Dusze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dusze |
Pochodzenie | Lotos. Rzut oka na nieznaną Japonię |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1909 |
Druk | Ed. Nicz i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Dionizy Zaleski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Kinjuro, stary ogrodnik, o głowie świecącej jak kula z kości słoniowej, przysiadł na brzegu itanomy, mojej biblioteki, żeby zapalić fajkę od hibachi, które tu ciągle stoi. Paląc, strofował swojego małego pomocnika. Co chłopiec zrobił, niewiem; słyszałem tylko, jak Kinjuro mówił do chłopca, że powinien zawsze postępować tak, jak człowiek o kilku duszach. Ponieważ słowa jego zainteresowały mnie wielce, wyszedłem i usiadłem obok Kinjury.
— Kinjuro — rzekłem — czy ja mam jedną duszę, czy więcej, niewiem, ale powiedz mi, ile ty masz dusz?
— Ja, samolub, mam tylko cztery dusze — odpowiedział Kinjuro z głębokiem przekonaniem.
— Cztery? — zawołałem, niepewny, czy dobrze słyszałem.
— Cztery — powtórzył. — Ale ten chłopiec, nie ma więcej jak jedną duszę, tak brak mu cierpliwości.
— W jaki sposób dowiedziałeś się, że masz cztery dusze?
— Są ludzie mądrzy, uczeni, którzy takie rzeczy wiedzą — odparł, wytrząsając swoją małą, srebrną fajeczkę. — Są też księgi stare, które to wyjaśniają. Z wieku człowieka, z dnia jego urodzenia, z gwiazd na niebie, można oznaczyć ilość dusz jego. Ale biegłość w tem mają tylko godni czci starcy. Dzisiejsi ludzie, którzy przyjęli naukę krajów zachodnich, są już niewierzący.
— A powiedz mi Kinjuro, czy są ludzie, którzy mają więcej dusz, niż ty?
— Naturalnie; niektórzy mają pięć, inni sześć, siedem, ośm. Bogowie jednak nie dopuszczają, aby który z ludzi miał więcej, niż siedem dusz. Nie wydaje mi się jednak, aby to była reguła ogólna; gdyż przypominam sobie kobietę, żyjącą na drugiej półkuli, która posiadała kilka generacyi dusz i doskonale umiała je użytkować. Nosiła swoje dusze tak, jak inne kobiety noszą suknie i zmieniała je kilka razy na dzień. Nigdy nie była taką samą w dwóch wypadkach; wraz z duszami, zmieniała głos i sposób myślenia. Czasem wyglądała jak kobieta z południa i wtedy oczy miała brązowe, czasem jak kobieta z północy i oczy miała szare. Czasem należała do trzynastego stulecia, potem znów do osiemnastego wieku. Ludzie, patrząc na nią, wprost nie wierzyli własnym oczom, a chcąc odkryć przyczynę tych dziwnych rzeczy, domagali się od niej fotografii, aby módz jedne z drugiemi porównać. Fotografowie byli bardzo radzi, gdyż kobieta była cudownej piękności. Jednak i oni zrobili zdumiewające odkrycie; żadna fotografia nie była do drugiej podobna. Mężczyźni, którzy ją podziwiali, bali się w niej zakochać. Miała za wiele dusz.
— Być może, że w tym kraju bogów, jest tak jak mówisz Kinjuro. Są jednak kraje, w których bogowie zrobieni są ze złota, i tam się dzieje inaczej. Mieszkańcy tych krajów mają wprost kłopot z duszami. Gdyż podczas gdy jedni mają tylko pół, albo nie mają ani jednej duszy, inni są niemi przeładowani. Dusze takie udręczają wprost tych ludzi. Oczywiście są to dusze z krajów zachodnich… Ale proszę cię powiedz mi, dlaczego jest lepiej mieć kilka dusz, niż jednę?
— Panie, gdyby wszyscy mieli tę samą ilość i te same właściwości dusz, wszyscy byliby do siebie podobni. Widocznem jest przecież, jak ludzie różnią się między sobą. Różnica polega właśnie na ilości i właściwości ich dusz.
— I co jest lepiej, mieć jednę duszę, czy kilka?
— Kilka.
— A więc człowiek, posiadający tylko jedną duszę, nie może być człowiekiem doskonałym?
— Nie może być.
— A człowiek niedoskonały, czy może mieć doskonałych przodków?
— Oczywiście.
— A więc człowiek, który ma tylko jedną duszę, może mieć przodków, którzy mieli po dziewięć dusz?
— Naturalnie.
— A co się stało z owemi ośmioma duszami, których brakuje potomkowi tych doskonałych ludzi?
— To jest dzieło bogów. Bogowie sami wyznaczają ilość dusz każdemu człowiekowi, który przychodzi na świat. Godnemu dają kilka, niegodnemu jednę.
— A więc dusz nie dziedziczy się po rodzicach?
— Nie. Dusze są prastare, a liczba ich lat jest nieograniczona.
— Chciałbym jeszcze wiedzieć, czy człowiek może rozłączać się z swemi duszami? Czy może, naprzykład, mieć w tym samym czasie jedną duszę w Kyoto, drugą w Tokyo, a jeszcze inną w Matsui?
— Nie. Tego nie może; dusze są zawsze razem.
— Jakże? Jedna zamknięta w drugiej, jak lakowe szkatułki Inro?
— To wiedzą tylko bogowie.
— I dusze nigdy się nie rozłączają?
— Czasem się zdarza; ale jeżeli dusze opuszczają człowieka, ten warjuje. Waryaci, to są ci ludzie, którzy utracili swe dusze.
— A co się dzieje z duszami po śmierci?
— Pozostają razem. Gdy człowiek umiera, wchodzą dusze na dach jego domu i zostają tam przez dni czterdzieści dziewięć.
— Na dach?
— Tak, na szczyt dachu Yane-no mure.
— Czy można je widzieć?
— Nie. One są jak powietrze. Unoszą się tu i tam jak lekki wietrzyk.
— A dlaczego pozostają tam czterdzieści dziewięć dni, a nie pięćdziesiąt.
— Mają wyznaczone siedem tygodni na rozłączenie się, a siedem tygodni, to jest czterdzieści dziewięć dni; dlaczego zaś tak jest, tego niewiem.
Wierzenie to, jakoby duch zmarłego, przebywał po jego śmierci przez pewien czas na dachu, nie było mi nieznane! W wielu japońskich dramatach spotykamy się z tem wyraźnie. Nigdy jednak nie słyszałem o podwójnych, potrójnych, albo poczwórnych duszach. Dopytywałem się więc Kinjury, w nadziei, że dowiem się coś o źródłach tej wiary. Nie wiedział jednak nic ponadto, że była to wiara jego ojców. Jak większa część mieszkańców Izumy, Kinjuro jest zarówno buddhystą, jak szintoistą. Jako buddhysta, należy do sekty Zen, jako szintoista — do sekty Izumy.
Jednak jego ontologia zdaje się być niezawisłą od żadnej z tych dwóch sekt. Buddhyzm nie zna wcale nauki o duszy złożonej. Są stare, popularne szintoistyczne księgi, nieco spokrewione z nauką Kinjury. On jednak nie widział ich wcale. Księgi te mówią, że każdy z nas ma dwie dusze, Ara-mi-tama, czyli duszę surową, która jest mściwa, i Nigi-mi-tama, czyli duszę dobrą, która wszystko wybacza. Oprócz tego, wszyscy jesteśmy pod wpływem ducha Oho-Maga-Tsu-Hi-No-Kami, cudownego bóstwa zła, i ducha Oho-Naho-Bi-No-Kami, wielkiego, cudownie wyzwalającego bóstwa, które przeciwdziała wpływowi bóstwa zła.
Nie są to idee Kinjury; ale przypominam sobie pewne pismo Hirata, które z wywodami jego o możności dzielenia się dusz ma pewien związek. Hirata naucza, że Ara-mi-tama, opuszczając ciało człowieka, przybiera ludzką postać i bez jego wiedzy niszczy znienawidzonego człowieka. Zapytałem o to Kinjury.
Powiedział, że nigdy nie słyszał ani o Nigi-mi-tama, ani o Ara-mi-tama, ale opowiedział mi rzecz następującą:
Gdy kobieta spostrzeże, że mąż jej utrzymuje miłosny stosunek z drugą kobietą, zdarza się czasem, że winowajczyni popada w ciężką chorobę, której żaden lekarz uleczyć nie zdoła. Jedna z dusz małżonki doprowadzona buntem aż do emanacyi, wchodzi w ciało winnej i gnębi ją. Ale prawowita żona popada także w stan chorobliwy albo w stan obłędu, gdyż brak jej jednej duszy. Jest jeszcze inna rzecz, znana nam Japończykom, a o której wy mieszkańcy krajów zachodnich nie słyszeliście nigdy. Z mocy bogów, może czasem dusza opuścić ciało na chwilę, dla spełnienia dobrego uczynku, wykonania najtajniejszego pragnienia. W tym jednak wypadku, ciało nie cierpi wcale. Niech pan posłucha jak się taki cud dzieje. Pewien mężczyzna kocha piękną dziewczynę i pragnie się z nią ożenić; powątpiewa jednak o jej wzajemnej miłości. Udaje się zatem do „Kanushi” w jednej z sąsiednich świątyń Szinto, ofiarowuje swoje zwątpienia bogom i prosi o uwolnienie go od nich. Kapłani nie pytają go o imię, ale o wiek, dzień i godzinę jego urodzenia; rysują daty dla bogów, i polecają mu powrócić do świątyni za dni siedem. Podczas tych siedmiu dni, błagają kapłani bogów o oddalenie zwątpienia a jeden z nich zanurza swoje ciało każdego ranka, w czystej, zimnej wodzie, i spożywa tylko te potrawy, które przy świętym ogniu sporządzone zostały. Gdy mężczyzna ósmego dnia powraca do świątyni, wprowadzają go kapłani do wnętrza jednego pokoju. Ceremonja jest ukończona, modlitwy odmówione i wszyscy oczekują w milczeniu. Nagle kapłan, który prowadził czynność święcenia, zaczyna drżeć jak w febrze. Mocą bogów, dusza dziewczęcia weszła w jego ciało. Ona sama o tem nic nie wie, popada bowiem w takiej chwili w sen głęboki, z którego nic jej obudzić nie zdoła. Ponieważ dusza jej przeszła w ciało kapłana, zmuszona jest mówić szczerą prawdę, i myśli swoje odsłonić. Kapłan ów nie mówi już odtąd swoim głosem, ale głosem kobiecym: „kocham”, albo: „nienawidzę”, stosownie do tego, co rzeczywiście czuje. Jeśli mowa o nienawiści, przyczyny jej muszą zostać ujawnione, gdy o miłości, słów żadnych więcej nie potrzeba. Kapłan przestaje drżeć, gdyż dusza go opuszcza; pada na twarz i jak martwy leży długo.
— Powiedz mi Kinjuro, pytam, wysłuchawszy tych dziwnych rzeczy — czy zdarzyło ci się kiedy poznać osobiście taki fakt, żeby dusza mocą bogów opuściła ciało człowieka, i przeszła w serce kapłana?
— Tak, sam na sobie tego doświadczyłem.
Czekałem, milcząc. Stary Japończyk wypukał swoją małą, srebrną fajeczkę, skrzyżował ręce, popatrzył chwilę na kwiat lotosu i, uśmiechając się — zaczął mówić:
— Panie, byłem jeszcze bardzo młody, gdym się ożenił. Przez długie lata nie mieliśmy wcale dzieci; wreszcie żona powiła mi syna, ale umarła.
Syn mój rósł zdrowo i pięknie. Gdy wybuchła rewolucya, wstąpił do armii Syna Nieba, brał udział w wielkiej wojnie południowej i zginął śmiercią bohatera pod Kiushu. Miłowałem go nad życie, cieszyłem się więc, że bogowie pozwolili mu umrzeć dla naszego Samurai. Pogrzebano go daleko odemnie, w Kiushu, na szczycie pagórka, niedaleko Kumamoto, wielkiej twierdzy, a ja powędrowałem tam, by grób jego ozdobić. Imię jego wypisane jest także tutaj w Ninomaru na pomniku sławy bohaterów z Izumy, którzy zginęli waleczną śmiercią dla świętej sprawy cesarza. I kiedy tylko spojrzę na jego imię, raduje się me serce; mówię do niego i czasem zdaje mi się, że jest przy mnie, że kroczy przy moim boku śród sosen… Ale to nie należy do rzeczy.
Opłakiwałem żonę. Przez długie lata, któreśmy z sobą przeżyli, ani jedno słowo przykre nie padło między nami. Gdy umarła, pomyślałem, że nigdy nie mógłbym się już ożenić. Minęły dwa lata i rodzice moi, którzy pragnęli mieć córkę w domu, wskazali mi na żonę, piękną, ale ubogą dziewczynę, z dobrej rodziny. Rodzina ta należała do koła naszych krewnych, a dziewczyna była jej jedyną podporą. Tkała wełniane i jedwabne suknie, ale zarabiała niewiele.
Ponieważ była dobrą córką, a pięknej urody, ponieważ krewni jej żyli w niedostatku, rodzice moi życzyli sobie, abym ją poślubił i dopomagał jej rodzicom; mieliśmy bowiem skromne dochody z pól ryżowych. Ponieważ byłem przyzwyczajony do posłuszeństwa dla rodziców, uczyniłem co żądali. Sprowadzono Nakodo i poczęto robić przygotowania do zaślubin.
Widziałem dwa razy dziewczynę w domu jej rodziców. Za pierwszym razem, uczułem się bardzo szczęśliwy, gdyż była młoda i bardzo miła. Za drugim razem jednak spostrzegłem, że płakała i unikała mych oczu.
Serce ścisnęło mi się w piersi, gdyż pomyślałem: niechce cię, a rodzice zmuszają ją do małżeństwa. Postanowiłem zapytać o to bogów. Odłożyłem wesele na później i poszedłem do świątyni yanagi no Inari-Sama, na ulicy Zaimoku-ho. Gdy drżenie opanowało kapłana, począł do mnie mówić z duszy dziewczyny w te słowa:—Moje serce nienawidzi cię, a sam widok twego oblicza przejmuje mnie i gnębi, gdyż kocham innego, a małżeństwo to jest mi narzuconem. Pomimo jednak, że moje serce cię nienawidzi, muszę cię poślubić, gdyż rodzice moi są starzy i biedni, a ja nie jestem w mocy zapracować na ich utrzymanie, gdyż praca mnie zabija. Chociaż będę się starała być ci dobrą i wierną żoną, nie wejdzie radość do twego domu, gdyż oczy moje patrzeć będą na ciebie z głęboką nienawiścią, a gdy staniesz przedemną, życzyć ci będę śmierci. Dowiedziawszy się prawdy, zwierzyłem się moim rodzicom i napisałem do dziewczyny przyjazny list, prosząc jej, by wybaczyła mi boleść, której mimowolnie stałem się przyczyną.
I udałem chorobę, aby bez trudności zerwać małżeństwo. Zaopiekowaliśmy się tą rodziną, a dziewczyna była bardzo szczęśliwa, gdyż w krótkim czasie udało się jej poślubić umiłowanego człowieka. Rodzice moi nie zmuszali mnie już więcej do powtórnego związku i od czasu ich śmierci żyję samotnie… Ale, niech pan patrzy, jaki to okropnie zły chłopak!
Mały pomocnik Kinjury, skorzystał z naszej rozmowy i z długiego pręta bambusu i kawałka sznurka, zaimprowizował wędkę. Na końcu sznurka umocował kulkę z tytoniu, wyciągniętego ukradkiem z woreczka starego i manewrował wędką w stawie lotosów. Żaba połknęła kulkę. Chłopak podniósł ją wysoko ponad kamienie, a biedne zwierzę grzebało się i rwało w konwulsyjnym przestrachu.
— Kajii! — krzyknął ogrodnik na okrutnika. Chłopiec, śmiejąc się, rzucił wędkę i stanął nieustraszony przed nami, podczas gdy żaba, uwolniwszy się wreszcie od tytoniu, wskoczyła napowrót do stawu. Widocznie Kaji niezbyt obawiał się kary.
— Gosho-ga-warni — zawołał stary potrząsając łysą głową — o Kaji, obawiam się, że twoje przyszłe urodziny nie będą dobre. Czy ja kupuję tytoń dla żab?… No czy nie miałem racyi panie, gdym mówił—że ten chłopiec ma tylko jedną duszę?..