<<< Dane tekstu >>>
Autor Maurice Maeterlinck
Tytuł Aglawena i Selizetta
Wydawca „Słowo“
Data wyd. 1902
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz W. Ł.
Tytuł orygin. Aglavaine et Sélysette
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT I.
SCENA I.
Sala w pałacu.
(W głębi Meligrana uśpiona w fotelu o wysokiem oparciu. Wchodzą Meleander i Selizetta).

Meleander. Oto list Aglaweny.

(Czytając)

„Nie wychodźcie na moje spotkanie. Czekajcie na mnie w sali, jak czekacie zazwyczaj, nim wybije godzina spoczynku, a nie wydam się wam obcą. Piszę to, wysiadając z okrętu, który mnie do was przywiózł. Żegluga była pomyślna i bardzo urocza — lecz wylądowawszy, zastałam drogi tak popsute przez deszcze, że pewnie przed zachodem słońca nie ujrzę wieżyc starego zamku, w którym dobra Selizetta dała schronienie wdowie po swym bracie.”
Selizetta (klaszcząc w ręce). Oh! słońce zachodzi!... Patrz tylko. Ona już musi być bardzo blizko... Pójdę zobaczyć...
Meleander (powstrzymując ją ruchem i czytając dalej).
„...Widziałam cię raz tylko, Meleandrze, w popłochu i gwarze podczas mego wesela; moje biedne wesele, niestety! Nie dojrzeliśmy wtedy tego nieproszonego gościa, który zasiada zawsze na miejscu szczęścia upragnionego. Widziałam cię raz tylko, już przeszło trzy lata temu, a jednak przybywając do was, tak ufną jestem, jakbyśmy dziećmi spali w jednej kolebce...”
Selizetta (oglądając się), Oh! Babunia śpi jeszcze! Czy należy ją zbudzić, gdy Aglawena przyjedzie?
Meleander. Tak, prosiła o to...
Selizetta. Jej białe włosy spadają na oczy... Ona nie jest szczęśliwą tego wieczoru... Oh! pójdę ją ucałować...
Meleander. Bądź ostrożną; nie budź jej przed czasem...

(czytając dalej)

„Jestem tak pewną, że odnajdę brata... Nie powiedzieliśmy sobie nic prawie, lecz tych słów kilka, które do mnie wyrzekłeś, nie były podobne do tych, które dotąd słyszałam...”
Selizetta. Nie czytaj tak prędko...
Meleander (czytając dalej).
„... A potem pilno mi ucałować Selizettę!... Ona musi być tak dobrą i musi być tak piękną, skoro kocha ciebie i skoro ty ją kochasz! Będę ją kochała więcej, niż ty ją kiedy będziesz mógł pokochać; ja umiem kochać więcej, gdyż byłam nieszczęśliwą... A teraz cieszę się, że cierpiałam, bo będę mogła podzielić się z wami tem, co się zdobywa w smutku. Zdaje mi się czasem, że danina, którą spłaciłam, wystarczy za nas troje; że przeznaczenie nie może się już o nie upomnieć i że możemy się spodziewać czarów tego, życia. Nie zaznamy innej troski ponad tę, którą daje szczęście. Sądząc z tego, com słyszała już o was, moje, twoje i Selizetty szczęście zależne od tego, co jest najlepszego w naszych duszach. Nie będziemy mieli innej troski po nad tę, aby się stać, ile to w naszej mocy, pięknymi, aby się przez to kochać tembardziej we troje i stać się dobrymi przez naszą miłość. Tyle roztoczymy piękna w sobie i dookoła siebie, że nie pozostanie już miejsca na nieszczęście i smutek; a jeśli mimo wszystko one zechcą wejść pomiędzy nas, to nim do drzwi naszych ośmielą się zapukać, będą musiały stać się także pięknemi...”

(Drzwi się otwierają. Wchodzi mała Yssalina).

Yssalina. Mam klucz siostrzyczko, mam klucz!
Meleander. Jaki klucz?
Selizetta. Klucz od dawnej latarni morskiej.
Meleander. Myślałem, że zgubiony.
Selizetta. Kazałam zrobić nowy.
Meleander. Chciałbym, abyś ten zgubiła także...
Selizetta (przyglądając się kluczowi). Oh! Jakiż on wielki! Nie jest podobny do tego, który zgubiłam...
Yssalina. Byłam, siostrzyczko, gdy go próbowano... Otworzyli trzy razy, potem zamknęli napowrót... Lepiej otwiera, niż ten dawny, taki zardzewiały... Ale, gdy zamykano po raz ostatni, ledwie było można utrzymać drzwi, tak wiatr je wypychał z tamtej strony... Wielki dziś wiatr wieje. Słychać, jak mewy krzyczą, latając wkoło wieży, i gołębie także... One jeszcze nie śpią...
Selizetta. One mnie szukają. Nie widziały mnie tam na górze już od dwóch tygodni. Pójdę do nich jutro.
Yssalina. Ze mną, siostrzyczko?
Selizetta. Tak, jeżeli pójdziesz spać zaraz; piastunka czeka na ciebie... (Yssalina wychodzi). Czy ona piękna?
Meleander. Kto taki?
Selizetta. Aglawena.
Meleander. Tak, jest bardzo piękna...
Selizetta. Do kogo ona podobna?
Meleander. Nie podobna do innych kobiet... Jest to inna piękność, oto wszystko... Piękność bardziej niezwykła i duchowa, piękność bardziej zmienna i jeśli tak rzec można, wielokrotniejsza... Piękność, wobec której dusza się iści, nie przerywając się wcale... A przytem, jak zobaczysz, ona ma dziwne włosy; zdawałoby się, że współczują wszystkim jej myślom... Uśmiechają się, lub płaczą podług tego, czy ona jest szczęśliwą czy smutną, wtedy nawet, gdy ona sama nie wie, czy ma być smutną czy szczęśliwą... Nie widziałem nigdy włosów, któreby tak żyły. Włosy zdradzałyby ją nieustannie, gdyby można zwać zdradą świadectwo ciągłe piękna; bo ona niema nic innego do ukrywania.
Selizetta. Wiem, że nie jestem piękną...
Meleander. Nie będziesz tego mówiła, gdy ona będzie z nami, niepodobna mówić w jej obecności czegoś, czego się nie myśli, lub co jest niepotrzebne. Ona gasi naokoło wszystko, co nie jest słusznem.
Selizetta. Ona gasi wkoło siebie wszystko, co nie jest słusznem...
Meleander. Selizetto?...
Selizetta. Meleandrze?...
Meleander. Oto, zdaje się, żyjemy już ze sobą blizko cztery lata?
Selizetta. Cztery miną z końcem lata.
Meleander. Oto od czterech lat blizko jesteś ciągle przy mnie, zawsze piękna, kochająca i słodka, z dobrym uśmiechem głębokiego szczęścia na ustach... Podczas tych czterech lat nie płakałaś zbyt często, nieprawdaż? Co najwyżej kilka łez ci spadło, gdy który z twych oswojonych ptaków odleciał, gdy babka ci się trochę sprzeciwiała, lub gdy usychały ulubione twe kwiaty. Lecz, gdy ci ptak powrócił, gdy się babunia uspokoiła, gdy zapomniałaś o kwiatkach, wówczas z głośnym śmiechem wbiegałaś do sali — i drżały drzwi, otwierały się okna i przedmioty spadały wokoło, gdy wskakiwałaś na moje kolana, całując mię, jak dziewczynka, która powraca ze szkoły. Myślę, że można powiedzieć: byliśmy szczęśliwi; a jednak zadaję sobie niekiedy pytanie, czy żyliśmy dość blizko jedno drugiego... Niewiem, czy ja nie miałem cierpliwości cię ścigać, czy ty chciałaś mi się wymknąć zbyt prędko, lecz bardzo często, gdy próbowałem mówić do ciebie, jak przed chwilą, ty zdawałaś się odpowiadać mi z innego końca świata, gdzie się chroniłaś dla powodów, których nie rozumiem... Czy w istocie dusza nasza do tego stopnia się lęka odrobiny powagi i prawdy w miłość? Ileż to razy przeszkodziliśmy sobie zbliżyć się do rzeczy, która mogła być piękną, i któraby nas złączyła ściślej, niż pocałunek, złożony na ustach... Niewiem, czemu widzę to jaśniej dzisiejszego wieczoru. Czy to z powodu żywszego wspomnienia o Anglawenie, z powodu jej listu, czy jej przyjazdu, który już czemuś nadaje wolność w naszych duszach. Zdaje się, żeśmy się kochali tyle, ile tylko ludzie mogą się kochać. Lecz, gdy ona tu będzie, będziemy się kochali więcej i będziemy się kochali inaczej, daleko głębiej, zobaczysz... I z tego głównie powodu jestem tak szczęśliwy, że ona przyjeżdża... Sam jeden, nie mógłbym... Nie mam tej władzy, którą ona posiada, chociaż widzę, jak ona. Ona jest jedną z tych istot, które umieją łączyć dusze u samych ich źródeł, i gdy ona jest, nie czuje się już żadnej zapory pomiędzy sobą, a tem co jest prawdą...
Selizetta. Kochaj ją, jeśli ją kochasz. Ja odejdę...
Meleander. Selizetto!
Selizetta. Wiem, że nie rozumiem...
Meleander. Rozumiesz, Selizetto, i dlatego właśnie, że rozumiesz, nie chcąc tego okazać, ja ci o tych rzeczach mówię... Ty masz duszę daleko głębszą od tej, którą mi ukazujesz; jestto ta dusza, której ukrywanie cię bawi — gdy cię szukam... Nie płacz, Selizetto, to nie są wyrzuty...
Selizetta. Ja nie płaczę. Dlaczegożbym płakała?
Meleander. A jednak widzę, jak drżą twoje wargi...
Selizetta. Myślałam o czemś zupełnie innem. Czy to prawda, że ona była bardzo nieszczęśliwa?
Meleander. Tak; ona była bardzo nieszczęśliwa z powodu twojego brata...
Selizetta. Może na to zasłużyła...
Meleander. Nie wiem, czy kobieta zasługuje kiedy na to, aby być bardzo nieszczęśliwą...
Selizetta. Czem wobec niej mój brat zawinił?
Meleander. Błagała mię, aby ci o tem nie mówić...
Selizetta. Pisywaliście do siebie?
Meleander. Tak; pisywaliśmy do siebie niekiedy.
Selizetta. Nic mi o tem nie mówiłeś.
Meleander. Pokazywałem ci nieraz jej listy, gdy przychodziły do nas, lecz zdawałaś się nie być ich ciekawą....
Selizetta. Nie pamiętam...
Meleander. Lecz ja to pamiętam.
Selizetta. Gdzie widziałeś ją po raz ostatni?
Meleander. Widziałem ją raz tylko, mówiłem ci już o tem; było to w parku przy pałacu twego brata... Było to przed wielkiemi drzwiami...
Selizetta. Wieczorem?
Meleander. Tak; wieczorem.
Selizetta. Co ona wtedy mówiła?
Meleander. Powiedzieliśmy sobie bardzo mało, lecz dość, aby dostrzedz, że dwa nasze istnienia mają cel jednaki.
Selizetta. Czyście się całowali?
Meleander. Kiedy?
Selizetta. Tego wieczoru.
Meleander. Tak, przy pożegnaniu...
Selizetta. Ach!
Meleander. Zdaje mi się, Selizetto, że ona niedługo pozostanie między nami...
Selizetta. O nie, nie; ja chcę, żeby pozostała...

(zgiełk na dworze)

To już ona!

(podbiega do okna)

Widzę pochodnie na dziedzińcu...

(Milczenie. Główne drzwi się otwierają. Aglawena ukazuje się w progu. Wchodzi bez słowa i idzie prosto ku Selizecie, patrząc na nią)

Meleander. Pocałujcie się.
Aglawena. O, tak!

(Całuje długo Selizettę, potem zbliża się do Meleandra, którego całuje także)

I ciebie również...
Selizetta. Obudzę babunię.
Aglawena (patrząc na Meligranę). Śpi głęboko.
Meleander. Śpi tak przez większą część dnia... Ręce ma sparaliżowane. Przybliż się! chciała cię dzisiaj przywitać...
Aglawena (biorąc rękę Meligrany i pochylając się nad nią). Babuniu...
Meligrana (budząc się) Selizetto!... (otwierając oczy) Oh! Ktoś ty?
Aglawena. Aglawena...
Meligrana. Przelękłam się...
Aglawena. Czy mogę cię pocałować, babuniu?
Meligrana. Nazywasz mnie babunią? Nie widzę cię dobrze... Kto tam stoi za tobą?
Selizetta (zbliżając się) To ja, babuniu.
Meligrana. Ach! to ty, Selizetto... Nie widziałam cię... Przybliż trochę lampę, moje dziecię...

(Selizetta przynosi lampę i oświetla Aglawenę)

Meligrana (patrząc na Aglawenę) Oh! jakaś ty piękna!
Aglawena. Czy mogę cię teraz pocałować, babuniu?
Meligrana. Nie; nie całuj mię dzisiaj... Cierpię więcej, niż zazwyczaj; jedna tylko Selizetta potrafi mnie dotykać, nie sprawiając bólu...
Aglawena. Chcę się nauczyć także nie sprawiać ci bólu...
Meligrana (patrząc na nią uważnie) Nie wiem, czy wolno być tak piękną...
Aglawena Przeciwnie, babuniu, trzeba być piękną, ile tylko sił starczy...
Meligrana. Ucałuj mię, Selizetto, nim zasnę; i odsuń lampę... Miałam sen ciężki...
Selizetta (odnosząc lampę) Trzeba jej wybaczyć; ona taka cierpiąca...
Aglawena. Co trzeba wybaczyć, Selizetto? Gubisz coś... Co to upadło na płyty? (podnosi klucz) Oh, jaki dziwny klucz!
Selizetta. To klucz od mojej wieży... Ty nie wiesz, co on otwiera...
Aglawena. To klucz dziwny i ciężki... I ja przywiozłam klucz złoty, zobaczysz... Niema nic piękniejszego od klucza, gdy się nie wie, co on otwiera...
Selizetta. Dowiesz się o tem jutro. Czy zauważyłaś, zbliżając się tutaj, bardzo starą wieżę na samym krańcu zamku, której szczyt jest już zrujnowany?
Aglawena. Tak, widziałam coś, co zdawało się zapadać pod niebem. Widać było gwiazdy przez wyłomy muru.
Selizetta. A więc to to samo; to moja wieża, stara i opuszczona latarnia morska. Nikt na nią nie śmiał już wchodzić... Idzie się tam przez długi korytarz, do którego klucz znalazłam. Zgubiłam go potem... Lecz kazałam zrobić inny, gdyż nikt tam oprócz mnie nie wchodzi. Czasem Yssalina mi towarzyszy. Meleander wszedł raz tylko, i dostał zawrotu głowy. To bardzo wysoko, zobaczysz. Widać ztamtąd całe morze. Obryzguje pianą wszystkie boki wieży z wyjątkiem tego, który przylega do pałacu. I wszystkie morskie ptaki zamieszkują w szczelinach murów. Krzyczą głośno, gdy mnie poznają. Są tam także całe setki gołębi; starano się przenieść je gdzieindziej, lecz one nie chcą opuścić wieży. Powracają do niej zawsze... Czy jesteś zmęczona?
Aglawena. Tak, Selizetto, trochę. Długą odbyłam podróż.
Selizetta. Tak, to prawda. Wejdziemy tam jutro, a zresztą taki silny wiatr dzisiaj...

(Milczenie).

Meleander. To dziwne, Aglaweno... Miałem ci tyle do powiedzenia... A teraz, w tych pierwszych chwilach wszystko milknie i zdaje się, doprawdy, że się czegoś oczekuje.
Aglawena. Czeka się w istocie, aby milczenie mówiło...
Meleander. Co ci ono mówi?
Aglawena. Gdyby powiedzieć było można, Meleandrze, to, co ono mówi, przestałoby być milczeniem... Wymawialiśmy dotąd słowa prawie niepotrzebne, słowa, któreby wszyscy mogli odnaleźć, a jednak czyż nie jesteśmy spokojni i czy nie wiemy, że powiedzieliśmy sobie rzeczy, które są warte daleko więcej, niźli słowa nasze? Wymieniliśmy pomiędzy sobą drobne, nieśmiałe wyrazy, które sobie obcy mówią przy spotkaniu, a jednak któż wie o wszystkiem, co się odbyło między trojgiem nas przed chwilą, i czy wszystko, co ma nas spotkać, nie rozstrzygnęło się przez jeden z tych wyrazów... Czy jest przeznaczenie, którego nie potrąciły nigdy słowa? Lecz ze wszystkiego, co nam milczenie przepowiedziało, wiem to jedno, że będę kochała Selizettę, jak siostrzyczkę... Tem ono rozbrzmiewało w całej duszy mojej, od pierwszego kroku, który zrobiłam w tym pokoju; i jestto jedyny głos, który słyszałam wyraźnie...

(Przyciągając ku sobie Selizettę)

Dlaczego, Selizetto, tak trzeba cię kochać, i dlaczego mimowoli płakać trzeba, gdy się ciebie całuje?

(Przeciągły pocałunek)

Chodź i ty, Meleandrze...

(Całuje go także)

Może tego pocałunku oczekiwaliśmy wszyscy; będzie on pieczęcią, która zamknie na noc nasze milczenie.

(Wychodzą)


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maurice Maeterlinck i tłumacza: Anonimowy.