Dekameron/Posłowie tłumacza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Dekameron/Posłowie tłumacza
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


POSŁOWIE TŁUMACZA





U ŚWITU RENESANSU
1
Średniowieczny „Danse Macabre“

Gdy się usiądzie na ławce przed starym, feluzańskim klasztorem, widzi się w dole, między ramami cyprysów, Florencję, podobną zaiste do gwiazdy, jaką była w czasach Odrodzenia. Po drugiej stronie wzgórza rozciąga się cudowna dolina, gdzie bieleją, ocienione cyprysami, stare mury. Jest to willa „Podere della Fonte“, w której, zgodnie z podaniem, Boccaccio miał umieścić swoje towarzystwo z „Dekamerona“. Wielki symbol zawiera się w tej nazwie „Moc źródeł“, bowiem mocą źródła dla przyszłych wieków literatury włoskiej, wyzwolonej z powijaków średniowiecza, stać się miały niefrasobliwe gawędy messera Giovanni Boccaccia z Certaldo. W willi „Podere delle fonte“ umarła komedja boska, a narodziła się ludzka. Nie wyskoczyła odrazu na świat, jak Minerwa z głowy Jowisza, bowiem nieukształtowana, gruba materja istniała już przed nią, tak jak istniały też w łonie społeczeństwa średniowiecznego zarodki przyszłych, renesansowych poglądów. Niespokojny i niesforny duch świecki podniósł we Włoszech głowę wcześniej, niż gdzieindziej i wcześniej także na półwyspie Apenińskim zbladły cienie w świątyni Wenery. Zresztą trzeba tutaj przypomnieć, że „Danse macabre“, ten straszliwy twór fantazji średniowiecznej, mniej przypadł do gustu Włochom, niż innym narodom i że święty Franciszek, nakazujący w swoich „Fioretti“ radosną pogodę duszy, nie mógł być wielkim przyjacielem okropnych wizyj piekielnych. Oczywiście, średniowiecze we Włoszech, jak zresztą wszędzie, było epoką tragiczną. Oczy, zmęczone długim płaczem, zapatrzyły się w anielskie wizje, aby poprzez piekło ziemskie śledzić za rajem niebios. To mistyczne szczęście duszy miało jednak swoją antytezę w realizmie, w materjalnym procesie wielkiej tragedji umierania. Na poparcie tej tezy wystarczyć mogą „Poezje“ Jacopone da Todi, poety, którego z nieprzemożoną siłą pociągała wizja rozkładu, stan trupa, gnijącego w grobie. Poetów i malarzy tych lat cechował gorączkowy głód krwawych wizyj, łez i okropności piekielnych. Na fasadach kościołów widać było skrzydła smoka obok skrzydeł anioła, lub Lucypera, deptanego jasną stopą Dziewicy Marji. — We wnętrzu katedr rozlegały się rozpaczliwe śpiewy bólu, jak „Stabat“ i przerażenia, jak „Dies irae“. Spójrzmy na „Matres dolorosae“ szkoły umbryjskiej lub sjeneńskiej. Cóż za intensywność wizyj ascetycznych, jakaż nienawiść do marnego świata i grzesznego ciała! Jednakże średniowiecze nie darmo było antytezą historyczną, której transcedentalnym głosem stał się Dante.
Dzięki tej antytezie obok Gioacchino di Fiora, sekty biczowników i apostołów Wiecznej Ewangelji, istnieć mogła sekta Epikurejczyków, obok Katarzyny ze Sieny, Giovanna z Neapolu. Radosne słowa Świętego Franciszka, zwrócone do ptaków lub do brata-słońca, głuszył huk młotka, wbijającego gwoździe w ręce Zbawiciela lub szmer krwi, spływającej z pod cierniowej korony, a na złote legendy Cavalca padał mroczny cień od zjaw umarłych i „cavalcate notturne“ Passavanti. Biorąc ogólnie, katolicyzm średniowieczny to anatema, rzucona na naturę, to przykaznie życia między niebem a ziemią, w stanie ekstazy i świętej trwogi naprzemian. Jednakże od tej reguły nie brak wyjątków. Cesarz Fryderyk II, namiętny eksperymentator i zaciekły wróg Kościoła, Manfred, a poczęści i Guido Cavalcanti odmawiali duszy ludzkiej prawa do nieśmiertelności, a o legendy niebiańskie i wizje piekielne mało zapewne dbały gromady hulaków, jak owa „brigata sponderaccia“ w Sienie, złożona z bogatych młodzieńców, którzy, skupiwszy po sprzedaży mienia, olbrzymią sumę 200.000 dukatów, zdołali ją wydać w ciągu dwudziestu miesięcy. Kontrast wrogich elementów, mistyczna zasłona, spowijająca, niby chmura, świat natury, martwe formy, ciemiężące swem konwencjonalizmem żywą i nową treść — wszystko to, na przełęczy dwóch epok, najwidoczniejsze jest w duszy Boccaccia. Boccaccio myśli jeszcze czasem, jak Dante, bowiem teorje abstrakcyjne pozostały te same, jednakże już nie Amor, złączony z intelektem, porusza ten świat, lecz instynkt, będący gwałtowną reakcją przeciwko mistycyzmowi.
Komedją dla Dantego była szczęśliwość niebieska, „komedją“ dla Boccaccia szczęśliwość ziemska. Odwróciwszy się plecami od nieba, na gruzach scholastycznego świata wizyj i alegoryj autor, „Dekamerona“ zbudował świat pogodnego poganizmu, z uczłowieczonemi bóstwami i z żywem odczuciem piękna. Jego bohaterowie, jak ser Ciappelletto, fra Cipolla, Martellino, Masetto z Lamporecchio święcą uroczystość radosnego pogrzebu wieków średnich i śpiewają pochwałę nowego życia. Z grzęzawiska mistycyzmu wynurza się radosny człowiek, dla którego przykazaniem piękna nie jest już apoteoza bólu i ukrzyżowany trup martwego Boga, lecz piękność plastyczna, zamknięta w siostrzanym uścisku prawdy. Na progu historji stają: Wawrzyniec Medyceusz i Angelo Poliziano, żywe syntezy klasycyzmu i ducha narodowego, Pallaiuolo, krający trupy, i Massaccio, studjujący zagadnienie światła i cieni. Narazie jednak godzina Odrodzenia jeszcze nie wybiła.
Dlatego też z willi i parków w Dekameronie przejść bezpośrednio do zaczarowanych pałaców „Szalonego Rolanda“ jest równie trudno, jak trudno było zasadzić odrazu winną latorośl śmiechu na ziemi, po której wędrował posępny Ghibellin, wyszedłszy przed chwilą z piekła. Jedno jest pewne. Średniowiecze ze swemi wizjami, legendami i tajemniczym mrokiem ustępuje powoli z świątyni sztuki. Wkracza do niej — jak pisze De Sanctis — hałaśliwie Boccaccio i na długie lata pociąga całą Italję za sobą.


II
Anemiczne koncepcje i Rubensowskie postacie

W literaturze XIII wieku mistycyzm miłosny stapiał się w jedno z mistycyzmem religijnym. Czy to o kobiecie, czy o Madonnie jest mowa? — można pytać ze zdumieniem, czytając niektóre poezje Guinicellego, Cavalcanti lub Dantego. Kto chce coś wiedzieć o Bogu, niechaj miłuje — mówi Ugo da San Vittore, a Ecchardt: „Miłość jest okiem duszy“. Dla poetów z lat 200 miłość była czemś więcej, niż namiętnością i pragnieniem. To nie epizod lecz historja życia. Jednakże lirycy ci więcej niż kobietę żywą kochali miłość.
Ze zdań i frazesów Guinicellego, Cavalcanti i Cino, jak słusznie mówi Nencioni w swojej „Letteratura mistica“, możnaby ułożyć książeczkę pod tytułem: „Teologja miłości“. Genjusz Dantego unieśmiertelnił wszystkie te abstrakcje platoniczne i scholastyczne fantazje w „Vita Nuova“, która jest jak róża mistyczna, zlana czystą rosą łez. W stanie wiecznej ekstazy wszystko stawało się symbolem, a teologiczno-mistyczna zasłona spowija szczelnie umiłowaną kobietę. Porównywano ją do znudzenia do schodów niebieskich, do gwiazd Djany, do symbolów i sakramentów — a w życiu w okresie menstruacji nie wpuszczano jej do kościoła. Nosiła białą tunikę dziewicy i anioła, miała przy piersiach różę białą — dar Madonny, malował ją na złotem tle Giotto i Angelico, oznaczała wiedzę teologiczną lub łaskę odkupiającą — a jednocześnie musiała się godzić na „pasy cnoty“ i mdleć ze strachu, czując za sobą cień demona. Cóż wiemy o tych uskrzydlonych anielicach, utkanych ze srebrnych snów poety? Dante nie opisał nam nawet wyglądu Beatryczy. Rosetti w obrazie „Błogosławiona Beatrix“ przedstawia nam ją bladą, z czarnemi oczyma i rozwianą grzywą czarnych włosów. Każdy zresztą może wyobrażać ją sobie jak chce, wiedząc zgóry, że i tak ją kochać będzie, jako niematerjalne pojęcie, wolne od konfliktu z rzeczywistością. Inaczej natomiast przedstawia się już sprawa z madonną Laurą. Mamy ją odmalowaną w gorących barwach tycjanowskich, jako różową, kwitnącą i dość pulchną piękność. Anielica weszła w kształt człowieczy — któż jednak mógł ją pokochać, prócz messera Petrarki? A teraz pójdźmy o jeden krok dalej! W jednym z najpiękniejszych erotyków mistycznych: „lo mi sen pargoletta“ przedstawia Dante Beatryczę, jako anioła, zeszłego ku niemu z Raju:

„Maleńka jestem, dorodna i młoda,
By was ucieszyć zeszłam tutaj w gości,
Z krainy piękna i nieśmiertelności“...

Boccaccio nie może już zrozumieć tej miłości mistycznej i dlatego też wykłada ją na swój sposób, bardzo dosłownie i bardzo po ziemsku. Aniołeczek, tracąc idealne cechy, staje się postacią z krwi i ciała; z nadziemskich wyżyn Dantego przechodzimy odrazu do fizjologji i anatomji. Oto, jak przedstawia się Beatrycze oczom profana Boccaccia.
Czego trzeba do przyjemnej twarzy, wszystko się tu zeszło, a więc rysy bardzo kształtownie ułożone i liczka, krom nadziemskiej krasy, taką modestją, takim wdziękiem tchnące, że wielu mieniło ją być aniołeczkiem“.
Z gotyckiej katedry Dantego, autor „Dekamerona“ „tranquillitatem et felicitatem sectator“ prowadzi nas na radosny bankiet egzystencji, na który poraz pierwszy zostały zaproszone kobiety z ciała i z krwi. Między „donna Pietosa“ i innemi bohaterkami „Vita Nuova“, a protagonistkami „Dekamerona“ istnieje napewno większa różnica, niż między kobietą z epoki bufiastych rękawów i turniur, a dzisiejszą wysportowaną panną.
„Wieczna kobiecość“, 'uzmysłowiona w Madonnie, dominowała nad całą sztuką XIII i XIV wieku. Cimabue i Giotto, Dante i Petrarka poświęcali jej serca i talenty. Madonna, do której w kościele Santa Maria Novella rzesze pobożnych od sześciu wieków zasyłały modły, stała się pierwszem „Magnificat“ sztuki. Tego mistycyzmu miłości nie zabił później pogański realizm Odrodzenia, nie zabiła go także wiedza współczesna. Dosyć przypomnieć Novalisa, Rückerta, Shelley’a, a przedewszystkiem Dantego, Gabryjela Rosetti, „il dugentista italiano“, urodzonego przez anachroniczny kaprys na dalekiej Północy. W działach tych artystów dusza jest zawsze widzialna poprzez zasłonę pięknej formy. Wewnętrzne światło pada na nieskalaność kształtów, nadając transcedentalne znaczenie głębokim spojrzeniom i błogosławionym uśmiechom.
Beata Donzella“, zjawa, wyczarowana w „Vita Nuova“, stała się prototypem kobiety w literaturze od Guinicellego aż po Roberta Browninga. Była mistyczno-anemiczną koncepcją, bezcielesną ideą poetycką i religijną „rêverie“.
W wieku XIV, dzięki „Dekameronowi“ miejsce jej w literaturze zajęły krwiste, pulchne, rubensowskie typy kobiet. Już Petrarce nie wystarczała idea i imaginacja, stanowiąca istotę sztuki Dantego. Pozostał człowiekiem średniowiecza, dzięki swej wierze i swym doktrynom, chociaż ze względu na swą kontemplację rozkoszy estetycznej, należał poczęści do nowego świata plastyki. Natomiast Boccaccio spłacał jedynie długi modzie swego wieku.
W „Amorosa visione“ tendencja ascezy daremnie chciała wziąć górę nad ponętami świata. Uwidoczniła się tutaj natura Boccaccia, obca wszelkim umartwieniom i niezdolna do ucieczki od życia. Droga zbawienia, ku której wiodła go Fiammetta, jakże odmienna była od drogi Dantego i Beatryczy. Po śmierci Marji, będąc już człowiekiem dojrzałym, nie zobojętniał Boccaccio w stosunku do kobiet, jak Guido Cavalcanti, Dante i Cino, ale uczuciowość nie wystarczyła, aby ożywić go siłą miłości platońskiej, którą tak wysławiał w swej monografji o Dantem. Autor „Fiammetty“ stał się znów Dioneem z pierwszej części „Dekamerona“. Zmysłowa i rozpustna wyobraźnia, rozwinięta dzięki długim godzinom, spędzonym nad Owidjuszem, i realizm, będący wyrazem wnikliwej obserwacji ludzi i życia, ukróciły odrazu wszelkie zapędy mistyczne. Nie mogło być zresztą inaczej w człowieku, który świadomie czy też podświadomie uprawiał zawsze rozkosznictwo zmysłowe. Przykładem niechaj posłuży opis rybołóstwa („Dekameron“. Dzień X), któremu na oczach króla Karola d’Anjou oddają się dwie córki pana Neri degli Uberti, dzieweczki piętnastoletnie, o złotych, kędzierzawych włosach, ozdobionych girlandami z pierwiosnków. ...„Dzieweczki wyszły ze stawu na brzeg. Białe, zmoczone ich szaty tak ściśle do ciał przylegały, że z uroczych ich kształtów nic prawie ciekawemu oku tajne nie było. Król patrzył na ich piękne członeczki z takiem pożądaniem, że gdyby go ktoś w tej chwili mocno trącił, nie poczułby tego“.
Obraz ma wiele wdzięku i świeżości, ale przyznać trzeba, że nie grzeszy zbytnią wstydliwością, tak jak nie grzeszył nią sam autor, zaglądający ustawicznie z lubieżną przyjemnością do każdej alkowy. Czy na jego usprawiedliwienie trzeba tu przypominać komunały o zepsuciu wieku i powoływać się na prawdziwie ordynarnych prozatorów? Przed „Dekameronem“ istniały już francuskie „fabliaux“, po nim pojawiły się w literaturze opowieści Sercambi, świństwa, wypisywane przez pobożną królowę Nawarry, nowele Bandella oraz djalogi Aretina. Uwolnijmy się przeto raz wreszcie od sugestji fałszywego portretu. Boccaccio — stały bywalec domów publicznych, zapraszający wszystkich do nurzania się w bagnie, — to wynalazek czytelników „Dekamerona“. Ten, który był kochankiem wytwornej Marji d’Aquino, miał gusta bardziej arystokratyczne, a jego namiętność, czy też rozwiązłość filtrowała się zawsze przez duchową „l‘onestá“.
W pismach młodzieńczych, idąc za przykładem poetów „il dolce stil nuovo“, malował Boccaccio kobiety nie tylko jako istoty ziemskie, ale też często jako ideały, wyposażone we wszystkie możliwe cnoty.
W „Filostrato“ zamiast do muz i do bogów, zwracał się z inwokacją do Fiammetty. Między kobietą ukochaną a muzą nie było więc żadnej różnicy. Stanowiły one nierozłączną jedność. Podział nastąpił dopiero w czwartym dniu „Dekamerona“. Filippo Balduzzi uwierzył, że, wychowując swego syna na pustyni, uchroni go od zgubnych wpływów namiętności. Młodzieniec, znalazłszy się któregoś dnia na ulicy we Florencji, zobaczył poraz pierwszy w życiu grupę kobiet. „Co to za stworzenia, mój ojcze?“ — zapytał. — „Są to gęsi“ — odparł starzec. „Ach, ojcze, jeśli chcesz, abym był szczęśliwy, zabierzmy taką jedną gęś do naszej pustelni“.
W „Dekameronie“ też (Dzień VIII) znajduje się opowieść, którą uważać można za symptomatyczną zapowiedź przyszłego sarkastycznego stosunku do kobiet. Uczony człowiek, Rinieri, zakochał się w przewrotnej wdowie florenckiej. Mszcząc się za zniewagi i drwiny, wciągnął ją w zasadzkę i trzymał cały dzień na wieży, patrząc jak muchy i bąki dokuczają jej pięknemu ciału. „Mógłbym schwycić za pióro i napisać o tobie rzeczy takie, żebyś przeklinała dzień swego narodzenia“. Pogróżki scholara urzeczywistnił później autor „Corbaccia“. Przyczyną gniewu był jakiś fakt życiowy. Wiemy tylko tyle, że starzejący się już autor zakochał się w jakiejś wdowie. Ta pokazała list miłosny swemu kochankowi i kumoszkom i Boccaccio padł ofiarą drwin i szyderstw. Nieprzyjemna awantura miłosna miała ten skutek, że autor stał się zaprzysięgłym wrogiem kobiet. „Winieneś pracować i ćwiczyć ducha, aby dążył do doskonałości i pomnażał sławę swoją nie tylko przez słowa, ale i przez czyny. W leśnych samotniach nie opuszczą cię nimfy kastalskie, do których kobiety daremnie upodobnić się pragną. Piękność ich nie zapali w tobie płomienia grzesznej żądzy, a cnoty będą służyły przykładem dla czynów szlachetnych i prawych. Idź więc teraz z powrotem do swych kobiet, albo lepiej djablic, gdzie nic, prócz smrodu nie znajdziesz. W „Laberintho d‘amore“, tej ostatniej, alegorycznej legendzie Boccaccia miłość zmysłowa wyobrażona jest jako czyściec z perspektywą piekła w głębi: mroczna dolina odpowiada lasom, gdzie zabłądził Dante. Obydwaj nie wiedzą, jak dostali się w te straszne miejsca. Obydwóch ratują przewodnicy niebiescy, posłani przez Matkę Bożą. Alegoryczne słońce poznania i prawdy oświetla umysły. Trzeba przyznać, że umysł Boccaccia stał się wówczas właśnie śmiertelnie nudny. „Tempora mutantur“... Przypomina mi się Pietro Aretino i Tycjan. W pałacu Loredan, naprzeciwko kościoła San Silvestro mieszkała kurtyzana, Angela Zafetta, dawna przyjaciółka Aretina, której do końca życia wiernym pozostał. Dawni rozpustnicy przekształcili się już w niesłychanych obżartuchów i nieprawdopodobnych moralistów. Przy suto zastawionym stole dwaj artyści w towarzystwie starej kurtyzany dysputowali gorąco już nie o piękności kobiet, ale o ewangeljach Świętego Marka, sprawach Kościoła i innych godziwych historjach.
Mam wrażenie, że rozmowy te musiały być równie nudne, jak nudnym jest, moralnie podniosły i wzniosły, dziesiąty dzień „Dekamerona“.



Giovanni Boccaccio przyszedł na świat w 1313 roku w Paryżu. Był owocem nieprawej miłości. Ojciec jego, Boccaccio d’Ehellino, dość zamożny kupiec florencki, pchnął go na drogę handlu. Młodzieniec, garnący się całą duszą do studjów klasycznych, wkrótce zbuntował się przeciwko woli ojca i wstąpił na wydział prawa kanonicznego na uniwersytecie w Bolonji. W dniu 27 marca 1334 roku zaszedł wielki przełom w jego duszy. Spotkawszy w kościele San Lorenzo Maggiore piękną Marję, nieślubną córkę króla Roberta, zakochał się w niej i poczuł się poetą. W roku 1343 spotykamy Boccaccia we Florencji, gdzie pracuje
nad „Ameto“ i „Amorosa visione“. Przedtem już był napisał „Fiammettę“ i „Filostrata“. Po wypędzeniu z Neapolu Ludwika i królowej Joanny, przybył wraz z nimi znów do Florencji. W mieście tem zatrzymała go tym razem dłużej śmierć ojca, a także rozpoczęta praca nad „Dekameronem“. Po upływie kilku lat na dworze króla Roberta, poznał Petrarkę, z którym połączyła go później dozgonna przyjaźń. Otoczony szacunkiem i przyjaźnią przez grono uczonych, rozpoczął studja nad łaciną i greckim, których owocem było dzieło „Genealogia Deorum“. W 1350 roku przyjmował z wielkimi honorami w Florencji Petrarkę. Rzeczypospolita, ceniąca wysoko zasługi Boccaccia, wysyłała go z licznemi poselstwami do margrafa Brandeburgji i do Avignonu do Innocentego VI i Urbana V. W 1360 roku przybył Boccaccio do Neapolu, lecz wezwany do objęcia urzędu „Offiziale del Magistrato della condotta degli Stipendiarii“, powrócił znów do Toskanji. Osiedlił się jednak nie we Florencji, a w pobliskiem Certaldo, gdzie zajmował się pisaniem różnych dzieł łacińskich.
Na starość, złemi przeczuciami nękany, przebywał pewien czas w klasztorze Kartuzów w San Stefano. Florentczycy powołali go do komentowania „Boskiej Komedji“ Dantego. Wśród tej komentatorskiej pracy zaskoczyła go śmierć. Spoczywa w Certaldo w kościele św. Jakóba pod marmurową płytą z napisem:

„Hac sub mole jacent cineris et ossa Johannis
Mens sedet ante deum meritis ornata laborum.
Mortalis vitae. Genitor Boccaccius illi,
Patria Certaldum, studium fuit alma poesis“.

Edward Boyé
Zakopane — Warszawa,
1930—1932 r.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.