Wyjaśnienie „Snów Maryi Dunin“ i związek ich z „Pałubą“

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Irzykowski
Tytuł Pałuba; Sny Maryi Dunin
Wydawca E. Wende i Ska
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Całość zbioru
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



WYJAŚNIENIE „SNÓW MARYI DUNIN“.
I ZWIĄZEK ICH Z „PAŁUBĄ“.



Co, komentarz? A przecież dzieło sztuki powinno mówić samo za siebie. — Zdaje mi się, że tego przesądu po tem, co powiedziałem w „Pałubie“ zbijać nie potrzebuję. Tzw. dzieło sztuki, o ile robione jest pod naporem wewnętrznej potrzeby a nie z myślą „obdarzenia ojczystej literatury nowem arcydziełem“, o tyle jest tylko śladem, echem przełomów w duszy „twórcy“. Ślad może być niezupełny, niedopowiedziany, bo to, co jest dla autora najważniejsze, najciekawsze, rozegrało się poza utworem. Ponieważ zaś w całej mojej książce idzie mi o przeniesienie punktu ciężkości z utworu do aktu powstawania utworu, więc jeżeli wyjaśniam czytelnikom łamigłówki „Snów Maryi Dunin“, to nie tylko w celu wspomożenia ich niedomyślności, lecz także ażeby „zdyskredytować“ tajniki twórczości — przynajmniej własnej. Być może, że w ten sposób pozbawiam „Maryę Dunin“ poetycznego uroku głębokości, tajemniczości, że niejeden przeczytawszy moje wyjaśnienie, odetchnie i powie: „No chwała Bogu, że tam nic więcej niema!“, ale nie zależy mi nic na takim śmiesznym nimbie, który polega na dobroduszności czy próżniactwie umysłowem czytającej rzeszy, przyzwyczajonej do innej lektury.
„Marya Dunin“ jest palimpsestem, to znaczy tyle co mistyfikacyą. Palimpsestem nazywają historycy pergamin, na którym wymazano jakieś pismo, aby na tym samym pergaminie napisać coś innego; w nowszych czasach udawało się zapomocą środków chemicznych wydobywać owe pierwotne pisma, wsiąknięte w pergamin, a wówczas pokazywało się nieraz, że dawniejsze pismo zawiera treść ważniejszą, niż nowsze. Podobnie jest i w „Maryi Dunin“. Autor wypowiada oficyalnie przekonania, pod któremi należy dopatrywać się innych jego przekonań, wręcz przeciwnych tamtym. Ponieważ zaś przy końcu autor nawet i te drugie przekonania ujmuje w cudzysłów, przeto można powiedzieć, że „Marya Dunin“ jest palimpsestem do kwadratu.
Przedewszystkiem „Marya Dunin“ napisana jest w charakterze opowiadającego, z którym autor się nie solidaryzuje, owszem stara się go tak skompromitować, jak on kompromituje Maryę Dunin. Bohater mój, archeolog, i jak się z przypadkowego niby napomknięcia dowiadujemy, doktor, opowiada swoje przygody źle i fałszywie, opuszcza czasem najważniejsoe szczegóły, przemilcza lub przekręca wszystko, coby nań mogło rzucić niekorzystne światło, chociaż wciąż mimo zastrzeżeń zdradza się i z zawiścią do Maryi Dunin i z różnymi nieładnymi przymiotami. Tu jest też źródło wielu jego sprzeczności z sobą samym. Raz np. powiada, że Marya była prześliczna, zaraz potem to cofa, osłabia, wkońcu jest łaskaw przyznać, że „pierwsze wrażenie było istotnie bardzo silne“. Sam zmysłowy i lubieżny, zarzuca Maryi, że mówiła rzeczy „dwuznaczne“ (ust. II.), a potem (w ustępie V.) pokazuje się, że ona nie miała pojęcia o tem, o co on ją podejrzywał. Maryę chciałby przedstawić jako dekadentkę, jako okaz patologiczny, aby się przytem popisać swoją trzeźwością i rozsądkiem; jest to zarazem jego sposób ratunku, i on bowiem później radby brać udział w tem dziwnem życiu, do którego należy Marya Dunin. Spotyka go los, zapowiedziany we śnie w ust. I.: że goni za głową bez ciała, głową, która wypowiedziała tajemnicze słowa. Jego własną winą jest, że nie dorósł do snów Maryi Dunin, nie miał w sobie analogicznego żywiołu i zaraz z samego początku nie docenił jej, gdy miał sposobność stać się jej partnerem. Stąd jego nienawiść. W ust. III. wspomina o patologicznym podkładzie jej snów, lecz jest łaskaw pominąć tę sprawę, z szacunku dla Maryi Dunin, którą „bądź ca bądź jakiś czas kochał i szanował“, — pocóż w takim razie wogóle o tem mówi? Kiedy (w ust. V.) musi wspomnieć o swoich zabiegach uwodzicielskich, czuje, że tu jest słaby punkt, i z góry usprawiedliwia się i polemizuje, — a potem, wbrew zasadzie, że w domu powieszonego nie mówi się o stryczku, cieszy się, że swego „honoru“ wówczas nijak nie nadwerężył. Gdzie może, tam napomyka, że się w nim panny kochają, tak Marya jak i Hermina. Np. w ust. I.: „postanowiłem odwzajemnić jej gorącą miłość“. Wciąż przedstawia rzecz tak, jakby-to on był bardzo smacznym kąskiem dla Maryi Dunin, a tu później pokazuje się, że ona go lekceważyła, i że raczej on zabrnął w miłości po uszy, chociaż potem orzekł, iż to nie była „wielka i prawdziwa miłość“. Ale przecież ma on rodzaj sumienia, bo nie tylko zdradza się często, ale widocznie bierze sobie zarzuty do serca i uznaje za stosowne jakoś się z nimi załatwić. Autor zauważa jeszcze, że jego bohater bardzo często wypada z roli i że charakter jego w całości nie jest ściśle przeprowadzony lecz tylko zaznaczony. Jest to konieczny błąd, który pojmie każdy piszący; musiałem bowiem owego doktora wyposażyć i lepszymi konceptami. Zresztą wchodzi tu w grę jeszcze jedna obszerniejsza instancya, o której jest mowa na końcu nowelli, gdzie autor sam odsłania swój stosunek do całego dzieła.
Teraz kilka uzupełnień faktycznych. Częścią uzupełnień a częścią przyznań się autorskich. Autor sam nie wie, która z hipotez archeologa ma być prawdziwą, i przyznaje się, iż w ciągu pisania pomysł o snach kilkakrotnie dobierał sobie innych podstaw — wszelką niejasność zaś można było zwalić na doktora archeologii. Przechyla się jednak autor do następującego sposobu powiązania tajemniczych napomknień, dotyczących snów Maryi Dunin. Ongiś zastrzelił się jakiś mnich, filozof światoburca, zakochany w kobiecie, którą sobie uroił w swej wyobraźni, po nim pozostały jego sny, błąkając się po świecie i szukając duszy, w którejby się mogły zagnieździć. Taką duszą jest Marya Dunin. Ale na razie sny działają słabo, ogólnikowo, dlatego być może, że gdyby doktor miał w sobie żywioł skłonny do ostateczności, byłby mógł z początku stać się partnerem Maryi. Pojawia się książka mnicha, sny Maryi się wyjaśniają, indywidualizują, równocześnie zaś tworzy się przez te sny jakby podziemny kanał między światem a zaświatem. Przyczynia się do tego i Bractwo, używając Maryi za szpiega, który ma się wywiedzieć czy poza światem przygotowuje się jakiś zamach na świat czy nie, i w jaki sposób raz na zawsze możnaby zapobiedz światoburstwu z zewnątrz. Ale zamiast coś wyszpiegować, Bractwo popadło w niebezpieczeństwo, bo przez otwartą furtkę wdziera się złowróżbny powiew. W Hali Manometrów dzieją się dziwne nieporządki, ciśnienie nieznanego fluidum dochodzi do tak niebywałej wysokości, że to zaczyna przerażać tak wytrawnego maszynistę jak p. Acheronta Movebo. Teraz doktor ma sposobność wyświadczenia usługi Bractwu, od którego otrzymuje list następującej treści (str. 25.):
„Zrobiliśmy głupstwo, wracaj koniecznie, w Tobie ostatni ratunek. Ufamy Ci jako prawdziwemu opryszkowi. Co się tyczy Maryi, to na wszystko pozwalamy“.
Pojmujemy teraz, z jakiemi zamiarami zbliża się doktor do Maryi w ust. VI. po nieudałych zalotach opisanych w ust. V., poznajemy także, jak wiarygodne jest jego opowiadanie. Ujrzawszy z blizka jej stan senny, cofa się doktór, przerażony czy też oszołomiony. Wszystko to śledzi Acheronta Movebo, którego mój bohater ze zdziwieniem spotyka w podziemiu. Acheronta, widząc, że niema innej rady, postanawia teraz przekonać się, czy niebezpieczeństwo, o którem ostrzegają manometry, jest w istocie tak groźne. W tym celu zwołuje posiedzenie, na którem kółko odnoszące się do Maryi (to jest zamilczone w tekście) napełnia się krwią, wskutek czego Maryę skazują na śmierć. Wyrok wykonuje sama natura, tak jak natura zdradza Bractwu, gdzie grozi niebezpieczeństwo.
W końcu sprawa najważniejsza: Co ma oznaczać Wielki Dzwon? jaki ma cel Bractwo, skupione pod jego godłem? — Otóż wpierw trzeba wiedzieć, że moja nowella powstała z dwóch źródeł. Jedno fantastyczne, którego najważniejszym darem jest pomysł co do sposobu śnienia Maryi Dunin — bez dalszego znaczenia; drugie ideowe, które mnie zasilało dopiero podczas pisania a którego wpływ zaraz wyjaśnię. „Marya Dunin“ należy do tego okresu mego rozwoju intellektualnego, kiedy byłem pogrążony w atmosferze idei Ibsena i Nietzschego, którzy żądali od człowieka ostatecznej, jak najdalej idącej konsekwencyi jego ideałów. Tak na mnie działał np. „Brand“ Ibsena, którego potomkiem jest bohater mego wiersza pt. „Chrystus z Oberammergau“. Wiersz ten napisany 10 lat temu ma taką treść, że na passyjnem widowisku w Oberammergau nagle pewien człowiek wchodzi między aktorów i zamienia kłam przedstawienia w krwawy dramat na seryo: wtłacza sobie cierniowy wieniec w skroń i każe się przybić do krzyża prawdziwymi gwoździami, cel zaś tego czynu tak tłómaczy:

...Bo ja niebo wam tu nagnę.
Nie wejdę doń sam,

Cała ziemia się odnowi,
A Ty odsłoń twarz,
Jeśliś jest, daj znak ludowi,
Wielki Ojcze nasz!

Nie wiem już pod wpływem czego, powstała też wówczas we mnie teorya, że niektóre ideały, dalej nauki, wreszcie miłość i poezya mają w sobie pierwiastek odśrodkowy, bo wzięte na seryo i przeprowadzone aż do końca musiałyby zniszczyć człowieka. W mojej nowelli jest jednak mowa nie tylko o zniszczeniu jednego człowieka, ale i całego świata: przypuszczam tam bowiem istnienie pewnego metafizycznego fluidum, rozlanego wszędzie, które „kiedyś na małym punkcie wstrząśnięte dźwiękami zbudzonego Dzwonu może zapłonie i świat rozsadzi“. Jest to tak pomyślane, że ideał w jakimkolkolwiek zakątku świata konsekwentnie spełniony wydaje z siebie iskrę, zdolną zapalić owo fluidum. Hipoteza, że zdarzenia umysłowe mogą oddziałać na świat zewnętrzny i rozluźnić go, zaczerpnięta jest z Schopenhauera, a raczej z „Homunculusa“ Hamerlinga, w którym-to poemacie wszyscy ludzie postanawiają w myśl teoryi schopenhauerowskiej wywołać w sobie równocześnie żądzę niebytu i tak „wolę zaprzeczyć“. Marya Dunin ma być właśnie symbolem pierwiastka odśrodkowego, przemytnikiem, łącznikiem obu światów.
Z pierwiastkiem odśrodkowym walczy jednak pierwiastek dośrodkowy, instynkt samozachowawczy ludzi i świata. Świat wytrzymuje tylko pewne maximum brania rzeczy na seryo, w ostatecznej bowiem chwili działa wentyl, który nadmiar wyrzuca a ideał redukuje do przyzwoitej miary. W człowieku klapa bezpieczeństwa działa na dnie jego sumienia, jest to jego sanctissimum, w którem on szachruje niepostrzeżenie. A zwłaszcza ludzie, którzy najwięcej biją, we Wielki Dzwon[1], więc myśliciele (tacy jak Nietzsche, Ibsen, Schopenhauer) i poeci — u tych funkcyonuje klapa bezpieczeństwa najwybitniej. W rozstrzygającej chwili cofają się oni przed konsekwencyą i mordują Maryę Dunin w sobie. Naturalnie w świecie psychicznym odbywa się funkcyonowanie wentyla mniej lub więcej nieświadomie. Bractwo W. D. zaś jest jakby uświadomionem działaniem tego instynktu samozachowawczego natury ludzkiej, jego hipostazą, najwyższym centralnym urzędem. Pod tym względem ważna jest przemowa Acheronty w ust. VII. Posiani są na granicy Ziemi na straży, mają za zadanie nie dopuścić do spełnienia się ideałów, do konsekwencyi. Jest to symbol[2] wspólnego spisku wszystkich ludzi, nieumówionej tolerancyi na pewnych punktach (wzajemne klepanie się po ramieniu). Więc ludzie to klapiarze a idealiści między nimi to hiperklapiarze. Zajmują, się oni szukaniem Dzwonu niby bardzo na seryo (objaśnienia Herminy w ust. VII.), piszą na ten temat dzieła, zarzucają drugim brak wiary, łożą energię i pieniądze na wielkie cele, ale tak bardzo w istnienie owego dzwonu przecież nie wierzą. Mimo niewiary jednak miota nimi wciąż obawa: A nuż jest ów Dzwon? i stąd eksperymenta Acheronty z Maryą i odwracanie niebezpieczeństwa zapomocą wyroku śmierci. Marya umiera „na truciznę z własnej krwi przyrządzoną“, to znaczy, że fluidum ogranicza się na zniszczenie jej samej tylko. Tak się dzieje z przemytnikiem Maryą, z innymi łatwiejsza sprawa: „zsyła się ich na pożyteczne zabawki do dzwonnicy“ (poezya, filozofia). Wyrazem tych pozornych sprzeczności w zadaniach Bractwa jest przemilczana w tekście rota przysięgi, któraby tak opiewała: 1.) Masz szukać Dzwonu. 2.) Nie wierzyć w jego istnienie. 3.) Cofać się w ostatniej chwili przed możliwością odszukania go i zatykać szpary, któremiby się mogły przedostać powiewy z tamtej strony.
Nowella moja jest palimpsestem, to znaczy, że ja stoję niby przeciwko Bractwu po stronie Maryi Dunin i stawiam mojego bohatera pod pręgierzem. Ale w ostatnim ustępie zawarty jest najwyższy atut: że właśnie ja, pomimo iż demaskuję klapiarstwo, pomimo pozoru największego przemytnictwa, przecież sam jestem klapiarzem, sam niejako przez to zdradzenie tajemnicy wypraszam dla siebie dyspenzę. Przyznaję się tedy i ja, że należę do Bractwa, przed którem wogóle niema ucieczki.
Tego ostatniego atutu nie trzeba brać bynajmniej za romantyczną autoironię, raczej już chyba za pozę autorską. W pozie ma też źródło fakt, że „Marya Dunin“ napisana jest techniką, posługującą się wciąż tajemnicami, niedopowiedzeniami: jakby autor na każdym kroku obawiał się powiedzieć za dużo, jakby się wstydził przyznawać do wspólności z Bractwem, a chcąc się przecież zwierzyć, osłaniał swą tajemnicę przed tłumem fantastycznemi szopkami, tak żeby tylko najlepsi zrozumieli wstyd i ból jego serca. Zdawało mi się naprawdę, że taka technika odpowiada właśnie idei „Maryi Dunin“, i chciałem odkrycie tego związku między techniką a ideą pozostawić węchowi recenzentów i filologów, którzy być może kiedyś wpadliby na ten dość skomplikowany koncept i uwierzyliby w niego. Ale ponieważ chcę burzyć kabalistykę filologiczno-poetyczną, więc oświadczam, iż podczas pisania wcalem się jakiejś tam teoretycznej wspólności z B. W. D. nie wstydził; do takich, abstrakcyjnych grzechów przyznawać się, to wcale nie sztuka. Tajemnicza technika „Maryi Dunin“ pochodzi tylko z lubowania się we fantastyczności, w baroku.
Najważniejszym błędem (oryentacyjnym — a te są najważniejsze!) „Maryi Dunin“ jest to, że tzw. ideał pojęty jest tu całkiem mglisto, bez zastosowania, — ot zwykły sobie rekwizyt poetycki, straszydło na wróble, a raczej na słowiki Apollina. Takimi rekwizytami posługują się wszyscy teraźniejsi wielcy poeci, i nasi i obcy, a ponieważ autor „Maryi Dunin“ chciał przed 6 laty robić według sławnych wzorów także różne sławne rewelacye o ideale, sile, niemocy, itp. „najważniejszych sprawach człowieczeństwa“ (z których sobie człowieczeństwo całkiem słusznie nic nie robi), więc pobawił się znowu symbolami — przynajmniej własnego wyrobu.
W przeciwieństwie do „Maryi Dunin“, „Pałuba“ nie wdaje się w żadne mistyfikacye; autor pisze niemal przed oczyma czytelnika, pokazuje mu wciąż: „popatrz jak ja to robię“. Ideowej łączności „Pałuby“ z „Maryą Dunin“ odkryć nie trudno. „Pałuba“ jest niejako wykonaniem programu, wypełnieniem ram, mglisto zarysowujących się w „Maryi Dunin“. Wprawdzie moja ibsenowska surowość znikła, nie nalegam na „zaraz! natychmiast! excelsior!“, stałem się liberalniejszym, a w „Trio“ staję nawet po stronie postulatowców i usiłuję bronić momentu komedyi. Ale zato banalną kwestyę ideału i czynu, pozoru i treści, zamieniłem bodaj w części na praktyczną, drobną monetę, pokazałem tajemniczy moment klapiarstwa w życiu na drobniutkich przykładach, które każdy może przetransponować dla swego domowego użytku, wytłómaczyłem wreszcie, o ile takie klapiarstwo jest konieczną funkcyą psychologiczną. Korzyść z tej nauki byłaby może większa, gdyby „Pałuba“ stała jeszcze bliżej praktycznego życia. No ale trudno porzucać dawne poetyckie nałogi. Zresztą, jak doświadczenie literackie uczy, po mojej śmierci otworzy się zapewne ów drugi horyzont, o którym mówiłem na końcu „Tria“; kto tego dożyje, doczeka się idealnej „Pałuby“, takiej, jaką się powinno było napisać.







  1. Niestety, nazwę „Wielki Dzwon“ zawdzięczam Niemcom. Po pierwsze wzięta ona jest z popularnego wyrażenia: „Die Sache an die grosse Glocke hängen“, które zawiera odcień ironiczny, niedowierzający; po drugie na pomysł o Dzwonie wpadłem, gdy się dowiedziałem, że Hauptmann napisał „Dzwon zatopiony“, i starałem się wykombinować, co też on tam mógł powiedzieć.
  2. Technika tego symbolu na wzór słynnej sceny z „Peera Gynta“. Inne wpływy: „Gulliwer“ Swifta, dzieła Poego. W tytule nawet echo z Poego („Tajemniczy zgon Maryi Roget“). A chociaż Poeowskiego „Gordona Pyma“ nie znałem jeszcze wówczas, gdym pisał „Maryę Dunin“, mimo to uważam mój rysunek kopalni Dzwonu oraz rysunek B. W. D. wprawdzie nie za naśladownictwo szczegółu o tajemniczych podziemiach z „Gordona Pyma“, ale za coś więcej niż przypadkowe podobieństwo: za przykład tego psychicznego objawu, iż można się mimowoli tak przejąć czyjemiś pomysłami, że potem oryginalnie wytwarza się pomysły te same albo pasujące doskonale do tego samego genreu. — I w „Pałubie“ jest jeden wpływek z Poego: mianowicie najogólniejszy schemat fabuły przypomina jego nowellę pt. „Morella“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Irzykowski.