarz, na którym widać garść popiołu.

Klaudya.
C


Cóż? czy nie prawdę mówiłam? Nie chciałyście mi wierzyć, jednak teraz same widzicie, że mówiłam prawdę. Biada nam! Siny świt mieszał się jeszcze z cieniami nocy, gdy przez jaskółki szczebiocące obudzona, śpiesznie udałam się do świątyni, aby z kolei pełnić służbę Westy. Przychodzę, patrzę... czemuż, bogowie, nie zgasiliście przedtem światła oczu moich? Świątynia pusta, u ołtarza nikogo, na ołtarzu ani iskry świętego ognia, ani iskry! Biada nam! Szałem strachu porwana, od drzwi do drzwi biegałam, budząc was wieścią, której podobnych oby nigdy usta śmiertelne nie wymawiały! Widzicie teraz, że mówiłam prawdę! Biada nam! Nefas!

Adrya, Paulina, Pompilia (razem).

Biada nam i Rzymowi! Nefas! Nefas! zła wróżba! nieszczęście publiczne!

Paulina i Pompilia.
Gdzie Kornelia?

Adrya (cicho do siebie).

Gdzie Helia?

Klaudya.

Kornelię obudziłam także, wnet nadejdzie; nie nadeszła dotąd, bo wieść moja była dla was grzmotem, który ogłusza, a dla niej gromem, który zabija...

Adrya.

Zabija!

Pompilia i Paulina.

Cóż to było? jakże to było? Mów prędko!

Klaudya.

Usłyszawszy co mówiłam, zwykle tak obojętna, porwała się z pościeli jak przez węża ukąszona, ręce nad głową podniosła, wzrok obłąkany we mnie wlepiła i już, już, z krzykiem wyrzec coś miała, gdy nagle rozwaga z pomocą nadbiegająca zamknęła pobladłe jej usta i tylko piersi wydać pozwoliła kilka głośnych i niespokojnych westchnień. Odchodząc, raz jeszcze wzrokiem rzuciłam na nią. Stała tak, jakby na widok Meduzy [1] w posąg się przemieniła; o tem zaś, że jeszcze żyje, świadczyła tylko spływająca po czole struga potu. Tak wyglądać muszą na śmierć idący!

Paulina i Pompilia.

To dziwne! to dziwne!

Paulina.

Takiej trwogi winowajcy tylko doświadczać mogą. I myśmy zmartwione srodze, lecz pot strachu skroń nam nie oblewa; to wina nie nasza...

Pompilia.
A Kornelia wygląda tak, jak winowajczyni... Niewiadomo jednak, która z nich dwóch...

Adrya (do siebie).

Dziwcie się, sroki! Ja jedna wiem, czyje imię wypierała z niej trwoga, a powstrzymała rozwaga. Czy ona zdoła przed straszną karą osłonić Helię?

Paulina.

To prawda, to prawda: która z nich dwóch ? Bo jest nas sześć.[2] My cztery białe, jak łabędzie. Któraż dzisiejszej nocy nad świętym ogniem czuwała: Kornelia, czy Helia?

Pompilia.

To prawda, która? Bo niekiedy jedna drugą wyręcza, a starsza częściej czyni to dla młodszej, sama bezsennością trapiona i rozmiłowana w cichych mrokach nocy!

Klaudya.

Helii nigdzie niema.

Adrya (śpiesznie).

Pewno ze służebnemi udała się po wodę do źródła Egeryi. Wiecie przecież, że zaopatrywanie świątyni w wodę jest jej świętą powinnością.[3]

Paulina.

Ty, Adryo, o wszystkiem najlepiej wiedzieć musisz, bo żadna z nas obu im bliższą od ciebie nie jest.

Klaudya i Pompilia (razem).

To prawda! Mów, Adryo! która z tych dwóch nieszczęściu winna? która?

Adrya.

Nie wiem.

Klaudya.
Jednak z którąkolwiek stanie się dziś rzecz straszna.

Paulina (z przerażeniem).

Winowajczynię wielki kapłan oćwiczy rózgami.

Klaudya (ze złośliwą radością).

Bogowie! Kornelia, ta wyniosła, ta pyszna, ta nieskazitelna, oćwiczona rózgami! Wyobraźcie to sobie! wyobraźcie to sobie tylko!

Paulina.

To jeszcze nie wiele. Gdyby którą z dziewic Westy w objęciach mężczyzny zobaczono, Rzym miałby widowisko z niewiasty żywcem zakopanej do ziemi...

Klaudya

Na placu Łotrów,[4] w dodatku.

Pompilia.

A tak, na placu Łotrów. I to coś znaczy także....

Paulina i Klaudya.

I to coś znaczy! Straszna rzecz, straszna, na plac Łotrów być wiedzioną!...

(Wszystkie, czynią ruchy zgrozy. Kornelia wchodzi i w spokojnej, wyniosłej postawie staje przed towarzyszkami, które spoglądają na nią wpółciekawie, wpółtrwożnie).

Kornelia (ozięble).

Czegóż takie pobladłe i drżące przed garścią zimnego popiołu stoicie? Dlaczego z pod spuszczających się powiek rzucacie na mnie spojrzenia, w których ciekawość miesza się z trwogą? Przecież wyście niewinne. Winowajczyni poniesie karę, która przebłaga Westę i Rzymowi nie stanie się nic złego — ani wam!

Klaudya.
Straszną karę poniesie.

Kornelia.

Wam do niej nic. Ból cudzy nie boli.

Klaudya (złośliwie).

Hańba tej kary nad ból sroższa.

Kornelia.

I to jeszcze zasmucać was nie powinno, bo z hańby jednego śmiertelnika dla drugiego nieraz płynie chluba. Jeżeli Papiusz ma twarz ciemną, błogo jest Pomponiuszowi, bo wygląda bielszym. (do siebie) Na dnie rzeczy i w jej tajemnych głębiach hańba może być chlubą. (cicho do Adryi) Gdzie Helia?

Adrya (cicho).

Nie wiem.

Kornelia.

Może to dziecko ukryło się z przestrachu... Ostrożność nakazuje nie wspominać jej imienia...

Adrya (wpatrując się w Kornelię, do siebie).

Co ona zamierza? Oziębłością postawy i mowy mogłaby Tybr zamrozić, a czarne brwi jej kreślą głoski żelaznego postanowienia.

Paulina, Pompilia, Klaudya (ukazującna drzwi rozwarte).

Liktorowie! liktorowie biegną! Jowiszu gromowładny! więc świat już o tem wie! Rzym już wie! Co to będzie? co będzie?

(Wchodzą dwaj biało ubrani liktorowie, z mieczami owiniętemi w rózgi).

Liktor 1-szy.
Arcykapłan[5] przybywa. Usuńcie widoki trupów, oręża, więzów i wszystkiego, co nieczyste.[6]

Liktor 2-gi.

W imię prawa, prefekt Rzymu wstępuje w progi dziewic Westy.

Kornelia (do siebie ze zdziwieniem).

Prefekt Rzymu! Czegoż ten tu?

Klaudya, Paulina, Pompilia (z przestrachem).

Prefekt Rzymu! Okropność! Sprawa zgaśnięcia świętego ognia do arcykapłana tylko należy... tylko do niego...

Adrya (drżąc).

Tak, to sprawa rodzinna... pomiędzy nim a nami! Czegóż ten drugi? Przeczuwam rzecz tysiąckroć straszniejszą... O, Helio!

Kornelia (do Adryi).

Gdzie Helia? gdzie Helia?

Adrya.

Nie wiem. I twoje ręce drżą nareszcie!... Pani, czy zdołasz ją osłonić?

Kornelia.

Czuję w sobie ruchy czegoś zapomnianego, wzgardzonego!... Lękam się o nią! bogowie, ja się o nią lękam!

(Wchodzą: arcykapłan z kilku członkami kolegium kapłańskiego,[7] prefekt Rzymu z kilku edylami, edyl Sofroniusz i obywatel Waleryusz).

Wszyscy (ze zgrozą ku ołtarzowi ręce wyciągając).
Nefas! Nefas! zła wróżba! Nieszczęście publiczne! Biada Rzymowi!

Arcykapłan (w zarzuconej na głowę todze).

Pięć was, dziewice Westy, stoi tu w trwodze i żalu. Gdzie jest szósta?

(Żywe poruszenie pomiędzy westalkami).

Kornelia (do siebie).

Poczyna się chwila przerażająca!

Adrya (do Kornelii cicho).

Może u źródła Egeryi...

Kornelia (do arcykapłana).

Tamtej powinnością jest zaopatrywać świątynię w wodę świętą. Po nią ze służebnemi udała się do źródła Egeryi.

Arcykapłan

Jak z domów rzymskich każdy posiada atrium, w którem płonie ognisko rodzinne, tak cały Rzym posiada jedną wspólną świątynię Westy, z rodzinnem ogniskiem narodu. Ognisko to jest przedmiotem świętym[8], świętością publiczną, rodzinnym węzłem narodu[9]. Biada tej, która świętość tę sponiewierała i stargała ten węzeł! Dziewice Westy, która z was to popełniła?

(Chwila milczenia).

Kornelia [10]postępuje parę kroków naprzód i przed arcykapłanem staje).

Ja!

Adrya (do siebie).

Litościwi bogowie! to nieprawda!

(Poruszenie między westalkami).

Arcykapłan (ze zdziwieniem).

Ty, Kornelio? (do siebie) Toż w kłopot wpadłem! Ona, ta wielka pani, córka rodu powielekroć konsularnego...

Oj, oj, wolałbym rzecz tę inaczej obrócić! (do Kornelii) Słuchowi swemu, nie tobie, pani, wierzyć nie chcę. Ty, pani? może cię pamięć myli?

Kornelia (oschle).

Ja, Kornelia Sabina, z kolei swojej czuwałam nad ogniem świętym, — gdy zgasł!

Arcykapłan (z ciągłem zakłopotaniem).
Zapewne ciężką niemocą dotknęli cię bogowie?

Kornelia (jak wyżej).

Nie, noc pogodną spędziłam w ogrodzie.

Edyl Sofroniusz.

A! ona to więc tam była!

Waleryusz.

Byłem pewny, że to ona...

Arcykapłan (do połowy twarz w todze ukrywając).

Córka rodu powielekroć konsularnego... Co ja teraz pocznę? (Usuwa się i cicho z członkami kolegium rozmawia).

Prefekt Rzymu.

A teraz kolej na mnie, stróża rzeczy publicznych i świętych praw ojczyzny. Niema przyczyny godziwej, któraby mężowi dawała prawo wstąpienia śród nocy do siedliska westalek. Czekać więc musiałem wschodu dnia, aby tu przybyć; ale przybywam ze słowem tak strasznem, że od niego zblednąć musi twarz śmiertelna. Dziś w nocy widziano dziewicę Westy w objęciach mężczyzny...

Klaudya, Paulina, Pompilia (ze zgrozą).
Nieśmiertelni bogowie! Jeszcze i to...

Adrya.

Jeszcze i to! Wiem teraz gdzie jest... cyt, usta! czekajmy...

Kornelia (do siebie).

Jeszcze i to! O dziecko nieszczęsne! (Odchodzi na stronę, chwieje się nieco). A teraz... co czynić?...

Prefekt Rzymu.

To już nie jest prostem zgaśnięciem ognia świętego: to już sprawa, obchodząca nie tylko najwyższego strażnika tego ognia (zwraca się do arcykapłana).... to złamanie najważniejszego z praw ojczyzny, dla państwa zła wróżba, dla narodu nieszczęście i hańba...

Kornelia (do siebie).

Ścigają ich, chwytają, wloką na plac Łotrów... O, jak boli!.. więc ból cudzy tak boli?!...

Prefekt Rzymu.

Tę rozpustę i ohydę, to znieważenie ziemi i nieba na własne oczy widzieli: edyl Sofroniusz i obywatel Waleryusz... Czy świadczycie?

Edyl Sofroniusz.

Na Jowisza gromowładnego przysięgam, że dzisiejszej nocy widziałem w ogrodzie dziewic Westy jedną z nich tak pogrążoną w całowaniu się i szeptaniu z jakimś młokosem, że nie usłyszała krzyku, który przerażenie wydarło ze mnie.

Kornelia (do siebie).
Obnażone ich ciała przed oczami tłumów krwawo smagają... Do samej ziemi gnę się, tak tłoczy mię ich hańba!

Prefekt Rzymu.

A ty, obywatelu Waleryuszu?

Waleryusz.

Cóż ja? Tak jak Sofroniusz, na Jowisza gromowładnego przysięgam, żem to widział. Jeszcze łydki mi drżą od przestrachu, którym widok ten mię napełnił!

Prefekt Rzymu.

W imię Imperatora i praw ojczyzny, dziewice Westy, rozkazuję wam wyznać: która to popełniła?

Kornelia (do siebie).

Korzystając ze zwłoki — umkną...

(Postępuje krok naprzód i cofa się).

Na plac Łotrów iść...

Prefekt Rzymu.

Po raz wtóry: która tę rzecz niesłychaną i obrzydłą popełniła?

(Westalki stoją ze spuszczonemi oczyma, oprócz Adryi, która wpatruje się w Kornelię).

Kornelia (do siebie).

Chłód ziemi aż w szpiku kości... oczy pełne podziemnych cieniów... nad głową stuk kielni mularskich...

Prefekt Rzymu.

Po raz trzeci: która z was to popełniła?

Kornelia (do siebie).

Już czas! Ogarnęło mię i porywa wieczne to samo. Idę! Idę! (postępuje naprzód, do prefekta spokojnie). Ja!...

Arcykapłan i Prefekt (razem).
Ty znowu, pani?.. ty?

Kornelia.

Ja, Kornelia Sabina, córka rodu po wielekroć konsularnego, dziewica Westy, dzisiejszej nocy upajałam się szeptami i pocałunkami — z młokosem.

Wszyscy oprócz Adryi.

Zgroza!

Prefekt Rzymu.

Kto on?

Kornelia.

Nie wiem.

Edylowie i Waleryusz.

Z nieznanym więc, z pierwszym lepszym! Sophos!

Prefekt Rzymu.

Oszczędź sobie jednego więcej oszustwa; powiedz: kto on?

Kornelia (do siebie).

O, mały Herkulesie, wojuj mieczykiem swoim, wojuj długo i bodaj skutecznie! (do prefekta) Ani niebiescy, ani ziemscy bogowie sprawić nie mogą, aby jakiekolwiek ucho ludzkie usłyszało imię tego, w którego objęciu Kornelia Sabina nocy dzisiejszej spoczywała.

Prefekt (do Sofroniusza i Waleryusza).

Czy poznajecie ją?

Sofroniusz (zbliżając się i bacznie na Kornelię patrząc).

Niższą nieco i szczuplejszą wydawała mi się tamta...

Kornelia (żywo).
Światło gwiazd z cieniami nocy pomieszane nadaje nieraz fantastyczne kształty ludziom i rzeczom.

Waleryusz.

Co do mnie, pewien jestem, że ta sama... ależ naturalnie, jako żywo... ta sama... ona!

Prefekt (do liktorów).

Wiążcie ją...

(Arcykapłan odchodzi, aby nie widzieć więzów).

Kornelia (której liktorowie krępują ręce, z wysoko wzniesioną twarzą).

Duchu świata, niezmordowanie w piersiach ludzkich pracujący, przeczyłam ci i bluźniłam: a tyś był we mnie!... Idę za tobą, duchu srogi a słodki, idę za tobą na męki, z rozkoszą...

Adrya.

Wzroku od niej oderwać nie mogę... chciałabym z kolei za nią umrzeć, lecz już za późno! (waha się chwilę, potem przypada do Kornelii i roztrącając liktorów, kolana jej obejmuje) Pani, połóż mi na głowie swe skrępowane ręce, choć na chwilę, połóż mi je na głowie! Wstanę z pod nich wyższa, uświęcona!

Kornelia (kładąc związane ręce na głowie Adryi, cicho).

Jeżeli kiedy zobaczysz Helię i Juniusza, powiedz im, że w bramy Hadesu wstąpię stokroć szczęśliwsza, niż żyłam na ziemi!

(Liktorowie wyprowadzają Kornelię, prefekt, edylowie i inni wychodzą. Adrya, Klaudya, Paulina i Pompilia twarzami przed ołtarzem upadają; przez drzwi rozwarte dochodzi krzyk tłumu, wołającego:)
Na plac Łotrów nędznicę, na plac Łotrów! pod krwawą chłostę, do ziemi żywą, zbrodniarkę niecną!
Nefas! Nefas!


Gigea (wchodzi i w pół chwiejącym się, w pół skradającym krokiem prześlizguje się pod ścianą świątyni).

Co się tu dzieje! Co się dzieje! Turkawka uleciała, a Kornelia za nią na plac Łotrów poszła! Ja wszystko wiem, ale nie głupiam przeciw sobie samej gębę otwierać. I tak mi się spać chce! (poziewa). Winko za sestercye clarissimusa smaczne było; po niem to tak mi się spać chce! (przysiada pod kolumną). No, i nie głupstwoż to, iść na takie męki za cudze winy? Wierutne głupstwo! Są ludzie, którzy takie rzeczy boskiemi czynami nazywają. Boginią tedy jest ta, którą teraz chłoszczą na placu Łotrów. No, i nie śmiać się tu na świecie? che, che, che! Boginię chłoszczą na placu Łotrów! (poziewa). Spać mi się chce, a pod tą kolumną taki mrok i chłód! (opiera łokieć o ziemię, a głowę na dłoni). Kiedy podobało się jej bogów małpować, ma, czego chciała, a ja będę spać! Co komu wypada! co kto może! Wielkim małpowanie bogów, małym spanie, a wszystko dobrze, bo wszystkim wesoło... che, che, che... Wszystkim wesoło! (usypia).





  1. Podług mitów greckich, widok głowy Meduzy przemieniał człowieka w posąg. Owidyusz: Metamorfozy. Meduza, jedna z Gorgon, strasznych istot z wężami na głowie.
  2. Westalek było jednocześnie zawsze sześć. Tytus Liwiusz 1, 20.
  3. Świątynia Westy powinna była codziennie być skrapiana wodą, czerpaną ze źródła Egeryi, znajdującego się w lasku tegoż imienia, w pobliżu Rzymu. Guhl i Koner, str. 723.
  4. „Campus sceleratus“, Guhl i Koner, str. 724; Lübker: Reallexicon des classischen Alterthums, str. 517.
  5. Pontifex Maximus.
  6. Wzbronienie powyższych widoków stosowało się szczególnie do wielkiego ofiarnika, noszącego tytuł: Flamen dialis, w części jednak i do arcykapłana. Guhl i Koner, str. 720.
  7. „Collegium pontificum“. Członkowie kolegium kapłańskiego nosili tytuły: pullarii, victimarii, tibicines, calatores, etc. etc.
  8. „Res sacra“.
  9. „Sacra popularia“, albo „sacra populi Romani“.
  10. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak nawiasu otwierającego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Eliza Orzeszkowa.