>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Złota Marysia
Podtytuł Komedyjka w 1-ym Akcie dla dziewcząt
Wydawca Wydawnictwo Muzyczne i Księgarnia B. J. Zalewski
Data wyd. 1930
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
ZŁOTA MARYSIA
Komedyjka w 1-ym Akcie

OSOBY:
Czarna Marysia lat 12
Złota Marysia lat 12
Macocha lat 14
Wróżka Wodna lat 14
Głosy w Oddali
Rzecz się dzieje na wsi. W pokoju musi być coś w kształcie studni, jakieś duże pudło lub paka, za którą skryć się można. Roślin musi być trochę w doniczkach, na podłodze, jeśli niema trawy naturalnej lub liści, trzeba pociąć bibułkę zieloną lub papier i posypać nimi podłogę.

WYDAW. MUZYCZ. I KSIĘGARNIA
1505 Tell Place
CHICAGO, ILL.



AKT I.
SCENA 1.

Matka (W zwykłej izbie wieśniaczej): Ani kropli wody! Co to znaczy? Dlaczego nie przyniosłaś do tej pory? Cóż to? może ja stara mam chodzić po wodę do studni?... Zaraz mi przynoś!

Złota Marysia (rzuca obierane kartofle i chwyta wiaderko): Zaraz, mamo, zaraz!

Czarna Marysia (przedrzeźnia ją): Zaraz mamo, zaraz! (swym głosem naturalnym) Trzeba próżniakowi o wszystkiem przypominać! Ot i buciki moje jeszcze niewyczyszczone!... (biegnie i chce uderzyć Złotą Marysię, Marysia ucieka przezedrzwi).

Matka: Prawdę powiedziawszy, to mogłabyś sobie buciki sama oczyścić!

Czarna Marysia: Taak! I z osmolonemi rękami, ma mnie może wziąć książe? Wszak sama mówiłaś, że książe napewno mi się oświadczy.

Matka: O naturalnie! Wzroku od ciebie nie odrywa! A jak jeszcze tę nową suknię na siebie włożysz, to napewno ci się oświadczy! A wtedy i matce będzie lżej! Przyjmiesz matkę do siebie, nieprawdaż?

Czarna Marysia: Naturalnie! Zarazbym usunęła dawną kucharkę, a wzięłabym matkę... No, ale gdzież ta suknia? Pora się już w nią ubierać

Matka: Cierpliwości, córeczko! Zaraz przyniosą!... Ale co ta Marysia tak długo nie przychodzi?

Złota Marysia: (wbiega bez wiadra) Matko, nie gniewaj się!

Czarna Marysia: Utopiła wiadro! Cha, cha! cha!

Matka (przyskakuje do Złotej Marysi): Gdzie wiadro?!...

Złota Marysia (ze spuszczoną głową): Nachyliłam się nad studnią i wpadło...

Matka: Żeby mi było w tej chwili! Słyszysz!

Złota Marysia: Studnia taka głęboka...

Matka: Wskocz do niej i przynieś wiadro z powrotem, albo nie pokazuj mi się na oczy!

Czarna Marysia: O, tak! tak! inaczej nie pokazuj mi się na oczy!

Matka (wygania płaczącą Złotą Marysię): Idź mi stąd natychmiast! (zamyka drzwi za nią).

Czarna Marysia: A to niedołęga! Zawsze coś spsoci! Dobrze jej tak! (pukanie za drzwiami).

Matka: Kto tam?

Dziewczynka z Magazynu: To ja z magazynu.

Czarna Marysia: Otwórz matko! (wchodzi dziewczynka)

Matka: A gdzież suknia?

Czarna Marysia: A gdzież suknia?

Dziewczynka: Pani prosi, żeby panna Marja przyszła jeszcze do przymiarki, trzeba coś poprawić!

Czarna Marysia (z gniewem): Co? jeszcze poprawiać? Już czas, żeby była skończona!

Dziewczynka: Pani mówi, że na taką figurę robić trudno.

Czarna Marysia: Taką figurę? Coto znaczy?

Dziewczynka: Pani mówiła, że jedna łopatka u panienki wyższa...

Czarna Marysia: (podbiega do przestraszonej dziewczynki) Co mówisz? Jak śmiesz?! (chce ją uderzyć).

Matka: Dajże jej pokój! Cóż ona temu winna!

Czarna Marysia: Nigdy do tej krawcowej nie dam sukni (do dziewczynki) Czego stoisz? Idź! (dziewczynka wychodzi).

Matka: Chodźmy prędzej, bo gotowa na wieczór nie zrobić!

Czarna Marysia: Poco mi mówiłaś, żeby dać do tej obrzydliwej szwaczki! Całe miasteczko dowie się o mej łopatce i książe nie zechce się ze mną żenić!

Matka: Już ja jej powiem, żeby nie plotła głupstw... Chodźmy (wychodzą).

SCENA 2
Złota Marysia, Matka, Czarna Marysia.
(Pokój zamieniony w podwórze zarosłe trawą, w środku stoi duża paka albo beczka. Złota Marysia nachylona, patrzy w głąb. Za paką stoi ławeczka.)

Złota Marysia: Boże mój! co pocznę? Kazała mi matka przynieść wiaderko, albo nie pokazywać się w domu... Dokąd pójdę... (zakrywa twarz rękami i szlocha). Wpadnę chyba do tej studzienki i wyciągnę, ale utopić się mogę... Taka głęboka!... (nachyla się nad studnią i znika. Wrażenie musi być takie, jakby wpadła do studni.)

Matka (wychodzi z chaty i rozgląda się): Gdzie ta Marysia? Powiedziałam w złości, żeby wskoczyła bodaj do studni, jeśli chce wrócić do domu i dziewczyna zlękła się i nie przychodzi. A prawdę mówiąc źle bez niej... Czarna Marysia nie chce nic a nic robić, siedzi jak dama, boi się rączki powalać, a tamta mnie we wszystkiem zastąpi, choć młodsza i słabsza od Czarnej Marysi (ogląda się niespokojnie wokoło) Marysiu, Złota Marysiu! a chodźże! (milczenie) Marysiu! nie bój się! przyniosłam hak, wyciągniemy wiaderko! Tak cicho... Niema jej... (idzie do studni, spostrzega fartuszek rzucony i staniczek Marysi i zaczyna krzyczeć w rozpaczy) Utopiła się! Co pocznę bez niej! I poco ją wyganiałam! Trzeba było odrazu wziąć sznur i haki i wyciągnąć! O, moja Złota Marysiu! (siada przy studni i płacze, wchodzi na scenę Czarna Marysia).

Czarna Marysia: Co się matce zrobiło? Już czas na zabawę, widziałam powóz księcia, a matka najspokojniej tu odpoczywa. Gdzie Marysia?

Matka: Niema, niema Złotej Marysi!

Czarna Marysia: A gdzież się zadziała?

Matka: Utopiła się!

Czarna Marysia: Każdy musi umrzeć!

Matka: Marysiu, to twoja siostra!

Czarna Marysia: Co tam za siostra! Tylko przyrodnia!

Matka: Robiła nam wszystko...

Czarna Marysia: Wielka rzecz! Teraz matka będzie za nią robiła!

Matka: Sił nie mam...

Czarna Marysia: Znajdą się, znajdą, a tymczasem ubierz mnie matko i jedźmy, może wrócę narzeczoną księcia!

Matka: Daj to Boże! (wychodzi).

Złota Marysia (wychodzi z za paki, jakby wychodziła ze studni, cała oblepiona złotemi pieniędzmi z papieru, wiaderko w ręku): Sen to, czy jawa? co się ze mną działo? Ach! jakżesz mi tam było dobrze i jak czas zeszedł prędko... A ta Wodna Pani jaka szlachetna i dobra! I wiaderko mam i pieniędzy tyle! Teraz śmiało pójdę do domu (odchodzi od studni).

Matka (wyglądając z chaty): Co to za głosy?...

Głos z oddali: Wraca Maryś w złocie cała,
Bo uczciwie pracowała!

Matka (spostrzega Marysię): Ach! Marysiać Złota Marysia, ale jak pięknie ubrana, a ile na niej złota!

Złota Marysia (podchodzi i całuje matkę w rękę): Dzień dobry mamo! Przepraszam, że tak długo nie miałaś wiaderka... Pewnie ze dwa dni u was nie byłam.

Matka (zdziwiona): Ze dwa dni? Och! dużo więcej!

Złota Marysia: Matko, czemu sama dźwigasz takie ciężary?

Matka (ze smutkiem): A któż mi pomoże?

Złota Marysia: A siostra? Czy może już wyszła za księcia?

Matka: Gdzietam! siedzi w domu i każe sobie służyć... Oj, niesprawiedliwa ja byłam dla ciebie...

Złota Marysia (całuje matkę): O, nie! zawsze byłaś dobra... Kochałam ciebie i kocham.

Matka: Boś poczciwe dziecko! No, powiedz skąd masz tyle złota na sobie i jak wydostałaś wiaderko... Chodźmy do chaty (wychodzą).

SCENA 3
(Matka, Złota Marysia, Czarna Marysia, Wodna Pani, Głosy)

Złota Marysia (wchodząc do siostry): Dzień dobry ci siostrzyczko!

Czarna Marysia (wskakując od lustra): A ty skąd? A więc nie utopiłaś się! Skąd masz tyle złota?

Złota Marysia: Opowiem wszystko... poczekaj chwilkę...

Czarna Marysia: Ach, mów, mów zaraz! Umieram z niecierpliwości!

Matka: Dajże jej odpocząć!

Czarna Marysia: O, jaka mama na nią łaskawa! Co to znaczą pieniądze...

Matka: Cicho bądź! nie dla złota ją kocham...

Czarna Marysia No, mówże, mów, może i mnie się uda zdobyć pieniądze!

Złota Marysia: W rozpaczy wskoczyłam do studni, żeby wyciągnąć wiaderko. Nie utopiłam się, ale stanęłam na gruncie, gdzie rosły cudne srebrne kwiaty, gdzie na drzewach owocowych wisiały złote jabłka i cudne kamienie... Nieśmiało poruszałam się w tym czarodziejskim ogrodzie, gdy naraz ujrzałam przed sobą bardzo brzydką i bardzo starą kobietę. W ręku trzymała laskę, którą się podpierała, a na głowie miała ogromny czepiec. Zlękłam się jej straszliwie, ale ona głosem łagodnym rzekła:
— Chodź, Złota Marysiu, nie bój się! Wiem pocoś przyszła. Wiaderko twoje jest u mnie, ale musisz wysłużyć sobie zwrot. Potrzebuję właśnie służącej, tyle jest do obmiatania, czyszczenia, tyle śniegu spadło tym razem, że trudno mi dać samej radę.
Zgodziłam się z chęcią, ile razy tylko Wodna Pani kazała mi trzepać pierzynę, tyle razy śnieg ogromny okrywał ziemię, a kazała to często robić.

Matka: To też śniegi tej zimy były olbrzymie...

Czarna Marysia (niecierpliwie): Nie przerywaj jej, matko, chcę wiedzieć skąd ma tyle złota...

Złota Marysia: Było mi bardzo dobrze u Wodnej pani, ale tęskniłam za wami...

Matka: Dobre dziecko...

Czarna Marysia: Głupie nie dobre! Trzeba było posiedzieć dłużej, tobyś więcej dostała pieniędzy.

Złota Marysia: Dosyć będzie dla nas!...

Czarna Marysia: Jakto? to ty się podzielisz?

Złota Marysia: Naturalnie! A cóżbym robiła z temi pieniędzmi? Wreszcie, co za przyjemność samej używać dostatków?...

Matka: Mów dalej, co się stało?

Złota Marysia: Wodna Pani wiedziała o wszystkiem, choć jej nie mówiłam o mojej tęsknocie...
Zawołała na mnie i rzekła: — Jesteś dobrą i pracowitą dziewczynką, zasłużyłaś na to, żeby ci oddać wiaderko i wynagrodzić... Roboty już nie wiele, śniegi przestały padać, możesz wracać do domu... Pokażę ci dwie bramy: idź przez tą złotą bramę i co ci napada w fartuszek i na ciebie, zabieraj do domu...
To mówiąc pokazała mi śliczną złocistą bramę, ucałowała na pożegnanie i wypuściła...
Jak tylko weszłam w bramę, deszcz złota osypał mię całą i oto wyszłam z wiaderkiem i ze skarbami na sobie.
Podzielmy się teraz temi pieniędzmi...

Czarna Marysia: Dawaj! dawaj mi moją część! Kupię sobie złoty zegarek. Ach, tak mało!

Złota Marysia (dodaje jej ze swej części): Masz, siostrzyczko, mnie i to starczy, kupię sobie maszynę do pończoch i zarobię na siebie i mamę...

Czarna Marysia (śmieje się): Cha! cha! cha! Maszynę kupi! Ktoby mi to kazał!... Ja mam dużo, dużo potrzeb i mnie tego, co tu mam, za mało! Pójdę i ja do Wodnej Pani... Opowiedz, jak to trzeba robić...

Złota Marysia: Wrzuć wiaderko niby wypadkiem, spuść się potem do studni i rób, co ci Wodna Pani rozkaże...

Matka: A jeśli się utopi! O, Boże!...

Czarna Marysia: Nie utopiła się ona, to i ja się nie utopię, a pełne wiadro złota przyniosę... Daj mi, matko, to największe wiadro!...

Matka: Dobrze, ale tak się ogromnie boję...

Czarna Marysia: Et, głupstwo! Matka tylko lamentować potrafi! Już idę, a pieniędzy mi nie ruszajcie!

Matka: Pójdę z tobą, a ty Złota Marysiu, pilnuj domu!

Złota Marysia: Dobrze, mamo, ale wracaj prędko, będę niespokojna o ciebie... (całuje ją w rękę, matka tuli ją do siebie).

Matka: Złote, kochane dziecko... (wychodzi Czarna Marysia i Matka).

SCENA 4
(Złota Marysia, Matka, potem Czarna Marysia i Wróżka.)

Matka: Tak długo naszej Marysi nie widać...

Złota Marysia: Wróci wkrótce, mateczko... Nie martw się...

Matka: Boję się, że nie będzie chciała słuchać tej Wodnej Pani i może jej nie puścić do domu... Każe ją może utopić!

Złota Marysia: I ja boję się o to, że Marysia nie zechce nic robić... Ale Wodna Pani tak zła nie jest...

Matka: Dla ciebie każdy dobry, boś ty dobra!

Złota Marysia: Jak się cieszę, że mam tę maszynę, że zrobiłam parę pończoch dla ciebie... I Marysia ucieszy się, gdy wróci... Patrz, mamo, jakie cieniutkie dla niej zrobiłam pończoszki!...

Matka: Jakaś ty dobra, że o każdym pamiętasz... Ale co to? Słyszę jakieś głosy. Takie, jak wtedy, kiedyś wracała od Wodnej Pani, ale jakoś inaczej wołają.

Głosy z oddali: Czarna Marysia wraca,
Nie miła dla niej praca!...

Złota Marysia (wychodzi przededrzwi): Ach! (zakrywa twarz rękami).

Matka: Patrzaj! patrzaj! (stoją objęte uściskiem i przerażone).

Czarna Marysia (cała w szmatach czarnych, jakby smołą oblana, twarz czarna, ręce czarne, zła bardzo rzuca się ku Marysi): Masz! masz! (uderza ją). Oszukałaś mnie! Wyszłam bramą jakąś, wskazaną mi przez tę starą babę, co mieszka w wodzie i oto, deszcz ze smoły spadł na mnie! (chce bić Złotą Marysię).

Matka: Nie ruszaj jej! Dlaczego nie chciałaś słuchać Wodnej Pani?... masz za to nagrodę...

Czarna Marysia: Naturalnie, że jej nie słuchałam! Jeszcze czego! Chciała, żebym jej słała łóżko, wytrząsała pierzynę! Jam nie sługa! — Oddawajcie pieniądze! (ukazuje się Wróżka w białej szacie, lilje białe w rękach).

Wróżka: Pieniędzy twych już niema, zamieniły się w smołę (otwiera szufladę gdzie były złożone). Oto one! Te tylko, które zapracujesz własnemi rękami będą lśniły złotem, jak tej dobrej dziewczynki (wskazuje na Złotą Marysię). Weź się do pracy, a zamieni się smoła w złoto i ty czarną być przestaniesz. A Ciebie, Marysiu Złota, niech Bóg błogosławi! Bądź dobrą i pracowitą jak dotąd (do Matki). Wiem, że żałujesz swego dawnego obchodzenia się ze Złotą Marysią, że poznałaś się na jej wartości, nic ci więc nie mówię... Masz tylko dowód, jak źle na wszystko pozwalać i różnicę między dziećmi robić! (tuli główkę Złotej Marysi do piersi, kiwa głową matce i odchodzi. Czarna Marysia stoi ze spuszczoną głową. Złota Marysia i Matka w zachwycie milczą.)

Zasłona spada
KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.