„Kapitał” Karola Marksa/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | „Kapitał” Karola Marksa |
Podtytuł | w streszczeniu F. Mehringa i R. Luxemburg |
Rozdział | I. Tom pierwszy. |
Wydawca | "Książka" |
Data wyd. | 1923 |
Druk | L. Bogusławski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Mieczysław Kwiatkowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W pierwszym rozdziale swego dzieła Marks streszcza jeszcze raz to, co powiedział już o towarze i pieniądzu w swej pracy z roku 1859. Uczynił on to nietylko przez wzgląd na gładki tok wykładu, lecz i dlatego, że nawet tęgie głowy nie zrozumiały należycie sprawy, a przeto w wykładzie poprzednim musiało coś szwankować, zwłaszcza gdy chodziło o analizę towaru.
Oczywiście do rzędu owych tęgich głów nie należeli uczeni niemieccy, którzy właśnie pierwszy rozdział „Kapitału” wyklęli za jego „niejasną mistykę”. Jakoż czytamy tam: „Towar na pierwszy rzut oka wydaje się czemś bardzo pospolitem, czemś co się rozumie samo przez się. Przeciwnie, rozbiór nasz pokazał, że jest to rzecz bardzo złożona, pełna subtelności metafizycznych i teologicznych. O ile go rozpatrujemy, jako wartość użytkową, niema w nim nic tajemniczego… Forma drzewa zmienia się, gdy zeń zrobimy stół, a mimo to jednak stół pozostaje drzewem, rzeczą zwyczajną i podpadającą pod zmysły. Postać rzeczy wnet się zmienia, skoro tylko występuje on, jako towar. Wtedy jest zarazem pochwytnym i nie pochwytnym i już nie staje prosto na ziemi, lecz się wspina na swej drewnianej głowie wobec innych towarów i wyrabia jeszcze dziwaczniejsze sztuki, niż gdyby się puścił w tany”[1] Jest jasne, że musiały się tem zgorszyć wszystkie drewniane głowy, tak lubujące się w subtelnościach metafizycznych i teologicznych, lecz niezdolne stworzyć nawet tak dalece podpadającej pod zmysły rzeczy, jak zwykły, zmysłowy stół drewniany.
W rzeczywistości ten pierwszy rozdział, nawet z punktu widzenia wyłącznie literackiego, należy do najcelniejszych utworów Marksa. Następnie zajął się on badaniem, w jaki sposób pieniądze przekształcają się w kapitał. Skoro obieg towarów oparty jest na wymianie równych wartości, to czem się tłomaczy, że posiadacz pieniędzy nabywa towary według ich wartości, sprzedaje je również według ich wartości, a mimo to w wyniku tej swojej czynności osiąga większą sumę wartości niż z nią przybył? Dzieje się tak dlatego, ponieważ w istniejących warunkach społecznych zastaje on na rynku pewien towar, posiadający tę cudowną właściwość, że jest źródłem nowych wartości. Towarem tym jest siła robocza.
Istnieje on w postaci żywego robotnika, któremu potrzebna jest pewna ilość środków spożywczych w celu zachowania swego bytu i wyżywienia swej rodziny, zapewniającej odnowienie jego siły roboczej nawet po jego śmierci. Ilość pracy, koniecznej do wytworzenia tych środków spożywczych, reprezentuje wartość siły roboczej. Otóż wartość ta, wypłacana robotnikom w postaci ich płacy najemnej, jest znacznie mniejsza, niż wartość, którą nabywca siły roboczej może z niej osiągnąć. Dodatkowa praca robotnika ponad miarę tego, co jest koniecznem odtworzeniem jego płacy roboczej, jest właśnie źródłem nadwartości, źródłem wciąż szybszego przyrostu kapitału. Nieopłacona płaca robotnicza utrzymuje przy życiu wszystkich niepracujących członków społeczeństwa. Na niej opiera się cały ustrój społeczny, w którym żyjemy.
Wprawdzie nieopłacana praca ludzka nie jest jakąś wyłączną właściwością, cechującą tylko nowoczesne społeczeństwo burżuazyjne. Od czasu, jak istnieją klasy posiadające i nieposiadające, te klasy nieposiadające zawsze musiały pracować za darmo. Dopóki środki wytwarzania stanowią monopol pewnej części społeczeństwa, póty robotnicy, bądź wolni, bądź niewolni, musieli i będą musieli do pracy, potrzebnej na ich własne utrzymanie, dodawać jeszcze określoną ilość pracy, potrzebnej na wytworzenie środków wyżywienia właścicieli środków wytwarzania. Praca najemna jest tylko pewną historyczną postacią systemu pracy nieopłaconej, istniejącego od czasu podziału społeczeństwa na klasy, — pewną postacią historyczną, która musi być jako taka badana, o ile ma być należycie zrozumiana.
O ile pieniądze mają stać się kapitałem, posiadacz pieniędzy musi spotkać na rynku towarowym wolnego robotnika, — wolnego w dwojakiem znaczeniu: po pierwsze, — że jako człowiek wolny rozporządza według swej woli swą siłą roboczą, jako należącym do niego towarem, i po drugie, — że nie posiada na sprzedaż żadnych innych towarów, że jest pozbawiony wszelkich przedmiotów, umożliwiających mu produkcyjne zastosowanie swej siły roboczej. Nie jest to jakieś zjawisko przyrodzone, albowiem przyroda nie stwarza z jednej strony posiadaczów pieniędzy i towarów, z drugiej zaś — właścicieli tylko swej siły roboczej. Jednak nie jest to również stosunek społeczny, wspólny wszystkim okresom dziejowym, lecz jest to wynik długiego rozwoju historycznego, produkt wielu przewrotów gospodarczych, zaniku całego szeregu dawniejszych formacyj produkcji społecznej.
Punktem wyjścia kapitału jest produkcja towarowa. Produkcja towarowa, obieg towarowy i rozwinięty obieg towarowy, handel, — oto przesłanki historyczne jego pojawienia się. Dzieje żywota kapitału nowożytnego datują od powstania nowoczesnego handlu światowego i rynku światowego w szesnastem stuleciu. Złudzenie ekonomistów wulgarnych, że istniała kiedyś jakaś pracowita elita, która nagromadziła kapitał, oraz masa rozpróżniaczonych leniwców, którzy wreszcie nie mieli do sprzedania nic więcej oprócz własnej skóry, jest głupiem i płytkiem dzieciństwem: takiem samem głupiem dzieciństwem, jak półmrok, w jakim historycy burżuazyjni pogrążają zanik ustroju feodalnego, przedstawiając to jako wyzwolenie robotnika lecz zarazem milcząc o przekształceniu się feodalnego systemu produkcji w system produkcji kapitalistycznej. W tym samym czasie, gdy robotnicy przestali być uważani za bezpośrednie narzędzia wytwarzania, jak niewolnicy lub chłopi pańszczyźniani, zarazem i te środki wytwarzania przestały do nich należeć, jak należały do prowadzących własne gospodarstwo włościan i rzemieślników. Szeregiem gwałtownych, okrutnych i ohydnych środków, które Marks obszernie opisuje w rozdziale, dotyczącym akumulacji pierwotnej na przykładzie historji angielskiej, wywłaszczono szerokie masy ludności z ziemi, środków do życia i narzędzi do pracy. W taki to sposób powstali wolni robotnicy, potrzebni kapitalistycznemu systemowi produkcji. Kapitał przyszedł na świat, pokryty od stóp do głów krwią i błotem, sączącemi się z niego wszystkiemi poram. Skoro zaś raz stanął na własnych nogach, to nietylko potrafił utrwalić przepaść, dzielącą robotnika od własności środków, pozwalających na produkcyjne zastosowanie pracy, lecz nawet zaczął przepaść tę odtwarzać w coraz to większej skali.
Praca najemna tem się różni od dawniejszych form pracy nieopłaconej, że ruch kapitału nie zna granic, a jego żarłoczna chciwość na pracę dodatkową jest nienasycona. W ustrojach społeczno — gospodarczych, gdzie wartość użytkowa produktów przeważa nad ich wartością zamienną, granice pracy dodatkowej są określone wyższym lub szerszym zakresem potrzeb, lecz z samej istoty wytwarzania nie wynika bezgraniczna potrzeba tej pracy dodatkowej. Inaczej zato dzieje się tam, gdzie przeważa wartość zamienna. Jako wytwórca cudzej pracowitości, jako środek wyciskania pracy dodatkowej, jako wyzyskiwacz siły roboczej, kapitał przewyższa pod względem energji, niepohamowania i skuteczności wszystkie poprzednie systemy wytwarzania, oparte na bezpośredniej pracy przymusowej. Ważny jest dla niego nie sam proces pracy, wytwarzanie wartości użytkowych, lecz proces powiększania wartości, wytwarzanie wartości zamiennych, z których można osiągnąć wyższą sumę wartości, niż ta z jaką się rozpoczęło. Głód nadwartości nie zna uczucia sytości. Wytwarzanie wartości zamiennych nie zna granic, jakie wytwarzaniu wartości użytkowych zakreśla zaspokojenie potrzeb.
Podobnie jak towar jest zarazem wartością użytkową i zamienną, tak samo proces wytwarzania towarów jest zarazem procesem pracy i procesem tworzenia wartości. Proces tworzenia wartości trwa aż do chwili, gdy wypłacona w postaci płacy roboczej wartość siły roboczej została zastąpiona przez nową wartość, równą tamtej. Poczynając od tej chwili proces wytwarzania staje się procesem tworzenia nadwartości, procesem powiększania wartości. Jako połączenie procesu pracy i powiększania wartości, staje się on kapitalistycznym procesem wytwarzania, kapitalistyczną postacią wytwarzania towarowego. W procesie pracy spółdziałają ze sobą siła robocza i środki wytwarzania. W procesie powiększania wartości te same części składowe kapitału występują, jako kapitał stały i zmienny. Kapitał stały występuje tu pod postacią środków wytwarzania, surowców, materjałów pomocniczych, narzędzi pracy i nie zmienia swej wartości w toku procesu wytwórczego. Kapitał zmienny przybiera postać siły roboczej i zmienia swą wartość w toku procesu wytwórczego. Odtwarza on swą wartość i ponadto jeszcze pewną nadwyżkę, nadwartość, która ze swej strony może również wahać się, być mniejszą lub większą. W ten sposób Marks toruje sobie drogę do badania nadwartości. Odróżnia on dwie formy tej nadwartości, a mianowicie nadwartość bezwzględną i względną, z których każda grała odmienną, choć równie rozstrzygającą rolę w dziejach kapitalistycznego sposobu wytwarzania.
Nadwartość bezwzględna powstaje wówczas, gdy kapitalista potrafi przedłużyć czas pracy robotnika poza normy, konieczne w celu odtworzenia siły roboczej. Gdyby chodziło tylko o życzenia kapitalisty, to dzień roboczy mógłby trwać nawet całe dwadzieścia cztery godziny, im dłuższy jest bowiem dzień roboczy, tem większą nadwartość wytwarza robotnik. W przeciwieństwie do tego robotnik zupełnie słusznie zdaje sobie sprawę, że każda godzina pracy, przepracowana przez niego ponad ilość, potrzebną do reprodukcji jego płacy roboczej, jest mu zabrana bezprawnie. Na własnej skórze musi on wypróbować, co to znaczy pracować zbyt długo. Walka o krótszy dzień roboczy trwa od pierwszej chwili wystąpienia na widownię wolnych robotników aż do dnia dzisiejszego. Kapitalista walczy o swoje zyski, konkurencja zaś zmusza go — niezależnie od tego, czy jest on osobiście człowiekiem szlachetnym, czy nędznikiem — do przedłużania dnia roboczego tak daleko, jak tylko może wydołać organizm ludzki. Robotnik walczy o swe zdrowie, o parę godzin spoczynku dziennie, ażeby poza pracą, snem i jedzeniem móc się jeszcze po ludzku zajmować innemi sprawami. Marks maluje w niesłychanie przejmujący sposób dzieje pięćdziesięcioletniej wojny domowej, jaką prowadziła w Anglji klasa przemysłowców z klasą robotniczą od chwili narodzin wielkiego przemysłu. Walka ta zmuszała kapitalistów do rozbijania każdej zapory, jaką natura i moralność, wiek i płeć, dzień i noc stawiały wyzyskowi proletarjatu, a skończyła się wydaniem ustawy o dziesięciogodzinnym dniu roboczym, który klasa robotnicza wywojowała sobie, jako przepotężną zaporę społeczną, nie pozwalającą jej samej sprzedawać się i sprzedawać swego potomstwa kapitałowi z wolnej umowy na śmierć i na niewolę.
Nadwartość względna powstaje wówczas, gdy skraca się czas roboczy, potrzebny dla reprodukcji siły roboczej, na korzyść pracy dodatkowej. Wartość siły roboczej zmniejszyć można przez podniesienie wydajności pracy w tych gałęziach przemysłu, których wytwory określają wartość siły roboczej. Nieodzowną przesłanką tego są nieustanne przewroty w sposobie wytwarzania, w technicznych i społecznych warunkach procesu pracy. Historyczne, ekonomiczne, technologiczne i społeczno-psychologiczne wywody Marksa na ten temat, rozwinięte w szeregu rozdziałów o kooperacji, podziale pracy, rękodzielnictwie, maszynach i wielkim przemyśle, są i przez burżuazyjną ekonomję uznane za nieocenioną kopalnię wiadomości.
Marks dowodzi nietylko tego, że maszyny i przemysł wielki stworzyły nędzę tak straszną, jak żaden poprzedni system wytwarzania, lecz zarazem i tego, że dzięki swemu nieustannemu rewolucjonizowaniu społeczeństwa kapitalistycznego przygotowują one wyższą formę społeczną. Ustawodawstwo fabryczne jest pierwszym przejawem świadomego i planowego oddziaływania społeczeństwa na nienaturalne ukształtowanie się swego procesu wytwórczego. Regulując pracę w fabrykach i warsztatach, ustawy te są na razie tylko aktem, ograniczającym prawo kapitału do wyzyskiwania siły roboczej.
Ale wymowa faktów zmusza wkrótce ustawodawców do uregulowania również i pracy domowej, a więc do naruszenia autorytetu rodzicielskiego, co oznacza jednak uznanie faktu, że przemysł wielki, znosząc podstawy dawnego życia rodzinnego i odpowiadającej mu pracy rodzinnej, rozprzęga zarazem i dotychczasowe stosunki rodzinne. „Jakkolwiek zniszczenie dawnego życia rodzinnego w ramach ustroju kapitalistycznego przybiera formy straszne i odrażające, to przecież mimo to przemysł wielki, przyznając kobietom, młodzieży i dzieciom rozstrzygającą rolę w społecznym procesie wytwórczym poza sferą życia domowego, stwarza nową podstawę ekonomiczną dla powstania wyższego typu rodziny i normalniejszego stosunku między obu płciami. Rozumie się, że uznawanie chrześcijańsko-germańskiej formy rodziny za coś absolutnego jest rzeczą tak samo niedorzeczną, jak przypisywanie tego atrybutu rodzinie starorzymskiej, starogreckiej, lub orjentalnej, przyczem zresztą wszystkie one w stosunku do siebie tworzą jeden łańcuch rozwojowy. Również jest jasne, że zatrudnienie kombinowanego personelu roboczego z osób różnej płci i najróżniejszego wieku w obecnej samorodnej, brutalnej, kapitalistycznej postaci, gdzie nie proces wytwórczy istnieje dla robotnika, lecz robotnik — dla procesu wytwórczego, jest zapowietrzonem źródłem zepsucia i niewoli, lecz w odpowiednich warunkach może stać się źródłem rozwoju ludzkiego“. Maszyna, która obecnie poniża robotnika, przekształcając go w swój nędzny przydatek, daje zarazem możność podniesienia sił wytwórczych społeczeństwa na taką wysokość, żeby zapewnić jednakowo ludzkie warunki rozwoju wszystkim członkom społeczeństwa, na co wszystkie poprzednie ustroje społeczne były zbyt ubogie.
Po zbadaniu charakteru i właściwości nadwartości absolutnej i stosunkowej Marks daje pierwszą w dziejach ekonomji politycznej racjonalną teorję płacy roboczej. Cena danego towaru — to jego wartość, wyrażona w pieniądzach, płaca zaś robocza jest ceną siły roboczej. Na rynku zjawia się nie praca, lecz robotnik, ofiarujący swą siłę roboczą, praca zaś jawi się dopiero wskutek spożycia towaru, zwanego siłą roboczą. Praca jest substancją i immanentną miarą wartości, lecz sama nie ma żadnej wartości. Mimo to wydaje się, że płaca robocza jest zapłatą za pracę, ponieważ robotnik otrzymuje zapłatę dopiero po dokonanej pracy. Forma płacy roboczej zaciera wszelki ślad podziału dnia roboczego na pracę opłaconą i nieopłaconą. Jest to zjawisko wręcz odwrotne, jak przy istnieniu niewolnictwa. Wydaje się, że niewolnik pracuje tylko na pana, i to nawet wówczas, gdy odtwarza tylko wartość otrzymanych przez siebie środków spożywczych. Cała jego praca wydaje się pracą nieopłaconą. Naodwrót, przy systemie płacy najemniczej nawet praca nieopłacona wydaje się opłaconą. Tam stosunki własnościowe maskują pracę niewolnika na siebie samego, tutaj zaś stosunki pieniężne maskują darmowiznę robotnika najemnego. Wobec tego, mówi Marks, łatwo zrozumieć, jaką pożyteczną rzeczą jest, żeby wartość i cena siły roboczej przybrała postać płacy najemniczej, to jest wartości i ceny samej pracy. Na tej właśnie formie zewnętrznej, która ukrywa i nawet wywraca na wspak stosunek rzeczywisty, oparte są wszystkie pojęcia prawne robotnika i kapitalisty, wszystkie mistyfikacje kapitalistycznego sposobu wytwarzania, wszystkie jego złudzenia wolnościowe, wszystkie upiększające podstępy wulgarnej ekonomji.
Głównemi postaciami płacy roboczej są: płaca dniówkowa i płaca akordowa. Na analizie płacy dziennej Marks wykazuje, jak naciągnięte w interesach kapitału i jak niedorzeczne są frazesy o tem, że skrócenie dnia roboczego obniży zarobki robotnicze. Wręcz przeciwnie. Przejściowe skrócenie dnia pracy obniża płace robocze, lecz trwałe skrócenie — podnosi zarobki. Im dłuższy dzień pracy, tem niższe są płace robocze.
Płaca akordowa jest tylko zmienioną postacią płacy dziennej. Jest to forma płacy roboczej, najbardziej odpowiadająca kapitalistycznemu sposobowi wytwarzania. Szersze zastosowanie znalazła ona w okresie rozkwitu rękodzielnictwa, a w okresie pierwszych burzliwych tryumfów wielkiego przemysłu angielskiego posłużyła, jako potężny i skuteczny środek przedłużenia dnia pracy i zmniejszenia płacy roboczej. Płaca od sztuki jest bardzo dogodna dla kapitalisty, gdyż przeważnie usuwa wydatki na nadzór a w dodatku daje jeszcze mnóstwo sposobności do potrąceń z należności i wogóle przeróżnych szykan. Natomiast dla robotników płaca akordowa jest bardzo niekorzystna, gdyż pociąga za sobą przepracowywanie się, które ma podnieść zarobki, a w gruncie rzeczy przyczynia się do ich obniżenia, gdyż powoduje zaostrzenie się konkurencji między robotnikami i osłabienie poczucia solidarności, wślizgnięcie się między kapitalistami i robotnikami różnych pasorzytniczych pośredników, którzy zagarniają sobie część wypłacanych robotnikom zarobków i t. d.
Stosunek, zachodzący między nadwartością i płacą roboczą, sprawia, że kapitalistyczny system wytwarzania nie tylko odtwarza kapitaliście wyłożony przez niego kapitał, lecz nadto wytwarza wciąż na nowo nędzę robotniczą: z jednej strony kapitaliści, posiadacze wszelkich środków spożywczych, wszelkich surowców i wszelkich narzędzi pracy, z drugiej zaś strony — szerokie masy robotników, zmuszonych sprzedawać kapitalistom swą siłę roboczą za taką ilość środków spożywczych, która w najlepszym wypadku wystarczy tylko na to, żeby zachować ich zdolność do pracy i wychować nowe pokolenie zdolnych do pracy robotników. Ale kapitał nie poprzestaje na ciągłem odtwarzaniu swej dotychczasowej wartości, lecz zwiększa się i wzrasta nieustannie. Temu „procesowi nagromadzania“ Marks poświęca ostatni rozdział pierwszego tomu.
Nie wystarcza powiedzieć, że nadwartość pochodzi od kapitału, albowiem i sam ten kapitał powstaje z nadwartości. Z ogólnej sumy nadwartości, wytwarzanej rok rocznie i dzielonej między klasy posiadające, pewna określona część zostaje przez nie spożyta jako należny im dochód, natomiast inna część zostaje nagromadzona jako nowy kapitał. Wydarta klasie robotniczej praca nieopłacona staje się teraz środkiem wydzierania robotnikom coraz większych ilości pracy nieopłaconej. W toku produkcji wszelki pierwotnie wyłożony kapitał staje się wogóle czemś znikomo małem w porównaniu z bezpośrednio nagromadzonemi, akumulowanemi kapitałami, to jest w porównaniu z pracą dodatkową i produktami dodatkowemi, przemienionemi z powrotem w kapitał, niezależnie od tego, czy będzie on funkcjonował w rękach, które same nagromadzały, czy też w innych. Oparte na produkcji towarowej i obiegu towarowym prawo własności prywatnej przechodzi — dzięki swej własnej, wewnętrznej, nieuniknionej djalektyce — w swe własne przeciwieństwo. Wydaje się, że prawa produkcji towarowej gruntują prawo własności na pracy rąk własnych. Wszak stawali tu przeciw sobie równouprawnieni posiadacze towarów. Jedynym sposobem przyswojenia sobie cudzego towaru była tylko sprzedaż, pozbycie się własnego towaru, własny zaś towar mógł powstać tylko z pracy. Teraz zaś własność oznacza u kapitalistów prawo do cudzej nieopłaconej pracy lub wytworów tej pracy, u robotników zaś — niemożność przyswojenia sobie wytworów swej pracy.
Skoro tylko proletarjat zaczął sobie zdawać sprawę z tego stosunku, skoro robotnicy fabryczni w Lyonie rozwinęli sztandar buntu, a robotnicy rolni w Anglji zaczęli świecić pożarami w okna pałaców, wulgarni ekonomiści burżuazyjni wnet wynaleźli „teorję abstynencji“, według której kapitał zawdzięcza swe pochodzenie „dobrowolnej wstrzemięźliwości“ kapitalistów. Marks rozprawił się z tą teorją równie niemiłosiernie, jak przedtem już rozprawił się z nią Lassalle. Natomiast w rzeczywistości do akumulacji kapitału przyczynia się przymusowa „wstrzemięźliwość“ robotników, narzucone im zmniejszenie ich płac roboczych poniżej wartości ich siły roboczej w tym celu, żeby konieczny dla robotników fundusz konsumcyjny przekształcić częściowo w fundusz akumulacji kapitału. Tu właśnie tkwi istotna przyczyna wszystkich krzyków na „zbytki“ robotnicze, wszystkich nabożnych morałów na temat butelki szampana, wypitej kiedyś przez murarzy przy śniadaniu, wszystkich recept taniego wyżywienia, wychwalanych przez chrześcijańskich reformatorów i całej wogóle bakałarskiej mądrości obrońców kapitalizmu.
Takie jest ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej. Przyrost kapitału oznacza również i wzrost jego zmiennej części składowej, to jest tej części, która występuje w postaci siły roboczej. Jeżeli budowa kapitału nie ulega zmianie, to jest jeżeli określona ilość środków wytwarzania wymaga wciąż tej samej ilości sił roboczych do swego zużytkowania, to oczywiście popyt na pracę i zapas środków spożywczych dla tej pracy wzrastają równomiernie z kapitałem, a mianowicie tem szybciej, im szybciej wzrasta kapitał. Podobnie jak reprodukcja zwykła odtwarza wciąż ten sam stosunek kapitału, podobnie akumulacja odtwarza ten stosunek kapitału na skalę coraz większą: więcej kapitalistów lub więksi kapitaliści na jednym biegunie, więcej robotników — na drugim. A więc akumulacja kapitału oznacza przyrost proletarjatu, przyczem w razie zachowania wyżej wspomnianej przesłanki odbywa się ona w warunkach najpomyślniejszych dla robotników. Z wytworzonego przez nich, wciąż wzrastającego i coraz szybciej przekształcającego się w kapitał produktu dodatkowego otrzymują oni z powrotem większą część w postaci środków płatniczych, tak że mogą rozszerzyć zakres swego spożycia, lepiej zaopatrzyć się w żywność, odzież, sprzęty domowe i t. p. Mimo to jednak zależność, w jakiej pozostają, nie ulega wskutek tego żadnej zmianie, tak samo jak dobrze ubrany i dobrze odżywiony niewolnik nie przestaje być niewolnikiem. Wciąż muszą dostarczać pewnej ilości nieopłaconej pracy. Ilość ta może się wprawdzie zmniejszać, lecz nigdy do tego stopnia, żeby aż kapitalistyczny charakter procesu wytwórczego miał być poważnie zagrożony. Jeżeli płace robocze podniosą się ponad ten poziom, to słabnie bodziec wysokich zysków, akumulacja kapitału omdlewa, aż dopóki płace robocze nie spadną z powrotem do poziomu, odpowiadającego potrzebom procesu powiększenia wartości.
Jednak złote łańcuchy, jakie robotnicy sami sobie kują, wtedy tylko rozluźniają się i stają się lżejsze, jeżeli w przebiegu nagromadzenia stosunek między stałym i zmiennym kapitałem nie ulega zmianie. W rzeczywistości jednak w miarę posuwania się nagromadzenia zachodzi przewrót w tak zwanej przez Marksa organicznej budowie kapitału. Kapitał stały wzrasta kosztem kapitału zmiennego. Wzrost wydajności pracy sprawia, że masa środków wytwarzania zwiększa się szybciej niż masa zatrudnionej przez nie siły roboczej. Popyt na pracę nie wzrasta równomiernie z nagromadzaniem kapitału, lecz zmniejsza się stosunkowo. W innej formie do tych samych następstw prowadzi koncentracja kapitału, posuwająca się niezależnie od jego nagromadzenia, a postępująca dzięki temu, że prawa konkurencji kapitalistycznej prowadzą do wchłonięcia drobnych kapitałów przez wielkie. Podczas gdy kapitał dodatkowy, utworzony w przebiegu nagromadzania, zużywa i przyciąga coraz mniejszą liczbę robotników w stosunku do swych rozmiarów, to jednocześnie dawny kapitał, który po swej reprodukcji otrzymuje już również nową budowę, coraz bardziej odpycha od siebie zatrudnianych przez siebie dotąd robotników. W ten sposób powstaje stosunkowa, to jest zbyteczna z punktu widzenia zyskowności kapitału ludność robotnicza, rezerwowa armja przemysłowa, która w złych lub wogóle miernych czasach jest bądź opłacana poniżej wartości swej siły roboczej i tylko dorywczo zatrudniana przez fabrykantów, bądź staje się ciężarem dobroczynności publicznej, a w każdym razie służy do tego, żeby paraliżować siłę oporu klasy robotniczej i obniżać jej zarobki.
Jeżeli jednak rezerwowa armja przemysłu jest koniecznym wytworem akumulacji kapitału, czyli przymnażania bogactw na zasadach kapitalistycznych, to i naodwrót: sama ona staje się dźwignią kapitalistycznego sposobu wytwarzania. Wraz z akumulacją i towarzyszącem jej wzmaganiem się wydajności pracy wzrasta również raptowna siła ekspansywna kapitału, która wymaga wielkich mas ludzkich, żeby je nagle i bez naruszenia toku wytwarzania przerzucać do innych sfer działalności, na nowe rynki, lub do nowych gałęzi produkcji. Znamienna linja rozwoju przemysłu nowożytnego, przybierająca postać przerywanych pomniejszemi zakłóceniami dziesięcioletnich cyklów, obejmujących okresy umiarkowanej żywotności, pracy całą parą, przesilenia i zastoju, — ta linja rozwojowa opiera się na nieustannem tworzeniu, mniejszem lub większem wchłanianiu i ponownem tworzeniu rezerwowej armji przemysłowej. Im większe jest bogactwo społeczne, funkcjonujący kapitał, rozmiary i energja jego rozrostu, a więc i bezwzględna liczba ludności robotniczej oraz wydajność jej pracy, tem większe również jest stosunkowe przeludnienie, czyli rezerwowa armja przemysłu. Jej bezwzględna liczebność wzrasta wraz z wzrostem i natężeniem bogactwa. Im liczniejsza jest jednak rezerwowa armja przemysłowa w stosunku do czynnej armji robotniczej, tem liczniejsze są warstwy robotnicze, których nędza jest odwrotnie proporcjonalna do męki pracy. Wreszcie im liczniejsza jest warstwa Łazarzów robotniczych i rezerwowej armji pracy, tem większy musi być oficjalny pauperyzm. Takie jest bezwzględne i powszechne prawo nagromadzania kapitalistycznego.
Stąd również wynika i tendencja dziejowa tego nagromadzania. Ręka w rękę z akumulacją i koncentracją kapitału rozwija się również kooperatywna forma procesu pracy, prowadzonej na coraz większą skalę, świadome technologiczne stosowanie nauki, planowa wspólna uprawa roli, przekształcanie narzędzi pracy w narzędzia, któremi można się posługiwać tylko zbiorowo, i zaoszczędzanie wszelkich środków wytwarzania przez używanie ich, jako wspólnych środków wytwarzania z pomocą skombinowanej pracy społecznej. Wraz z nieustannem zmniejszaniem się liczby magnatów kapitału, uzurpujących i monopolizujących wszystkie korzyści tego procesu rozwojowego, wzrasta masa nędzy, ucisku, poniewierki, poniżenia i wyzysku, lecz wzrasta również i oburzenie wciąż powiększającej się liczebnie a przez sam mechanizm kapitalistycznego procesu wytwórczego wyszkolonej, zjednoczonej i zorganizowanej klasy robotniczej. Monopol kapitalistyczny staje się kajdanami tego samego systemu wytwarzania, który przedtem rozkwitł wraz z nim i dzięki niemu. Ześrodkowanie środków produkcji i uspołecznienie procesu pracy osiągają wreszcie pewien punkt, gdy wchodzą w nieuleczalny zatarg z kapitalistyczną skorupą. Wówczas wybija godzina śmierci własności prywatnej, wywłaszczyciele zostają wywłaszczeni.
Własność indywidualna, oparta na własnej pracy, zostaje w ten sposób z powrotem powołana do życia, lecz na szerszej podstawie zdobyczy ery kapitalistycznej: jako kooperacja wolnych robotników i jako ich wspólna, zbiorowa własność w stosunku do ziemi i wytworzonych przez samą pracę środków produkcji. Oczywiście, przekształcenie własności kapitalistycznej, faktycznie już teraz stosującej społeczne procesy pracy i wytwarzania, na własność społeczną będzie bez porównania mniej trudne, powolne i uciążliwe niż przekształcenie rozdrobnionej własności, opartej na własnej pracy jednostek, na własność kapitalistyczną. Wówczas chodziło o wywłaszczenie całej masy ludności przez garść uzurpatorów, obecnie zaś będzie chodziło o wywłaszczenie garści uzurpatorów przez masę ludności.