<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Miciński
Tytuł Xiądz Faust
Wydawca „Książka“
Data wyd. 1913
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVIII. LABORATORJUM FAUSTA.

Weszli do komnaty dużej, Imogiena zajarzyła światło acetylenowe. Mnóstwo słoików ponumerowanych na półkach. W cieplarni oszklonej wszystko drgało i mrowiło. Zarodki rekina rozwijają się w dziwacznych kieszeniach. Jaja octopusa i mątwy, jeżowców i szkarłupni. Gdzieindziej embrjonuje jajko kobiece wraz z plemnikiem męskim na tle żółtka jakiegoś ptaka, złączone w biologiczną całość przez radjoaktywne toki.
Widział w wodzie morskiej potworne bestje, małe jeszcze, ale wyraźnie przedstawiające rekino­‑człowieka.
— Według doświadczeń Morgana, można, dzieląc jajo, otrzymać odpowiednią ilość osobników maleńkiego wymiaru; łącząc zaś dwa ze sobą, otrzymujemy olbrzyma. Ksiądz Faust umie wpływać na tworzenie olbrzymów przez łączenie kilku zapłodnionych jaj ze sobą w łonie matki. Jest to proces niesłychanie złożony, bo trzeba za pomocą magnetyzmu wpływać na łączenie komórek. Nie jest trudno tworzyć potwory, idąc za Cramptonem, który z dwuch poczwarek motyli otrzymywał np. olbrzymią Samię i maleńką Cynthię, zrosłe. Ale chodzi o tworzenie harmonijnych wyższych kombinacji — o wytworzenie rasy, gdzie ludzka byłaby tylko tym, czym jest opuncja dla wspaniałych owoców śliwy lub ananasu, kiedy je na nich sadzi słynny Burbaki.
Tymczasem próbuje kształtować morskich ludzi czyli trytonów, orłoludzi czyli archaniołów, centaurów, olbrzymów i nadludzi.
— W prędkim czasie marna ludzkość przeobrazi się w istotny Mit — zawołał Piotr. — Kuchnia czarodzieja staje się prawdą!
— Ksiądz uznał, że mówić tylko kazania do ludzi takich, jakiemi są obecnie — sprowadza się niemal do obrazu Böcklina, gdzie młody franciszkanin poucza rekiny — te słuchają go z miną nabożnisiów. Ale pod obrazem widać w morzu szeroko rozwarte paszcze, gonią za mniejszemi rybami, z których niektóre mają już przecięty brzuch.
Religja od lat tysięcy poucza, ze trzeba się przeobrazić. Zmienić należy sam kierunek przeobrażeń. Więc nie pobożny fanatyzm, nie ślepota wiary, nie ascetyczne zabijanie ciała dla duszyczki uformowanej w rodzaj pęcherzyka z ciepłym słodkim mlekiem zamiast serca!
Ludzkości łożysko należy zmienić. W tajniach natury tkwią tajnie twórczości duchowej.
— Po tym wszystkim, co tu ujrzałem, rozumieć zaczynam, że pojęcie „duch“ ma naukową wartość.
Zaśmiała się smutno Imogiena.
— Ty mękę Tantala bierzesz za mit: nie widzisz spalającego się życia w ogniu, który wkracza już w regjony owej Hybris, za którą bogowie karzą. I dla tego ksiądz, aby nie zakończyć szaleństwem Bezmiaru — szuka świętości — t. j — uśmiechu szczęścia, czyniącego dobro najmniejszej istocie nawet, która żyje i warta jest żyć. —
Imogiena wiodła go dalej — weszli przez oranżerję, gdzie były dziwa botaniczne, do pokoju ostatniego, który był celą.
Palił się już ogień ranny, choć był jeszcze zupełny mrok — w chłodnym powietrzu buchał wesoło.
Prometeusz Ribery w rozkrzyżowaniu między górami.
Klęcznik, Rigweda, rozwarty Faust, doniczki kwiatów. Umajone ściany wielkiemi gałęźmi choinowemi, korona z lamp różnobarwnych i wielki czarny krzyż.
Z boku trumna, wydrążona w pniu: skóra łosiowa, okryta szarym zgrzebnym prześcieradłem, świadczyła, że tu sypia ksiądz.
Jedlinka nad trumną nadawała jej radosny ton Wielkanocy i Zmartwychwstania.
Stanął Piotr przed Ukrzyżowaniem Prometeusza, potym wejrzał na obraz Lionarda Wieczerzę Pańską — i uczul wzbierający w sobie bunt aż do ogromności Lucyferycznych otchłani.
Wszelkiemi drogami — tylko już nie przez górę błogosławieństw „maluczkich duchem“...
Dla czego ksiądz łączy ogień i wodę, burzę Kaukazu i migdałową spokojność Galilejczyków?...
Piotr postanowił stoczyć ostatni bój u bram swego grodu, niby Hektor broniący Troi wolnej myśli.
Ogarnął go żywioł wiedzy, która tu falowała buchającemi aż po strop nieba, aż po jaskinie przedpotopowych Atlantozaurów zagadnieniami życia, lecz jednocześnie wybuchła w nim radość nieokiełznana, potrzeba djonizyjskiego upojenia w kontraście do zbliżającej się nicości. Objął kolana Imogieny w uścisku, wyprostował się w śmiechu radosnym, tryumfującym.
— A więc ze mną jesteś, a ja z wami?! Bo wiara wasza jest szatą spłowiałą, której nie odrzucacie, aby z narodem nie zrywać! W rzeczywistości idziemy w jednym i tymsamym światopoglądzie rewolucyjnym. Teraz i ja z tych wyżyn chętnie patrzę na opuszczone średniowieczne katedry. Biedne! czy podejrzewały, że zamienią się dla wnuków swych — w tematy ekscytujące Durtalów Huysmansa? że ich grube foljały, oprawne w skóry jałówek, staną się dla nas nieprzebranym zasobem śmiechu nad ludzkością — owych pia hilaria? na sobie przeżywam Biblję: podobnie jak Adam rabinów — pierwszej mej godziny wziętym z nicości karczemnej na światło księdza Fausta. W parę godzin ujrzałem Hewę czy szatana, nie wiem: bo szatan biblijny miał też dziewiczą twarz (virgineum habens vultum!). Ukazał się Adamowi w formie pawia, Ewie zaś w formie węża. Sodoma i Gomora w opowieści Mesyny. I stało się ze mną jak z Abrahamem, którego Nemrod miał rzucić przy pomocy djabła na stos, który zbierali Babilończycy przez lat kilka. Gdy wreszcie zapalono, nie można było się zbliżyć na wiele mil dokoła. Djabeł sfabrykował maszynę, za pomocą której rzucił zdaleka patryjarchę. Ale demon był zawstydzony: nietylko że ogień stracił moc — wytrysło źródło i cały stos zamienił się w ogród różany.
Tak, wyznam, że już nadchodzi dziewiąta godzina mego tu pobytu, kiedy muszę się śmiać. Bo miałem upaść na stos męczarni, a wszedłem w ogród różany. I chętnie poddaję się urokowi religijności, chętnie wierzyć jestem gotów za brewjarzem Maronitów i obrazem w Santa Maria Maggiore, że poczęcie odbyło się przez ucho. Wraz z Jezusem apokryficznym chodzę po karczmach, gdzie Jezus śnił, że był na Tronie synostwa Bożego, a Judasz tymczasem zjadał gęś pieczoną. Wraz z Dantem poddam się cudnym legiendom o piekle św. Brandana, Patryka lub źródłowym opisom piekła pod Wezuwjuszem i Etną! Wzruszają mnie Anioły Quentyn Matsysa i Ghirlandaja — niebo ze złota masywnego, mury ogniowe raju, usiane klejnotami. Tam według jezuity z w. XVII aniołowie ubierają się jak kobiety, mają włosy fryzowane, szaty kosztowne, tworzą uczty i bale. Na szubienicy jeśli zawisnę — może będę rozmawiał poufale z M. Boską, jak pewien młody pielgrzym do Sant Jago, niewinnie powieszony? Nie oglądam Twych rąk, Imogieno, ale kocham je, jakbyś miała stygmaty i pierścień z czterema rubinami św. Katarzyny. Rozkoszuję się Twą pięknością, błogosławiąc epokę oświecenia, iż nie pozwoliła Ci niby świętej Róży z Limy natrzeć się wapnem, nieść koronę cierniową i wymierzać sobie tysiąc uderzeń co dnia! Św. Franciszek przechodzi morze, św. Kopras zatrzymuje słońce, św. Maclou celebruje mszę na wielorybie, dwoje dzieci wieczerza z dzieciątkiem Jezus. Trup Magdaleny odwraca głowę, gdy wchodzę do kościoła — jako od złego ducha. Ale ja cicho szepcę jedną z modlitw medycyny ubogich, którą znał i Donkiszot!
„Św. Apollin usiadł na marmurze, Zbawiciel podchodzi i pyta: Apollinie, czemu jesteś w chmurze? — Bo mi ząb mój zgrzyta. — Apollinie, odwróć się, jeśli to krew skrzepła, to pocieknie, jeśli robak — wleci do piekła. — Pięć Ojcze i Zdrowaś...“ Jeśli mimo to wolałbym z Malatestami mordować, z Orsiniemi truć Bordżiów — to czy mogę zwątpić w zbawienie, gdy wchodząc na każdy schód kościoła Piotra w Rzymie otrzymuję 1000 lat indulgiencji? Pojadę tramwajem do kościoła Maria del Popolo, czekają mnie gieologiczne epoki: 555 tysięcy 293 lat i 285 dni odpustu mych mąk w czyśćcu. Jeśli podróżuję po Hiszpanji, nie ominę Sant Jago — tam zdobędę przeszło 800 tysięcy lat. Jałmużnę dam mnichowi, a wybawię dusze z czyśćca, choćby one były wbite w grzęź piekielną, jak miętusy i liny. Hrabia de Villa Medina za 6 pistolów wyzwolił 6 dusz z czyśćca! wprawdzie gdy chciał pistole wziąć nazad, za słusznym argumentem, iż dusze już w żadnym razie z nieba do czyśćca nie wlecą, mnich nabrał skrupułów i pistole zatrzymał na tacy. Milczysz? Jesteś jak św. Gienowefa we Flamandji, która jedzie na koniu, a wesołek wyprawia przed nią tysiące skoków, lud rozbawiony — ona musi zachować uroczyste milczenie! Czy zapomniałaś, że tworząc chrześcijaństwo, wstępujemy też w odpowiednie obyczaje, np. święto Osła, gdzie podczas mszy ryczano na cześć Asinus egregius, asinorum Dominus!...
Zazdroszczę Ci, że mogłaś wżyć się w dziwactwa psychiczne różnych sekt, gdyż Abeljanie żyli z żoną jak z siostrą, Adamici chadzali nago, Muzoryci czcili myszy, i ilu ich tam tych Kainitów, Anabaptystów, Lollardów, Mormonów...
Pyszne musiały się dziać sceny à la Bokaczjo u Dozytejczyków, którzy zostawali 24 godziny bez ruchu w tej postawie, w jakiej zastał ich sabat. Mówiąc stylem kazań za Richelieugo: Jezus wykonał na teatrze świata sztukę naszego zbawienia. Pyszny arystokratyzm Bordżiów kazał im uwolnić się od postu w Wielki Piątek: oni jedni wśród chrześcijan mogli w ten dzień jeść tłusto. Wielkie pia hilaria czy nie zachowały się w dziejach Sanczeza de matrimonio, które studjują nasi klerycy? lub w tych dysputach św. Antonina, biskupa z Florencji — o szczurze, który zjadł hostję?...
Czy nie kładziono u Greków w trumnę listu do św. Piotra, aby takiego to kniazia wpuścił natychmiast bez przeszkód i bez opóźnienia do królestwa Bożego? Ale ta komedja religijna nabiera ponurego tragizmu w miarę gorącości klimatu: u Khondów w Indjach rozrywają ofiarę ludzką wśród modlitw i ekstazy. Piramidą ludzkich czaszek wieńczyły się uczty na cześć meksykańskiego Boga — i darujmy wobec tego życiu współczesnemu, że trzysta tysięcy rewolucjonistów umiera pod niebem Sybiru.
— Pozwól, Piotrze, — rzekła Imogiena, — abym przytoczyła zdanie z księgi Enocha: „Byli stworzeni, aby naśladować czystość i sprawiedliwość aniołów. Zginęli z powodu nadmiernej wiedzy“. Przez pozorną wesołość weszliśmy na te góry mroku, gdzie wszystko żywe ucieka; na góry, które tworzą zimę, w miejsce, gdzie wody spadają w bezmierne przepaście. Mówmy o jedynym, co nas obchodzi — nas, żyjących w poczuciu tragicznym niepowracalnego nigdy Czasu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Miciński.