<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wilczyce |
Podtytuł | Powieść z wojen wandejskich |
Wydawca | Gebethner i Wolff; G. Gebethner |
Data wyd. | 1913 |
Druk | Piotr Laskauer |
Miejsce wyd. | Warszawa Kraków |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les louves de Machecoul |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Chata, której błyszczące szyby generał dostrzegł śród ciemności, i którą wskazał kapitanowi, zamieszkana była przez dwie rodziny. Głowami tych rodzin byli dwaj bracia. Ci dwaj bracia nazywali się, starszy Józef a młodszy Paskal, Picaut.
Ojciec ich od r. 1792 uczestniczył w. pierwszych zawieruchach w kraju Retz; przyłączył się do okrutnego Souchu, jak szakal przyłącza się do lwa, i brał udział w strasznych rzeziach, któremi zaznaczyły się początki powstania na lewem wybrzeżu Loary.
Gdy Charette wymierzył sprawiedliwość temu Carrier’owi z białą kokardą, Picaut, którego instynkty krwiożercze spotęgowały się jeszcze, dąsał się na nowego przywódcę za to, że nie chciał rozlewać krwi gdzie indziej, tylko na polu bitwy; opuścił tedy jego dywizyę i przeszedł do tej, którą dowodził straszny Jolly, stary chirurg z Machecoul’u: ten przynajmniej był na wysokości okrutnych wymagań Picaut’a.
Ale Jolly, uznając potrzebę jedności, przeczuwając geniusz wojskowy wodza dolnej Wandei, zaciągnął się pod sztandar Charette’a, a Picaut, którego rady wcale nie zasięgano, sam nie radził się też swego dowódcy, by opuścić ponownie towarzyszów broni. Zmęczony zresztą temi ustawicznemi zmianami, głęboko przekonany, że czas będzie bezsilny wobec urazy, jaką zachował dla zabójców Souchu’a, zaczął szukać generała, w którym waleczne czyny Charette’a nie mogły wzbudzić zapału i nie znalazł nikogo lepszego, niż Stofflet’a; antagonizm jego w stosunku do bohatera z kraju Retz ujawnił się już przy niejednej sposobności.
Dnia. 25 lutego r. 1796 Stofflet został schwytany na folwarku Poiteviniére z dwoma adjutantami i dwoma strzelcami, którzy mu towarzyszyli. Przywódca wandejski i dwaj oficerowie zostali rozstrzelani; obu chłopom kazano wrócić do zagrody.
Dwa lata minęło od czasu, jak Picaut, który był jednym z dwóch strzelców Stofflet’a, nie widział swego domu. Gdy przybył przed chatę, ujrzał w progu dwóch wysokich młodzieńców, silnych i dobrze zbudowanych, którzy rzucili mu się na szyję i ucałowali go. Byli to jego synowie. Starszy miał lat siedemnaście, młodszy szesnaście. Zostawił w domu dwoje dzieci, zastał dwóch żołnierzy. Tylko, podobnie jak on, ci dwaj żołnierze byli zupełnie rozbrojeni.
Rzeczpospolita, istotnie, zabrała Picaut’owi karabin i szablę, które zawdzięczał hojności angielskiej. Picaut liczył jednak, że mu je Rzeczpospolita zwróci i że będzie nawet taka wspaniałomyślna, iż uzbroi jego dwóch synów, by mu nagrodzić wyrządzoną krzywdę. Co prawda nie zamierzał zwracać się do niej z tem żądaniem — poradził sobie sam.
Broni dostarczył mu szyldwach, którego zamordował nocą na drodze do Torfou, gdzie stała załogą część brygady piechoty. Z tej wyprawy powrócił Wandejczyk do synów z karabinem, szablą i ładownicą. Posiadając ten karabin, tę szablę i tę, pełną nabojów, ładownicę, łatwiej mu przyszło zdobyć sobie drugie uzbrojenie, niż pierwsze, a trzecie niż drugie.
Ale posiadanie broni nie wystarczało Picaut’owi — musiał mieć sposobność zużytkowania jej; rozglądał się dokoła, a w pp. d’Autichamp, de Scepeaux, de Puisaye i de Bourmont, którzy jeszcze prowadzili kampanię, widział tylko mdłych rojalistów, wojujących nie według jego modły; żaden z nich nie był podobny do Souchu’a, który pozostał typem wodza, jakiego Picaut szukał.
Stąd wynikło, że raczej niż być pod złym wodzem, Picaut postanowił sam wodzem zostać i rozkazywać innym. Zebrał grono niezadowolonych, jak on, i został dowódcą bandy, która, jakkolwiek nieliczna, nie szczędziła Rzeczypospolitej dowodów swojej nienawiści.
Taktyka Picaut’a była jaknajprostsza. Przebywał zazwyczaj w lasach. W ciągu dnia pozwalał ludziom swoim wypoczywać. Gdy noc zapadła, wychodził z gąszczu, który mu służył za schronienie, ukrywał swój nieliczny oddział w zaroślach wzdłuż drogi, poczem napadał na każdy przejeżdżający konwój czy dyliżans; jeśli konwoje były zbyt rzadkie, albo dyliżanse za silną miały eskortę, Picaut wynagradzał to sobie na strażach przednich, które rozstrzeliwał, i na folwarkach patryotów, które podpalał.
Po kilku takich wyprawach towarzysze nadali mu przydomek Nieubłaganego, a Picaut, któremu zależało na tem, by zasłużyć sumiennie na ten tytuł, nie omieszkiwał odtąd wieszać, rozstrzeliwać, albo zarzynać wszystkich republikanów, mężczyzn czy kobiety, mieszczan czy wojskowych, starców czy dzieci, którzy wpadali w jego ręce.
Prowadził tę swoją gospodarkę do r. 1800; ale w tym czasie, kiedy Europa pozwoliła wytchnąć pierwszemu konsulowi — albo pierwszy konsul pozwolił wytchnąć Europie — Bonaparte, który niewątpliwie słyszał, jak sławiono czyny Picaut’a Nieubłaganego, postanowił poświęcić mu tę wolną chwilę i wysłał przeciw niemu nie korpus armii, ale dwóch szuanów zrekrutowanych przy ulicy de Jerusalem, oraz dwie brygady żandarmeryi.
Picaut, z całą ufnością, przyjął dwóch fałszywych braci do swojej bandy. W kilka dni później wpadł w zasadzkę. Schwytano go — jego i lepszą część jego bandy.
Picaut głową zapłacił za krwawą sławę, jaką zdobył, ponieważ zaś był raczej bandytą, niż żołnierzem, przeto został skazany nie na rozstrzelanie, lecz na gilotynę.
Wszedł na szafot odważnie, nie żądając więcej łaski od innych, niż jej sam okazywał.
Józef, starszy syn Picaut’a, poszedł na galery wraz z innymi więźniami. Paskal zaś, który zdołał uniknąć z zasadzki i wrócił do lasu, uprawiał w dalszym ciągu bandytyzm przy pomocy resztek bandy.
Ale ten tryb życia, godny dzikiego człowieka, obrzydł mu niebawem; Paskal zbliżył się do miast i pewnego pięknego dnia wszedł do Beaupréau, oddały pierwszemu żołnierzowi, jakiego spotkał, szablę i karabin, i kazał się zaprowadzić do komendanta miasta, któremu opowiedział swoje dzieje: Ten komendant, szef brygady dragonów, zajął się nieborakiem i, z uwagi na jego młodość i na szczególne zaufanie, jakiem go obdarzył, ofiarował mu wcielenie go do swego pułku. W razie odmowy, byłby zmuszony oddać go władzom sądowym.
Wobec takiej alternatywy Paskal Picaut, który zresztą, dowiedziawszy się o losie ojca i brata, nie pragnął już powrócić do domu, Paskal Picaut, mówimy, nie mógł się wahać i nie wahał się.
Przywdział mundur.
W czternaście lat później dwaj synowie Nieubłaganego spotkali się, przybywszy objąć w posiadanie niewielką puściznę, jaką im zostawił ojciec. Powrót Burbonów otworzył Józefowi wrota galer i uwolnił z wojska Paskala, który z bandyty Wandei stał się bandytą Loary..
Józef wracał z galer do swojej chaty bardziej zawzięty, niż był jego ojciec, pałając jednocześnie żądzą pomszczenia krwi patryotów i śmierci ojca, oraz mąk, jakie sam znosił.
Paskal, przeciwnie, powracał z odmiennemi zupełnie pojęciami — zapatrywania jego zmieniły się pod wpływem nowego świata, w jakim się obracał, a zwłaszcza pod wpływem zetknięcia z ludźmi, dla których nienawiść do Burbonów była obowiązkiem, upadek Napoleona bólem, wkroczenie sprzymierzonych hańbą; uczucia te podtrzymywał w jego sercu widok krzyża, który nosił na piersi.
Wszelako, pomimo różnicy zapatrywań, która wywoływała częste dyskusye, pomimo nieustających nieporozumień, jakie śród nich panowały, dwaj bracia nie rozłączyli się i zamieszkiwali w dalszym ciągu dom, odziedziczony po ojcu, i uprawiali otaczające go pola.
Obaj ożenili się: Józef z córką ubogiego chłopa; Paskal zaś, któremu krzyż na piersi i mała emerytura nadawały pewną powagę w okolicy, poślubił córkę mieszczanina z Saint-Philbert, jak on, patryoty. Obecność dwóch kobiet we wspólnym domu, kobiet, które obie, jedna przez zawiść, druga przez urazę, podniecały uczucia mężów, wzmogła jeszcze skłonność do niezgody; wszelako do r. 1830 dwaj bracia żyli w dalszym ciągu razem.
Rowolucya lipcowa, której Paskal przyklasnął, rozbudziła całą fanatyczną egzaltacyę Józefa; z drugiej strony, teść Paskala został wójtem w Saint-Philbert, a szuan i jego żona takiami obelgami obsypywali tych łajdaków, że pani Paskalowa oświadczyła mężowi, iż nie chce już mieszkać z takimi waryatami, śród których nie czuje się bezpieczna.
Stary żołnierz nie miał dzieci; przywiązał się bardzo do dzieci brata i serce ściskało mu się na myśl o rozstaniu z niemi. Pomimo wszystko nie przestał kochać starszego brata, obawiał się, że, gdy go opuści, nędza zawita do jego chaty, odmówił przeto żądaniu żony. Przestano tylko jadać wspólnie, a ponieważ dom składał się z trzech izb, przeto Paskal pozostawił dwie bratu, sam zaś zajął trzecią i kazał zamurować drzwi, wiodące do tamtych izb...
Wieczorem, w dniu, kiedy Jan Oullier został zaaresztowany, żona Paskala Picaut’a była bardzo zaniepokojona. Mąż jej wyszedł około godziny czwartej, to jest w tej samej chwili, kiedy kolumna generała Dermoncourt’a wyruszała z Montaigu. Paskal, jak powiedział, poszedł uregulować jakiś rachunek z Courtin’em z Logerie i, jakkolwiek była już blizko ósma, jeszcze nie powrócił.
Ale niepokój biednej kobiety zamienił się w trwogę, gdy usłyszała w odległości trzystu kroków od swego domu strzały, które padały nad brzegami Boulogne. Maryanna Picaut oczekiwała tedy męża z najwyższą obawą i, kiedy niekiedy, opuszczała kołowrotek, ustawiony przed kominkiem, i nasłuchiwała pode drzwiami.
Gdy ucichły strzały, nie słyszała już nic, prócz szumu wiatru, który poruszał wierzchołki drzew, albo krzyk który w oddali wył żałośnie.
Od kilku dni Józef był wynioślejszy, groźniejszy, a tego samego ranka, zanim się udał na jarmark do Montaigu, miał z bratem kłótnię, która, tylko dzięki cierpliwości starego żołnierza, nie zamieniła się na bójkę.
Żona Paskala nie śmiała tedy zwierzyć się z obław o ich bratowej. Nagle usłyszał tajemniczy szept głosów w sadzie, który ciągnął się przed chatą. Zerwała się tak szybko, że przewróciła kołowrotek.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się i Józef Piaut stanął w progu.