Zemsta za zemstę/Tom trzeci/XXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zemsta za zemstę |
Podtytuł | Romans współczesny |
Tom | trzeci |
Część | druga |
Rozdział | XXIV |
Wydawca | Arnold Fenichl |
Data wyd. | 1883 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | T. Marenicz |
Tytuł orygin. | La fille de Marguerite |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Tak, to prawda, bardzo cierpię — rzekł złamanym głosem — ale jakże mogłoby być inaczej... — Ten zgon głęboko mnie zmartwił... Pan de Terrys był moim przyjacielem i nie sądziłem, ażeby jego koniec był tak blizki... Myśl że go już więcej nie ujrzę, ściska moje serce! Biedna Honoryna, jakaż musi być jej rozpacz i jakie w pierwszej chwili osamotnienie! Żałuję jej z całej duszy, ale co prawda, w jej wieku zmartwienia prędko mijają, a zresztą majątek po wielu rzeczach pociesza... Oddamy hrabiemu ostatnią posługę i pozostaniemy szczerymi przyjaciółmi Honoryny...
Po krótkiem milczeniu Paskal mówił dalej:
— Któż ci udzielił tej smutnej nowiny?...
— Odźwierny pałacu hrabiego... — odparł Paweł.
— Chodziłeś z wizytą do panny de Terrys?...
— Tak, mój ojcze...
— Zapewne nie zostałeś przyjęty...
— Panna de Terrys nie przyjmuje nikogo, i nie chciałem nalegać, aby na moją korzyść czyniła wyjątek.
— Dobrześ zrobił... Czy katastrofa nastąpiła dzisiejszej nocy?
— Dziś rano, około w pół do dwunastej znaleziono hrabiego w gabinecie bez życia.
— Więc córki nie było przy jego zgonie
— Nie wiem, ale zdaje mi się że nie...
Paskąl wydał głębokie, obłudne westchnienie.
— Oddalmy te smutne myśli... — rzekł następnie. — Koniec końcem z rodziną de Terrys nie łączą nas żadne związki familijne... Zostaniesz u mnie na obiedzie?...
— Nie, ojcze...
— Cóż ci przeszkadza? — czy praca?
Paweł zarumienił się.
Paskal domyślił się, czem się syn zakłopotały uśmiechnął się i mówił dalej:
— Zatem schadzka miłosna?
Student potrząsnął głową.
— Jakto i to nie... — ciągnął dalej przedsiębiorca — cóż zatem?
— Obowiązek...
— Obowiązek!!... jaki?
— Pamiętasz ojcze, żem ci mówił iż pokochałem?
— Bardzo dobrze.
— Przyobiecałeś mi, że będziesz kochał tę, ktorą wezmę za żonę...
— Bez wątpienia, gdyż sądzę iż jesteś niezdolnym do zrobienia złego wyboru...
— A więc, mój ojcze, od naszego ostatniego widzenia się, zaszło mnóstwo wypadków... cały romans, albo raczej dramat.
— A! ba!...
— Tak ojcze... Przez chwilę sądziłem, że ta którą kocham jest dla mnie straconą, ale Bóg pozwolił mi ją odszukać... wybrał mnie do ocalenia jej ze straszliwego niebezpieczeństwa, w którem miała utracić życie... Zobaczysz wkrótce tę, która wraz z tobą jest wszystkiem dla mnie na świecie!... Poznasz ją... pokochasz i każemy jej przez nadmiar szczęścia, zapomnieć o tem co przecierpiała...
— Co przecierpiała... — powtórzył machinalnie Paskal, który zaprzątnięty strasznemi kłopotami, nie wielką wagę przywiązywał do miłostek swego syna.
— Tak, ojcze... — mówił dalej młodzieniec z ożywieniem — nikczemna intryga została zawiązaną przeciw biednemu dziecięciu... Nędznicy pragnęli jej śmierci... Szczęściem ocaliłem ją i pomszczę...
Przedsiębiorca nie słuchał.
Pilno mu było pozbyć się syna.
— Odchodzisz? — zapytał.
— Muszę, ojcze, ale wkrótce się z tobą zobaczę i wszystko opowiem...
— Sprawisz mi tem przyjemność... Czy ci potrzeba pieniędzy?
— Miesiąc się kończy i jeżeli zechcesz mi dać, przyjmę z wdzięcznością...
Paskal otworzył szufladę biurka i wyjął bilet bankowy który podał Pawłowi.
— Ależ to tysiąc franków!... — zawołał ostatni.
— Tak, tysiąc franków... — odpowiedział przedsiębierca z przymuszonym uśmiechem, — w tym miesiącu podwajam ci pensyę... Jesteś zakochany, a nic więcej nie kosztuje, jak miłość.
Paweł uściskał ojca i oddalił się z sercem przepełnionem radością.
Przedsiębierca poczekał pięć minut, poczem włożył ciepłe palto, okręcił twarz dużym szalem, włożył kapelusz i wyszedł z kolei.
Udał się na ulicę Picpus aż do passażu Tocanier, w który się zapuścił i którym szedł aż do drzwi domu zajmowanego przez jego stryjecznego brata Leopolda Lantier, zbiega z Troyes, mniemanego Valtę.
Stanąwszy u drzwi zadzwonił.
Otworzył mu były więzień.
— Sam jesteś? — zapytał Paskal.
— Tak, wejdź... Służącego wysłałem do miasta i nie prędko powróci...
Paskal przestąpił próg i udał się za swoim krewnym do pokoju, w którym ten zwykle przebywał.
Tam się zamknęli.
— Co cię sprowadza? — zapytał Leopold — nie sądzę aby to była wizyta z grzeczności, sąsiedzkiej...
Przedsiębierca poszedł prosto do celu.
— Dziś rano umarł hrabia de Terrys — odparł.
Leopold ani drgnął.
— Bardzo dobrze... — rzekł. — Przekonany że ten wypadek nastąpi lada chwila, namyśliłem się, pokombinowałem rzeczy i jestem gotów do działania....
— Wybornie! Zatem nadeszła chwila objaśnić mnie co chcesz zrobić...
— Czy ty mi niedowierzasz, czy też masz zamiar dać mi jaką dobrą radę? — zawołał zbieg ironicznie.
— Ani jedno, ani drugie, ale po prostu chcę się dowiedzieć dokąd dążymy i co mi wypada czynić.
— Masz tylko czekać... a to jak widzisz jest łatwą rzeczą... Zresztą przedstawię ci swój plan.
— Mów...
— Nie trzeba aby panna de Terrys upominała się w ciągu tygodnia od ciebie o milion, który winieneś jej ojcu.
— Nie, nie trzeba — przerwał Paskal — gdyż dla mnie i niepodobieństwem byłoby zapłacić i wszystkie nasze nadzieje by przepadły.
— Zatem koniecznie trzeba panience przeszkodzić, aby nie przysłała wezwania...
— Rozumie się, ale jakim sposobem?
— Zdaje mi się, żem ci go kiedyś wyraźnie wskazał... Hrabia umarł sam się otruwszy, czy tak?
— Tak, ale tajemnicza trucizna którą zażywał, długo utrzymywała go przy życiu...
— Z tem wszystkiem cały jego organizm był przesycony trucizną, a tyś mu głupio uczynił uwagę, że po jego śmierci może się obudzą podejrzenia i że ktoś może być oskarżonym o urojony występek, który będzie się wydawał jak rzeczywisty...
— Przyznaję, że moja uwaga była niezręczną...
— Tak niezręczną, że hrabia według twojej rady zamieścił w swoim pamiętniku notę usprawiedliwiającą...
— Niestety! tak jest...
— A więc potrzeba, aby ta nota znikła i niech mnie djabli porwą, czy dziedziczka będzie miała sposób dowiedzenia. swojej niewinności...
Paskal pomimo woli zadrżał.
— Chcesz aby panna de Terrys została oskarżoną?... — wyjąkał.
— Do licha! To jej przeszkodzi do upominania się o milion od ciebie...
— Nikt nie uwierzy w takie okropne ojcobójstwo...
— Podejmuję się uczynić je prawdopodobnem.
— Rzecz się wyjaśni wcześniej lub później.
— A to jak, jeśli łaska?... Usuwam pamiętnik hrabiego i podpisane przezeń zeznanie. Honory na zostanie jak najdoskonalej oskarżoną, aresztowaną i osądzoną...
— Sąd przysięgłych uniewinni ją...
— Nigdy, bo sekcya ciała zostanie dokonaną i zbrodnia dowiedzioną... Otóż, przez kogóż ta zbrodnia mogła być popełnioną, jeżeli nie przez jedyną osobę, która ma interes w śmierci hrabiego, to jest przez spadkobierczynię łaknącą spadku... Opieczętują wszystko, ustanowią administratora sądowego, który będzie wszędzie plądrował i nie znajdzie żadnego przeciwko tobie dowodu... Tym sposobem zyskamy kilka miesięcy, może nawet rok... Tym czasem zaś chapniemy mająteczek nieboszczyka Roberta Valleranda, naszego wujaszka i gdybyś był zmuszony do zapłacenia, to mógłbyś to uczynić... ale zdaje mi się, że milionik przy nas zostanie.
Jakkolwiek zatwardziały, Paskal nie mógł się oprzeć wzruszeniu, słuchając mowy swego krewnego, a wzruszenie to odbijało się na jego twarzy.
— Czy cię to drażni? — zapytał Leopold.
— Przeraża mnie myśl o skazaniu Honoryny, i przyznaję...
Zbieg wzruszył ramionami.
— Zajęcze serce! — zawołał. — Czy wolisz bankructwo i sąd przysięgłych... na swój własny rachunek?
— Nie... nie... — rzekł żywo Lantier. — Ale od projektu do wykonania, jest bardzo daleko.
— Pozwól mi przyjść do siebie i objaśnij mnie...
— Cóż chcesz wiedzieć?...
— Gdzie są zamknięte papiery?
— W mebelku weneckiej roboty, hebanowym, wysadzanym słoniową kością w deseń, stojącym na prawo od komina, w gabinecie do pracy.
— Kluczyk?...
— Znajduje się w pęku, który hrabia zawsze z sobą nosił...
— Może ja go nie znajdę, ale dam sobie radę... Położenie gabinetu hrabiego?...
— Na pierwszem piętrze pałacu i łączy się z pokojem sypialnym... Okna wychodzą na mały ogródek przyległy do parku Monceau, od którego dzieli go krata żelazna, wysoka na półtora metra...