<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Achilleis
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W NAMIOCIE ACHILLESA.
DZIEWCZYNA

Już dzień. — Więc to mi przyrzekasz,
że nie weźmiesz dziś na się zbroi?

PATROKLOS

To ci pewno przyrzeknę dziewczyno,
że jak wrócisz do mnie jeszcze kiedy,
to cię przyjmę na moje posłanie.

DZIEWCZYNA

Czy jesteście Achilles, wy panie?
Czy jesteście ten drugi młodzieniec,
co z nim śpi — ?

PATROKLOS

Któregobyś wolała?

DZIEWCZYNA

Ciebie, ale żebyś ty był ten, co go płacze Brizejka.

PATROKLOS

A więc płacze Brizeis w niewoli?

DZIEWCZYNA

Płacze, póki się nie zaśmieje,
jak się śmieje, to zaś nie płacze.
A to ci tak wytłumaczę,
że się wezwyczai powoli.

(wstaje z posłania)

Już dzień. —

(nadziewa chustę)

Jużem uciekła.

(ucieka)
PATROKLOS
(wołając za nią z posłania)

Hej, zostań lepiej, bo tam weźmiesz chłostę,
jeźli cię złapią. — — Hej!

ACHILLES
(wbiega)

Wołasz na kogo?

PATROKLOS

Całyś w ogniu, krew bije ci na twarz płomieniem.

ACHILLES

A ty czem zrumieniony — ?

PATROKLOS

Miałem tu dziewczynę.

ACHILLES

Nie dziewczyna mi w myśli. — A! ten błazen z piekła
w szyderstwo głupstwa zawlókł myśli moje,
że zrumieniony gniewem wstydnym stoję.
Gawiedź, co głupią zebrał po obozie
i za pieniądze wyłudzone Troi
płynie przez morze, przez zielone fale,
głosząc, że woli dym z rodzimej strzechy,
niźli zdobyte zbrodnią wielkie czyny.
I że płynie ku wyspom, kędy ja Pelida
niebawem za nim pójdę — ?

PATROKLOS

To pewno Atryda
podmówił go, — by udał i ciebie ośmieszył.

ACHILLES

I przed kim — ? Li przedemną chyba tylko samym?
Za cóż ja mam ich myśli, wagę i uznanie?
Wstyd mnie pali, że błazen taki mnie jest w stanie
z imieniem swojem złączyć i głośno powiadać,
że przychodził tu do mnie myśl moją wybadać
i że to wszystko wysnuł z mojego milczenia.
Że jestem jemu równy na wagę myślenia.

PATROKLOS

Gdzieżeś bywał tej nocy?

ACHILLES

Przesiedziałem całą
żaląc się morskim wałom, a morze słuchało.

PATROKLOS

I czego-żeś się żalił?

ACHILLES

A czy ja wiem czego — ?
Że chytrzy okradają zawsze szlachetnego.
Że, kto szlachetny, może poskarżyć się niebu;
że go głupiec wychwalać będzie w dzień pogrzebu. —
Myśli moje! — Hej w pościg za wami chyżemi?

(wyrzuca bełt z cięciwy)

Patrz, jak strzała obiegła. Wbiła się do ziemi.

(próbuje ostrzów)
PATROKLOS

Cóż to, próbujesz grotów — ?

ACHILLES

Próbuję czy ostre.

PATROKLOS

Ostrzyłem.

ACHILLES

— — Widziałeś ty Hektora siostrę?

PATROKLOS

Nie widziałem, lecz wtedy będę ją oglądać,
gdy, jako branki, łupem mogę jej zażądać.

ACHILLES

Tak — — tyś odemnie młodszy i chciałbyś się wsławić.

PATROKLOS

Maszli-ty sławy dosyć?

ACHILLES

Ludźmi chcę się bawić.
Łotrów karać, szlachetnym dłoń podawać śmiele,
choćby to mieli moi być nieprzyjaciele.

PATROKLOS

Co ty mówisz?

ACHILLES

To mówię ku czemu myśl wzrosła.

PATROKLOS

Bo, mój bracie, powtarzasz zdanie tego osła.

ACHILLES

Tersytesa! — On jak pies u nóg moich leżał
i bawił mnie szczekaniem.

PATROKLOS

Głosi, żeś się zwierzał.

ACHILLES

Ja się temu durniowi zwierzałem? I z czego?
Ten robak śmiał powiedzieć, żem dzielił myśl jego.

Że, co się w mojej piersi obudziło duszą,
jest tem samem, co podłe policzki wykrztuszą.
Gniew mnie próżny porywa. Na kogóż się złoszczę?
Pies, co się czołgał tu za moją nogą
a dzisiaj jest ostoją tym, których ja chłoszczę
czynem, że mnie naprzeciw wszyscy nic nie mogą!
Obić jego powrósłem, rzemieniem, czy płazem — ?
Śmieć niegodzien, bym moim jego tknął żelazem.
Niegodzien, bym ja karcił go. — Śmieją się ze mnie!
Bo wszystko, com powiedział tam, rzekłem daremnie
Bo jeźli takie błazny mnie dziś posłuch dają,
czem są ognie co w piersi Achilla powstają — ?
Bo jeźli takie płazy, robactwo i brudy
garną się k’mojej myśli, — skalane me trudy.
Gdy Achilles w swej dumie żagle w lot rozwinął
wśród oklasków narodu Tersytes odpłynął!

(płacze)
PATROKLOS

Płaczesz...?

ACHILLES

Bo teraz widzę, żem jeno do miecza.
Żem wtedy jeno panem, gdy miecz w rękę chwycę;
że gdy mówię, — me słowa obrócą na nice,
że słowa są ciężarem. — Wezmę młot i zwalę,
wpadnę w ich rojowisko i myśl mą ocalę!!

(zrywa się)
(biegnie)
PATROKLOS

Co chcesz czynić?!

ACHILLES

Rzecz wielką. Na wszystko się ważę.
W sojuszu będę żył z tym, co mnie godny.
Jestem równie, jak Hektor, na podłą krew głodny.
Pozostanę, — lecz łotrów pokryją cmentarze.

PATROKLOS

Na Zewsa, co chcesz czynić!?

ACHILLES

Przez Zewsa się stanie.
Tej chwili Hektorowi poślę tarcz, wyzwanie.
I przed Hektorem duszę mą odsłonię całą.
Niech się dzieje, co dawno trza żeby się stało.
I niech jeno szlachetni władają nad światem,
powiem że przyjacielem chcę mu być i bratem!

PATROKLOS
(się chwieje)
(klęka)
ACHILLES

Dziecko moje najmilsze, co tobie?

PATROKLOS

Nic bracie.
Lecz myślę, że jednego mnie tutaj kochacie,
że jednego mnie jeno lubicie. — Gdy wola,
pozwólcie, bym Achilla tarcz, ja wiódł do pola.
Bym ja wezwał Hektora.

ACHILLES

Przysięgasz?

PATROKLOS

Twej sławie

ACHILLES

Wiedz, że śmierć czeka tego, kto przysięgę łamie.

PATROKLOS

Sądzę, że jeden za cię ja godnie się sprawię.

ACHILLES

Przysięgnę sojusz ludom, co dotąd walczyły.
Na hańbę złu szlachetne dziś połączę siły.
Już zdawna Poliksenę dają mi tam w Troi.
Niech poznają, kim jestem dziś, wrogowie moi!
Poliksenę dla ciebie przeznaczam mój synu.
Dla ciebie jestem gotów wyrzec sie wawrzynu:
nieśmiertelnej mej sławy w zabójstwie Hektora.
Teraz dziecko dla ciebie jest działania pora.
Jestem na to, bym tępił zło i siłę podłą.
Nie co inne, to jeno, płynąć mnie tu wiodło.
Dziś, gdy widzę, jak podłość mnie oplotła sidłem;
nie czas, bym ja oszustwa cudze skrywał skrzydłem.
Spiesz się, mój ty najmilszy, duszy mojej gończe,
Nieś mą tarcz, — niech ja wojnę narodów zakończę!

PATROKLOS
(podszedł ku wejściu)
(daje komuś znaki)
(znika na chwilę)
(i tejże chwili wraca)
ACHILLES

Czy ty wierzysz, mój chłopcze, ażeby Bryzejka
tak kochała Atrydę, jak mnie — ?

PATROKLOS

Bracie, nie wiem.

ACHILLES

Czy ty wierzysz, by ona z tem samem zarzewiem
w oczach patrzyła k’niemu, co patrzyła ku mnie?

PATROKLOS

I po cóż myśleć o niej.

ACHILLES

Westchnąłeś.

PATROKLOS

Rozumnie
byłoby milczeć.

ACHILLES

Szydzisz.

PATROKLOS

Żal mi może.
Lecz jeszcze nie wiem czego, czyli jej, czy ciebie?
Czyli tego, co było, gdy była tu z nami?
Czyli tego, że padnie razem z Atrydami,
jako słuszny łup śmierci, który wszystkich sięże
skoro się zaczniesz mścić.

(nadziewa na się pancerz Achillesa)
ACHILLES

Zostaw oręże.

PATROKLOS

Co się gniewasz? — Tę twoją polubiłem zbroję
i szczęk ten lubię dźwięczny twojego pancerza.

ACHILLES

Przestań, — już mi mówiłeś, — o ciebie się boję.
Nie bierz-że mojej zbroi.

PATROKLOS

Nie chcesz bym rycerza
udał, gdy na się wezmę twój strój. Czyś zazdrośny?

ACHILLES

Nie. Jedno wiem, że Hektor łuk dalekonośny
dzierży, jako nikt inny i oszczęp potężny.
I gdybyś ty na chwilę mą zbroją orężny
wybiegł, — toby na ciebie przypadli czeredą,
zanim byś jeszcze sprawił to poselstwo moje.

PATROKLOS

Jedno błagam, Pelido, — daj mi dziś twą zbroję.
Postraszę ich Pelidą.

ACHILLES
(który posłyszał turkot przed namiotem)

A wóz komu wiedą?

PATROKLOS

Jechać chcę wzdłuż Skamandru. Opodal nad rzeką
zjadę ku źródłom; konie napoję i wrócę.
Będą myśleć, że jedzie Pelida. Zasmucę
wszystkich, gdy ujrzą, żem wozem zawrócił.

ACHILLES

Wracaj. Tu ciebie czekam. Nie skręcaj daleko.
Wracaj.

PATROKLOS

Czy bardzo o mnie byś się smucił?

ACHILLES

Pleciesz, dziecko, — pozwalam, — nadto-żeś mi miły.

PATROKLOS
(w pełnej zbroi)

A ty zawsze myślałeś, że nie mam dość siły,
by te płaty udźwignąć...

ACHILLES

A stroją cię pięknie.

PATROKLOS

Zda mi się, żem Achilles, jak zbroja ta dźwięknie.

(wybiega)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.