Chłopski mecenas/Akt II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Chłopski mecenas |
Podtytuł | Sztuka ludowa w 5 obrazach ze śpiewami i tańcami |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Drukarnia „Wieku“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
AKT II.
Scena przedstawia wnętrze karczmy wiejskiéj, wprost widzów szynkwas zastawiony flaszkami i naczyniami blaszanemi, kilka beczek na legarach, po prawej stronie stół długi, przy nim ławy, po lewéj komin zastawiony garnkami, przy kominie bawi się kilkoro dzieci żydowskich.
SCENA I.
Fajbusiowa i Fajbuś.
Fajbusiowa zajęta za szynkwasem przelewaniem wódki z naczynia do naczynia. Fajbuś chodzi po izbie i rozmawia półgłosem sam z sobą.
Fajbusiowa.
Słuchaj Fajbuś... reb Fajbuś... czy ty głuchy jesteś? Fajbuś.
Ny — wus-wilst dy? Fajbusiowa.
Ja chciałam się spytać co ty robisz? Fajbuś.
Ja nic nie robię — ja sobie tylko myślę — Fajbusiowa.
A co ty za takie myślenie masz? Fajbuś.
Ja tobie co powiem — ja chcę zrobić śpiewanie. Fajbusiowa.
Na co tobie śpiewanie? albo ty jesteś gołąb, żebyś śpiwał... Fajbuś.
Ty nie rozumiesz — jak te głupie chłopy trochę podpiją, to oni zaraz śpiewają... (śpiewa naśladując gesta chłopskie).
Oj kamień jest na kamień! Nu — co to za śpiewanie jest? Kamień, kamień na kamień a na to wszystko także kamień, i to z góry przyłożone z kamieniem, a pod spodem pewnie także kamień... głupie chłopy — to ja umyśliłem sobie, że jak oni tu sobie przyjdą, to im zaśpiewam moją piosnkę. Fajbusiowa.
Na co ty masz śpiewać?... oni mają swoich muzykantów... Fajbuś.
Moja kochana Fajge, ty jesteś bardzo miła osoba, ale bardzo głupia — za co ja płacę dwieście rubli propinacyi? za to żebym ja śpiewał a oni żeby tak tańcowali jak ja śpiewam — teraz rozumiesz? Fajbusiowa.
Nu — ja wiem że ty jesteś a kluger mensch... Fajbuś.
Więc ja sobie tak myślę — jak przyjdzie Bartek, ten stary Łopata, to ja jemu poczęstuje z arakiem i on zacznie śpiewać, to ja też przekręcę kaszkiet na prawe ucho, wezmę sobie pod boki, zacznę tupać z pantoflami i zaśpiewam mu tak: Oj jest na kwarte kwarte Fajbusiowa (śmiejąc się).
Fajbuś, ty bardzo fajn komedje za chłopa pokazujesz.... Fajbuś.
On zaraz każe dać i zapłaci — bo on jest grojse puretz — on ma bardzo wielkie pichę, a jak oni wszyscy się upiją, to my zrobiemy kontrakt i nasze Sure będzie miała fajn izbe i grunt, będzie miała krowy i ganze gospodarstwo...... Fajbusiowa.
Nu — a kto tamtemu da piniądzów? Fajbuś.
Jankiel da... zaco niema dać? Wiesz przecie że Jankla syn ożeni sobie z naszą Surą — będzie a grojse hasene... a oboje państwo młodzi będą mieli swoje gospodarstwo.... Fajbusiowa.
To będzie ganc git... ja sobie obliczyłam..... Fajbuś.
Sztyle...... ktoś idzie?. SCENA II.
Ciż i Drapiszewski.
Drapiszewski.
Dzień dobry panie Fajbuś, nie był tu pan Kurocapski? Fajbuś.
Buł, ale jeszcze bardzo rano, wypił trzy kieliszki araku i poszedł do roboty... Drapiszewski.
Ważna jego robota! wszystko po jednej formie, jednakowo; ot moja robota, interes zbadać, sprawę wyrobić, obronić, wygrać, a zato co? marne kilka papierków, a tu jeszcze w Warszawie piszą, że my niepotrzebni... Fajbuś.
Co to niepotrzebni? aj aj, taki człowiek żeby nie był potrzebny to czyby przychodził do Fajbusia pieniędzy pożyczyć? kto dziś niepotrzebny? Fajbusiowa.
Pan ma taki delikatny rozum... Fajbuś.
Może pan pozwoli kieliszek.... mam coś nowego, fajn, co sam król turecki pija na śniadanie (do żony). Fajge! gieb a mientowkies! (do Drapiszewskiego) Wielmożny nasz pan Mecenas ma głowę, żeby nie pan, toby nie można żaden interes porządnie przeprowadzić. Drapiszewski.
A widzicie co to ja! Fajbusiowa (wychodzi z za szynkwasu i wynosi kieliszek wódki).
Niech jegimość pije na zdrowie. Drapiszewski (pije i spluwa)
Niezła, wcale dobra! Fajbuś.
No ja wiem że pan ma dobrego gustu. Pan sobie zna na tem, spodziewam się. Drapiszewski.
I ja tak myślę.... Fajbuś.
Ja panu co powiem — ja mam do pana bardzo wielką proźbę. Drapiszewski.
Uważałem to właśnie po miętówce... Fajbuś.
Na co takie gadanie mówić? miętówka to zawsze dla porządnych gości — a interes interesem... Drapiszewski.
A cóż to za interes? Fajbuś.
Ten stary chłop, Bartłomiej, przychodził do mnie pożyczyć pieniędzy — jemu potrzeba na proces z tym drugim chłopem, z Dudem.... więc ja spytałem się jego jaką on da pewność — a on powiedział, że zastawi chałupe i grunt, więc ja powiedziałem że dobrze..... zresztą pan wie, jakie mam miękie serce, kto nie da to nie da, a Fajbuś zawsze da jak widzi że kto potrzebuje.. Drapiszewski.
I jak ma dobrą ewikcyę. Fajbuś.
Nu — a jak ma być? czy pan chce żebym ja swoich pieniędzów w błocie utopił..? On tu przyjdzie, ten Bartłomiej, więc niech pan napisze nam kontrakt — ale wie pan — taki kontrakt, żeby ta chałupa została dla moich dzieciów.... oni takie delikatne są. Drapiszewski.
A stary filucie, więc to ma być kontrakcik z kruczkami, hę? Fajbuś.
Poco z kruczkami? niech będzie z jednym kruczkiem, ale z dobrym... a jeszcze panu co powiem, Jankiel suchy arendnik robi taki sam interes z Michałem.... pan im też napisze... Drapiszewski.
Ja wiem, lecz to zrobi mój przyjaciel Kurocapski. Fajbuś.
Ny git, ja wiem że panowie we spółkę są... Drapiszewski.
Wspieramy się jak możemy, aby ludziom dogodzić — a co za to mamy? ot wszystko niewdzięczność na świecie... SCENA III.
Ciż, Kurocapski i Jankiel.
Kurocapski (wchodząc).
Nie było tu pana Drapiszewskiego.? Fajbuś
Jest, jest, a panowie kochają się jak dwa bracia. Drapiszewski.
Dwóch nas tylko myślących ludzi w tej pustce.... Fajbuś.
Fajge, gieb a ganze flasche miętowkes! (Fajga stawia na stole miętówkę, Drapiszewski i Kurocapski z kieliszkami wychodzą na przód sceny, Fajbuś staje opodal z prawej strony, z lewej kulisy wchodzi Jankiel i zatrzymuje się przy Kurocapskim).
Kurocapski i Drapiszewski.
Śpiew.
Ponieważ chłop (Trącając się kieliszkami, Jankiel, Fajbuś i Fajbusiowa powtarzają).
Ach każdy chłop Drapiszewski i Kurocapski.
Chłop chłopu raz, Jankiel, Fajbuś, Fajbusiowa.
Ach każdy chłop Drapiszewski i Kurocapski.
To dla nas fest Jankiel, Fajbuś, Fajbusiowa.
A grojse fest Drapiszewski i Kurocapski.
Ponieważ chłop Fajbuś, Jankiel, Fajbusiowa.
Ponieważ chłop Jankiel.
To jest wielka prawda, żeby panów nie było, toby nikt sobie nie procesował — wszystko by sędzia zaraz robił na zgodę — ny, do czego takie zgode jest? warz wode będzie wode — zrób zgodę — też jest zgode, nie ma żadne rozmaitość, żaden ruch na świecie. Kurocapski.
Racya.... daj dwa złote... Co słusznie to słusznie a żeby was na świecie nie było, toby ludzie pili z przeproszeniem... wodę, albo za pozwoleniem herbatę.... A do czego to się zdało? woda za pozwoleniem żołądek oziębia, herbata z przeproszeniem rozpraża.... od wody jest wodna puchlina... od herbaty z pozwoleniem państwa puchlina wodna... Wódka to jest rzecz! — nie jest gorąca a rozgrzewa, jest zimna a nie ziębi — wódkę piją ludzie, wodę piją bydlęta, a herbatę za pozwoleniem chorzy we szpitalu... Żeby wódki na świecie nie było, toby człowiek z przeproszeniem umarł. Fajbuś.
Aj panie Sekretarzu! panie Sekretarzu! jaką pan ma głowę... pan rzadko kiedy gębę otwiera, ale jak otworzy to.... Drapiszewski.
To zaraz połknie kieliszek wódki. Jankiel.
To swoja rzecz.... albo pan Sekretarz co dobrego wypije... albo co mądrego powie, na próżno nigdy gęby nie otworzy. Fajbuś.
Żeby to księża chcieli gadać do chłopów co pan Sekretarz tu do nas powiedział, to byśmy im sami murowane kościoły stawiali.... ale też świat to się do góry nogami przewraca. — Mało który chłop pije — propinacya nie jest nic warta — żeby się tej troche wody nie dolewało, toby człowiek musiał ze swojej kieszeni dokładać. — Oni teraz gotują sobie kawę z mlekiem. Drapiszewski.
Ciekawa rzecz co taki obskurny cham może widzieć w kawie.? Kurocapski.
Głupstwo za pozwoleniem: ale to się chamstwo za przeproszeniem okropnie rozwydrzyło. Drapiszewski.
Naturalnie.... Jankiel.
Co on sobie znać? on ciemny jest jak dziura w moście. Fajbuś.
Mówi się, jak djabeł w Częstochowie. Fajbusiowa.
Jak tabaka w kopycie.... Drapiszewski.
Chyba w rogu.... Fajbusiowa.
Wszystko jedno, czy w kopycie czy w rogu, mały z tego pożytek jest. Kurocapski.
Oto naprzykład, w przeszłym miesiącu mieli wybierać sędziego — więc ja mówię do tego bydła — poco macie daleko szukać — oto jest pan Drapiszewski, dobry prawnik, adwokat, wybierzcie go! Co myślicie? jeszcze się naśmieli i wybrali kogo? dziedzica. Drapiszewski.
Pewno po niemiecku. Kurocapski.
Może i po turecku, ale co najgorsze, a wiem już o tem napewno, to to że pan dziedzic, (nachyla się i szepcze Drapiszewskiemu do ucha). Drapiszewski.
Co? co? jak powiedziałeś? Kurocapski.
No tak (oglądając się z miną tajemniczą)... pisze do gazet... (Aktorzy dzielą się na 2 grupy, żydzi rozmawiają w głębi, Kurocapski i Drapiszewski zbliżają się naprzód sceny mówiąc ciszej). Drapiszewski.
I cóż ty zrobił z tym fantem.? Kurocapski.
Nic — machnąłem do powiatu i dołożyłem Naczelnikowi.... Drapiszewski.
A Naczelnik co? Kurocapski.
Naczelnik.... naczelnik powiedział mi żem dureń... Drapiszewski.
A ty co? Kurocapski.
Zawsze służbę trzeba znać, powiedziałem więc: tak jest, podług rozkazu wielmożnego naczelnika. Drapiszewski.
Jak ty myślisz, mnie się zdaje że będzie koniec świata... Kurocapski.
Czort, jego wie... kolego, zresztą sam wiesz że ja w polityce nie tęgi... SCENA IV.
Ciż i Bartłomiej.
Bartłomiej (wchodząc).
Niech będzie pochwalony. Fajbuś.
Niech on sobie będzie. Przyśliśta Bartłomieju według tego interes. Bartłomiej.
A juści... Fajbuś.
Nu — ja jestem gotów, pan mecenas ma papiery gotowe, pieniądze jest... Drapiszewski.
No — mam pisać? Bartłomiej (skrobiąc się w głowę).
Wielemożny mecenasie, może by się bez tego obeszło, już i ja się zniszczyłem i on się zniszczył, i on w kozie siedział i ja siedziałem, może by to na zgodę obrócić? Drapiszewski.
No — jak chcesz.... ale ja bym nie radził; straciłeś to prawda, ale jak ci zasądzą koszta, to ci się z procentem powróci. Fajbuś.
Co to jest zgode? poco robić zgodę? kiedy wam się wszystek koszt powróci. — Może się napijecie araku Bartłomieju. Bartłomiej.
Gdzie mnie tam do haraku, przy takiej turbacyi! Fajbuś.
Co sobie macie żałować? Fajbusiowa.
Albo wy to nie pan, nie obywatel! Drapiszewski.
No, na frasunek dobry trunek. Bartłomiej.
Ano to i dajta Fajbusiu onego trunku, (pije).
SCENA V.
Ciż sami i Michał.
Michał (wchodzi)
Niech będzie pochwalony... Bartłomiej.
Na wieki... Fajbuś.
(Odprowadza Bartłomieja w kąt izby).
Wiecie Bartłomieju, poco Michał przyszedł? on robi interes z Jankiem, żeby was zgubić. Bartłomiej.
Bóg świadkiem żem chciał zgody, ale kiedy tak, niech się dzieje co chce — piszta kontrakt. (Podczas tej rozmowy Jankiel odprowadza na bok Michała).
Jankiel.
Nu — ja wam mówiałem, widzicie jak Bartłomiej targuje się z Fajbusiem — on chce pieniędzy, a na co on chce pieniędzy? żeby was zgubić.... Michał.
Chciałem zgody, — ale kiedy tak, to dziej się wola Boża — piszta. (Tworzą się dwie grupy, po prawej Drapiszewski zasiada do pisania, obok niego Bartłomiej i Fajbuś — po lewej Kurocapski czyni toż samo, obok niego Jankiel i Michał — Fajbusiowa chodzi po izbie).
Bartłomiej.
Ale jak wam pieniądze oddam, to mi zapis musicie powrócić. Fajbuś.
No, co tu gadać, próżne gadanie, albo ja wezmę izbę z gruntem, a wy mnie nie oddacie pieniędzy, albo wy mnie nie oddacie pieniędzy a ja wezmę izbę z gruntem. Jankiel.
Niech pan pisze pod przepadkiem. Michał.
A na co? Jankiel.
Wy wiecie że ja was nie skrzywdzę, to tylko tak dla formy jest — bo jeżeli by psipadkiem, to będzie pod psiepadkiem, a jak będzie pod psiepadkiem, to psipadkiem. Michał.
Ale na co to pisanie — opiszeta mnie jak węża — a potem trza będzie pójść z torbami.... Jankiel.
Na to pisanie jest żeby pisać, zresztą każdy człowiek jest śmiertelny — wiecie przecież, że jak Pan Bóg dopuści to i z kija wypuści. SCENA VI.
Ciż sami, Michałowa, Bartłomiejowa, Franek i Kaśka.
Drapiszewski.
No, podpiszcie Bartłomieju. (Wchodzą Michałowa — Bartłomiejowa, Franek i Kaśka).
Michałowa (do Michała).
Ani mi się waż podpisywać.... dość już tej zguby i zatraty, na dziada wyjdziesz, z torbami pójdziesz!... Franek (do Bartłomieja).
Tatulu, tatulu, wybijta se z głowy te kłótnie, dość już obrazy Boskiej. Kasia (do Michała).
Nie gubcie nas wszystkich tatulu, pogódźta się z kumem, nie będziecie żądali cudzej krzywdy. Jankiel.
Co ty głupia Kaszka sobie wtrącasz do nie swoich interesów, co to jest krzywde? wus y dues a krzywde? Bartłomiejowa.
Dawaj mi zaraz ten papier, ty stary pijaku (wyrywa papier i chce drzeć). Fajbuś.
Gewałt — co to jest drzeć? zaco drzeć, taki piękny papier! Drapiszewski.
Fajbuś będziesz świadkiem... zaraz piszę skargę o przywleczenie do odpowiedzialności Bartłomiejowej Łopatowej, za gwałt w miejscu publicznem i za awanturę na gładkiej drodze. Bartłomiejowa.
A pan tu co chcesz? wlazłeś między nas, jak kąkol we zboże i tylko judzisz i podszczuwasz.... ażebyś zmarniał, przybłędo? Drapiszewski.
Dobrze...! dobrze! gadaj babo, gadaj! obelgi słowne, pójdziesz babo w kajdanki, jak amen w pacierzu... Fajbusiowa (do Bartłomiejowej n. s.)
Ny, moja Bartłomiejowa, o co wy sobie gniewacie, pan Drapiszewski i Fajbuś chcą dla was dobrze zrobić, oni chcą Michałowi zgubić, bo ta Michałowa to powiedziała na was, że wy jesteście czarownica. Bartłomiejowa.
Co? ta stara krowa? Bartek podpisuj mi zaraz, zgub ich ze szczętem, z torbami niech pójdą! Fajbusiowa (do Michałowej na stronie).
Nu, słyszeliście wy kiedy takę rzecz? ta Bartłomiejowa, to ona powiedziała na was, że wy jesteście stara krowa! czy to kto widział take paskudne gębe... Michałowa.
A żeby ci na zły koniec wyszło! Pisz, podpisuj Michał, słyszysz! Franek.
Ojcze! tatulu, nie róbta wy tego! Kasia.
Ojcze! ojcze! ulitujta się nad nami! Bartłomiejowa.
Podpisuj!. Michałowa.
Podpisuj!. (podpisują).
Franek.
O nieszczęście moje wielkie! (wybiega).
SCENA VII.
Ciż bez Franka, później wieśniacy i wieśniaczki.
Fajbuś.
Nu — po co sobie kłócić, co się zrobiało to już zrobiało, nie kłócić sobie — bo idzie i cała kompania; dziś święto, to ludzie chcą sobie zabawić, pohulać, na to jest święto..... (Gromada wieśniaków wchodzi do karczmy, jeden chłop ze skrzypcami, drugi z basetlą, trzeci z tamburynem — muzyka zaczyna grać oberka).
Pierwszy chłopak.
(Ujmując dziewczynę wpół, występuje naprzód sceny i śpiewa.)
Oj kamień na kamieniu Fajbuś.
Fajga, hab ich niśt gesugt, siojn sy du a kamień — słuchaj Maciek — ja tobie co zaśpiewam: (Ujmuje się pod boki, przekręca czapkę na bakier i przytupując nogami śpiewa):
Oj jest na kwarte kwarte Drapiszewski.
Uważasz kolego Kurocapski, ten żydek nie jest bez talentu. Kurocapski.
Aha ma, ma bestya głos wcale piękny. Bartłomiej.
No to co? każe dać pan Bartek, może i każe, dawaj żydzie! Fajbuś (roznosi blaszanki).
Jankiel.
Nu, a wy Michale, macie być gorsi od niego oj, oj (śpiewa) Jest bude na bude Jeszcze jedna buda! Kurocapski.
Brawo Jankiel, brawo!. Michał
Dawaj Fajbuś gorzałki. Oj dzień długi w lecie, Dalej chłopcy tańcujta, weselta się, co dziś to nasze! — żyjem, pracujem i tylo, a przyjdzie śmierć — dziad łopatą przyklepie — i skutek wszystkiemu. — Hej, Kasiu, idź do tańca. Kasia.
Ajakże mam tańcować, kiedy mi się serce kraje, kiedy wy sami na waszą zgubę dążycie... Michał (pijany).
Głupstwo — ot wszystko marność i tylo... grajta chłopcy. Muzykancie będziesz w niebie Tańce.
Pierwszy chłopak.
Na smukłej topoli Chór.
Na smukłej topoli Dziś przy święcie i ochocie Drugi chłopak.
Niema dzionka jak niedziela, Chór.
Bo to idzie raźno, żwawo, Trzeci chłopak.
Na rękę sukmana, Chór.
Niema dzionka jak niedziela! (Wszyscy tańczą oberka).
(Zasłona spada).
|